tfll.«
WlAlKOWłEC" LtfłfeC (Jwły) M>eh, 9 — 1960
Tadeusz IMęga^Mostowicz
7
BRACIA DALCZ IS-KA
Skinął jej ^ową i wyszedł. Z jakąż radością Maryciwia zabierała się teraz do pracy, z jaką dbałością wy-ikwnywała wszystkie jego polecenia. Fa bryia przestała być miejscem codziennej szarej: pańszczyzny; a stała się treścią dnia. Wolnegodziny,' spędzone poza biur rem, stanowiły ty)ko jakby uzupełnienie doby. Jakby czas pozostawiony na toj by mogła - przygotować się do tej cłiw^, kiedy pn wejdzie i obrzuci ją miłym, ciepłym spojrzeniem swoich przepięknych oczu. A był. tak i uprzejmy i taki uważny, .Zawsze spositirzegał każdy nowy szczegół w jej ubraniu, czasem nawet dawał jej rady: — najlepiej pani w zielonym, albo: niech pani spróbuje czesać się trochę inaczej, 'bardziej gładko, mam wrażenie, że łjędzie to: w pani typie. : .
, Marychnie aż dziwno było, że mężczyzna i do lego. jej zwierzchnik, taki poważny człowiek, jest dla nfej taki waaiy, życT-liwy i interesujący się: nią całkiem widoczinic;;»wiadczyło to o jego naprawdę wielkopańskim wychowaniu i o. dużej delikatności. Dotychczasowe doświadczenie 'Marychny w oł>cowaniu z mężczy^ami, w., ogóle niewielkie, nie wychodziło poza jej .sferę, poza kilkutia-stiu. znajomych urzędników, studentów : czy młodych oficerów. .Nie kochała się ■nigdy..Ten i ów .podobał się jej czasami, lecz bliższy kontakt z.nimi zamykały podświadomie jej marzenia o wielkiej miłości do jakiegoś niezwykłego człowieka, egzotycznego maharadży; .sławnego lotnika, gwiazdora filmowego czy zwycięzcy olimpiady. Oczwi.ście dyrektor Krzysztof pa łez nie był" żadną z tych postaci; był czymś znacznie mniejszym, ale i czymś znacznie większym. Dlaczego? — sama nie wiedziała. Nie starała się zresztą tego .zgłębić,. Zbyt pochłaniało ją przeżywanie rzeczywistości ■ i wznoszenie nad'.tąyrzeczywistością fantastycz-, nych jiaąrżBja,'jo jutrze.
Teraźniejszość, stanowiła już jakby próg do ^nłej;.' Marycha wynajęła nie-„dwży, ale- bardzo ładniutki pokoik przy iłMcy Leszno. Dojazd stąd do fabryiki trwał niespełna kwadrans, wstawała zatem z fąńatak,, jak dawniej, o szóstej, a o trzeciej była już wolna. Ten rozkład dnia wpłjinął teżna rozluźnienie stosunków z-kolegami. Nie spotykała ich w tramwajuv a zastosowując się. do prośby zwierzcbnika, nie starała, się też widywać ich w wolnej południowej godzi-
nie. Z początku trochę irytowały ją u-wagi dawnych przyjaciółek na temat jej •rzekomego "zabierania nosa", z biegiem czasu przestała na nie reagować, tym bardziej, że ostatecznie miała prawo u-ważać się za kogoś nieco wyzszego-w: hierarchii, fabrycznej od nich. Sprawiała to nie tylko większa, pen.sja. lecz i spor .sób. w jaki-trakłowałją dyrektor Krzysztof Dalcz. _ ~
Nie mogła też nie zauważyć, że: ile-: kroć do gabinetu wchodził ktokolwiek, Dalc7-, ■ zwracając się do niej, był wyjątkowo uprzejmy, do przesady grzeczny, demonstracyjnie . miły, przy jednoczesnym: ściśle oficjataym u.stosunkowaniu się.do przybyłego: Kontrast ten sprawiał Marychnienie dającą się określić radość. Cieszyłaby się nim może mniejc gdyby wiedziała, jaki efekt wywołał w licznych biurach Zakładów. Dla niej ten efekt wyraził się tylko-w tym, że terazwszy-ścy,. nie wyłączając inżynierów i kierowników ibiur, witali ją z większym sza-cU'nkiem,w".slawali z krzesła,, gdy z nią rozmawiali, kłaniali się z daleka;i nie pozwalali sobie przy niej na żarciki;
Teraz już dość częs-to z polecenia zwierzchnikia, załatwiała różne sprawy w biurach i w kantorach warsztatowych. Gza.sami; nawet wysyłana była do miasta, by- kupić jakieś książki techniczne lub, wypisać jakieś dane z wielkich encyklo-pedyj w bibliotece: ^na Koszykowej. Ilekroć była rzecz pilna, pan Krzysztof kazał, jej jechać własnymsamochodem; Zaczynały się już pierwsze przymrozki i jazda. otwartym, wozem nie sprawiałaby zbyt wielkiej rozkoszy, .gdyby nie - fakt., ze to był jego wóz, no i ze z okien ■ bu-chalterii.widać było da^konale, jak wsiadała i jak szofer owija! jej -nogi dyrektorskim pledem. A cóż to dopiero był za juił)el, gdy z okien tych zobaczono,, jak wsiadali: oboje: . ona i pan Krzysztof Dalcz!
