ara
3§#
rai*
itli
(,f1
"ZWIĄZKOWIEC* SIERPIEŃ (August) Snuto. 6 — \956
Franciszek Kmiełowicz
Copyright resenred by FolUb AUlance Presa Ltd.
61
__: Kiedy ty będziesz miała męża i
'o.1 ja? — Sara cofnęła się o krok, zdumiona- Dzieci przecież mam, a maż jest mi niepotrzebny! _
1. Mówisz tak, bo nigdy nie byłaś mężatką*' Łudzisz się, że dzieci, które wychowujesz to twój właściwy świat! Nie wierzę w to! Pełne życie dla kobiety jest u boku. męża i w otoczeniu własnych dzieci!'
— Buntujesz mnie przeciwko dzieciom, które wychowuję? — spytała nąwpół jartem Sara..
Mam
Nie! — odparta Maria. — Wychowuj je dalej, ale pomyśl o pełnym życiu. 7ftprvdui sie na małżeństwo! Jak, opo-wiadają, sporo mężczyzn ubiega się o ciebie; a ty ich z reguły przepędzasz! Dlaczego? Zapomnij ó Szulcu... . Ma dźwięk nazwiska Sara drgnęła.
Przez twarz; jej przebiegł cień smutku Opanowała się jednak.
— Mario! — rzekła. — Nie martw się mną! Jestem na swój sposób szczęśliwa! Nie sądź, by wszyscy ludzie mieli jedną i tę samą drogę życia. Nie warto uszczęśliwiać ludzi na swój sposób! Pomyśl, gdybym teraz zabrała ci Patryka i dzieci, a na ich miejsce dała moje sieroty, mniemając, że będziesz szczęśliwa, ponieważ ja się czuję zupełnie dobrze w tej sytuacji, czy ty byś mnie za to pochwalfla?
— Nie! — Maria, odparła żywo.
— A widzisz! Ty jesteś szczęśliwa na swój sposób, a ja na mój! Nie próbujmy narzucać swoje szczęście drugim! Nie zawsze fo, co nam jest drogie, musi być równie cenne postronnym osobom! Niech każdy na swój sposób stara się być szczęśliwy. . , V;
koju za sklepem? — spytał. — ważne sprawy do omówienia!
— Owszem, Janku! — zgodziła się chętnie Sara. : -
Kiedy znaleźli się w pokoju Sayer rzekł skruszonym głosem:
— Jest mi niezmiernie przykro!..
— Ha, ha, ha! — zaśmiała się Sara. — A więc zdążyłeś się dowiedzieć, że Sam i Nancy nie są moimi dziećmi! Chciałam ci to sama powiedzieć, ale trzasnąłeś drzwiami!
— Wybacz! Niepotrzebnie uniosłem się!
Nie mam żalu do ciebie! — odparła szczerym głosem.
miała!
. Sayer tęsknym wzrokiem popatrzył na Sarę. Panna Stone cofnęła się pod ścianę. Owładnął ją dziwny niepokój. Ręce
Rozdział XXIX
-0, Janku! — zawołała z uprzejmym uśmiechem Sara widząc Sayera wchodzącego do sklepu. — Czym mogę służyć?
Sayer spojrzał z zakłopotaniem po subiektach. ,
— Sara! — rzekł Sayer prosząco. Nie wiem, czy zasłużyłem sobie, abyś ze mną rozmawiała: Tyle już,razy dokuczyłem ci! Nawet cię uderzyłem...
— To już należy do zapomnianej przeszłości!
— Wierz mi, — ciągnął dalej Sayer, że nie jestem taki zły, jak się czasem wydaję. Poza tym przeszedłem wiele, doświadczyłem wiele. Będąc W Stanach Zjednoczonych ożeniłem się, lecz żona umarła przed rokiem!.
— Przyjmij moje najgłębsze współczucie, Janku! —- Sara rzekła z nieukrywanym smutkiem. — Nie wiedziałam, że los tak ciężko cię doświadczył!
— Może się i dobrze tak stało, — westchnął Sayer, — że Ema umarła bo ją nie kochałem!
Lubiałem i szanowałem ją, ale nie kochałem, bo serce moje było przy tobie.
Sara oparła się o ścianę. Była mocno wzruszona. Drżała. Palcami ' nerwowo skręcała chusteczkę. Policzki zaczęły piec. Usta pałały. Oddech skracał się.
