102/103
'ZWIĄZKOWIEC" GHUDZiEŃ (Deccmber) środo. 25 — 1963
wmm
mi
ROHDANOWICZOWA
-40%, lEOnysłłJłe usług lmp«iS'.
II
Florencji gorliwie uczę-dóA^denui. Ale bardziej Irofesarowie mistrzaimi mu fante i Michał-Anioł Buana-Pracował bez przerwy i co-Ibardziej przygnębiają go losc i doskonałość widzia-J dzieł sztuki. Zaczął tracić L w swój ffltyzan. Rozunaiał fee sztuka nie zaipewni mu Ka chleba. Dokuczały, piu Ły i oczu, wpadał w apar Ijak 'daleko był wspaniały boski Michał-Ani<rf od lego Polaka! jciasie ferii zwiedził, Rzym, Lchwycał się nim, aie cho-~him ze smutkiem jak po tóu. Przemijalność wssy-fco^co ^ widoczna
Lnach starożytnych budziła m uczucie i własnej bezsił-ji powszechnej ludzkiej nie-po powrocie do Florwicji h w obliczu nędzy. Kapita-[jakkolwiek najoszczędniej Iwany, kończył się. Norwid M prosić Wężyka o pożycz-l^zinagające się bóle oczu i kr lee^ł leżmem w ciemno-] ta kuracja wzmagała w nim ię graniczącą z hipochon-
[wnego dnia przechadzając Florencji ujrzał dwie pa-JFedha uraekła go. młodością fdą, druga zdawała się być
lą, Rozmawiały po polsku. hto gdy odessdy, przypom-fcobie, że ta druga to Maria ibicka, znajoma z Polski; lim była ta piękna? Spraw-ptę gości w najlepagrm ho-Eorenckim i znalazł jej naz-I: Maria Kalergis. S^zał o [jeszcze w Warszawie. Była ią pięknością, córką ober-Ińajstrai V bratanicą kancie-Josji, pół-krwi Po(l'ką a podo-
polską patriotką. . ^tępnego dnia Norwid udał hotelu i posłał swój bilet le Trembrokiej. Panie przy^ jgo serdecznie, zaprosiły na
i od tego dnia zaczęła się
ność zażyła. Codziennie .się hali: odbywając wspólne Iry i wycieczki. Od panny Ibickiej dowiedział się Nor-jszczegółów z życia Marii fgis. Porzucona w dzieciń-
przez matkę wychowywała
się u rodziny^ która chcąc się jej pozbyć wydała ją zamąż, gdy miała siedemnaście lat; Mąż jej był Grekiem, mi^ miliony; ale był szp^y i chorobliwie zazdr(> sny. Wspólne pożycie stawało się coraz trudniejsze. Wreszcie rozeszli się.
W czasie tych florenckich pełnych uroku spotkań i spacerów Norwid zaprzyjaźnił się bardzo z panną Trembicką, a zakochał się śmiertelnie w Marii Kalergis. Była to miłość pierwsza i jedyna w jego życiu. Został jej wierny do śmierci: Panie to wyjeżdżały z Włoch, to wracały znp-wUj__spotykali się w coraz to ińr nych miastach. Nastał wreszcie wieczór, kiedy Norwid odważył się wyznać ^wą miłość. Maria Kalergis zbyła go romantyczny^ mi westchnieniami i smętnymi półsłówkami. Poczem wyjechała do teatru. Norwid został z Marią Trembicką. Zrozumiał; że został odtrącony raz na zawsze. 1 ten mocny dumny człowiek nie mógł już w tej chwili ukryć w sobie całego bólu. Klęczał przed panną Trembicką i płakał. Pocieszała go gładząc jego włosy. W ciąi-gu następnych lat spotykał jest cze kilkakrotnie swą: ukochaną. Była zawsze serdecznie życzliwa, ale stracona na zawsze. Kiedyś dowiedziawszy się że Maria była w Wenecji, zgorączkowany, słaby po niedawno przebytej chorobie, za ostani grosz pojechał do Wenecji by tam juz z daleka zobaczyć ją, jak wysiadała z gondoli otoczona wesołym gronem znajomych i wielbicieli. Nie podszedł, nie przemówił. Widział ją wtedy po raz ostatni.
