iii&iiiiiiiii^
znAić na
nor ińaa
^ 'V ii 3 'i
" Ilia, w czasie;; której «iele interesującydi
stos fotografiL Wsg^o
'^iadiowta"; i Jiasiyin"
Kacetowcom. — len sposób rozpoczęła rozmowa z' najstar-wieźniem Oświęcunia,
miał Pan jakieś tni-jó i powodu podróżować ji V pasiakach? — pytam. _ Oczj-wiście! Zaczęło się gotko "już w Anglii na Ipt-^ londyńskim, gdzie u-rcerzy. DrnęBaT^ jdmcy- Imigracyjni nie [»^ i ópi^asa^ ^ mnie wypuścić w pa-~vł-.. '^-^ « sta ze względów rzekome-beq)ieczeiistwa poza lotni-; - .^msEttO i zabronib mi rozdawania asi grah szyiio i ^ mówiących o zbrod-
roku, w OsłBBk.
tj%!^Jt^ acb nieimeckich. Ale jakoś
izonje., .Nastepoe lonii: m«Jnda 14 Ł 8^-3 z Loal 2a lc, 21 maja ta , I ?- Oba spotłaś "Kinsmen".
>Z!NY JESZCZE
p! Zygmuntem Sheri ^jbolewskim, który po Londra. Parj-ź, Amsterr Hamburg, Monachium i udał Sie na uroc^-odsłónłecia ^pomnika ku pomordowanych 4,000. ^ęźniow iaka się odbyła ijfjetiua br. w Oświeci-
P. z. ShęrwoodSobolewski przed głótmią braw^ Oiipjfdmia. CjTiJczTiy ncpis "Arbcit macht hei"pracą daje tmlność —był zakłamaniem panujących w obozie warunków.
ndało. Kilku śprawozdaw-prasowTch ■ i zaciekaiwie-_ ff)-p}1>Való; mnie o bliź-. izcźegóh' mojej kacetów-' ij prKSZlości i celu ppdró-Bozdawane przed lotnis 5ANi7Arit Dn.ulotki AngUcY przj-jmo-tT^^l^ aS z ^rażną obojętnością. ■ails-sSrul^ bnego zupehUe przyjęcia ols>5e] im. easałem na lotnisku Le
ra Sikorskiego wte B3rgetAvPar>iu. Tutaj spotf ^""-nmie bardzo-życzliwie'
nuowana zostóa »
kwietnia brOrgsBi raj sprawozdawcy "Figaro"
a zpny polskkh «q "Combat". z którj'ch jeden
Oshą«-> .1 okoŁty. j T kacecie, drugiemu na-
ganizacnne odbjfa j ^JJJ5, matka Zginęła W
li Zastawa.
ubioru i trz}'manegó
_ par>ski policjant dał
iiska — ^KK^Bś 1 godzinę czasu na demon-•d T- iekmaria.
Xastepny odcinek to Bruk-gdzie nic śzczejgólnego £ zaszło, a nastiępnie, Ańi-Tutaj; Hplęnd^ ccjeh mme liiezmiemie ży ime. Odwieźli do hotelu, saowab. współcziili i; razem nną przeklinali Niemców i zbitKinie wojenne:
Talaj właśnie . Sv .czasie serdecznych rozmów z ^ IPsETmi osobami odleciał mój zabawj po_ paą -^i^ Goniąc go wylado-°3 w Hamburgu, gdziś
na mme kilku repior-w tym "Deutsche [ftes .Ag.;'. "Nord Deutścjbe KoaflaUimk" i wielii innych Paru z mch byló ■ jeńćja-
skarbmtóa 1 - orEanizaioria. V ' owocnej jKEcr
WA PO PÓŁKOa
i \'ic!ona Dćy i pomedziałęk odis i i wesoh zshssji y 7 Z-YP. na Miecio Zale^ 1
•Ji
.zvrAkIe. Na erdecznie 221 r; dobnch aśe» 'oroMo 1 osoIkj.
1 wzruszająca, edy na ale ni Wożniak
macht frei"
mi w Rosji: Ci właśnie dó celu mojej podróży podchodzili z zupełnie innym nastawie^ niem. Zawieźli mnie do stacji radiowej na wywiad.