Zdarzyło się to przy takiej sposobności: o drugiej skończyła rozkładanie do segregatorów raportów warsztatowych, gdy właśnie zadzwonił telefon. Mówiła matka pana Krzysztofa i Maryc^h-na, która teraz zawsze załatwiała jego telefony, a dowiedziała się, że pan Karol Dalcz gorzej się czuje i prosi 'syna,. by pojechał po lekarza łuib,posłał' poń samochód. Marychna natychmiast zadzwoniła ■ do narzędziowni, gdzie, jak wie-
. działa, musiał teraz być penjKftysAoi^ Przyszedł natychmiast i" powiedział:
— No, skoro, pani już skończyła z raportami, odwiozę przy sposobności panią do domu. Gdzie pani miesBJka?'
--^ Na Lesznie, proszę pana, ale po co pan będzie się fatygował... .
-^0? 'A czy nie myśli-pani, że mi to ^pxa.wLp!nyjenmość? — spojrzał na nią znacząco.
Zarumieniła się i spuściłaroczy. Pp chwili siedziała juz w samochodzie obok ruB^f. ^Tfii^T został, gdyż pan. Krzysztof saim dwiał: prowadzić wóz. Prowadził spokojnie i lekko z tą delikatnością, która cechowała całe jego postępowanie w stosunku do niej; A przecież wiedziała, że umie być szoistki, ba^ nawet brutalny. Nie tak dawno, gdy szukała _go w hartowni', słyszała: na własne .uszy; jak sztorcował"" Inżyniera Wońkowskiego. Nawymyślał mu wówczas od choler i powiedział, że taka robota jest do. Tu użył takiego słowa, jakiego nigdy by się po nim nie spodziewała.:Po prostu nie pasowało do niego; W -.ustach: innego brzmiałoby także ordynarnie, ale nie raziłoby tak bardzo,' jak w jego, tak^h ładnych i tak subtelnie zarysowanych; Zresztą Marychna nie umiała tegd'sobie wytłumaczyć, ale. zdawało się jej, że.to prawie świętokradztwo, cłyociaż od paru osób słyszała, że pan Krzysztof "nie patyczkuje się i ruga na całego". Może to jego .poza, ażeby więcej postrachu wzliudzać w podwładmych, a może po prostu zły nawyk. Wolała o tym w ogóle nie pamiętać, a przychodziło jej to tym łatwiej, że wiedząc o jej ol>ecności, nigdy tego nie robił.
' Samochód zatrzymał się.iprzed jej domem. Ot^yo^zył drzwiczki i pomógł jej wysiąść.
— Bardzo, bardzo dziękuję panu dyrektorowi— wyciągnęła doń rękę. : — To ja pani dziękuję -— powiedział z uśmiecłiem, przytrzymał ohwilę jej rękę, odsunął rękawiczkę i pocałował tuż koło przegubu.
Wpadła . do domu jak nieprzytomna. Omal. nie rzuciła się na szyję panu Wieczorkowi^ ojcu jej gospodyni, gdy ten jej drzwi otworzył. Ponieważ obiad dawano o wpół do czwartej, miała dość czasu na rozpamiętywanie, tego ważnego zdarzenia: pocałował ją w rękę! .