'Wierny w przyjaźni Włady-.sław Łubieński zaprosił go do swego majątku w Polsce. .Norwid bawił tam przez lato.; Na 3esieni • przyjechał do Berlina z zamiarem studiowania tam historii , sztuki. Tu najniespodzie-waniej w świecie zaaresztowała go policja niemiecka na żądanie ambasady rosyjskiej. Dłu^ był jego pobyt w więzieniu nim się wyjaśniło, że jakiś rodak w Paryżu, rekrut zbiegły z wojska rosyjskiego, miał dokumenty ną jego nazwisko. Przebywanie w ciemnej wilgotnej celi;odbiło się fatalnie na zdrowiu Norwida, za-
czął głuchnąć. Zwolniono go, ale nakazano natychmiast opuścić terjtorium Prus. Powrót zaś do Polski był dlań zamknięty na zawsze. Pojechał do Brukseli, rozpoczynał nowy etap życia, los emigranta.
W tym czasie doszły wieści o rzezi galicyjskiej w kraju. Gała emigracja polska sgnębionabyła tym przerażającym wydarzeniem, a Norwid przeżył je najsilniej może bo w milczeniu i tylko jego oczy p^ełne bólu i -wy. chudła twarz świadczyły o tym jak cierpi.
Po krótkim pobycie w Brukseli pojechał do Rzymu. Teraz oglądał -to miasto już inaczej. Widział w nim Miasto Wieczne. Widział krzyż w Colosseum i katakumby. Widywał papieża odprawiającego mszę Św. w kaplicy. Sykstyńskiej, a nawet przez Ojców Zmartwj^hwstańców uzyskał długą prywatną- audiencje. Pis*rf o papieżu Piusie IX w liście: "Jest to wielki człowiek 19 wieku. An lelsko d obr>', a hart u ogromnego".
Osiadł w Rzymie na dłużej. Miał małą ale słoneczną pracownię, gdzie odwiedzali go rodacy. Poznawał życie emigranckie.. Życie z dorywczych prac, dobroczynnych kiermaszów, bratnich wspomożeń. Ale była jeszcze w tym życiu- wielka ruchliwość, nowe projekty, organizacje,* komitety, dyskusje, wspólwilie i święcone. Słowem poznał to życie, jakim my żyjemy teraz, z tą jed' nak różnicą, że ówcześni emi-graaici żyli w biedzie i żaden z nich majątku się nie dorobił: Państwa dające azyl me były wtedy tak przychylne obcyni: Pozwalały mieszkać, ale o pracę nawet ciężką fizyczną było bardzo trudno.
Pewnego dnia do pracowni Norwida wszedł młody • niski człowiek, mrużący oczy jak krótkowidz; Norwid znał już tę twarz z portretów. Był to Zygmunt Krasiński. Po tej wizycie Krasiński ; pisał do Delfiny Potockiej:
•'Przez korytarze i schody labiryntowe dostałem się do Nor^^ wida; Lampa zasłonięta, gdyby
iskra konająca, jedna wśród cienmości. kilka ram, płótno jedno wielkie, dwie g^sowe ^ wy... A w tym zmierzchu człowiek młody — p<M-Słowackiego, pół-Orcia, coś z obu^ bo i fantazji (^om i tkliwości. To natura zagmatwana, nerwowa, siebie same^ go niedość pojmująca, ale prześliczna. Ogień w alabastrowym naczyniu. Choroba, nędza, a wszystko to w tęczj'".
Norwida ta wizyta zaskoczyła ale i podbiła zupełnie. Zjednała go prostota i skromność Krasińskiego, który zrobił ku niemu pierwszy krok: A przecie był już sławny i o jego przybyciu do Rzymu wiedziała już cała emigracja. Odtąd datuje się przyjaźń Norwida z Krasińskim. Norwid malował jego portrety, rzeźbił jego głowę. Przyjacielskie rozmowy.jyymiana poglądów pogłębiały ich przyjaźń z dnia na dzień.