Sayer przybliżył się,1
— Nie wiem, czy kochałaś mnie? — rzekł. — Jeżeli w twoim sercu jest choć iskierka uczucia dla mnie to próbuję Wykrzesać z niej ogień!
Patrzył proszącym, błagającym, żebrzącym wzrokiem. Sara milczała.:'Zaciskała usta. Paznokcie wbiła w dłoń. Całymi plecami oparła sije_o ścianę. Ostatkiem sił, powstrzymywała wybuch wulkanu.
Sayer zbliżył się jeszcze więcej, by ją pocałować.
r-' Nie, Janku! — wyrzuciła Sara z siebie słowa jednyriftchem. — NlefNie' Nie! 1 :./■;-,'.
Sayer nie zwracał uwagi na protesty. Powoli zbliżał swe usta: świat coraz mocniej, zaczął wirować przed oczami Sary. Kręgi, koła, kółka i te usta... usta... usta. Ach! ■-' ': y: ■ ' . , ——
Juz miął ją pocałować, gdy do pokoju wpadły dzieci, Sara momentalnie
i — Nie chcę być ojczymem lecz ojcem twoich dzieci!
— Każdy ojczym tak mówi, nim się ożeni! v.- -
— Czemu tak obstajesz przy tych dzieciach? — spytał z lekko podenerwowanym głosem. — Przecież to nie są twoje! Nikt nie wymaga od ciebie ofiar!
— Przestań mnie pouczać! — Sara odparła. — Te dzieci są moje. Matką'jest ta osoba, która je wychowa, a nie ta, która je wydała na świat. To rodzicielka a nie matka U
— Sara! — prosił Sayer. — Zrozum, że nie potrzebnie utrudniasz sobie, dzieciom i mnie życie! — —
— Janku! — Sara zwróciła się do niego perswadującym głosem. — Nim nie wróciłeś z Stanów Zjednoczonych Sam, Nancy_i ja tworzyliśmy razem bardzo szczęśliwą rodzinę. Nikt^ więcej nie był nam potrzebny! Czy mam wpuścić do rodziny kogoś, kto może zakłócić to szczęście?
" — Sara!
— Nie, Janku! Rozumiem, że
jesteś
bez miłości?
— Byłem zrozpaczony! — Sayer rozłożył bezradnie ręceT — Nie sądziłem, że będę mógł wrócić do Toronto, dlatego postanowiłem osiąść na zawsze w Stanach — Czy nie moglibyśmy przejść do po- Zjednoczonych. Ema była zacną kobietą.
miummuu...........uuuuLLimyumTTPn
Ty^awsze^trafisz^yć^rozu-jwró^
Sayera od siebie.
— Mamo! Mamo! — wołały dzieci. — Przyniosłyśmy ci kwiaty! Oto bukiecik.
— Naprawdę śliczne! — odparła Sara, biorąc bukiecik kwiatów do ręki. — Dziękuję wam za nie!
Dzieci wybiegły z pokoju.
— Jak to się świetnie składa! — zawołał Sayer. — Nawet kwiaty są na'zaręczyny!
— Nie będzie zaręczyn! •—• odparła chłodno Sara. — Nie mam zamiaru się wydać!
Sayer szeroko; otworzył oczy z zdumieniem. Co się stało? Przed chwilą wydawało mu się, że uczucie rozpaliło Sarę do białości. A teraz? Odpowiada z zimnym spokojem, jak gdyby była bryłą lodu a nie kobićtą.
—Nie rozumiem! — wyjąkał.Czy chcesz zostać starą panną do śmierci?
— Nie jestem starą panną, lecz matką! — odparła dobHnym głosem, akcentując każde słowo. — Mąż me jest mi potrzebny. .,
— A może 'dzieciom potrzebny jest ojciec? .. * ;'^.._.:.._-,-_
MeTcocliałeś? — wykrzyknęła Sara z przestrachem. — Jak mogłeś się żenić
— Ojczym/ chciałeś- powiedzieć! — poprawiła go. — Otóż nie zgodzę się na niego. Nie chcę, by ktoś miał podnieść rękę na moje dziecko!
sam i chcesz założyć sobie gniazdo ro dzinne! Ńapewno znajdziesz sobie lepszą irobietę ode mnterżyczę ci tego z całego serca;! Zostaw mnie jednak w spokoju! Nie jestem samą, opuszczoną, zaginioną w świecie. Mam dzieci!