Od czasu,:' gdy została jego sekretarką, minęło zaledwie trzy tygodnie, a już wiedziała,-źe się to byle czym nie skoń-: czy. Jeżeli tedy tak starannie upiększała i porząidikowała swój pokoik, to nie bez myśli, że przecież może się zdarzyć, że do niej kiedy wist.ąipi. Bez:żadnych zamiarów, ale tak sobie... Właściwie, to nonsens, a jednak.
I zdarzyło się, a zdarzyło się całkiem niespodziwanie.
Marychna zawsze dość cięźko; przechodziła zwykłą słatłość. Dawniej, gdy jeszcze pracowała w sekretariacie; bra-
ła zwyidezwoŁnieme na te dfwa dni. Teraz jednak postanowiła me . przeiywac pracy; Po pierwsze tęstaio; byłoby jej za: fabryką, a po wtóre, oSMiwiała się, by -pan ICrzy^of na czas jej nieobecności nie wzi^ którejś janej, na przyWad takiej Klimaszewskiej ^ co miadrzy się io kaciego męaczyzny.
Dlatego poszła. Wyglądała jednak tak blado i tak Malnie, żeon sąm to zau? ważył i kazał jej wrócić doanu, a nazajutrz bron Boże nie : przychodzić, bp zresztą i: roboty żadnej .specgałnie nie będzie- Zaległość zaś dwudniowa da się łatwo odrobić. Ma zresztą teraz całe swoje biuro i świat się nie zawalił jeże-; U ona przez dwa dni; odpocanie. Byłprzy; tym tak delikatny, że nie wypytywał, có jej jest Widocznie dom^yslał się; Cóż, nic: dziwnego, pwno^niejedną im już kochankę (tu serce Marydmy ścisnęło śię)^ niejedną i zna sic-Jia słaJbościadh kobiecych.
Nazajutrz tedy Marychna nie poszła do fabryki. Leżała w łóżteu i haftowała cykdameny na laufrze, Ictórego przezna^ czeniem miało być upiększenie stolika przed lustrem. Była może piąta, a może kwadrans po, gdy w przedpokoju rozległ się długi dzwonek. Pewno któraś przyjaciółka gospodyni. Maryelma dyszała je j Kroki, gdy szła otworzyć drzwi; brzęk; łańcucha i nagle pukanie do jej jej pokoju. Więc do niej? Któż to może być?
Weszła gospodyni i powiedziała, że przyszedł jakiś pan i pyta, czy może: go panna Jarszówna przyjąć?
— Jaki pan? Przecież leżę w łóżfcu? Taki brunet; elegancki,; mówi, że
wie o pani chorobie i właśnie przyszedł odwiedzić.
— Boże drogi! — Marychnie zaparło oddech i^yżhy... Moja pani! Ja sama nie wiem .: No niech pasni chyba poprosi... Zaraz, czy ja nie jestem rozczochrana?
— Nie, nie i kosaulka ładna, jak się patrzy, śmiało może pani go przyjąć.
Z tymi słowami gospodyni wybiegła, a w sekundę potem do pokoju wszedł Krzysztof: Dalcz. Był nie w codziennym grubym szarym ubraniu, lecz w czarnym wizytowym, w którym wyglądał jeszcze ładniej i jeszcze subtehiiej. W ręku trzymał dużą paczkę.
— Dzień dobry pani, jakże się pani czuje — powiedział tak swoł>odnie, jaik-by w jego wizycie nie było nic nadzwyczajnego.
— Och; panie dyreikitoree — wyszeptała z trudem.
-T- Uważałem za swój mity obowiązek odwiedzić panią. No, nie przywita się pani ze mną?
Wyciągnęła rękę, która wyraźnie drżała; Pochylił się i musnął ją bardzo gorącymi ustami, przytrzymuje w swojej dłoni.