Tam rozegrała się cftarak-terystyczan scena. W czasie rozmowy na temat życia w 0-święcimiu wszedł jakiś wyższy urzędnik i moi rozmów-^ cy jakby wody w usta nabrali. Wszyscy zamilkli. Co się stało? Odpowiedź otrzymałem w kilka minut później ód kierowcy taksówki, kobiety, która powiedziała mi; że w całych Niemczech panuje u-kryty duch nowej partii NPD / nowi naziści/. Jej członkowie znajdują się na wszystkich stanowiskach administracji państwowej, a ten który przerwał wywiad w radio był jednym z nich. Opinię taką powtórzyło mi wielu spotkanych Niemców.
Z pienvszym objawem życzliwości i współczucia spotkałem się dopiero w Monachium, gdzie na lotnisku podeszło do mme dwóch panów i wyciągając pierwsi ręce powiedzieli: "przepraszamy".
Z postawy tych panów widać było, że czują odpowie-dzialność za winy ' dokonane w czasie wojny i zbrodni tych się dziś wstydzą. Myślałem, że z czymś podobnym spotkam się w. Austrii^ gdy tymczasem na lotnisku w Wiedniu mia-
łem największe w całej podróży kłopoty, które omalżc m"e skończyły się moim are^ sztowaniem.
Proszę sobie wyobraził', że na lotnisku wszystka shiżba i obsługa wskazywała na mnie i głośno wyrażała się jak o zwierzęciu, które uciekło z ogrodu zoologicznego. Ale to nie wszystko. Urzędnicy {migracyjni nie chcieli mnie wypuścić do hotelu, żądając natychmiastowego przebrania się w cywilne ubranie. O moim, plakacie, rozdawaniu ulotek w ogóle nie było moWy. Otoczyli mnie jak swora psów i ukrywaU przed oczyma licznych -pasażerów. Podobnie jak Anglicy tłumaczyli sie względami : bezpieczeństwa mojej osoby. Wyglądało na to akby pasiaki przypominały m jakąś armię zbrodniarzy, którzy wymordowali co najmniej - pół Austrii, gdy tymczasem jak wiemy było całkiem odwrotnie. Ale ż>^va prawda oczy kole i rani serce.
Groźna postawa urzędnik ków zmusiła mnie do tłumaczenia, że ubranie moje leci innym samolotem, na który się spóźniłem. Nie wierz\iL Przeszukali podręczną walizkę i nawet dzwomh do Berlina. Wkońcu owinęli mnie w koc i wsadzili do •-łjijjsówki, którą odjechałem do hotelu. Mimo tych tarapatów na lotni-
sko, wróciłem »' pasiaku- i w nim wylądowałem na Okęciu. . Sądzę, że Warszawa przyjęła Pana należycie. — wtrącam.
— O, tak. Oczekiwało na mniC: około 50 reporterów, którzy już byli ]>oinformowa-ni o moich kłopotach. Spotkałem na lotnisku wielu starych, przyjaciół z obozu:'Uściskom, powitaniom, pytaniom nie było końca. Z lotniska u-daliśmy się wszyscy na dworzec do pociągu. 1 tutaj parę tysięcy ludzi omalże mnie nie udusiło z wrażenia.
Do Oświęcimia wszy<!cy Kacetowcy udali hię specjalnym pociągiem salonowym.:
— O czym rozmawłahscle w pociągu?
— Przede wszystkim każdy z kolegów porówn\-wal nasza zbiorowa podróż do tego samego Oświęcimia z tą. pierwszą przed 27 latami. Dziś piękną salonka, wówczas stłoczeni w bydlęcych wagonach. Poza tym przypommahśmy sobie dawne ciężkie czasy, i chwile radosnego wyzwolenia
.— Czy spotkał Pan koler gów ze swojego transportu, tych najstarszych oświecimia-ków?
— Tak, nawet wielu. Był między nimi nr. 292: — Roman -Obydliński, nr. 752 — Józef Sos, nr. 471 Aflred
niesr Goseayi^ 1728.