Sayer przez chwilę milczał. Ważył, czy szukać nowych argumentów. Zrezygnował., Mróz jaki wiał z słów Sary, studził zapał. Spojrzał na jej twarz. Wyczuł z niej stanowczość, bezkompromisowość, upór.
Wzruszył ramionami bezradnie. ; Opuścił pokój.
Rozdział L
— Mackenzie wrócił z. Stanów Zjednoczonych!
— Mackenzie w Toronto!
Wieść lotem błyskawicy obiegła miasto. Podawano ją od domu do domu. Na ulicach zatrzymywali się przechodnie gorąco dyskutowali. Krzyczeli. Wymachiwali. Grozili. W Toronto zawrzało. W tawernach i piwiarniach zjawili się ludzie1, ~którey—stewiali^kolejki"Tnętom społecznym i zachęcali do wystąpień ulicznych. Pod wpływem nadmiaru alkoholu motłoch był gotowy do wykonania zbrodniczej roboty. Z tawern wysypały się gromady z okrzykiem: —• Śmierć Mackenziemu!
— Śmierć zdrajcy narodu!
— Śmierć! śmierć! śmierć!
OKULIŚCI
OKULISTKI
Br. Buhowske-Be|nar, R. O.
Wiktoria Bukowska, O. D.
prowadza, nowoczesny gabinet okulistyczny przy y.
274 Ronc«svellet Avtnire
obok Geoffrey St. Tal, LE 2-5493
Godziny przyjęć: codziennie od 10 rano do 9 wieczór. W soboty od "10 rano do 6 wieczór. 37/S
1
ADWOKACI
george ben. B.a.
ADWOKAT I NOTARIUSZ
Mówi po polsku 1147 Dundai St. W. • Toronto Tol. LE 4-8431 I LE 4-8432
LEKARZE
■■ ii ii i, utmlm
I
Dr. i. ZELCER
LEKARZ
500 Colta* St. (róg Palmemtó)
. Godziny^ przyjęć: i « od UO—4 po p^M^Mmi
. X-RAV, \ TO-W
HF
B.A., M.D., L.M.C.C. 'V ■ J LEKARZ; I CHIRURG . „ . Godziny przyj-: od 11—12 przed pot.k-l-4.S0 po pot I od 7—9 wleczcrafl/i
tM Bathurst St. — Toronto Tal. LE 34423
jan l 2. góra
—-ADWOKAT — OBROŃCA
- NOTARIUSZ 1437 Ouaan St. W. — .Toronto
Tel. Biura: LE 3»V211 —MieszlcrOilcvl!la VI &1.215
S6/S
E. H. łuck b.A. łlb,
(ŁUKOWSKI) ADWOKAT, NOTARIUSJT OBROŃCA Wspólnik firmy prawniczej Dlaney, Pasternak I Uuek
57 BLOOR St. W. róg Bay, pokój 206 TEL. WA 4-WS5
Przyjmuje takie wieczorami od 7«J do 9-teJ oraz w soboty za telefonicznym^ porozumieniem;; 55 S
POWRÓCĄ
dr. m. kosowski
Choroby kobieca I połotnlerwa (Leczenia niepłodności)
Przyjmuje za uprzednim telef.
— poiuzmofeniem, • ,
LE 5-7434 lub LE 6-1470 611 Bloor Straat W.
' (róg Pą^nt-^iy)
DENTYŚCI
Pismo trzeba nie tylko
czytad alo I prenumerować:
ARROW ELECTRIC SERVICE
Instalacje elektryczne i' naprawy
Tel. LE 2-7938.
--------~ BR-'/!
Polski skład towarów żelaznych, farb, naczyń kuchennych oraz przyborów wodociągowych I. ogrzewania
J. & J. HARDWARE
J. Stefaniak, właś4.
745 Ouean St. W. - EM 64863
Solidna obsługa. — Niskie ceny. Bezpłatne porady w sprawach kanalizacji 1 ogrzewania. ■• ■' S
I POLSKA OCZYMA KOBIETY
: ■ Amerykanin wobec jo państwa.''! ■r:;-r • fiński: Polityka ro-
■:: /
towskir Koncept, za-iżowarlia, * iszewśkirIntelijgen-i naród, .
arczyk': PólsM ;Ą gosodatezy. /v"
•ną kronikę 7. biltu-riały-do najnowszej olski, opówiadańia;-idego poety-B; Czay-. omówienia nowych
ycia- w Ksiejarnl a" w cenla ^1.15.