(dalszy ciąg nastąpi)
oiiniiiiiiiiuiiiniiiiHiiiiiiiiiMiiiiiniiiHiiniiiiiiiHiiiiiiMiMiiiiiiHtiiiiiiniiiiiiiiiiiiiiiiiMiiiiiHiiiniHH
Henryk Sienkiewicz
(Wyjątek z powieści "Krzyżacy'
iiiiiiiiiriHiiiijiiiiiiMiiuiHiiiiiHiiiiiiimniiiiiiiiiiHiiiiiiiiimiiiiiniiiiiiH
1
: ,Lecz, gdy po skończonej: mszy. wy-. szedł znowu.pr^ed namiot, mógł juz własnymi oczyma przekonać się, ze prawxlę Ułowili gońce, gdyż na krańcach wzno szącej się coraz bardziej: ku górze, ro-. ztegłej rów-niny, zaczerniało coś; jak gdyby, bór .wyrósł nagle na pustych; polach; a nad tym twrem grała i mieniła się w słońcu tęcza chorągwiana. Jeszcze' dalej, .hen! za Grunwaldom■ i Tannenbergiem. wznosił się ku niebu olbrzymi obłok kurzawy. Król objął; wzrokiem cały ten ^ groźny widnokrąg,; poczem zwróciwszy ; się do księdza; podkanclerzego Mikołaja, zapytał:
— Jakiego d/iś patrona? Dzień Rozesłania Apostołów
odrzekł ksiądz podkanderzy. ICról westchnął:
— Więc dzicn Apostołów będzie o-slatnim życia dla wielu tysięcy chrzęści^ jan, którzy się dziś na tym polu' zetrą.
I wskazał ręką.-szeroką, pustą równinę, na której w .pośrodku tylko, w połowie drogi do Tannenberga, wznosiło się kilka • odwiecznych dębów.
Tymczasem jednak przeprowadzono . mu konia, a w oddali ukazało się sześćdziesiąt kopii; które Zyndram ż Maszko-\wic przysypał jako straż dla psoby' królewskiej.
Straży królewskiej przywodził Aleksander, młodszy syn księcia na Płocku, a'Jbrat tego Ziemowita, który szczególną "przertiyślnoscią •' do wojny obdaj-zon. zasiadał w radzie wojskowej*. Drugie po nim miejsce tnymał litewski synowiec monarchy. Zygmunt Korybut, młodzian wielkich nadziei i ;Wielkich przeaiaczeń; ale niespokojnego ducha. Między rycer^ stwem> najsłynniejsi byli: Jaśko Mążyk z Dąbrowy, prawdziwy olbayiTy pósta^ wą niemal Paszkowi z -Biskupic równy. ..a siłą niewiele samemu Zawiszy Czarnemu ustępujący, Żóława, baron czeski; drobny i chudy, ale sprawności niezmiernej, stynnyna^dworze czeskim iwęgier-skim z jwjedynków. w których kilkunastu rycerzy rakuskich rozciągnął; i drugi Czech Sokół; łucznik nad łućzniki. i Wielkopolanin Bieniasz Wierusz; i.Piotr Me-dyolański; i bojarzyn litewski Sieńko z Pohostą;któi^o ojciec Piolr jednej chorągwi smoleńskiej przywodził, i Jcrewny króla kniaź FiecUłszkOj i ibmat Jaipant.
a zresztą sami polscy rycer?e,; "wybrani z tysięców", którzy wszyscy zaprzysięgli do ostatniej krwi króla bronić i od wszelkiej wojennej przygody go osłaniać. Zaś bezpośrednio przy osobie ^królewskiej znajdował się ksiądz podkanderzy Mikołaj i sekretarz Zbyszko z Oleśnicy^, młodzieńczyk uczony, biegły w sztuce czytania iw piśmie, ale zarazem siłą do dzika podobny. Nad zbroją pana czai-wali trzej' .giermkowie: Czajka: z Nowego Dworu.V Mikołaj z Morawicy-i Daniłko Rusin, który dzierżył łuk i sajdak królewski; Dopełniało orszaku kilkunastu dworskich; którzy na scigłych biegunach mieli z rozkazami do wojsk latać. •
.GjermkowMeprzybrali pana w świetną błyszczącą zbroję, poczem przywiedli mu również "wybranego z tysięców" cisa-wego rumaka, który parskał nozdrzami na dobrą wróżbę z pod stalowego na-czolka 1 napełniając rżenie jwwietrzem. przysiadał nieco, jak ptakv który się chce zerwać do. lotu. Król. gdy^ucznł pod| j sobą konia, a w ręku kopię, zmienił się nagle. Smutek znikł z .oblicza, małe, czarne oczy poczęły bł\'skać, a na twa-, rzy .zjawiły się rumieńce: lecz była to. chwila tylko, bo gdy; ksiądz podkincle-rzy począł go żegnać krzyżem, spoważniał znów i pochylił z pokorą, przybraną w srebnysly hebn, głowę.