Pb pnwtódla^ pieszo uddiimy z centrat' negp oboai do Brzerinki. gdzie juz setki tysięcy ludzi oczekiwato na uroo^rstoić od> donięcia pomiiika. Tam też spotkał mnie reporter CBC. Peter Kalicher, który prry zburzonym - krematonum przeprowadził^ ze. mną wywiad. O przebiegu uroczysto^ ści nie będę mówił; gdyż jest znany z prasy. -
— Jakie wrażenie-.ttywjfrł na Panu sam pomnik i cały 0-święcłm? —
~ Pomnik w swych wielkichwymiarach i ujęciu całkowicie symbolizuje dokonane przez Niemców zbrodnie, a sam obóz. . . lepiej nie mówić o tym.
Przeżycia podróży, wridok tych straszliwych kiedyś miejsc, bloku 11; "ściany śmierci", straszliwy bunkier, odebrały mi zupełnie siły do tego stopnia, że nie wszystko w czasie uroczystości .widziałem.; Byłem r nieprzytomny. Koszmar Oświęcimia jest niesamowity. Nigdy już tam nie pojadę.
Po krótkim odpoczynku odwiedziłem matkę w Kluczborku i najbliższą rodzinę, następnie przez Pragę; ale juz w cywilnym ubraniu, wró'^ ciłem do naszego Toronto.
— Czy osiągnął Pan cel swojej podróży? —: pytam.
— Tak! Złożyłem imieniem żyjących Oświęcimia-ków hołd" pomordowanym kolegom, byłem dla młodego polskiego pokolenia żywym dowodem dokonanych przez Niemców zbrodni; zademonstrowałem słuszne, żądanie b. więźniów o odszkodowania i przy tej okazji odwiedziłem swoja matkę.
Rozmowę przeprowadził: G. S.
Doitfbycia
ir Montrealo 26 maja,' a <Mlpi}iiiie t^giosstnym radiem sre^tr^
da spnedaż
ELEKTRYCZNY MOTOR w dobrym stanie o ci le 10 koni mech. 550 volłs; 60 cycles, 3 phases Zgłoszenia do administracji U "ZWIĄZKOWCA"
Okuliści
OKULISTKA BR. BUKOWSKA BEJNAR
O.D. ■
274 Roncetvalles Ave. ■:
(przy- Geoffrey) TeL LE 2-5493
Godziny przyjęć: codziennie od 10 reno do 8 wiecz. W . soboty od 9 rano do 12 w południe.
82-W
Bankof Montreal
Pierwszy Bank Kanady
Zapytaj o 4%% Konto Prawdziwych Oszczędności w najbliższym oddziale
"raacji sprondiffl mak jest iracowniMem ;l prezesem KsE roKu pemi ,- tej •Drganiacu ść bezwz^efe. a,5ię do 1^0.2 ErebmjTn * rawdopodooEe niż na uroaj^ ) lat :emu. PJsK
p-o wodzenia i fotego wesela". :e • nam jeszcffi i. sobotnia
.ka poL-Leą smuiBa ipran-^ godnym ■jes ' !osc Z rodiMJł ez me Eoze 3 tebv .uczenia ?
3mOiĆ uOiSkiiS
e da me na e bo niua3€ srze cz}^ na :ie —owatfB za.leiicjęi_ parafia an» aa>jskir-, 2£in wzięte f ;u zrozunnes? iomosci ^ ogolę naab. Jakże
, Jaka szkcA.^ -zclędem teas licznej ka Sie-Izi potrzeba baii.kietiŁ * eseia. lat ksieza. prp-kłsdns wszystko jwiowym zucanjTŁ 'na naukę irzychoda
mogarr* h oś-micro iaucr."ło ^ u Mcgą ć i cz^t2CI» edeż na t«5
ść jez>''?j; lowicil"^ „5zko^_ luka po^^,
seta z ffl^ ;-Tn będzie rodzice. «
mcu 3\-inL
en temat-teliśdeU*
^ to I*;?
a ■jtas* ™
— O, jeżeli jest to jeszcze przyjemniej, lidn pam. że sen Zuli się sprawdza — arka..
— I ty w zielonej sukience, —: dodała ^ — bo pewme w tej będziesz tam cho-.