W każdej po-Idróży morskiej [jest jeden szczególnie miły wie-— tzw. wie-pzor kapitański. Dzieci już wcześ-liej miały swą abawe. Dostały baloniki, zabaw-
i słodycze, tańczyły przy dzwię kaćh orkiestry, oglądaj fihn^ Dopiero teraz widziało się, ile tiil jest ego drobiazgu. Przeszło siedem-iesięcioro. Poczynając od ma leństw w ramionach pielęgniarek, kończąc na podrastających panien-ach.
Dorośli rozpoczęli wieczór uro-ystym obiadem. Stoliki przyśtro-ono kwiatami i chorągiewkami fistw, z których pochodzą' pasa-erówie. kapitan. Franciszek Szu-óński przemówił przez mikrofon Jęcząc miłego spędzenia czasu w awno nie widzianej; Ójrayźnję. .Obiad przygotowano wystawny i wity. Zbyt obfity na nasze, juź »7czajohe do sKrónmeJ an-jielskiej kuchni, żołądkL Pasaie-pwie ubrani odświętnie. • [Ale co to? W pewnym raomen-ł« gaśnie światło. Z kuchni wy-podzi nędem naszych dwudzies-ośmiu kelnerów, niosąc przed ^ na tacy wieżyczkę lodową; szczycie kaidej zapalone świa-tto. Orkiestra gra melodyjne świetliki, lecą^./ światełka \*h wkc4o i zatrzymują się przy olikath. Zapala siec światło o-ski - szmer podziwu ... Prawda, to nietyikp wieczór kapiianski;
Nadsyła, B. Głogowska z Polski
ale
i noc świętojańska! Pasażerowie są oczarowani: Ale to nie koniec. Czeka ich zabawa, do rana ... jeśli wytrzymają!
• * # ■ * ■" Anglia wita nas swą charakterystyczną pogodą: zachmurzonym niebem, mgłą i zimnem. W Sout-hampton cześć pasażerów nas o-puszcza, na ich miejsce przybywają inni. Przeważnie ci, co jadą z Anglii na wizytę o Polski, lub odwrotnie — ci którzy wracają z Anglii do krewnych.
Znowu odbijamy od brzegu przy dźwiękach hymnów . Batorego. Przed nami jeszcze całe morze Północne, 'ale co to dla nas, starych weteranów, cośmy cały wielki ocean przebyli! Statek idzie te raz równo i spokojnie.
W Kopenhadzie pogoda nie lep sza.. Zwiedzamy miasto w specjalnych autokarach. Inny ma charakter niż nasze kanadyjskie miasta. Jest stare, pełne zabytków i pamiątek, czyste, zdobne zielenią parków i kwietników. W pobliżu o-krętu ustawili przekupnie swoje wózki z bananami Wykrzykują po angielsku: 'Trzy za pięć centów". Dzieci oczywiście chcą bananów, bo na okręcie podają tylko pomarańcze, gruszki i jabłka.
Dwunastego dnia swej podróży statek Batory wpłynął do portu polskiego Gdyni. Od wczesnego już rana wszyscy pasażerowie stali na pokładzie, wpatrując się w zarysy portu. Było dość ciepło ł słonecznie, li wejścia do portu zatrzymaliśmy się na chwilę. I wtedy... na
(2) falach Bałtyku dojrzeliśmy płynący ku nam — wianeczek> z kwiatów. Wszyscy ze wzrusszeniem patrzyli na ten barwny punkcik na wodzie. Prawda, toż" to niedawno była noc świętojańska! Nad morzem puszczano wianki i ten wianuszek z kwiatów wypłynął nam z portu na powitanie.