wiele.innych zakonńych;'iNieznane:im były jeno znaki różnych .gości zagranicznych; których tysiące nadciągnęły. ze wszystkich stron^świata: z Rafcuz,: z Bawarii,: ze Szwabii, ze Szwajcarii, ze słynnej z rycerstwa Burgundii,. z. bogatej Flandrii, ze słonecznej Francji; o 'której rycerzach powiadał onig.L Maćko, że nawet leżąc JUŻ na ziemi, jeszcze waleczne słowa mówią, z zamorskiej Anglii, ojczyzny celnych łuczników, i nawet z dalekiej .Hiszpanii; gdzie wśród ustawicznych walk z Saracenami rozikwitło: nad wszystkie inne kraje męstwo i honor;.
A zaś onej twardej, szlachcie z.pod Sieradza, z,Koniecpola, z Krześni, z Rogowa i Brzozowej, jak również: z innych ziem polskich,: poczęła się krew burzyć wżyłach na myśl. ze za chwilę przyjdzie im się związać z Niemcami i całym tym swietnem rycerstwem; Twarzy starszych stały: się poważne i surowe, ci bowiem wiedzieli, jak ciężka i okrutna będzie to praca; Atoli serca młodych poczęły skowytać, tak właśnie,, jak. skowyczą trzymane na uwięzi psy.myśliwie, gdy.zdała dzikiego zwierza ujrzą. Więc niektórzy.
r dążąc wielkimi siłami do bitwy, zapłonął teraz wielką radością, gdy nagle znalazł się przed nieprzyjacielem, i gdy widok walnej chorągwi całego królestwa; której czerwień spostrzeżono na ciemnym tle boru, nie pozwalał już dłużej wątpić, że tkiwi przed nim 'główna armia ^
Ale na stojących pod lasem i w lesie Polaków nijak było Niemcom udenać, gdyż rycerstwo straszne tylko było w czystym ipolu; nie liibiło żaś i nie umiało walczyć w gęstwinie drzewnej.
Zebrano się więc na. krótką naradę przy boku Mistrza, jakim epasobcm wywabić z zarośli nieprzyjaciela;
— Na świętego Jerzego! —-zawołał Mistrz. Dwie mile ujechalfemy nie spoczywając; i upał. doskwiera, a ciała oblew -».ją nam się - potem pod zbroją. Nie będziem-żeftiu czekali, póki nieprzyjacielowi nie podoba się wystąpić w pole;
A na to bra'bia Wende, mąż poważny wiekiem i rozumem, rzekł: ^
— Zaiste, już wyśmiewano tutaj moje słowa ^:i wyśmiewali je tacy, którzy
ściskając silniej: w garściach kopie, ręko- bogdaj że .umifcną z. tego pola, na którym
Tymczasem armia niemiecka, zstępując zwolna; z wyniosłcj równiny.: minęła Grunwald, ramęła Tannenberg i zatrzymała się w zupełnym bojowym szyku w połowie pola. Z dołu, z. polskiego obozu widać było doskonale groźną ławę zakutych w żelazne zbroje koni i rycerzy: Bystrzejsze oczy. odróżniały, na-wet^dokładnie, o ile wiatr targający na to pozwalał, rozmaite znaki na nich wyszyte, jako: krzyże, orły, gryfy; miecze; hehny, barankL głowy żubrów, i niedż-auedzi.
r Stary Macko i Zbyszko^ którzy; wojując poprzednio z Krzyżakami, znali ich wojska i herby, pokazywali swoim Sie-' radzianomdwie^ chorągwie' Mistrza, w któr>ch służył sam kwiat i:'dobór .rj-cerstwa, i walną chorągiew całego zakonu, .której przewodził Fryderyk von Wallenrod,, i: potężną; :świętego Jerzego, z krzyzęjn czeiwtmym wipoju k|aływ, i
jescie. mieczów i toporzyska, osadzali na zadach konie, jakby do skoku, inni poczęli oddychać szybko, jakby stało im się nagle za ciasno w pancerzach. Do-świadczeńsi jednak wojownicy uspokajali ich. mówiąc; "Nie minie was, a starczy dla każdego, daj Bóg,; by nie było nadto".