Ocz\-wiścłe w tej.. Innej przecież nie ~. .\!e co ty pleciesz, głui^asku miły. śż ten sen twój ^ to ni jaMmś balu.. — A może i nie na balu,. — zamy'iiiła
ka'polskiego, ^ —na pewno me pamiętam. Wiem,.że w Kanadzie ^^^Upo ludzi dookoła, gra muzyka, a ty jesteś
.Sfrisku jfc^fialoae] sukni... : nuec sobotę"
j-..j niech, pani sobie wyobrazi: jest ^ w t>Tn swoim zajęciu, — podchwytuje , " Tosia. —. a tu otwierają się drzwfi i pani narzeczony. Przyjechał do; «J i wstąpi! do Iłaru na jednego, byłaby niespodzianka. A są takie ~ zaterkotała, — o, niedawno, 10 mi. jak aę matka z córką ną . ■owsldei w tramwaju spotkały. One 'Jęły wysiedlone z Poznaó^ego, jedna. ^ stronę druga w <frugą.. Tę córką °* ac N:v.~cv do obozu wzięli, ale im a, i do Warszawy przyjecbała. A nic *^'^y o robie, jedna o drupej my-*: ?c nie i.- je. A tu na Marszałkowskiej ^wsiadaniu do tramwaju — awantura! starowina chce z tylnego pomostu % a ta wsiada i nie chce tamtej wy-.^^ie w krzyk! A raptem popatrzyły -^tne. 1 — Jezus Maria l "Mamo, córecz-.Niechże pani powie: tarkie spotka-^aów, też mi opowiadano. .Są, pro-^ ^ cuda na świecie... Jeden jegomość, *^ed]oDy..
%^słuchała już. zajęta swoją krząta-od czasu do czasu wtrącając grzeczne Ach. tak?" lub -Rzeczywiście", i*"^*™- gdy zasypiała cały przeżyty POTiął w półśnie, zlewał się w smugi ^'■-Wiktórj-ch nie mo^ odróżnić snu ^Jakimiś refleksami powtarzała sen jjj^^ar. thim obqrch łudzi, muzyka... ^J^i^sobie sprawę, że ta mozyló — ^^ne melodie fortepianu aa śdaną). ^obcych ludzi, muzyka. Widzi siebie lastęr w zielonej suknL Znów nie -Widzi siebie,:czy jest to wspom-^ tej kelnerki i lamte^o fatalnego ?"ożej. skąd zabrano Latoczka.Głcs "otwierają się drzwi i wchodzi J^^eczmy". A jejteU rzeczywiście śc taki niezw^dy fenomen? »-^ę jest wykhiezone,ife Stefan "2"^ Mate przyjechał, może jest "T^od dłuższego czasu i nie ma fizy-"=»««dnrośei natrafienia not SM Marty ^ - bo jak? Bnwuśfaiy — bjl
na gruzach na Dobrej, przypuśćmy: dowiedział: się, że ^we wrześniu podczas oblężenia Warszawy pod gruzami tej kamienicy z0-neło wiele osób. żaden ślad z Dobrej nie prowadzi nigdzie. Biuro adresowe? Kto wie. czv jest teraz w Warszawie biuro adresowe? Zdaje się. nie ma. Wspólni znajomi? Nie ma. Nawet ślad na Szczyglej urwał się, gdyż dom jest cały zajęty przez Niemców,
• dozorcy tam nie ma, a przed domem stoi Ti iemiecki wartownik. Warszawa — wielkie miasto, wielka dżungla... Pani Tosia opowiada o cudownych spotkaniach, a Marta wie o równie tragicznych.poszukiwaniach się nawzajem. Kto wie, czy Stefan... Kto wie., czy nie jest teraz tU; za ścianą, obok...
, I nic nie wiedzą o sobie i nic nie- dowiedzą się, aż trzeba będzie "Gontyny"...
Muzyka za ścianą załamuje się w rozlewnych taktach tanga^ Zielona- suknia... Błękitny Moniowy dym, jak mgła... W tej. mgle. podobnej do czadu — niewyraźna, o ledwie widocznych zarysach, twarz Wojtka. Uśmiechnięty, ironiczny, pewny siebie. 0-czywiście. oczywiście — Marta nie ma ani tytułu,' ani prawa, ani podstawy, aby liczyć na jakąkoiwiek pomoc z jego strony -r (i nawet, kto wie, czy taką pomoc przyjęłaby, gdyby zaproponował) — ale... Chwalił się, że; tysiąc czy dwa tysiące złotych są dŁa niego zupełnym drobiaz^em, gdyż zarabia tyle; że "gorała" traktuje jako drobny banknot A gdy mimochodem zwierzyła mu się, ze swej zupełnej, ciężkiej katastrofy fman-sow€!J, nie znalazł nic innego w odpowifidzi, jak — "A to masz pecha,;boki -ziywać!.T."