W kilka miesięcy potem przybył do Rzymu Mickiewicz. Wszyscy wiedzieli, że przybył tworzyć Legion i; prosić papieża o błogosławieństwo. Ogół, emigrantów polskich przyjął Mickiewicza jak p^-boga. Widzieli w nim opatrznościowego męża, wodza, proroka. Każde jego słowo było powtarzane z ust do ust, przyjmowane niemad jak ewangelia; To też i sprawa tworzenia Legionu podjęta i prowadzona przez niego wydav.'ała się wszystkim „sprawą świętą, której przewodzi sam Han Bóg. Norwid jednak miał swój własny pogląd na Mickiewicza, towiaiiGzyków i organizowanie Ijegionu, który miał jakimś cudem wywalczyć wolność l*ol-ski pod sztandarami Turcji; Ro^ zumiał dobrze, że sprawa rozważana nie z punktu mrzonek i ii-niesień,..ale z punktu trzeźwej polityki i sytuacji polity(7nej w Europie, jest tylko romantyczną fantazją, nie mającą ziidiiych podstaw realnych IJwaaał, że ogół Polaków pod wodzą Mickie-w leza żąda od Opatrzności c u -dów natychmiastowych i to w.e-dług własnego : programu, jaki .•<obie wytyczyli. ■
. Ułożone przez Krasińskiego spotkanie Norwida z Mickiewiczem nie wywarło na nim żadnego wrażenia i nie uczyniło z Norwida nowego. wielbiciela wieszcza. Spotkali się 1 tyle. Na jednym: z burzliwych: zebrań politycznych, gdzie Mickiewicz roz-
wijał i^any organizacyjne Le-dzid[ straży watykańslciej, a ko-
ii
gionu; obecny tam Norwid porwał się z miejsca i głośno potępił całą ideę jako nierealną i Rrisodliwą interesom Polski. Skończywszy wyszedł z sali.
Jak wiemy żądanie Mickiewicza, aby papież publicznie pobłogosławił Legion przed wyruszę^ niem z Rzymu, nie odniosło skutku, rozmowa jego z papieżem przybrała formy burzliwe, tak że' papież nuisiał mu zwrócić uwagę: "Synu. pamiętaj do kogo mówisz!" W kilka dni później uroczysta i dość teatralnie wyglądająca procesja z chorągwiami wyruszyła z Raymu. To Legion czyli Mickiewicz z garstką zapaleńców, ruszałTia podbój zaborców Polskie
Można sobie wyobrazić z jakim uczuciem goryczy;- ironii i niesmaku patrzał na to stojący na ulicy Norwid. Czuł się bezsilny wobec pasji politycznych rodaków, rfud, sporów i partii niezliczonych.: Widział wyraźnie wady, i całą nierzeczywistość ro-Eumowania^społeczeństwa emi-gracyjnego. Pisał w liście do generała Skrzyneckiego- "Może najprawdziwiej, najdokładniej, najszerzej znam wszyst kie błędy i przymioty tego pokolenia sierocego, do którego przyszło mi należeć. Z wielu też względów .stary jestem, aż wstyd i gon.k() lui na świecie".