Lecz' Krzyżacy, spoglądając; z góry na lesistą nizinę, widzieli na krawędzi boru:tylko: kilkanaście polskich chorągwi i .wcale nie byli pewni; czy to jest cała armia królewska. Wprawdzie na lewo, koło jeziora widać było także szare gromady, wojowników, a w-kuszczach błyszczało coś nakształt grotów sulic; to jest lekkich dzid,; których używali Litwini. Mógł to być jednak tylko znaczny podjazd, polski. Dopiero zbiegowie ze zburzonego Gilgemburga, których kilkunastu sprowadzono przed Mistrza. • zaświadczyli, iż naprzeciw stoją' wszystkie wojska polsko-litewskie.
Lecz próżno: mówili^o ich potędze. Mistrz. Ulrych nie chciał im wierzyć, gdyż od: początiku tej wojny wienył tylko w to, CO; było mu na rękę i wróżyło nie-chy:bne zwycięstwo. Zwiadów i gońców nie rozsyłał, rozumiejąc, że' i bez tego w^ystkiego musi pnyjść do wabiej bitwy, a^ bitwa, owa nie może zakończyć się iTiac2ej.:,jak straszliwą Męska niej)rzy-jaciela. Dufny w siłę, lekceważył też przeciwnika; a gdy korotur gniewski, który na: swoją rękę czynił wywiady, przedstawiał mu; że jednak wojska Jagiełły są liczniejsze — odpowiadał:
-Jakie tam wojska! Jeno z Polaki przyjdzie sięnieco wysilić, a reszta j choćby ich było najwięcej, pośledni to łod, lę|>szy <Jo łyżiki, niż do oręża, . " •
ja polegnę:(i tu spojrzał na: Wernera von Tetlingen) --- 'ale .wżdy powiem, jo mi sumienie i 'miłość' do Zakonu naka' żuje. Nie serca brak Polakom, jeno, jako wiem, król do ostatka spodziewa się wysłanników pokoju.
Werner von Tetlłngen nie odrzekł nic, tylko parafcn^wagardliwym. śmiechem, alei Mistrzowi niemiłe byłysłowa Wendego, więc.ozwałsię:
— Zali czas myśleć .tferaz o pokoju? Nad inną sprawą mamy: radżłć; -';
—Czas zawsze -na- dzieło uvBQże. — odrzekł von Wende. -
Lecz okrutny komturcriuołłowiski Henryk, który zaprzysią^ żetóżernos^^ pned sobą dwa nagie r miecze, dopóki ich w (pWskiej -krwi nie ubroczy — zmp-cił do Mistrza swe tłuste, spotoiałe oWi-; cze i zakrzyknął X46piewiąm> (^riitnym:
■— Milsza .mi śmierć ffd hańby! / i choćby sam jeden, tymi'nriećzamijna całe wojsko polsikie uderzę!
Ulrych zmarszczył nieco brwi: ---Przeciw poshBzeństwu mówisz^ rzekł.
^ potem do komturów: y _^
— Radźcie jeno o tym, jak niepny-jaciela z boru wycią^iąć._
Więc różni różnie radzili, aż wreszcie podobałoTsię komturom i przedniej-szym gośdom rycersikim zdanie Gens-dorfa, aby wysłać dwócfa heroldów do króla z oznajmieniem, że Mistrz przysyła mu dwa. miecze i iwyzywa' Tohkinr i^a bófj ćmiertełny, jeiHi zaś mu mało pofa^ tb tBstąpi ^lieco z ^wojskiem, aby im go
MIDTOWN -FORMAL RENTALS
Wypożyczamy ■ pitkne śkfbne' : stroje -męskie i damskie. 635 Sł. Clair ^ LE 5-9Mł
lS-r-99
POZBĄDł Slf
siwego włosa
RETONE
bardzo many frerftk : nwr dycyay naila TwofMnu wto-«owl ; 1c o I« r pierwotny. I piękny.