Naturalnie. Nie miał obowiązku powiedzieć inaczej. A przecież ten weJŁsel, który sfałszowała po-pijanemu, to był jego pomysł...
_ Nie mogła mieć doń żalu o to, że jej ciężkie strapienie zbył lekceważącym podrwiwaniem. Trudno —- "syty głodnego nie zrozumie"..: Lecz mógłby przypomnieć sobie sprawę tamtego weksla. Suma na owe crasy była ogromna. — "Zmiłuj się, — po^ wiedziała do niego, resztkami ;trzeźwości łapiąc groźny sens afery, w jaką ją wciągał
— zmiłuj się. a jak ja ten weksel spłacę? Skąd wezmę tyle pieniędzy?" — "Nie twoja w tym ^ofwa, skąd, Mardątko. Ja wykupię weksel, rozumiesz: ja!" — "Aby na pewiłó?" — "Słowo łionoio^ Mardątko. Chyba mi wierzysz?" — "No. tak, ale jalc się mama dowie? Zabije mnie..." — "Nie bądź gftipia. Dziecko jesteś, czy co, ieby się mamusi bać? A po co mama ma wiedzieć d tyiu? Sprawa jest międ:qr nanii i srius. m, M* ^Bpia-.." — Byb jednak gtopia. Weksel jpoomB 49-imtc0lii, lyro
Wojtka okazało się,fikcją, gdyż na ten krytyczny czas vr ogóle znikł z Warszawy. Sprzedało- sie meble, kosztowności, mieszkanie: Właściwie, to. była ruina...
Spotkała go po roku: oko w oko na Marszałkowskiej. Jak gdyby nigdy nic — szar-
, mancki. wesoły, w tvm swoim nieodmien-nyTTi dekielku jalciejś ".^rkonii" czy "We-lecji''. — licho wie, nigdy dokładnie nie wiedziała, co to za korporacja i po co istnieje. .Jedno nie ulegało wadliwości, że przede wszystkim; dla pijaństw i karczemnych, burd. Przywitał się. po swojemu wylewnie od razu zaprosił do JaWońskiego na Marszałkowskiej. Gadał wiele i zaba^Tiie, a przy którymś tam kie Lszku przypomniał sobie nagle ^ ".\ha. Mareiątko, muszę cię zapewnić, że w uregulowaniu tamtego długu ja też partycypuję: Chwilowo nie mam pieniędzy, ale bądź pewna, że zwrócę. Licz na mnie, jak na Zawiszę. U mnie jak w banku". — Na tvm sprawa weksla została wyczerpana. Potem odmieniło się wiele, — Stefan; innv świat, skręt na inne ścieżki życiowe; Sprawa weksla, ilekroć nasunęła się wspomnieniom,, napełniała Martę odgraża. Wolała o niej.nie myśleć; I zapomniałaby zupełnie niemal, gdyby nie dzisiejszy widok portfela Wojtka.
Muzyka za ścianą przetamywała sie w nerwowych dźwięcznych syiikopach. Odpływał Wojtek, zasnuwał się m^mi dzień ju-trzeiszy, lżej i raźniej było na sercu i lżej
, myślom: Słuchała rzewnej egzotycznej melodii jakiejś rumby czy passoKloble, z dalekiego łrardzo dalekiego świata palm, słońca i morza. Gdzieś przecież to wszystko Istnieje. Nie.w filmie, nie na.pocztówkach, nie w opowieściach. I może kiedyś... Skończy sie wojna, świat WTÓci do jpTzytomnych kształtów i barw...
Niedaleko warknął samochód, potem . zasyczał szelest opon Miżej i bliżej. Przelotny błysk reflektora omiótł okno i mignął po pokoju rozbieganymi strzępami blasków. Na jedną sekundę panicznie zamarło serce --.zatrzyma się tu czy przejedzie dalej? Przelechał, warknął jeszcze raz, znikł, niot^ sąc dalej w ciemną okropna noc swój ostrzegawczy kruczy krzyki PaESo-doble za ścianą "urwało się w połowie taktu, jak ucięte no-żem.