W Rzymie tymczasem iiariŁstał dramat. Domagano się wojny z Austrią. Demonstracje uliczne ciągnęły miastem, słychać było okrzyki- Precz z ])apuvłyii' Niech żyje Italia! Te wybuchy przeciw papieżowi były spowodowane słowami Ojca Św., który oświadczył, że jako ojciec chrzcr ścijaństwa nie wypowie ■ n tgdy wojny Austrii ani żadnej innej wojny zaczepnej. Powołanego pn^ez papieża ministra Rosśiego, człowieka wielkiej niądn>.ści i energii, zasztyletowano; Całe miasto wrzało. Norwid szedł ulicą. Widział jak tłum; obrzucił kamieniami gromadkę Meryków; słyszał obelgi rzucane na papieża: Szedł spokojnie; równym krokiem. Szedł na; Watykan. W bramie okazał karabiniGrowi swą dawną kartę wolnego wstępu, wpu-szczono go wl razu. Szedł po . : natłoczonym dziedzińcu, gdzieś zagrzechotały strzały. Dadł: jakiś ksiądz złjroczony crwią. Jakiś oficer: formował od-
ło oficera ujrzał N<»%9id postać w. cienmym płaszczu, spod iA^te-go wydawał brzeg białej sutanny. Był to papież. Przyszedł powiedzieć oficelrowi, aby zaniechano obrony; Nie chcę rozlewu krwi -r- rzekł i prosił, aby zebrane przed Watykanem thimy przysłały do niego delegatów, z któiymi chciał się porozum łeć, Oczy papieża przebiegły po zebranych szeregach straży i na chwilę jakby zdziwione zatrzymał)' się na Norwidzie. W parę dni potem przyniesiono Norwidowi osobisty list od papieża; Było to podziękowanie za to, co "uczynił rankiem dnia 16 października". A więc papież poznał go wtedy i zrozumiał, że w tych ciężkich chwilach Norwid obecnością-swą na Watykanie akcentował swą niezłomną wierność Kościołowi.
(Ctąg~dalszy nastąpt)
OKULIŚCI
mm
...v:.'''v^:i-ź/'?/i^A'
Dr. ŁWacfma
oeNTYSTA
Godziny: 10^18 1 8--« 3M Bałhunł SI. — BM 4^IS .
r Dr. S. D. Brisol
CHIRURG — L61MRZ DENTYSTA — STuMATOlOO tptctaiin* cłioreB lamr «włiM| :
Kanwlaitali*. STO 16 Bloor SI. W. ToreiifO Ttlcfon WA 14WS6
OKULISTKA
BR. BUKOWSKA BEJNAR OD 374 RoncMv«lies Av«^ .
(prcy Geoffrey). TeL LE 2-5493
Godilny prryj«^: codziennie od 10 wł<t>^,--W, soboty, ud 10 do <■ wlecz, ; .
rano do B
DR. W. SADAUSKA8
LIKARZ OINTYSTA •>nyjrnui«^sa upnednlm tstefooto nym portwumtonłwn; T»l«feirL6 142S0 129 Graiudlor^Rd. (tfrufl dom od BoBccmUM)
I Chodzi mi o to, panie nwcenaisie idjęła: Anna, ignorując uwagi Ka-1— że pan, jako najbliższy sąsiad, [stykał się z ^kimś z tego domu na-iwko. Czy pan zna k<^oś z tej wil-iicjałnie^ dom należy do niejakiego liusza Laitko. Może wie pan, kto
r
mm mecenasa wyrażała, najszczer-^gńębienie.
Niestety, niestety, łaskawa pani. ioam pana Latko. Nie miałem przy-|ści zawarcia znajomości z moimi
Sąsiadami?— podchwyciła z zain-|waniem Anna. Odczuwała wyraź-Itidność (W porozumiewaniu się z psem Rożkiem. — Więc tam mie-I więcej osób?"
No przypusaczam, przypuszczam. |tti się zdaje.— mecenas miał nie^ pnny zwyczaj powtarzania słów po irazy. Tak mi się zdaje. Ale mo-I byli tylko goście albo odnajmowa-pj..; Od kiedy moija żona choru-1 ja sam cierpię na^ reumatyzm, fo wychodzę z domu. I przez okno pan mecenas nie ia? — Anna nie mogła: powstrzy-|ic od złośliwości.
las tego nie zauważył, nie po-tic dotknięty: 1A jnie, -nie, łaskawa pand. Nie wy Książki, książki;- oto' moi przy^ — szerokim gestem chudego ra-wskazrfna sikające aż dó i pokrywające wszystkie niemal pokoju.