BEZ UiYCIA FIARB I UTLENIANIA ^
Dzisiaj pnyśH j zamówienie wraz z iia;adrcs:
-i^ANCHOR PISTRIBUTORS P.O. BexlM3, Statien f^C", Toronto, Oni; Obecnie do nabycia w "MIDTOWN DRUCS" «2 «uMrt Sti W., Toronto, Ont; ; LANOIS PHARMACY Ml OUean Sł.- We*ł — Toronto, Ont. DYMOND ORUĆS LTD. . M Dałhousie St. -T- Brantferd, Ont.
1-E4
OKULIŚCI
OKULISTA
S. BflOGOWSKI, O.O.,
420 Roncesy«ilcs Avt.
(blisko Howard Park) Godziny przyjęć od 10-6.30 oraz za telefonicznym porozumieniem.
Tel. LE 1-4251 — CL 9-8029
P
Stankrąjoiira
py p. MMfwMtklcII
'^aiiiłas ńarmacy'!
Wysyłka lekatsfcłr do ^ŃtiU 546 Outan Sł.-W. Toronfi (koło BatIiQi9t) IM ,3474
84
DENTYM
Dr. WłMif łaii SMiUSX«S
LEKARZ DENTYSTA
(drugi dom od RodcesraUes) Przyjmą je za uprzedniin telcfo. nicznym porozumieniem T«t«fen-LE M250 129 Grtnadicr Rd. s
DR. W. W. SYOORUK
DENTYSTA
Przyjmuje po uprzednim telefónlw.
nym porozumieniu. 80 Rencesvallts Ave. •; T*reiHo Tel. LE 54688
1 P
zkowiec dla je przjTJom alej pełni, 2 wyczekiwan ;każdy-'kto w; ^całorocznej la na słońci i. cieszy zie ra.
■ajmytego la
OKULISTKA
J. T. SZYDŁOWSKI,
O.O., F,B.O.A.
Badanie oczu, dobieranie szkieł i dopasowywanie ^'contact lenses" codziennie od 10—7, soboty włącznie, w innycłi godzin acłi za uprzednim porozumieniem.: '
1063 Bioor St. West - LE 2-8793
(róg Havelock) . 17-P
DR. T. L. GRINOWSKI
OEHTYSTA CHIRURG ; Mówi po polsku; 514 Dund«i St. W. Toronto Tol. EM 8-9038
1 P
Baj
(Słudnia - ^
J^. matka' tn Wojciecha
Dr. V. JINDRA
LEKARZ • DENTYSTA
zawiadamia pacjentów dr. Więckowskiego o : przyjęciu praktyki - n» 3tO Błoor .St; W. Tclcf^ WA 2'0M4, Wizyty za uprzednim -porozumieniem telefonicznym. «p
Luiisky
WA 1-3924
Oczy Iwdamy,. okulary dostosowujemy do ws^stkicli defektów wzroku^ na nerwowość, na ból głowy; Mówimy po polsku.
fintiioi bogactwem irył^łómą;-kilką ini^ańychi- jedriJ iiii^ studzienka; ^^^i[^tyle,;.cpv;ii tó|afer(izało jej a ,|e;|^mniaków ■ ^^:ani\rią :nąp<3 iii'lttBwet często m Pismo nie Hko niltiy czyłi^ awO^la całej rod2 trzeba go łaku prenumerowai ~^rtku — pro;
te ipdl wodę do rze tiKi|j»k ■chodził;.!
;--|{;^|tee«iiam',sił"-
/MJlpia- -.ze-; sri^^
:;-J^.,móze.ty. W( d€$«;dziś po wodę*
■mąm';;sił-:
5J'^'iwócly odpp 'edh^;^ W Sie n
ie;!ni|gla gó-maiik le rozgnieć
OkirGsta
4T0 Colhgi St.
H. WITKIN - Okulista
M»tit9 ^tju ^ DofMsowywani* okulariw
'.''''Wypałniania. racapł.''.
godziny przyjęć 9.30—«.