Tymczasem - zadźwięczały syreny zakotwiczonych w porcie statków, witając, nasz okręt: Powoli ^zbliżyliśmy się do brzegu. Stał już tam gęsty tłum oczekujących. Rozległy się głosy komendy, rzucono liny. M/S Batory ukończył \ szczęśliwie ( swą sto osiemnastą podróż, kiestra na tarasie portowym zagrała "Jeszcze Poska nie zginęła". Wzruszenie ścisnęło mi serce. Dzie więtnaście lat temu opuszczałam na tyra samym statku Polskę. 0-puszczałam na kilka miesięcy tylko, a tyle lat minęło, nim mogłam ją znów ujrzeć. I wtedy, tak jak teraz, orkiestra grała hymn. Tylko wtedy młodość rwała się w świat, nie wyczuwając nieszczęść jakie miały spaść na ojczyznę. Dzisiaj, zaznawszy już ciężaru życia na e-migracji, jadę z serceT.. pełnym tęsknoty i oczekiwania. Czy jest tu jeszcze miejsce dla mnie? .Czy znajdę wspólny język z tymi, którzy kiedyś byli mi bliscy? .
. Z tłumu, ubarwionego: bukietami kwutów, rozlegają się okrzyki pcwitanie. Powiewają kapelusze i chusteczki. Łzy radości. i wzruszenia płyną po twarzach. Oczy chci wie wypatrują wśród tłumu swoich najbliższych. Ja nie szukam. Nie wiem jak wygląda siostra, którą, zostawiłam w. szkolnyn mundurku. Lecz nagle ... coś żn:« jomego uderza mnie w twarz; przesuwającej się wśród tłumu blondynki. I ona stanęła. Oczy na-
li
irriiastępnym wydaniu
południe @d pieklą
pow^Jęn«go Giżyckiego ,:
l*r teJ fascynującej, porywającej powieści rozgrywa się w w w której autor jpjgdiił wie)e lat, którą zna jak małp ; <?Jżydd;'^poaiMi^ jest równief flosTćoriaTyin
n^Te^,^^^miBk to stwierdzi każdy Czytelnik nowej powieści- .
^^Jj^jdmil Mei<2yźiii i kobiety.
aby, nie stracić ant jednej
sze spotkały się, przez moment przypatrujemy sięsobie, badamy wzajemnie — i jednocześnie wyciągamy do siebję_*cce. Ona wy-ciera oczy, uśnuech^ się przez łzy. Pokazuje na palcami, że minęło już tyle lat...
Tymczasem wyładowanie pasażerów już zorganizowano. Kontro-Ia%.; celna odbywa się. szybko i sprawnie. Wbrew, pogłoskom i różnym cJpcwieścioin nie rewidowano nas wcale* Dawniej było \-haczej, .ale wskutek- interwencji kapitana 'Okrętu, pasażerom przybywającym na wizytę nie utr-d-Or-'nia się. Urzędnik celny przejrzał pobieżnie kilka moich walizek i zapytał:
— A wiezie Pani jsxie sztaby złota? ■
—- Myśli pan, że u nas o te sztaby tak łatwo?
Uśmiechnął się i przystawił pieczątki na walizkach. Polska stała przede mną otworem.»
W Grand Hotelu w Sopocie, przeznaczonym wyłącznie dla przybywających zza granicy, pierwszy zgrzyt. Pokoje otrzymamy dopiero o,6 wieczór. Do,tego czasu rób co chcesz, Cały hall zawalony bagażami. Goście nie wiedzą, czy zo1 stawić wszystkie swoje rzeczy i wyjść, czy siedzieć i pilnować. W sali jadalnej czekamy na usługę przeszło godzinę. Znajomy lekarz z Gdańska, który odwiedzał nas w Kanadzie i tu sprawuje obowiązki gospodarza, nie wytrzymał i: zażądał widzenia .się z dyrektorem. Dyrektor tłumaczył się, że nie winien, że takie ma polecenia, że Warszawa decyduje it.d. Ale zna. lazło się kelnerów aż dwóch, z»jR lazł sie: i potój. Ha, trudno.'Trze ba się będzie do tego przyzwycza
Nasz znajomy dokłada wszelkich starań, by nam umilić pobyt nad morzem. Zwiedzamy Gdynię. Mia sto przybrane białc^czerwonymi flagami bo właśnie odbywają się lroczystości związane ze świętem Morza. -Widzę stroje ludowe z różnych okolic,' twarze opalone przy pracy W polu, ręce- zgrabiałe. Ci ludzie korzystają z dobrodziejstw Polski Ludowej!-- wczasów i wycieczek, Ale pogoda nie dopisuje. Z ciemnych chmur jejj^jri^wny, OOT^"wiaur'zKny cimie od morza. Nie widziałam defilady z Gó-
ry kańskie, ale cieszymy się, że jest. Mijamy urocze wioski, lasy i pola... W pewnej chwili na drodze zatrzymują fias milicjanci. Sprawdzenie wozu i jego przynależności do właściciela. Doktór ma polecone demonstrowanie działalności świateł, hamulca, wycieraczek. Mi-J icjant grzeczny, nie zwraca uwagi że siedzi nas: więcej niż jest do? żwolone. Tylko cztery osoby mogą bowiem jechać ha raz. Oddaje papiery, salutuje.
—Takie: kontrole,, odbywają się na drogach często — tłumaczy doktór — zapobiegają kradzieży samochodów i zmuszają kierowców do utrzymywania wozu w odpowiednim stanie.
Kartuzy to małe ubogie miasteczko. Siostra dojrzała w oknie jednego z nielicznych sklepów cy-
mułką i Spychalskim, nie mogłam zwiedzići noirej jednostki < Wojen nej, okrętu polskiego ,;l^Wicher". Zazięblłain się, boli inni* gartło.
Nasiejpnego dnia poj^ le-ps^^;^^'.wyb^ramy, fyffi$ki&
imf »r u» v>«' me w}
tryny. I ona i doktór biegną kupować. Wiele rzeczy w Polsce trzeba kupować, kiedy są, bo później może ich nie być całymi miesiącami. W większych miastach zapas cytryn już dawno się rozszedł, w Kartuzach sią,; bo nie ma tu tylu nabywców. Rozglądam się po sklepie. Biedne, szare urządzenie,' skromny zapas towarów i puste półki. Najmniejszy nawet' "generał storę" kanadyjski wyglądałby przebogato w porównaniu z nim. Widziałam jednak na wybrzeżu sklepy gdzie jest ruch. Kolejki, wykręcone we wszystkie strony, stoją przed każdą ladą. "W jednym takim zobaczyłam smaczne myśliwskie kiełbaski i stanęłam w kolejce.
— Co pani prosi? — pyta przez ramię sprzedająca.
— Chciałabym trochę tych myśliwskich kiełbasek;
— iie?
Zawahałam się na moment
— A ile wchodzi na kilogram? — pytam.
— A skąd ja mam wiedzieć? •— odezwała się opryskliwie.
— No przecież pani tu stoi i waży, to . musi pani wiedzieć;
— Ja ich tam nie liczę. Kupuje pani czy ńie? ^Następna! — wykrzyknęła sprzedająca.
CO się dziwissz — tłumaczyła mi później siostra. Dziewczyna zarabia 700 złotych miesięcznie, stoi za ladą długirgodziny, a prócz tego dyrekcja wymaga od niej wiele przykrych rzeczy: —ina przykład nakazuje jej ^ wtykanie klientom tłustej wędliny: Wyobrażam sobie, co się ona nasłucha, kiedy dokłada na wagę tłusty ka wałek. .
Tak, wyobrażam sobie. I pensją ij^i!giBile^^^i6d", mizerna, nie wystarcza nawet' na. najbar-iskrormifl
kiwać tyle niepotrzebnych i nieprzyjemnych zdań.
#. *■ «
. Doktór proponuje'; wypicie': lemoniady i zatrzymuje samochód przed "Restauracją Kaszubską". Mijam skrome drewniane drzwi wejściowe i staję olśniona.'
Wnętrze urządzone jest w stylu ludowym. Na ścianach ręcznie ma- j lowąne wzory: ludowe. Na suficie piękny kolorowy deseń, malowany w gwiazdę, dokoła zwieszejącej się w kształcie koła od wozu, lampy. Na jednej ze ścian rysunkowe nuty dowcipnej ludowej piosenki kaszubskiej. W głębi wspaniały piec kaflowy, którego - każdy kafelek ozdobiony jest w inny wzór. Stoliki i zydelki niebieskie < -e wzory. Oj miałaby ta kolorowa o-ryginalna restauracja powodzenie w naszym Toronto!
Zwiedzamy jeszcze ośrodek kam-pingowy Związku Zawodowego Pracowików Służby Zdrowia w Chmielnie. Doktór, zachwycony ka nadyjskimi jeziorami, wyszukał po powrocie do kraju ładne jezioro i zorganizował tu punkt wypoczyh1 kpwy. Skromne lecz czyste sypialnie,, zdobne wyrobami ludowymi kilka łódek o odpowiednich nazwach: "Inoziemicc", "Walerianka" "Witamina" pozwalają pracownikom Służby Zdrowia na spędzenie miłego odpoczynku.