...przypuśćmy, że taki niesłychany przypadek może sie zdarzyć: otwierają sie drzwi i wchodzi Stefan. Zaczynała układać krok po Jcroku przebieg sceny spotkania. Było to dręczącej ciemne, jak narkotyk. Na wior' snę tego roku, przed Toqłoczcciem-"rajz" szmuglerskicbinTe^ła kilka tygodni takiego narkotycznego niepokoju na ulicach w;irszaw^cb. Pewnego dnia .niespodziewanie zobaczyła po przedw-nej .stronie Marszałkowskiej idącego Stefana. Mignęła w tłumie jego sylwetka, wynurzyła się po chwOi zzasłupac^oszeniowe^, znów mignęła na tle witryny. On — jego cMód, jego sposób trzymania ^owy^jee0!.«4oąy.Osza^ lała. przebiegła na ukos przte Jezdnię, nie zważając na,nadjeźdźającytrainw3rj/zabiegła idącemu drogę i juź miida zawołać /-SteCnś^ gdy spostne^. to pomyłka. (Uprzytamniała od razu, zawj|id(knia i bar-
dni, gdy znalazła się na ulicy wbrew woli i rozsądkowi wypatrywała w tłumie, narr kotyzując się dusznym niespokojnym oczekiwaniem a wieczorami przed zaśnięciem, rozpamiętywała .-^ jakby to było, gdyby naprawdę nieoczekiwanie, wbrew rozsądkowi, spotkali się nagle gdzieś na którejś ulicy. Jak ta matka z córką, o których opowiadała pani Tosia — nagle, w tramwaju na przykład, czy przy wejściu do sklepu. Przypominała: jaki. miałby wyraz twarzy Stefan? Przypominała każdy jego rys,> każde zpiarszczenie brwi, każde zamyślenie. Powtarzała wspomnienia o nim. jak tabliczkę mnożenia, nie myląc się. Pewne frag-: menty były trudniejpsze do zapamiętania, na przykład sześć razy dziewięć i siedem razy osiem — kiedy jest pięćdziesiąt cztery a kiedy pięćdziesiąt sześć? Tak samo ze Ste-■ fanem: kiedy la zmarszczka między brwiami: gdy jest zamyślony i przypomina sobie coś. czy gdy jest zagniewany a nie chce zdradzić się ze swym gniewem? Wtedy tym urojonym spotkaniem na ulicy żyła przez kiJka tygodni, aż zaczęły się rozjazdy poza Warszawę i urojenie przybladło. Teraz pogrążała Sie w znajomy narkotyk, krok po kroku odtwarzając chwilę, gdy otwierają się drzwi "Gontyny"...
. Zasnęła przy którymś wariancie spotkania. Widocznie śniło się coś ną ten temat, o czym nie pamiętała dokładnie po przebudzeniu; ale.ubierając się rano była cały czas pod wrażeniem, że zbliża się. coś... Zauważyła to na-welZula. -t- '-Ty cały czas myślisz coś, Musieńko, i myślisz, i wcale nie słuchasz co do ciebie mówię. A ja ciebie ciągle pytam, gdzie położyłaś grzebyk? Szukam go 1 szukam,."
Do samego rana zacinał listopadowy deszcz. Przejaśniało się na chwilę, a potem znów świat mroczniał i ciemniał i z nieba w-alił śnieg wielkimi mokrymi płatami. Bezlistne gałęzie klonów za oknem szamotały eię na porywistym wietrze. Na pół bezsenna gQrączko'A'a noc zestawiła po sobie ciężki osad zmęczenia. Wszystko rwało^ię i wymykało z ląk. A jeszcze pani Tosia...