A kogo pan mecenas widywała przelotnie, na terenie tej pose-Anna potrafiła być. y^trwała, mecenasa zmarszczyło się jesz-Iziej, choć nie wydało się to już ^e. Namyślał, się, pi^sypominałso-
[Bo ja wiem, bo ja wiera, t^o, tu powiedzieć,.; Od czasu do cza-
j^kałem takiego wysokiego szaty-
fgancki, pr^^jny.
lA kobieta? Nie widywał pan me-sobiety?
|A tak, tak... — ucieszył się mece-Owszeni;. a9R5zeai.^<^)aLEiła się fi latem na hamaku. Taka niedu-letka. Ładna. Ale nie znam — aął z żalem — nie znam. Crio* łw moim wj«lai już nie interesują
• — Ho, ho! I pan to wyznaje w obec' ności dwóch kobiet? — próbowała żartować Kamila.
—^ Ach, droga panno Kamo! O obec-hych się nie mówi.—^ Mecenas pełen był galantefi i zawstydzenia. ■■ — Czy tu nie przyjeżdżał samochód?
rzuciła Anna niespodziewanie, przy-pomniaAai się jej bowiem wgnieciona ziemia tuż przy ogrodzeniu; jak gdyby ktpś zakręcał z trudem. To niewątpliwie ślad samochodowej opony. Ciekawa była, czy Chmura poczynił już ną ten temat jakieś obserwacje; Inna rzecz, że nie pozostało tego wiele po nocnej u-lewie.
— Samochód? Samochód? Tu sporo ludzi jeździ teraz samochodami... Bo ja wiem, może i przyjeżdżał; kiedyś... Nie zwróciłem uwagi, naprawdę — cedził z ubolewaniem mecenas.
— Przepraszam, jeszcze jedno pytanie, dla porządku. Czy dzisiejszej nocy nie słyszał pan mec«ias jakichś hałasów W okolicy domu? Strzałów, może krzyków,. .
— Nie.'żona moja była ostatnio bart
dziej cierpiąca niż z^yklCi czuwałem przy niej kilka nocy pod rząd i ubiegłego wieczora zażyłem proszek nasenny. Żeby raz się dobrze wyspać, bo za dnia czuła się już lepiejNie, nic nie słyszałem _- te słowa mecenas wypowiedział stanowczo, niemal ostro.:
Anna uniosła się z fotela, pełna poczucia daremności swoich wysiłków. Szkoda czasu. Albo ten dziwny staruszek ma daleko posuniętą sklerozę, albo coś wie, ale nie chce nic pofwiedzieć. Trzeba będzie wezwać go na oficjalne przesłuchanie, Kamila, wygodnie wtulona w fotel; patrzyła na Annę spod przymrużonych powiek. Robiła wrażenie, jakby ocknęła się z drzemki.
— Co, już?—^ zapytała dyskretnie. Tak, muszę wpaść jeszcze naprzeciwko i śpieszę się do Warszawy,
'Mecenas poderwał się z miejsca, krążył zaaferowany po pokoju, dr^rtał usłużnie koło Anny, Sprawiał wrażenie tnałego pajączka, usiłującego narwią-zać swoją sieć, zerwaną przez niedoszłą ofiarę.
— żałiiję; niezmiernie źafoję. że tak niewiele mog^ pomóc pani prokurator. Bo przecież ja paaniętsBn pani ojczulka; ho, ho, pamiętani te dawne czasy. To był sędzia, ho,bo. Któż by z nas, starej
gwardu, nie chciał pomóc córeczce sędziego ftwigonia! Ale cóż, ja naprawdę mc nie wiem. Musi pani łaskaiwie wyiia-czyć irniie staremu. Nam, już teraz -tylko ciepły kącik. Pozdrowić proszę, serdecznie pozdrowić ode mnie pana sędziego ., Ciemny przed pokój,: polen gratów, pachniał starzyEną i wilgocią, jak też wyglądać w rzeczywistości stan finansów mecenasa Rożka: co jest prawdą, a co przykrywką. Dyskretna zasobność jego gabinetu — czy owe zasnute pajęczyną kąty przedpokoju i szczerbate schodki liokrzywionej drewnianej werandy? W każdym razie.pani Wróblowa, jeśli tu sprzątała, czyniła to niezwykle niedbale. .Myśl ta nie należała wszakże do sprawy obchodzącej obecnie bezpośrednio Annę, i^ięc porzuciła ją szybko/
— Ucałowanie rączek dla mamusi — mećenasv Rożek pochylał się nad ręką Kamili i Annie wydało .<yię, że moment ten przeciągnął się dłużej niż należało.
