adwen. noścb
-
i6S2cze
czy to ebanji id,Md z-jego aościl sirp orzru emźe
żebn:
wiCC8J',
ztożyir a Rost: ;ho\wf •acfom
pani
amię le£ąc?g«> a& J^a ™®2S>S
la jednej nodze do Seha|>i]3sl@^' o jałM. ^ ^ _ PO cot-^ ' ^
— żebiriDtt wgębęda^.^ f| Pan Py^al^ spojmł Kd2ivd|
^ A o CO Bię wschodzi? ^ ^ __ Później ci pois«emI^Ale te-az śpiesz się, bo ten drań ze śkle )u na obiad wyidzie 1 motesz go lie zastać. Prędzej się ruszaj. ^
— No jaż ubieram się. Ale co pi ;a prayjemność bić się, jak nie
dfiem za. co? Gadaj co było? 5f powiedziajam mu tylko, źe sś: est oszust i rfodziej, bo nmie aa m ne kości daje. i: __ A on co?
f; Powiedział: "Zamykaj stara f )rukwo walizę, bo ci w nią wlizę**
i| I Pan PyskalaM • wzruszył ramio
li. ■
li __ No to ci jeszcze nic takiego i lie poxdedziaL
pi Jabym cię też tylko oi»:nie I fnala. Ale, jak ma powiedziałam eszcze parę slow, to mnie sponie ierał jak ostatnią. Kopnął nmie trzy razy i za drzwi wjncauciŁ
— Coo?^-^ zgorszył; 9ic pan Py skalski. — A tyś się tak dala? ^ie narobiłaś rabattu?
— O to się rozchodzi, źe się ło )uz na sposób wziął. Cielęcą nóż-lą mnie najpierw zdzielił przez eb, żeby ogłustyć. Tak mnie zakucie, że już słowa nie mogłam vymówić.
Pan Pyskalski zacisnął pięści i mergicznie ruszył się do wyjścia
— żeby nawet' przepraszać :hcial—- ponczyła go żona nic
nie cfachĄf, lylkn hij Mtmot^ ^-^Jużty^slęitiebAj! ' - \
Fo paro minutach, pan PysM ski jak burza wpadł do aklepu^pą na SchabińsMeltOj^
-— Panie Schabiński — apstsk krótko ^ pan njoją żonę aniewft
Bzeźttik widząc męża obrażoiej klijenłM, pisezomie usunął się głębiej za ladę.'
— Kopnąłeś ją pan w polędwicę i wylałeś ze sklepu? — powtó rzył pytanie pan pyskalski Gadaj pan!
— Wylałem, bo rozpuściła gębę! Na całą olicę zacięła pyako wać.
— A jak ją pan wystawił, nie pyskowała już? Ifie krzyczała?
— Nie.,,
— Jakun sposobem pan to zrobił?
Rzeźnik spojrzał sdziwlony,-
— Najpierw ją ogłuszyłem cie lecą nóżką w ciemię.
— W ciennę, powiadasz pan? W lewe czy w laawe?
— W lewe.
—■■ I mówisz pan że odraza przy cichła?
— Sprjrlnieś pan to zrobił, — kiwnął głową z iiznaniem paTa^ skalski, t- Ja już 14 M 3 "babą się morduję 1 nie miałem sposobn jak jej buzię zaniknąfi. Więc powiadasz pan nóżką.
— Niekoniecznie. "Można in-Tiym przedmiotem. Tylko nie za-mocno. Tyle tylko, żeby ogłuszyć,
Pan Pyskalski wyciągnął rękę, 5 uścisnął serdecznie dłoń rzeźni ka.
— Dziękuję panu! Zrobiłeś mi pan przysługę. 14 łat szukałem w które miejsce ją stuknąć, żeby się przymkla. A pan Bdrazu •utrafił.
kt-^G^^hartttlerasr ,^0l^
c^ i}6mtikBMc&s4^^^m^^
ien^ 1^ siła ,it«s^e^ M^ii^l
zdolnoSci intelektnoiner i tjesućlo-
Błędnem Jest twierdipenieso; ^a/^ koby siła mlii ł^ła darem natorat nymzwykle natnty przdrobld nie możnn, to jest prawdą, ow^y, np. nie można natcimąć odwaga lwa, ani usposobienia tołzła.