599 Bloor St W. Toronto Tel. LE 5-1521
(Blisko Palmerston, obok Bbor Medical Center) WiacMrami pnylmuja po upnadkiim um<wianftt^lj||^
Łach Chiropracłic Clinic
Stanisław J. Lach, D.C. Władysław J. Lich, D.C.
DOKTORZY CHIROPRAKTYKI
prześwietlenia
124 RenctiYallas Ava. — Toronta — LI MIII
Luck Chiropractie 1)liriie
BRACIA ŁUKOWSCY, :
DOKTORZY CHiROPRAKTYII
Specjaliści w leczeniu irtretyzmA; rffumatjniia, polip, liimbaBo. sf jłfrlci dolifcliwoiści muskułów 1 stawów, oraz zasilania i normowania całego. ■ organizmu, X-Ray prześwietlenia. : .
1848 BLOOR Sł. W., TORONTO, ONT. — TEL. RO 9.J25»
140 CHURCH ST. ST. CATHARINES
TEL. MU.43161 1 p
ŁANDIS PHAfiMAOY
462 Queen St. W. Toronto EM 8-2129
Nasza, apteka to wasz punkt, gdzie znajdziecie poradę w zakupie różnych witamin i lekarstw dla waszego zdrowia. KwalifikowaJU aptekarz jest zawsze dla waszych usług w sprawie wysyłek lekarstw do Europy. Lekarstwa najwyższej jakości i świeiośd po cenach najniższych. Gwarantujemy doUadną poradę w wyborze kosmetyków. Obsłużymy was w waszym ojczystym jciyku.
lość mamy t Sjdztómy -w, świat. J^^l'-powiedzieli, poszedł na s stągO sąsiada, a \ ęd^ofucał do miasta
najmłodszym syni 3j'/fiylo. Sama mi )^'^ć, ziemniaki }sii^'Z daleka-wed* Afe^ Jasiek nie ' «a^ie w leniwyc jW>40d ziemi odrósł •}:'B(5Diagać; .A wci tySA jakby to. zn udlfettnce wody pr :Kigly tak -zasU BWtiego dnia wysze ni-Jacebrny wąz.i i ^^Śrebrne źródło "'■^ iłkop w ziemi |aji woda żyw
i.,dlugo. tak ir tał Jasiek. zakołysał się 'anlcl i syknął--^i|A.ni chwili ni( z przerwy, ie ci żróf^ło. Cl] Jasiek.'. :yl..do studziiE
9ał: dzieri. kopi maika do w
APTEKA GARDIAN*A
Włakiciel TADEUSZ GA RDIA.N.-
Najstarsza, polska apteka w Toronto. Wykonujemy recepty ze wszystkich krajów. - ' ^
' Zamówienia wysyłamy natych^miast. Piszcie, telefonnjcie lub zgłaszajcic- się osobiście.—.Bbpierajcie.polski: aptekę,'"
WYSYŁAMY WSZELKIE LEKARSTWA DO POLSICI I INNYCH KRAJÓW ..EUROPY ORAZ t DO USSft.. '
297 Roncesvalles Ave. Tel. LE'6^3003
TORONTO, OHT. , »-P
' JuLc JiDAMSKLl Ml
ORONT
OUEEN ST.
im
DOMINION TRATEL OmSE
55 Walllneton Wasł - Toronto — Tol. IM M4S1 S. HEIFETZ, NOTAltY PUBLIC
Załatwiamy sprawnie i solidnie: Sprowadzanie krewojdi t Mdd na stałe lub wizytę. — Wiqr do Polski w 10 dsL — Wyjod d* USA na stale łub wizytę. — Sprawy majątkowe w.kraja,altf aarowizny, pełnomocnictwa, małteństwa przez zastępcę i 1 siwawy. Gwarantowaną pnesyłkę pieniędzy i paczek do Polski i Ukrałnj. TlyiMc»iilo,yołariałBO.yaMatfch iikoiiniHiwr, 'Boplataa ttfomaeja listownie, daot)^ 1 tetefooiento.
m
im
LEKI
NASZE PAi iiidąe do.P
DLACZEGO PAC
Obshiżą Cię p fóe, wykonają Ceny nasze .są Dostawa naszy rsntflwana.
LATWIAMY i ■J CENIE — IRSTW.
0^4551