>- Dziękuję... W tych dniach posta^ ram się wpaść do państwa, dawno nie widziałam pani Leokadii. Biedna, tak mi jej żal, ale pan mecenas wie, dużo mam pracy ostatnio... — Chociaż Kamila mówiła zupełnie naturalnym tonem, Anna miała niejasne wrażenie, że znaczenie prostych uprzejmych .słów zrozumiałe jest tylko dla tych dwojga, na pół u-krytych i>rzed jej wzrokiem w półinrch ku siem.
Na .ścieżce ol>ejrżała .się jeszcze raz. Na tle otwartych drzwi, w pro.>tokącte mdłego śwfatła sączącego się z wnętrza domku, po.stać mecenasa Rożka kuliła się w uni-2onym ukłonie.
r ILET POWROTNY DO BRZOZOWEJ
Małe, żółte wagoniki; pjawie puste o tej porze^ niosły Annę pośpiesznie w kierunku Warszawy. Ciemność za oknami, .z rzadka przerj-wana krótkim postojem na słałx) oświetlonych, bezludnych przystankach, sprzyjała .rozmyślaniom. Mimo kilku lat przepracowanych juz w prokuraturze Anna wciąż jeszcze żywo, osobiście umiała przejmować się powierzonymi jej .sprawami. Patrzyła z zazdrością na starszych kolegów, któr/y weszli już w to stadium rutyny, kiedy obojętnieje się uczuciowo v traktuje śledztwo jak "chleb z masłem". Ta sprawa jednak poruszyła JŁ żywiej niż jakakolwiek ostatnio. Nic wiedziała, czemu to przypisać. Odczuwała jakiś wewnętrzny niepokój, rodząjTiiezadowole-nia< czy też niesmaku po spotkaniu z dawną przyjaciółką i po rozmowie ze zdziwaczałym mecenasem,: Roarkiem. Cóż by to jednak miało wspólnego ze zbrodnią popaloną przy ulicy Kwitnących Wrzosów? Absurd,,,
-r.Boctu jest tak,'proszę was — tłumaczył «Ke złdścią Janek Mucha, kiedy okazało się, ie i Wróblowa tyle' tyl ko wie/że taka mata czarna pai]ri wydawała jej co dwa tygodnie p^pue i ie je-
szcze taki jakiś "derektor" z Warszawy: c, ten. co go właśnie zabili, łiył tu, kiedy przychodziła, ale nie zaA^sze ł)ył, może i.nie mieszkał stale;, bo męskiej- bie-l'zny nie Ijywało w praniu duzo — tu je5t tak, ze jedni o drugich dużo nie-iŁz wiedzą, ale nikt nic nie pfiwie
Może i Kamila coś wiedziała, może 1 meceinaa Rożek móglł)y coś niecoś ciekawego opowiedzieć, ale Anna czuła, ze dzieli: ich od niej niewidzialny mur: Gniewało ją to-i mąciło bie^ myśli, które powinny w tej chwili:sprawnie i żwawo wiązać ogniwa bezspornych faktów.
