„ ( „ ..i', 'li, ,.! 11 , M ,.
m
Toroirto^^
Nowoscij i tanga
niedziela
zroś tęsknić sn
— LPM-103{j rona 2
uszy.
że me woeiuiril wierzby
la chusteaki
I No. LPM-lOOll
k Polki e a
fojc oczy »łecyka
osenki
ir XL • 0187
wojeoay
r zakwitną bidf
ebo Tahiti
ich lei;
»łakał ' ws^stko :em amny didj Ki graj
Czwórki No. LPM-1001
dzisiaj pnnić| wczyno !j wioski •znaniu ; rakowie
No. LPM-1ł1i|
odii ludflwjil
}dii ludow^l
do matki lacze — nusj
cybkość.33 I, mamo
ać miłość to me : , , m miłość mj
KI
erlikowsktrlf
-0390
wy
.mm—••11
f, doHeo- i
i|iroc«.^,[
1059 -j
Ud.
Al
58
1968
. ..^iiiiijiiii^Hil^
I ADl»(«NlSlRAai: Paric Avenue, TeL 288-1953 •
w. MAZORKIEWICZ. przedstawieiel: 17ŚS CoOre Street, TeL 93Z4m7 Redakbtr: Al
ADAM JURYK
jna notatta p.t: ad bandycki" podsunie-: lępnie redakcji nasze-a, ogłoszona w nume-owjon dnia 10 lipca zrozumiałą reak-elników począwszy od lienia a kończąc na obu-Wielu Czytelników bcych doskonale wymie-ch w notatce działaczy Sie. do redakcji ko\vca" o wyjaśnienie dentu
ybka akcja; i możliwości ńiczne naszego Wydawni-pozwołiły na niemal na-lastowe odw(rfanie i jioże-
nie: ubolewania działaczom Związku Weteranów, którego tekst pod tytałem "Ohydne metody-walki" został wydrukowany już w środę, kiedy drukowany jest numer sobotni. Numer z odwołaniem był juz-w sprzedaży w kioskach montrealskich w czwartek w południe, dnia 11 lipca bh Ubłe^ on w czasie ucfiwałę poszkodowanych osób domagania się od "Związkowca" odwołania; treści i zadośćuczy-= nienia, do którego maja one słuszne prawo. Uchwałę te powzięli czterej poszkodowaiii działacze na zebramu zarządu
Zw. Weteranów czwartek dnia 1 lipca br. wieczorem.-
OMYŁKA W DACIE
Numer 57 "Związkowca" przjTadający na sobotę dnia 13 lipca br.zost^niestrfyo^ myłkowo zaopatrzony data 10 lipau środa, powodując spore komplikacje Czytelników nabywających pismo w kioskach.
Biuro "Związkowca" otrzymało szereg telefonów w ubiegły czwartek i piątek^ zapytaniem, IZ sobotni numer naszego pisma nie dotarł na czas do różnych kiosków. Zapytania te naprowadziły nas na siad omyłki.
CITY OF LAYAL
(BIvd. Ke IX - BIvd. ŁevesqDe - Bonte 18) HIGHWAY 25
OSTATNIE 75 PABCEŁI
położonych między Blvd> Levesque — Route 18 fronfem dó Restauracjr Bella Yista i Higliway 25. (Codostres 327 & 328)
Wszystkie parcele są;
. 1;. oficjalnie przeznaczone do zabudowy, 2 oficjalnie zarejestrowane, 3. z oficjalnie zakreślonymi granicami: ■ .
Akt kupna-sprzedaży ^załatwiamy bez zwłoki .
Notariusz —- według Waszego własnego wyboru.:
Warunki — bardzo wygodne ^ 40 miesięcznych rat
— bez oprocentowania;
Ceny — bardzo umiarkowane.
Uwaga: Zanim kupicie^swojg parcelę poproście Waszego notariusza^ aby : : zechciał przekonać się w biurach Gity. of Laval, ze wszystkie parcele SQ oficjalnie przeznaczone do zabudowy, i są zarejestrowane.
Wówczas — Telefonujcie-
PINE LAND CORP.
5950 Cote des Neiges Bond, Snite 100, Monired 28, Qne.
Tel. 731-7848
7b a
Polska Fala w programie sołMtnim ISlipca br. komęn^ tując dywersję dokonaną na łańoach "Związkow-ca" przez nieznanych dotąd sprawców, której ofiarą V. padli czterej działacze Zw. Weteranów;— przedstawiła kh ^ ^Iwetki szczególnie omawiając, osobę p. Franciszka Grey-GiyszówM był^o prezesa Kongresu. Polonii Kan. w Montrealu..
Polska Fala w swym ko" mentarzu stwierdza, ze obserwuje od dawna łańcuch insynuacji, plotek i kłamliwych oskarżeń .0 różnych osottacb i instytucjach komuś mewyg(^ nych, stawiając jednocześnie
pytanie: — Dofajd to wszystko proiceda?
Dywersyjny wy^k na łamach "Związkottta", jiBst aktem usiłującym podciąć zau-fame do tego pisma, a jednocześnie jest czynem zdążają-cjm do obniżenia poziomu naszej polonijnej prasy.
Polska Fala wzywa polonij^ ne pisma "Czas", "Głos Polski" i "Związkowiec", aby po^ czyniły wszelkie kroki w obronie swojej integralności, oraz kroki zapobiegające na przy-sdosc tego rodzaju wj-pad-kom, jaki dotknął ostatnio poł-tygodnik "Związkowiec".
Podzię&owanie
Wszystkim tym, którzy oka? wi,.prezesov\^ Koła SPK Nr?
zah mojej zome sp. Józefie Stefankiewicz tyle wsp^czu-cia i: serdeczności w okresie jej choroby i po Ilonie, za przesłane, wieńce i kwiaty oraz zamówione msze św. za Jej duszę, jak. tez tym, którzy złożyli ofiary pieniężne na fundusz inwabdzki zamiast kwiatów na trumnę, składam z głębi serca serdeczne podziękowanie.
.Specjalne podziękowanie składam ks.. proboszczowi Ryszardowi Gruzie za usługi religijne i odprowadzenie zwłok na wieczny spoczynek na /tmentarz w St. Sauveur.
Prezesowi Zarządu Głównego SPKp. T; Barankiewiczo-
p. A. Oleśko-Ferwornowi, w> ceprezesowi p. M.: Grabowskiemu za przemówieme pożegnalne na cmentarzu. Kolegom: J.Trzcińskiemu, A. Sasr Korczyńskiemu, F. Drużbac-kieniu, J. Korzowi, W: Kara^ sinskiemu i F. Bauerowi za niesień: trumny i asystę ze sztandarem, oraz tym kolegom z SPK i Sekcji Pań oraz pr2)'jaci<rfom i znajomym, któ. rzy towarzj-szyli zmarłej w Jej, ostatniej drodze.
Serdeczny Bóg zairfać! V mąz —
Stamsław Stefankmoicz, córka ::
Roma z mężem i dzieatń oraz Rodzma.
Komentara "Polskiej PaU" oceniMny jako obiektywny występ w obrotnie nie: tylko dobrego imienia prasy polskiej, ale także dobrych oby-czajów w~nai^Hr społeczeństwie.
Kiepura redlhfivus:
Prawdziwą ; przyjemność zrobił ^chaczom. program radiowy Polska Fala ze stacji
Zawiadoinienie na wypadek strajku pocztowego
Administracja "Związkowca" zawiadamia; że.w okresie przeundj-wanego strajku pocztowcówdostaw naszego pisma do Montrealu ł>ędzie się odbywać regularnie dwa razy tygodniowo. . Wydawnictwo liasze: zwiększy ilość egzemplarzy "Związkowca", do sprzedaży, które można zakupić ; w następujących miejscach sprzedaży: ;
Boulkind Drag Storę, 3511 LawTcnce Blvd.
Metropolitan Agency, 1248 Peel St.
Polish Book "Bajka", 119 Pine St E.
Pol-San, 55 Prince Arthur
East.
Europę Delicatessen, 1810
......................^..^
CFJlB. w ubłe^ siM^^ 7. dającW^wjrgra%ny:"Hpii^f^^ wum wymadj^ip^ StańdykdwskiegbS i iJiB^^ Kiepurą w 1961 r^podEcm go ostatniJagó; png^ląąia'^^^^^^ Montrealu.
St Catharines W.
S; Fiskus, 4161 Lsiwrence Blvd.
Gascon Meat Market,:^637 Rouen St.
J. Sraykowski, 2751 Hoche-laga St
Katz News Stand, Fermount Park Ave.
Mazurka Restaurant 64 Prince Arthur E.
News Stand;: Mount Royal Park Ave.
B: Siok, 3436 Dundurand Street.
News Stand, Saint Yiateur, Park Ave.
S. Idziak, 1766 Centrę St., Montreal 22.
Biuro "Związkowca", 4617 Park Avenue, Tel. 288-1953.
Kiepura Tozgada^y, diwib*;^ mi nie dająca dojść do stan* ^| swemu rozmówcy. pod^pteffiK'^ jacy ochoczo po ińit takt6«ra^^ różnych swoich przebojów fit-j' mowych, opowiadał zabamie perypetie jakie ndał wPial-sce z jakimiś. nieokie£kmyini
władzami. Nazywid ich gem*
Dziecko - pi:zys2łościq ndrodu
1 czerwca każdego roku na sokiego zainteresowania wszy-
Tygodniowo^250.0Ó i więcej
•Potrzebni 2 sprzedawcy - przedstawiciele, peł^ ne zatrudnienie lub częściowe (bardzo wysokie komisowe), do sprzedaży parcel; oficjalnie przeznaczonych do zabudowy (sub-divided), V zarejestrowanych 1 w określonych granicach w City Laval przy drodze (Route) 18 — BlvdiLevesque—^ Highway 25. Doświadczenie niewymagane. Przeszkolenie zapewnione
Tel Montreal
PiNE LANO CORP., 731-7848
całjTn świecie obchodzony jest "Dzień Dziecka", święto zainaugurowane 18 lat temu w 1949 roku. Wniosek ten i i-nicjatjTwa wyszła ze strony Światowej : JFederacii.Kobiet, do której przyłączyła się Federacja Młodzieży Demokra^ tycznej oraz Światowa Federacja Związków Zawodowych.
Cel jest szlachetny i każdy winien przyczynić: się do powodzenia tej akcji, mającej na widoku uchronienie dzieci przed skutkami wojen i głodu, danie im normalnych warun-, ków życia i. rozwój u oraz wychowywania ich jako przyszłych, pełnowartościowych 0-bywateli wykształconych, zdrow7ch i kulturalnych,
:Troska ta: nie lest niczym nowym. Juz w 1920 roku powstał w Genewie w Szwajcarii Międzynarodowy Związek Pomocy Dzieciom, szybko: prze-Tiosząc się na płaszczyznę wy-
Barhara Gordon
13
u nas, na Śląsku-—mówi któregoś ora swoją chropawą, śląską gwarą -7-taki zwyczaj po wsiach: na wiosnę ror [kukłę słomiana. Marzannę i topią ją w No i śpiewają^ żeby z^nęło razem iią całe zło — co po ludziach chodzi,; obnie jak zima ginie na wiosnę. •Po co pan mi to mówi? — w pamięci ego odżywa wieczór,^ kiedy całą swoją pkc razem z sobą chciał utopić w Wiśle.
A no po to, że widzę, jak po panu pes zło chodzi. Skończy się zima, przyj-: wiosna, to pan odżyje; lyiko tę swoją anne niech pan utópL Jąknie umiesz, yjedz do nas, na Śląsk, to ci pomożemy. Ferzy uśmiecha Sie w ciemnościach życz-he. ale powątpiewająco, h Łatwo panu-mówić. Głęboka musiała-. [ byc ta woda dla mojej Marzanny... >-t vłicicho i myśli: "nawrt imię podob-
Wieszco? --Stary górnik mówi mu ple "ty" a jego głos brzmi ghicho, — ue... dwóch synów... Jeden na: wojnie. "gi<-r w zesz^ nrfni w kopalni. Pożar '.poszedł z ratownikami i nie wrócił, pet ciała nie znaleźliśmy.' Sami zostaliś-
2 moją Trudą, ''erzy unosi Sie na łokciu; Chciałby coś; wiedzieć. Chciałby zapytać gorzko, czy to pomoc może śląstó wiejski zwyczaj. " stary mówi dalej:
- A żyć trzeba. Każdy człowiek na coś l^yciu potrzebny. Nie sobie, to innym. Juz trzeci tydzień aeda Jerzy w Krynicy, ■*, spokojniejsĘT, serce nie rozrywa się • wk boleśnie. lecgr się sumiennie, cho-M spaccy^ choć pogoda w: tym roku dopisała, mało śni^ mato słońca. Był ^et w kinie, chadzai na kawę do 'Widy", ""prami kibicuje grającym w bridżai i sochy. Ił?: fiwtotlfey. Nawet zac^a ^5 przyjemiM^ związane z tynii ^ czynnośriaim Rzeczywiście, może, żyć normalńićJinimo tego wszystkiego Przeźjł?
-7 A więc, do wieczoia! szczebiocze tu Basia. — Ale bez lawodn? Bo będzie-.1^ gniewaćl ' "
i^ma Irenka i'p^ Baaa xt^
pojęcia dąsa i ^^issjśes rfc rozchodzą, •ue Idą na g&c, pan JU^ udije się do «im na gazety, Jcny dada ńa chwilę łagodnym {jcóizanyń} fotelli wh^. Nie [Waraawie, afetiC w Byniqr lacayna niecoś z eo ńnienBo m
przed wojną jeździli do Krynicy jego teściowie, ludzie bardzo zamożni. I dziś sporo tu ludzi, nie liczących się -:- jak widać — z pieniędzmi, ale w ."Nowym Domu", w innych pensjonatach, na deptaku, na zabiegach, spotyka często: takich kiu-acjuszy, którzy na pewno nie bywali przed wojną w "perle polskich uzdrowisk"..Obok niego, w fotelach dwie włókniarki toczą: zawzięty spór o jakieś "normy". Dalej statecznie, milcząco jak statua rzeźbiona w drzewie, siedzi stara chłopka o ciemnej.-pobrużdżo-r.ej twarzy, z rękoma godnie złożonymi na spódnicy; Modli się — czy nashichuje od-^osów tego dziwnego życia, toczącego się wokół niej wśród lśniących niklów, marmurów, wielkich szyb — przeniesiona w ten świat być może prosto spod czaru zaklęć swego wioskowego znachora, pod jeszcze mniej dla niej zrozumiałe czarodziejstwa ludzi w białych fartuchach...
Nagle Jerzy zrywa się. Podbiega do lady, przy której urzęduje portier, mł^ blondyn,
— Czy nie ma dla mnie listu?
— Nie, dziś nie.
Więc Jerzy wychodzi Pod filarami przed fontanną siedzi tnały kamienny miś, tulący łapki i gładką mordkę do marmurowej kulki.
— Misiu, dlaczego nie ma dla mnie listu?-zapytuje go Jerzy żartrtłliwie ł otrzepuje
palcem śnieżną czapeczkę z czubka posążku. — A może to my dawno nie pisaBśmy?
I idzie na pocztę nadać M do Marii. W samą wigiliepnyszła odniej paczka: dei^ piękny szalik i równie ciepły list
Gdy Jerzy wrzuca list do skrzynki W: różowym-gmachu górującym nad deptakiem, stwierdza ze zdziwińdem, że wyida> nie lista na uBcę Walecznych w Warszawie sprawia mu przyjeomość. Odczuwa tę : czynność zupinie inaczej niż nadanie ja-ki^oś listu do kogo bądź...
— Niech pan już ustąpi paniwn i pójdzie z nimi na'ten bal — namawia przed ^
— zbocze góry.jeży grzbiet strzelistymi drzewami.
— No 1 po co ja tam jadę? — rfości się : po cichu. Jerzy. — Leżałbym. juz sobie spokojnie w łóżku 1 dalej czytał "Gwiazdę zaranną".
Ziewa ku zgorszeniu swoich partnerek oraz ich stałych adoratorów; mało znanych • Jerzemu. Pan mecenas i pan inżynier korzystają kwapliwie z tłoku w wagoniku i przytulają się do Irenki i Basi, nie mających im tego bynajmniej za złe. ,;
— Golniemy zaraz po jednym i śpik panu przejdzie — Basia mruży znacząco Wękitne oczko.
W dusznej i już zatłoczonej sali restauracyjnej odnajdują swój stolik, którego strzeże przybyła tu wczefeuej para należąca: do wesołej kompanii.
Jerzemu kręci się w głowie. Tyle. twarzy, tyle dymu, tyle hałasu — orkiestra wypełnia niewielką salę szaloną wrzawą "rock and roli".
Pije wódkę — jeden kieliszek, drugi, ktoś : dolewa mu ponownie.
— No to cyk! — powtarza bezmyślnie.
— No to nasze kawalerskie!
— Racja...
Nie bardzo wie, jak to się stało, ale w pewnej chwili czuje pod nogami śliski parkiet, a przy sobie ciało kobiece, zachłannie tulące się do niego. Pani Baria mruczy uwodzicielsko refren tanga, które; jak lepka maź wlewa się Jerzemu do uszu. Jerzy porusza nogami sztywno, jak automat, zaklinowany razem ze swoją tancerką w jakimś kąde parkietu przez stłoczone pary. W półmroku przygaszonych > 6wiateł mnóstwo ludzkich twMjy zlewa się w oczach w jedną bezosobową masę; rytmicznie poruszające się/splecione i ściśnięte dała tWOr rzą jakby jedną postać o wielu nopch-^ zjawę z dziwnego snu, w którym zatarte barwy, ksztrfty i kontury kłębią się i krążą w świecie odmienionym me do poznania.
I nagle w tym thimle, gdzie jedna twarz upodabnia się; bliźniaczo do drugiej, jak 7 ^ębi morza, którego spłeniwia powierzchnia nie pozwala jnż odróżnić od siebie po-szczelnych fal — "wyłaniają się czyjeś znajome' rysy. Za chwile znów ziUkną, -r-niby '^wa samotnego pływak zalewana raz po raz przez grzywę wody. Jerzy drętwieje. Nie jest pewien, czy łQ prawda, ay urojenie. Czyżby pamięć jego była do tego stopnia opętana, te gdzie tię nie ruszy,^ mająca mu twmiej kobiety?'
Dlaczego wł^e ta i wł^Ne teraz miałby się spotkać z Blaryną? Ui&aiiecha się. A dlaczegożhy nie? Niech będsie teraz i tu. Cóż za^Ti6inka: kiedy i gd^^> Teraz ^ bUża eię ku niemui^ ale go nie wi-
kolacją Jerzego pan^^Ioj^.. -y-Aź pi«azą; ^. bo patagr gd^ ponad^Wum. Niech się biedne... f . -^.y u^j:>-xu " .p/^ '-'l^^^nle żbl£ta. Chce na joil Jeszcze po-
— Kiedy mięsie me chce... 4 * patReć(<|^:9Jizeć się, jak łuttnuś kogo ńę
— Raz pan pójdzie, to 4a^M^: .\t'>-111^, afa^yni^ tię^bardzordobrze^ a oka-Paniesąpełpetriomfiizpdwodtf odnte- ^"zaiDsię.źetóiUośjestw|ifldezapetaiie
siottego zwycic^wa. ^Cgoitaiezjftttęśtodjan,... innj:-v. ~; • ^ h - .^
pana Alojzego nwaywKde foeiSe piśasą' ' Cgr- hle jestjiiizana^ tak. ma
ifica, przemiemoDa w rój i
ae pod'w3g(M^ki0Bł gdri „ . , __._______^_____^ _
Toraje sobie drogę w tę stronę, gdzie obojętnie wsparta ^ na ramieniu partnera w białj-m swetrze, obraca się w takt tanga jej smukła postać.
— Panie Jureczku, już trzeci raz pytam, jak sie panu tańczy, a pan nic.;. — zaH się z pretensją cieniutki głosik pani Basi.
Ach, co? Tak... przepraszam... •— Co panu? Zmęczył się pan? To moźo usiądziemy?
— Nie, nielNiech skończą grać. • Aby tylko jej nie stracić z oczu! Tango
się kończy. Wszyscy wracają na miejsca -r-potrącając ciasno ustawione krzesła, i stoliki. Jerzy odprowadza Marynę wzrokiem, jakby trzymał ją na niewidzialnej uwięzi. .Obserwuje gdzie usiadła. Nie zauważył jej dotychczas, bo ukryta jest za filarem. Przy stoliku duże towarowo. Czy ktoś z nich;;,? Ach. cóż go to ostatecznie obchodzi, czy: ktoś z nich nie jest czasem panem Stockim!
— Jureczek, się zmęczył;.. — sepleni rozkosznie Basia sadowiąc się na kanapce.
-T Ja... przepraszam na chwilę. Duszno mi.
; Z tarasu widać dokładnie wnętrze sali. Jerzy śledzi każdy ruch Maryny. Maryna wyjmuje z torebki 'pudemiczkę, pudruje się, zapala papierosa, sięga po kieliszek.
— Zaziębi się pan! — Irenka siłą ściąga go z powrotem do sali. ^ Ktoz to widział, zgrzany, bez płaszcza led na mróz! Fe, jaki niegrzeczny!
Jerzy siada.
Czy panie pozwolą, zobaczyłem znajo^ mą, nie widziałem jej siedemnaście lat... :. Oooo, dawna sympatia może?
— Uważaj pan^ stara miłość nie rdzewieje!
Każdy krok jest wysiłkiem; Każdy krok jest posuwaniem naprzód jakiegoś wielkiego :bnEemienia. Każdy krok jest jakby cofaniem się poprzez siedemnślde dhigich i dych lat do tego, co było początkiem ich wspólnej sprawy. Orkiestra znów zaczyna grać. Płyną dźwięki wiązanki dawnych me-, lodii. Jerzy przyspiesza kroku, by umknąć przed naporem tłumu, szturmującego parkiet.
— Dobry wieczór; Maryno. Czy mogę dę prosić?
Nawet nie wiedział, że będzie 'mó^, że potrafi tak to powiedzieć.
Prawda o Jerzym osacz^ Marynę zwolna, krok za lórokiem, zanim stida się zmorą dni i nocy, mroczną zgrozą, bardziej zda;; waloby się przerażającą^niźna^ śmierć, której wywinęła się Maryna dwukrotnie: we wrzeMu 39 roku i ppd<^ Powstuiia; Zbiegli wówczas z irionącTCb. sdiodów: z rocznym Tomkiem na ręloi;; wydostawała się z nim. joi sześdoMnim, z piwnic walali się dtnnóWiprzdńegaia. ulice niem kaabinów nmi^^nowydlł: z ,1^^ nym vievia9irwym tpcisśi^ ną j^:ąś pewnością, te, nic' się jęj.;iijle;sta-nie. PieUo dzł^ się na zewnąttś^ PQ3$ nią.
stkich państw na świecie. Przed tym jeszcze istniały w wielu krajach różne organiza-cj e filantropij ne, obej muj ące swą działalnośdą opiekę nad dzieckiem, nie miały one jednak żadnych podstaw międzynarodowego.
Sprawą tą zainteresowała, się w 1959 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych, li" chwaliła ona deklarację prtwi dziecka, powierzając działalność na tym polu organizacjom UNESCO i UNICEF Zalecenia ich znajdują swój wyraz w przepisach Itonstytucyj-nych, w prawie cywilnym i rodzinnjTn, w ustawodawst-.wie socjalnym wielu państw cdonkowskich ONZ.
Jednym z podstawowych założeń tych obu organizacji jest komeczność wychowywania najmłodszego pokolenia w duchu przyjaźni pomiędzy po-s&ególńymi nkrodami. Dzłfr d zachęca się do wzajemnej wymiany korespondencji, wymiany pism 1 książek, wzajemnego odwiedzania się.przez or^ ganizowanie wycieczek zagranicznych.
Nie zaniedbuje się również i innych imprez, mających na celu wzajemne poznawanie się i zawieranie przyjaźni. Przyczyniają się do tego różne międzynarodowe konkursy i wystawy prac dziecięcych. Najlepszym przykładem owocność tej akcji może być konkurs plastyki dziedęcej, zorr ganizowany Wc New Delhi przez redakcje jednego z pism konkursy UNESCO w Tokio, wystawy w Meksyku. Nie-: mniej ważne były zorganizowane w Warszawie w 1961 roku wystawa i konkurs pod har irtem "Moja Ojczyzna", w której uczestniczyły dzieci, rekrutujące się z przeszło 80 krajów.
Akcja ta zatacza coraz szersze kręgi. Należy mieć nadzieję, iż wychowane- w ten sposób najmłodsze pokolenie państw świata wkroczy na drogę — po dojściu do wieku dojrzałego — prawdziwej przyjaźni i braterskiej wspM-pracy międzynarodowej;
ralnie "Oni". Toonispowodo-,^ wali, że jestem wygnany t-Polski; mówi Kiepura — ale > skarżę ieh' do sądu o h«ia» t ria: (oczywiśde do polrioego > sądu). Kiepura miał manię r polityczną i lubił;^ wsadzać swoje tiisy grosze do nie ,> h«j swoich. spraW'.z dziedziny pa-blicznej. I znów wyznaje w " wywiadzie, że wiele xze^ w u' Polsce dzisiejszej (,1961) i^u nie odpowiada; ale'x>tMctyw^^l hie mówiąc »'oni" ^^lli du-! zo. A w innygji^jjjmejsca zabawnie oświa4c!9. że "ol)ecne cadyki w Potó^ mnie nie tor' bią, tak: j^?poprzednie cady^: ki sprzedrwojny też mnie nie lubielli»-^a ja im przedeż nie przesz>:adzałem robić politykę, a chce, aby mi nie prze^ szkirfzali śpiewać".
i^Od tych gorzkidi żalów po^ • łilycznych Kiepura dopmgo* wany zręcznymi: pytainami przeskoczył żwawo na mUy mu temat naprawdę iywiob)^ wych powitań przez tysiące Polaków, witających *'CWop-ca z Sosnowca" przybywające- ^ go po raz pierwszy po wojnłe* ' do ojczyzny. Oficjalnie wyistą«| pił tylko w radio krakowddni,-^! ule nieoficjalnie śpiewał z sar | molotu (stojącego) na lotni- { sku w Krakowie do dwunasta J tysięcy zgromadzonych, rodar« ^s||| ków. Tożsamo spotykało goj wszędzie w Polsce. Po dawh * nemu śpiewał skąd się dało^;* witany owacjamir-i.entuziazi' I mem; Wszędzie —«mówi Kie^l
ko to. Byłv i łzy. Mówi Kle->? pura, że na koncercie w Wa»»t szawłe taki był straszny jub^f i tak wielkie podniecenie, te;» aż pani premierowa Cyraor { kiewiczowa ^ęboko wzrusza na wpadła w szloch i osoby jej towarzyszące musiały Jąr wcześniej od«?ieźć do ;domu-;L Bo "Tobie śpiewam tę pieśft'',? zanucił mistn na wysokich, tonach, wracając ze wspom-• nień do spraw praktycznych.^
Niestety swych zapowiedz i o nagraniu swokih pieśni po | polsku nie zrealizował już ni-; gdy. Chciał je nagrać w Sta>>' nach Zjednoczonych W konh| plede. Po jego śmierci, która» nastąpihi w r. 1966 nagrana; w Polsce płyty z przedwojennych nagrań przebojów ittA^ operowych; ioperektowyoi śpiewanych przez Jana Kiepii' i rę uwieczniając: nowoczesną 5 techniką mistrzostwo Blein-
Czy pogodził się Kiepura t "nimi" w sądzie nie wtenjr, ale kraj go witd i źemal serdecznie, kiedy przybył do PpV ski na wieczny spoczynek, ao-żony własną wolą w ziemi ojczystej. {
Nowoid wydawnlese ilab w księgami "ZwMumo^
Nowe ksiciiki
L40 .
..... 2L75
........ 050
..... 8J»-
..... 3.25 *
ISS \.
...... 3.K
...... 6,50 .
..... 74»-'i
. ... 7S0 'I
2jOO ......'4»
......otis
BOROWICZ T;Spotkanfe ż PoUką CEPIK J. — Krzyż 1 korona .. „
DĄBROWSKI J. — Mam psa DUMAS A. — Trzej muszkletenrtHe DYBOWSKI J. T. — Błazen starego króla ■EDIGBYJ..— Umrzesz jak mężczyzna ....;,..;.., HUTCHIN K C. — Żona teł edowiek KOfiCIAŁKOWSKA J. — Sprawa numer jeden KRYT D.-T- Słownik chemiczny ang.-poLBki:;;;,.
;; — Słownik chemiczny pol.-anglelski ŁUCZYŃSKI A. J. — U kresu wędrówki
MALAMUD B. — Nowe źycle ......
MIEBZECKI H. — Kosmetyka stosowana . , MICKIEWICZ A. — Sonety ktynukie . ... OFIERSKI J. — Party u Kierdziofta .,
REMAROUE E. U. — Na zachodzie bez zmian ........ iJSt ~t
S08AB0WSKI S. —• Droga wiodła ugorem ........OiOO.^i
STAUŃSKI T. ~ Widziane z góry ...............___4J0O.I
SZANUWSKI J. — Mihłść i rzeczy powałne.......... Ofitr;^
TOMKIEWICZ Bl^-- Bomby i myszy....../., _______ 6jfl0' *
TYBBIAND Ł. — Zycie towaronkie i uczodowe SM, WElSSBERG^nrBUŁSKI A. —'Wielka czystb 630^ % .
ZAREMBINA £. — Opowiadania wybrane ^.r.'.......<-.. UJSO^''?'
ZAWISTOWSKA Z. — Ryby na nastym stole .. Va ' t v ŻYLIŃSKI J. — Piastówny i żony Piastów ............. Ł28i>*/?v
BBCHŁEROWA H. — Dom podWanaiDl . .^1 S.\ ' BRZECHWA J. - Jaś i MateosŁ .„""., >..,r ;BUCZa>WNA M. — NosowSc^ .
FENKpWSKI F, -To^wl^e
^ G<»iSKI I* — Krople oa start /. GOBŻBCaowSKA i. — Szeroka woda
"'JANCZARSKI <Ł -r- am^T^"
y/JAMPSZEWSKA JH, —.______
yjapĘRST J:— Sttadł ta»ividid!t rTyKBgBMIRWBGKA Ł.
m