* ■ *''-:#■
Wracamy do Gdańska. .Gdańsk to stare polskie miasto, wiele przeszło w swych dziejach, wiele przecierpiało; Podczas ostatniej wojny legło prawie całkowicie w gruzach, toczyły się tu bowiem zacięte walki. Niemcy opuszczając je zniszczyli wiele zabytkowych budynków, zalali część miasta. Obecnie .miasto wznosi się powoli z gruzów, przybierając swój. starodawny wygląd.
Gdańsk, Gdynia i Sopot tworzą tak zwane Trójmieście, polacy mówią z dumą, źe w przyszłości ^te trzy miasta połączą się ze sobą, wszystkie bowiem rozbudowują się stale, AleJbudownicto nic idzie tu tempem^' amerykańskim. Brak materiałów ^ntfdowlanych a i jakość pozostawiardo życzenia. Rażą mnie te długie-bloki mieszkaniowe z su* rowej nierównej cegły' o rzędach jednakowych okien. Nieotynkowa* hę — bo to odkłada się ha później.
.-^.gJSitey fl'"1^ stoja^^tawr,^Knya^' dające się inwalidy, brudne i zaniedbane,' rażące najskromniejsze nawet uczucia estetyczne. Całość robi wrażenie ubogie i smutne. Dużo jeszcze lat upłynie nim staną te* n$$ta w rzędzie miast' eu ropejskicfeil .•y.-.r^ :<óJ ."-.vti."fc
2092
Dr. J!a LUCYK
DENTYSTA !
Dundas St. W. • Toronto Tal. RO 94682;
Dr. S. D. BRIGEL
LEKARZ • CHIRURO DENTYSTA
Physlclans' & Siirgcons' Bulldlńg Kancelaria No. 215
86 Bloor St. W., — Toronto Tel. WAInut 2-0056 :
'■ «-w
386
Dr. e. \imm
DENTYSTA
Godziny: 10—12 12—8 Jaihur»t_Sti----ef
Mil
w
Dr Tadeusz
LEKARZ rOEŃTYSTA Tel. WA 2-0844 310 Bloor St. W. — Toronto
Przyjmuje po uprzednim porozumieniu telefonicznym. W.
Dr. Sł. SCHWABE
DENTYSTA 71 Howard Av«.
(róg Ronceayalles)
Oodz. przyjęć za zam. telefon.
LE 12005 . -
Dr. II. H0V0SI6KIS
LBKARZ DENTYSTA
Dyplom, w Niemczech 1 Kanadzie: Przyjmuje w dzień 1 wieczorami tyl, ko za telefonicznym porozumieniem 45t Bloor St. W. SUrkman, Chemlsts & Medlcal Bfiilding.
Tel. WA M001 -"Mówi po polsku (B)
SA DA U SR AS
LEKARZ DENTYSTA 129 GrenadłairRdr
(drugi dom od RoncesvaUe.) -Przyjmuje za Uprzednim telefonicznym porozumieniem. Tekfon LE ^-4250 g
Najdogodirie} Podróżować
DO POLSKI
nowoczesnymi ' Motorowcami Siwcdzkiol Linii. >
Nowy GRIPSHOL^
Luksus mmmm
stooihoui
odchodzą regularnie x Ńtw Yorku, czysto z Halifaxu, do tinmerś haven, Koptnhsgl | Gotbsnbur* g», połączonych z Polską dosko* nałą komonikseją.
Podrói komfortowymi statkami Szwedzkiej Linii należy do przyjemności wylątkowych. .Kabiny: jją obszerocj-wy^odne^ ^ nawśka Ituchnia tradycyMc zaa;? komita i obfita; wspaniałe luksusowe salony! bolie zachęcają do :»przyjacjelskiei >i>ogawedki, wypoczynku cży Tabawy; Obsługa; jest przyjazna i uprzejma.
ZWRACAiCia SIS 00 LOKALNYCH BIUR POOROtY LUB >■
SWEDIŚH AHEfllCAN
1155 Phillips tt; Montreal J, '*A.', 470 Maln Street,. Wlnnlpeo, Man. .B03LJst.-Sireeł- -a.r-CetBWf. Ąff
pil
-'i
"W
mm