Fakty zaś, a raczej to, co po nicli pozostało w po.staci lak zwanych dowodów rzeczowycli, rysowało się na>tcpu-j«co:
Mężczyzna nieznałiego nazwLsrka zabity strzałem w serce z rc w(>l weni znalezionego obok na dywanie, zamordowa-ry został między godziną jedenastą a: dwunastą w nocy. Można by sądzić, u dokonała tego kobieta mieszkająca w lózowoj willi,-:gdyby nic inne je.szcże ślady, które w.skazywały, że miejsce zbrodni odwiedziły tej nocy jeszcze dwie al bo trzy osoby: Pozo.stały po n ich, od-GJśnięte na podłodze ślady zabłoconego obuwia. Jeden z go.^ci no.sjł buty na lak ,zwane^> "słoninie", druf^i duze, f^uinowe buty, jaikich używają ludzie: pracujący V,' warunkach niszczących zwykłe obuwie skórzane; Wcłiodziła w grę może jeszc-ze jedna kobieta: niedopałek papierosa w popielniczce na stole ubrudzony był innym kolorem szminki aniżeli kolor kredek do ust znalezionych w sypialni na toaletce, Rachunki za telefon i elektryczność, jak sprawdzono na poczcie, regulowano w: imieniu niewidziane-Ko Euzebiusza I^atki. jakkolwiek jednak innych dowodów zamieszkania .star-^ze-go pana w willi nie stwierdzono; Kolację jadły trzy osoby: zabity, kobieta, której odcwki palców znajdowały się w. całym domu, i przypuszczalnie ów czło-w iek noioący buty na słoninie, gdyż riaj-więcej śladów pozostawiły one ńa dywanie pod .stołem.
— No, a ^samochód? — spytała potir stopnie, Anna, gdy Climura.skończył swoją relację.
. Uśmiechnął się triumfalnie i z koperty wydobył ciemny okruch. A/mie ••le uda się przyłapać go na nieścisłości, — Rozstaw kół w.skazuje na "Warszawę*', Granatowa. Musiała Totrzeć się c ogrodzenie, tu jest odprysk^lakieru: Anna pomyślała, że z Chnwrą dobrze się pracuje. Podpowiedziała mu:
— Sprawdziłeś, u kogo szyte miał ubranie? —
— Ma wszytą firmę Patoki,
Ręczę ci,mistrz Patoka zna na pamięć wszystkich swoich klientów. Byle kto u niego nie szyje,
— Tak skinął Chmura głową — ale dziś już za późno. Jutro poślę kogoś do niego albo p^jdę sam.
OKULISTA
S. BROGOWSKI, 0.0m
420 Ronc«tvallt« Av0.
. (blisko Howard Parki
G«K)ttny przyjęć od 10-«.3O.orai u . telefonicznym poroiufulenliriu. '
Ttl. LE M2S) — CL 9-8029
OKULISTKA
J. T. SZYDŁOWSKA
0,D.. r,B.OJL
Badanie oczu, dobieranie txldeł 1 dopasowywanie "contact lenses" -r-codzlennle od 10--7,. 3oboty wUcznIe, w Innych godzinach za uprzednim porozumieniem,
1063 Bloor St.WMf.LE 2-8793
<r«g. Hmvelocl{) 17P
DR. M. JINORA DR. V. JINDRA LBKARZK.DINTYiCI
przyjmują UMłe wlecsoraml t: w so boty za uprzednim porotumienłem
telefonicznym. 18 SpMiiM Rd. - WA 2-0844
(powyżej Bloor) 4»P
Dr. DANUTA SAWASZKIE FOVtKA OINTYSTIA
fr^yjmuje za uprzednim;tr oy ni poroiumlenlen.
Tol. LE S'99I7
282 Rencocv«llM Av«.
(rćg Ueoffrey St.)
Dr. V. 4. MalluB
. LIKARZ DINTYSTA
pnyjmuje Ukł« wieciorkmi t « •oboty aa uprzednim porozumtenien telefonlcsnyin, '
262 RoncMv«ll«t . LE S-702S
rrp
Dr. T. L. Granewtkt DENTYSTA CHIRURO Mówi po polsku. 292 Spidina Av«. ~ TofWito ToL m909f
Lunsky
WA 1-3924
Okulista
470 Colleg» Si.
Oczy badamy, okulary dostosowujemy do wszysticlch defektów wzroku, na nerwowości na b61 głowy; Mówimy po polsku.