Przyszła z samego rana do pokoju Marty, usiadła na łóżku i zdawlla relacje z nocy, zasłyszane w sklepie. W nocy na Szustra było gestapo, w tej kamienicy na rogu Bałuckiego i pod piętnast.ym. Aresztowano wiele osób," a między innymi znajomych pani Tosi, Łuczaków. Wszystkich dorosłych z mieszkania labrano, a dwoje dzieci zostawiono na podwórzu. Wzięła idi na razie do siebie sąsiadka, "Takie biedne dzieciaki, — chlipała pani Tosia, — chłopczyk sześć łat, a dziewczynka Marysia jedeiiaicie.. W sam raz, towarzyszka dla Zuli, Tak sobie myślę,: panno Mjrrto,. a. możeby. Blarynię. wziąć do nas? Z miejscem u nas krucho, ale moźeby pani nie miała nie przedwko tmu, aby sypiab tu? Co? Ja mam polowe łóżko, wiele miejsca nie zajmie, jeść to jakość się znajdzie; Mój Boże, jeszcze wczoraj wieczorem widziałam Łuczaków jak, szli ulicą, RdrJź to jakby już nie żyli. A tej^iMa-; rysi to ml żal strasznie. Zaraz t^m idę. Więc co, pani Marto, chyba pani nie ma nic ptze^
«iwko toDU, żebym Maiyi^
$390
JETEM DOI»OLSKI OD
.Katdy mot*. wiUć udilił. Orupew* odloty I Torenlo 1) mł|« (wyiftn.); 10 curwc*; 11 (wyłpn.), 14 i SI tlfh ca;4, n i » łIcrpnU IM. ZwMulcIofoltlct —tanio.wyciMłfcl upow*łnU|4 do twelonionia I kupondw "OrM>u". . NAJWI6KSZE POLSKIE BIURO POORAiY J. KAMIBMSKIEOO
FOUR SEASONS TRAYEL
101 Bloor Sf. W., Toronto 5. TeL WA 5-5555 (7 Hnłl) ... Pmloty Indywidualno lub.Batorym w^dowolnym ciado, tprowadianlo rodzin I narzocionycti, powroty do Peltkl otc
......Si-S
ARMY & NAVY DEPARTMENT STORES
Vancovvar — Edmonton — Ro«ina — Ntw Wostmlmtor — Moom Jai^
Dobre towary po uczciwej cenie. Nikt nas nie prześcignie w^ Jakości i taniości. Płacąc gotówka płacicie najtaniej. Obsłu-s gujemy rzetelnie choć nic udzielamy kredytu i me mamjtS dostawy, bo to nieraz kosztuje wicceL niż towar. . Zapewniamy zadowolenie ze wszystkiego, co kupi się u nas.^ Po co płacie więcej gdzie mdziej. ;
W ARMY & NAWY wsiysHw noftaniei.
CIASTO DOMOWE TO JEDNAK COS INNEGO____
A MOŻE0Y UPIEC COŚ WSPANIALE INNEGO NA PRZYKŁAD CIASTO DAKTYLOWO-BANA. NOWE?
To egzotyczne; ciasto nabierze "domowego" smaku i komsystencji.jcUi upieczesz je sama. Bqdż przygotowana na komplementy ze strony rodziny i gości.
Ciasto daktyiowo - bananowe
1- 2/3 kubka raz przesianej mąki uniwersalnej
2- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia Magie 1/4 łyżeczki sody diLpieczcnia-1/2 łyżcczJci soli —
1 łyżeczka cynamonu Ikubck bardzo miałkiego cukru 2/3 kubka siekanych daktyli 1/2 Icubka tłuszczu
. 2 jaja --
1; kubek roztartych dojrzałych bananów
2 łyżki mleka l_b^eczka wanilii
1. Przcsjej razem mąkę, proszek do p^^zcnia Magie, sodę do pieczenia, sól,, cynamon i cu-
- kier. Wymieszaj z daktylami,"
2. Dodaj miskki tłuszcz, jaja i połowę utartych bananów,. Ubijaj drewnianą ł>iką przez: dwie minuty. "
3. Dodaj mleko, wanilię i resztę bananów. Ubijaj przez minutę.
4. Przełóż do 8-mio calowej okrągłej formy z dziurką na środku (ring); rozprowadź równo.
5. Piecz w uprzednio nagrzanym piecu (350 Fi 60 do 70 minuL Pozostaw w formie na niszele przez 15 minut; następnie wy-: łóż z formy i pozostaw na ru$z-v cie do kompletnego ostudzenia.
6. Posyp grubo :cukrem pudrem.:
Protukdo piaczmU JMcgic fo {ass-'. <3» JedMi doskonały wyrilb firmy: Standard Branda:Limiład. :
! \
lii