Łudzlej^dnak, to nie owce, ani Iwy, ni kozły, a cele ludzkie iule polegają na gniewie ani uporse^ lecz na pracy w^ granicach zdollnó ści i sił. Dobra i silna wola jest świadomem wykonaniem tego, co w głębi sumienia tiznajemy za do' bre i zbawienne^ przezwycięża \h na największe wady życia, l^onse kwencja woli stanowi moc charak teru, który zwykle staje się takim
jakim go sami zrobimy. Gdy czło* wiek jest dobry, żyje dobrze, gdy jest wesoły, żyje radośnie, gdy smutny, — smutno.
W otoczeniu naszem dostrzegać my zwykle własne usposobienie własny charakter. Gdy jesteśmSr kłótliwi, nasi znajomi są także ta kimi, gdy zachowujemy się w sto sunku do nich przyjaźnie, to i oni takimi dla nas będą. Charakter jest odbiciem naszej woli. Za na mi kroczy zawsze jakiś człowiek^' ten nasz własny cień.
Słabość woli jijest największą wadą charakteru, nie pozwala nam dążyć naprzód i wypełnia^r należycie obowiązków, dlatego też musimy kształcić wolę naszą, nie odstępując ani na krok od tego, co obraliśmy sobie za cel życia. Nie
W dłtt^ ociągimiit 8i$» się, powątpiewaniu, mik& a hcalc,zdecydowania toStttL
sposobności do osła l&nia naszel^ energii;^ deorduj^ jest ^a^n nasze postauonier pif^ Na wszystidem^ do czego el^ ląbieramy, powinniśmy wyeiQg-S^piętno<energ3ii niett|q;iętej wy ImłoSei. Przy przeciwnościach iWięczenlach nie wolno ^etam zło-; ^£ oręża i przemieść działalności |sod sztandar połowiczności, aie pi^eclwnie, pędzić na wozie trlnm ia^iyjn. hamując w rozpędzie piet lę^tiB się przeszkody.
Wola wyrabia się i kształci w ^srze j^cia; począwszy jnł od naj l»p>stszycb czynności tako-wego. |f iestety zapominamy często, że i|ycie nasze nie powinno się wyczerpywać w walce o byl^ yr spokoju albo w namiętnych żądzach, lecz powinno się kształcić i uszła jcbetniać w tej szkole ziemskiej podróży — a tą sflną ^olą, można w;^ieść tak, jak miotłą wszystko,^ co złe i niskie.
Zaraz rano należy budzić wolę. Często się zdarza,'że znajdujemy się jeszcze w półśnie podczas wsta Wania i ubierania się, opanowuje naa potem przez cały.dzień zadumo 1 lenistwo, myśli się mącą i nie jesteśmy icb w stanie zebrać.
Temu można przeciwdziałać siłą woli, to znaczy, przełożyć godzi nf wstania o pół godzinki wcześniej wykonać ćwiczenia ginmasty COTe, zmyć się zimną wodą. Takie jakby na pozór wydawało się błahostki, wyrabiają siłę -woli, uży-
Ę
Si
Ipęlska'posiada ^teiy n>śliay cTOidożercce:' jńsię^akc^ baiłkot*
Stimy Zjednoczoji^ 19Ś3 roka' wyprodukowały iMiCOO mtisik to werów. ' '
*ii^y;,^ii%i^^.^^^l hg^^i<.
inę trzy. mlljony tmUi^ ezteirlln,-^ , g$w; ^ J ^V;-' =-
JapońBii bioW, Blyorwaii. i^^, noni^a, wnalazł spwfih' ijast«sy' ^ ' ' MtT^niąiąja^źeńipkimr hMononS
ssamleest kogutóts^j-, - ,
(1
czając oparcia chdo, a isarazm du 8?y.
Na hartowanie woli^ wpływa fiwia^ domość blęddw, a ca iia idzie, stworzenie całkowitego planu'i!Val ki z przypadłościami-wewnętrzne-ml. pian taki kształci wolę mis^
bo wiemy, co^mamy uczynid w razie zagoszczenia u naa pokusy jakiejś, której nie możen^ wygnać; wiemy jak pokonać czuloatkowoSć i jak zwalczać smutek i zniechęcenie. Dobre poruszenie duchowe kształci wolę naszą, a jek często je trwonimy i szokujemy, popełniając w ten sposób zhrodnię przeciw ksztal(cenlu woli!?
•Środkiem wzmocnienia woli, a zarazem sposobem uniknięcia znu żenla i zebrania żniw uciech pra cy doprowadzonej do końca, jest czynność doktedna^ nie odkładana na jutro, gdy może być spełniona dzisiaj.
Najczęściej nie domyślają się ludzie, jakie siły w nich drzemią
i
lufe ii'Wpn;
, w Ba
Eyła biedna gdowa Sobuśka l syna miała jednego Sobka, na któ ego nigdy inaczej tiie wołała, tyl co Sobuś, i nikt go też już inaczej ve wsi nie nazywał. Sobuś, Sobuś i sobuś był gorszy psa. Złe to by o jako dziecko, a kiedy zaczął pa "obczyć,. zeźlił się, jak pies, A lajgorszy był dla matki. Nigdy ej dobrego słowa nie powiedział, )a cięgiem prze;^rwał, popychał.
I
m
KWA- - .TETMAjm-^"
1
^ ^ sie ju9 * Miecie
wystarczy mówić o woli; t.j. o awtf
jakoś i pomięday ho|upy hasła;! ^t^jaddw mołle^im:,^ - < . ^przittiesła. ^eśt p^tela-ns* obóssą jako tsis^^pti^^^pmhi^msila&i^
ĘilBoL-bnfji^^
Co miała, to albo ze starości lećla ło z niej, albo kto darował, bo mu^ się jej luto stełói; al)tó^^^^^ jak i te kapce.
To idź malica boską-pniowi Sobek.
— - Sobuś.;.V-, V:; :V. s',; —- To sie woin jus ani telo po^
słiigować nie kce?! —- kr^ Sobek. ■— Ązry&^^i^ Co? Hybaj matka po wódę! W te razy'!..
— A nie oźlejes zaś znowa?
i patmebny je^t dopiero jakiś^ ts^sI jQtkowy,Btarf p^chiźzny^^/^ja&ieś silne wstrząlnienł^ alby tę ijlęb^e; mt&\vff' eaer^ji^^dutfhow^ oira* dżić. Jakaś dilna'potrzeba, s^i^e e i fekty, jtik; itniew, rozpacz, wlJ^S^ niezwykło bttdzą w iajelach ^sp^ 1 gję. W nonftalnych warankóc&i sa-, ma wola powinna proW^ić dą adl | krycia tych utajonych ir^deł, al© \ do tego koniecznem jest kształci nie i ćwiczenie ^tej woII» a tego^ nie czyni zniewieściała ludiskość \ dzisiejsza. - ■> '
Helena Poi»perowau€
'W
386 Batitet Bt fotmU^
)oszturkiwał, czasem zbił na kwa ine jabłko, a wymagał od niej ro )oty wszeliniejakiej koło siebie, am robiąc tyle, co nic. Ledwje am oborał, obsiał i obkosił ten ęseczek pola, co mieli, a resztę: •ób matka! Nieraz piętą potrącił, e nie dość fryśka. A to nieboźąfc-0 obstame już było, kopę lat i iiedm miało, to taka ci wartka »e będzie, bo nie da rady. Ale się lie użaliło, nie uskarżyłonijjdy, i 10 zawsze VSobuś, Sobuś, niój So >U8", a od pracy aż się zgibała ' fe dwoje.
Sobek się nie żenił r jedno dziewki się go bały, nie rade go widziały skroś tej złości dla matki lajwięcej, drugie, że i on sam bar
ażnydi'
^irf!°^ '"^^ ciągnął, ino se
*ihciał kucharkę wziąść/coby go •prała i jeść ugotowała^ 1 ;;u^
se jedną taką, i ona się zgp ziła, ale se wtedy pomyślał: Pp o mi teraz "matka w chahipietŃa djabłów! Stara jest, jedwie ^^i, ledwie Tobi* Kaśka zrobi czystko, jesce nie telo lepiej, a wygodę będę z nią miał. Poco '5m daarmozjada żywić? Wyzer on matkę do pola, niek ^ idzie, ^fece! ^ ,^ Silip^ Jaki Sobel^ taka Kazka. I ona też mówiła:, wyzeńinatrarąkij, W matcysko...,Co ci śni^jn no żre! >. Bo kciała być-Jama "o w chałi^iie ^e'Sobkle^il źeł^ ^ nikt inny nie gawędził poJ||»i6
ściel nic, tylko siedzi na ławie. Matka se upościelała, jako ta mo gła, na ziemi pod piecem, bo tyl-
naganohi, Seby tylko jej by-
W jedne, noc, ^ejtejla to było,---- - -
Gody, 5oJek nie kga na 99 te fcapp^tka stare, cek ;e pi7cci.
ko jedna pościel w cłiałupie była, i na niej Sobek spawał; leży cichutko, a modli się, bo widzi — kaganiec się świecił — że Sobek zły. C02 bedzią coz będzie?... szepce sobie w duszy, bo garszy jeszcze był teraz, niźli przedtem.
Wtem Sobek mówi 2 ławy : ■ — Matka! wstaj!
Zbiera się to niełłoźątko, bo się ani spytać nie śmiała: na co wstaje.
_ Warcej!
^ Zaroz, zaroś, Sobusićku... Cos kces?
— Przynieście wody. Pić sie mi kce. -
— Je dy je jest przecie w konewce.
Nima- — zaśmiał się Sobek, i kopnął konewkę, że aż na matkę woda chluśła. Jest je, co? — mówi. • .
Matka się zapaską odziała, bie rze konewkę za ucho.
Zimno było, co cud, a ślizgo; po wodę trza było ku potoku iść, dość oddalono. Przyniosła.
Ledwo że postawiła koło ławy, Sobek kopnął drugi raz w konewkę i wodę całą wychlusnął.
Przerażona popatrzała na niego matka.
Brudnobeła, nie cysto. Przi-nieście jesce roz.
Nic nie powiedziała, przyniosła a oh trzeci roz to samo. W izbie już pełno wody się nalało, że So-bet na ławie nogi wyciągnął, a matka we wodzie boso stała.
— I ta beła brudno. *. Idźcie matka jesce po niom.~
^ Sobuś, dyj hań zimno... jo l^oske... ^ Tc się matka obuj! -~ Jakoż sie obujem synku osto milsy? Kyrpcy nimom nijakik, a
•— A jak oźlejem, to co? Cyk baw nie pon? No!
I jeszcze raz poszła i jeszcze raz przyniosła wody i znowu on konewkę na izbę wylał.
— Samo tako, jak i hańty, brud no. Matka icie po wodę!
Wtedy stara Sobuśka, trzęsąca się cała od mrozu, padła przed! nim na kolana, na wodę na izbie nie zważając, bo już widziała, że, do czegoś złego zamierza. A on ją odtrącił od siebie nogami i mówi:
— Idziecie po wodę? Nie?!
— Sobuś!
— Jo wiem, zek Sobek i jako mie wołajom!>- wrzasnął Sobek, — Nie potrzebujecie; mi syćko przybacować! A kle sie wom po-sługować nie kce, to do pola!
— Sobuś!
— Do pola, mówiem!.Mnie tu takich łachmandów nie trza, co śnili: nijakiej wygody nie ma^ Przi dzie Kaśka od Kurosa to będzie. A wy sie bięrcie z izby, preci
— Sobuś, dej noc, zimno...
— Do pola! Uinarznem...
— Ciepliście, kie we wodnie klęcycic... ^ '
Dziecko moje! Wylsarmlłak cie.. -
— Ba! i
— Teml piersiami—
-» A jakiemiście kclelitf Do po la!
To mnie jua tak wyganias?
— Tak!
— A jutro ml przydiS£p2>ozwoIf0? Kigda! Przldsis Ka^t iPai-
strać Sie matka, ka kces!
Hoćb;^ wg.....!
^ Objęła mn nogi rękami I usta do kolan przycisnąć chciała, ale on ią kopnął, że aż 3^ jękiem na po ^ogę, w tę wodę zimną na izbie w znak padła. Byłaby może zemdlała żeby nie ta woda właśnie.
I^oznała, że tu Spasów nimas. Pozbierała, co tam miała, a było tego; jak pięSd,-wc 5?c3??ckr-3»ny«r chodzi ku Sobkowi, co ciągiem-na łaWie z wyclągniętemi nogami sie dział, i powiada:
— Daj ze sie mi poboćkać, ay-necku mój, hoć mie jus tak nie rad widzis,.. dziecko moje..
Ale Sobek jak ale siepnie w tył jak wrzaśnie: Mnie tu wasego boć kanio nie trza! Przidzie łmw Kaś ka od Kurosa, to mnie ubośko, kie lo mi sie be kciało! Do pola, dzia 6m\4 zatracono! Bo jak nie?!
I^złąpał za garnek odrutowany, co na stole stał.
Wyszła Sobuśka cichutko w po le,^^]ko sie ode drzwi jeszcze po patrzyła na Sobka, i uśmiechnęła do niego przez łzy.
Ciemno, kapce, co je wdziała; mokrzuteńlde, zimno, nie wie gdzi^ iść.
-^]^ndem ka, na chałupy, zapu-kani do okna, może mie przecie pućcdm nie tu, to ka Indziej'— my śli. jBajto! ^ tobyk musiała pe^ dzl|S,'^^,,mnle Sobuś wygnał z do mu,'ta1^ na niego pomstowali, ¥; to„ pjrzcc^e dziecko...
l^^em do światu, jstracem msĄ Pon Bóg dobry, to ml ale ta nie da długo plątać pomiędzy Ibdziaml...
fj^zle, kielza po lodzie, w <$nlegu gi^^le, idz!e..i
Ą Sobkowa chalfupa na boku ota ła„^l^~jące, I bardzo daleka do niei^"C7fi3ać było. Toż to obejr?y BięE^hafiko; widzi, w chałupie ja 8n0 ^ oknle^ i
'-H-iNie śpi, kagańca nie zaduh-non u^myślL
i^pi dziecko... 1 pić ma się kce,( a X70dy nOal^iejf nimo. Som } po 4>fl@ tvi9 Jandzie, bo zimno i ćma. l Af»f| ma się kće, Kici^^ iom ^,
wiem pr^y dŹ^Irzak, SźwiKs&iio tyle ubyłem, co mu powi^: sjoi-ku, mos wod^ jakbyś pić kciał — I pude. Nie bede ta Jas długo kusić świate, nie...
I jak myśli, tak robi. Wróciła, do obory cichutko weszła, putnię do potoku zaniosła, raz, drugi I trzeci wjrpłnkała i czystej wody
i^tói0| :mMśm::^mmt
603 ST, Wt
Sobkowi pod drzwi przyniosła,£ wtedy padła przy niej martwa.
I wtedy to wej janioł, co po jej duse prziseł, płakał.'
mw
1094 ST. ŁAmSHOa MM. '-^ ' BONIWUU
7>rtyjediela i dajde «99 tovpitBmlmttZ&, n ts^mss^M&a duto* ptdnfofSsy, joSo \
Ostwlra Moiedd m
tEŁ. MA. 0e@t
Uy węsteJ tam titó tjrt&o KSasJScaaalsssy cacsryja odblercoas. Jecs tabfco
- «
l
mm
mmmmi 4
zm'm,mmmr^ ---- ^
V 1 , m^imii^
V
______,.........._,,*'S'.sj:i:
45 Si Imm Iwt 'M^m
ni
« ^> lf-..l!