DOKTORZY CHIAOPRAKTYKI W TOROITO I
S. J. LACH O.C.
124 RONCESVALLES AVE. — TEU LE 5-1211 R. ŁUKOWSKI (ŁUCK) D.C.
1848 BLOOJL STREjET WEST - TEL. RO 9.2J49____
: Badani*: llacieflltchoroby>rt9ot^^
^5!i^*FTEM LAROISi M2
462 OUEEN ST. W. tORÓNTO, OlilT,
ObsłusUJK* Połonif Ktnadyjilcf Od M.y Stybka, fachowa obtługa. — Wysyłka lakarałw 4o. Polski.;
Nadchodzi okres świąteczny, posiadamy na skłAdzi^; WieUcl wyhór upominków gwiazdkowych: ■ dja Pań — ficjfiuttiy Kbanych firm — Chand Nr. 5, I-anvin. Max Factor,; Hele/jfl mhińH^itii Faberg'e, Yardley'8 itd;V dl;i Panów —-prŻ3'bory toaletowe ~ • 01(f Spice, Mac Factor i in., zegarki, portfele, wieczne plóri- oraz v wiele innych. ' - . ^
inyci Zamówi nicznie
ienia przyjmujemy listownie, o«6biś<fie lub telcfo- 9
■ ■
— MILA P0I5KA OBSŁUGA — '2
TORONTO mSURANCE SERYICE
P. BOMBIER sr. i R. BOMBIER fr.
Naj.star.sza pol.ska Agencja wszelkich ubezpieczeń
1366 Dundas Sł. West - TOTMito, ónt,m
Telefony: LE 2^33 — LE 2-5833 *
WASZI BIURO fODUÓty
h KENNEDY TRAYELBUREAO
|l LTD.
296 OUEEN ST. WEST, TORONTO 2B FACHOWO... SPRAWNIE... SZY9K0... SOLIPNIE...
TANIO...
Wyjazdy do Polski samolołtm, ókrftam. — Sprowadzani* krawnych i nancaczonych.^^ Nofarialna tłumaczahia.;'
Naimiitzy upominek świfteczny — paczka PKO wysłana do naiblliszych w kraiu.
Zwracajcie się,w języku polskim, obsłuży was doświadczony
pracownik biura FRED KOSSSCKL EM 2.3226 -------EM ^9226
,1
OKAZJA! NAJTAŃSZE WYCIECZKI DO FOLSKT BATORYM od U$ $338,0©, SAMOLOTEM od US$497JÓ 8!.?% wwyłłkKh kraitfw iwiata na Hłlały rałaliM: Powroty da" PolfW. •prowadzania rodzin I narzeczonych. PrzMfttawiel«ritwo "ORSUU". — Znant i ceniono od lat nalwitkua •
POLSKIE BIURO PODRÓtY J. KAMICf^SKIEGÓ FOUR SEASONS. TRAYEL 101 Bloor S». W., Toronto 5 — Tol. WA i-SfSi (7 lintl)!
DOMMIOH TRANSLATION -DOMINIOH TRAYEL OFHCH
teraz znów w swoim poprzednim lokalu pod kieMwni4c4«imV^v S. HEIFETZ ~ Notariusz Publletny 55 Wellington St. West (koło Boy St.) —Tel. 0634$1^^
Sprowadzanie krewnycłi z Polski, — Wyjazdy i wizyty do PoIiiW: \, Emigracia do (Til.A. — Ołd A<e Penrton. ,t- Wolne óO.-ei»'p»e^yf9t»j^-:'
Obsługa w Jezyktf polskim, BILETY WA M/8 BATORY I WSZYSTKIB
■im.
B.....
i Ml ,
iS::'Siiil
■f' ., „......I .......... ' '
.Ki,,!!: