4-
pod koniec epoki Panariotów, jjadają na Bukareszt "dwie strasz ^Ijlęski. Pierwszą z nich było yjglide tizęsieńie ziemi, jakie na-
ugąsić,. Po ,niespełna trzech godzi nach tego chaosu, przyszedł drugi, straszliwszy cioS. Tym razem, v/ydawało się, że to już koniec
biedziło te okolice w pażdziemi- świata. Głuchy huk, .wydobywają bi roku "1802. Eryk Fisher,poda|e. cy się z głębia ziemi, potem okrop y swych pamiętnikach-następują ne jej konwulsyjne drgawki spra ry opis tego kataklizmu: wiły, że ludzie dostawali obłędu.
Ci, kluj-/^ tmleui u-.Ji^^ 2>Liem"\Ł
"Późnym wieczorem ziemia nagie zatrzęsła się w swych posa-^di. pierwsze drgania spowpdo-tiss zarysowanie: się murów wię-iggrch domostw, podczas gdy wie !f lepianek pozawalało się od raja^ grzebiąc pod g^ruzami śpia.cyćh śieaJcańców. Powstała nieopisa-ja panika w mieście. Ludzie wybie l«ali no ulice w nocnych ubraniach Ija mróz i śnieg, który w tym ro 1^ wcześniej niż zazwyczaj za-jdai ziemię białym całunem. Wi-ji^alo się starców, którzy \v drżących rękach unosili skarb dotąd tajemnie ukrywany. Panujące na aljcach cierńności powodowały, że Biejeden tracił ha moście równpwa gę i padał niesławnie do ścieku.
BUKARESZT. Specjalny korespondent N. P. S. K, Thalbitzer, donosi z Bukaresztu: — "Podczas,
gdy znaczna część Rumunji \vy- jeszcze wizg. tran^tową do; Amery
i}oto, niby krwawe urągowisko Lucypera, sprawcy tego nieszczęścia. Kobiety nierzadko w same ko szule odziane, z rozwianyin włosem przebiegały ulice głośno zawodząc. Dziwnie lamept tych słabych istot nie łączył się z tym, co niejedna z nich dzierżyła w swych rękach. Raz była to duża klatka z papugą obrzydliwie się wydziera jącą, innym razem ozdobne lustro W^kosć słoniową oprawione. Tylko jdrią widziałem taką, która \yybie fi z bogatego domostwa z dziec jyein na ręku. Ta zrobiła znak
walących się jak domki z kart bu dynków, padali na r.hiię i wbiwszy w, nią swe pazury; zastygali w tragicznej pozie. Wielii. staczało się w nurty szalejącej rzeki, która wystąpiwszy z brzegów zalała zna czne przestrzenie.
U wylotu Podu Mogosoaięi (dzi śiejsza Calea Yictoriei), ziemia rozstąpiła się, tworząc głęboką i bardzo długą szczelinę, z której wybuchły trujące gazy i gorące źródła. Nad ranem, jeszcze- przed wschodem słońca, spadł ciepły deszcz z popiołem, po którym wró7 ciło do nas znów lato na długie ty godnie."
Inny kronikarz, P. Dirot podaje, że w czasie owego trzęsienia ziemi
grzebuje się przy pomocy niemiec kich wojsk, stacjonowanych na ca łom terytorium kraju, ż pod gruzów, spowodowanych ostatniem ■tryęsienii
trzyła przed siebie. Tymczasem w. mieście wybuchły liczne pożary, które z braku .wody trudno było
wytrysło w oKoncacii nanowycii,-które wyzyskane dopiero od roku 1S52 stały się zacżąUuem dzisiejszego bogactwa mineralnego Rumunji.
W jedenaście lat po tej katastro fie, spadła na miasto druga klęska. Była pią straszliwa zaraza, która ogołociła Bukareszt z połowy jej mJeszkańców. Opisy jej przebiegu, mrożące krew w żyłach, zachowały się w księgach licznych klaszto rów, zamienionych wówczas na szpitale.
szcze rzesze uchodźców polskich tu_ przebywających, stają przed najstraszniejszym okresem swej tragicznej tułaczki.
Liczne są przyczyny tego katastrofalnego pogorszenia się ich sy tuacji. Przedewszystkiem, pozbawieni oni zostali opieki swego rzą du — od chwili wydalenia polskich przedstawicieli dyplomatycznych i konsularnych zRumimji. Fakt wyjazdu Ambasady polskiej z Bukaresztu i pozostawienie przez nią tylko dozorcy gmachu i, prote stu za sobą, wzmógł, zauważone już poprzednio nastroję antypolskie w społeczeństwie rumuń-sklem. W wielu wypadkach, prasa
"Odkryty" uchodźca, indagowany jest szczegółowo przez nazistów, i o Jle ni.e może wykazać się ważną
ki; Turcji lub Egiptu, odsyłany z o staje przymusowo 2 powrotem do Pclski.
Niema dziś w Rumunji żadnej organizncji. do której pTzeslado-
jach. Norwegii, Anglji, Ameryce Argentynie, istnieją rody bogaczy, którzy z ojca na syna przejmowali
wany Polak mógłby zaapelować o
pomoc. -
Czer\vony Krzyż rumuński, me
miesza się do wewnętrznych "poh
,, , . , . ^1 uciążliwy i trudny zawód, tycznych spraw" i pochłonięty jiest f . . *
w zupełności niesieniem pomocy o Dziś. stosowne .są wszelkie ulep. flarom trzęsienia ziemi, ; żydowskie organizacje, przeciążone są sprawami S^v•ych współwy-
Sandefiord; norweska mieścina. lu, kiszki grubości drzew, a żyły licząca 6.G0O mieszkańców, odlc- i mają średnicę rur kanalizacyj-gJa o 130 kilometrów od Oslo, sta tnych. Olbrzymy te mają taltćła-je się portem macierzystym floty li do połowu wielorybów w wodach północnych. , . Niebezpieczny ten fach, pochłaniający często do tej pory ofiary w ludziach, był od niepamiętnych czasów złotodajnem rzernibslem. We wyTy.stUith uarimorakich kra-
sny przełyk, że żywić się mogą wy łącznie drobncmj ^rybkami, skoru piakami i mięczakami.
Poiawiane-są dla tranu i fiszbi now, wyrastających gęstemi rzędami z obydwóch stron' górnej szczęki 1 zastępujących zęby.
szenia i ułatwienia aż do harpunów, wyrzucanych z piorunującą siłą za pomocą elektryczności. Sta znawców. Dla rządu rumuńskiego ^ki używane do połowu, mogą roz zaś, nazwa "polski uchodźca, polo ^ijać dużą, szybkość i oprzeć się na",--- ' jest : czerwona płachtą na^straśzliwpym sztuimóin. mają przed oczyma rozjuszonego byka. 'Pojemriość od 250 xio 320 ton, pćd-
! Pozostaje tylko- pomoc indywi-dualha, życzliwych i ludzkich jed nostek, z pośród ludności miejsco wej. Wiele z nich odczuwa głęboko straszne położenie Polaków, rumuńska, biorąc asumpt z protes iWiele polskich dzieci-przytulają tu rządu polskiego. ,pfaridatawHa wieśniacy rurnuówsy Tiirznp mnłki
Gzytelnlcy, sprawa Polski wyma-rozpowszecimiBiua "Zwntzkow-
ca?' pd' całej Kanadzie. Niech każdy zdobędzie choć jednegrr czytelnika. -
wypadki w takiem świetle, jakoby jpolskie, zostawiają swe dzieci pod Polacy, znalazłszy na ziemi rumuń j ^-h opieką, aż dp czasu zakończe-skiej gościnne przyjęcie i opiekę jnia wojny, nie chcąc narażać tych ze; strony ludności miejscowej i maleństw na cierpienia dalszej wę władz, odwdzięczali się za to łntry '.diuwki. r
Wieloryb żyć może ao lysłąca lat.
Jest'10 zwierzę ssące, z gojsłc: krwią. i-
Statek płynie na północ.^Widać geiy lodowo.
Uajidowiony na maszcie żeglarz o wysokinn wzroku, badaprzestwo rza. Nagle rozlega się je^o głos: "Wieloryb!"
ci 500 metrów, pr^dgga pomoh ; cielsko, broczące krwią, ^Ijarwia Jące morze. Gdy zwierzę dcstatecz ;n»e osłabcie, holuje słę JBiiią nakład i ciosem w brzuch, dobija.
Zarzucenie harpuitu niedostatct-.' cznie głęboko, zagraża statkowi przewróceniem przez ciskajątfe się-zwicric.
Moment holowania także by*ra/ ry;?ykowny, gdyż wieloryb może mieć jeszcze dostateczną siłę, by zerwać powrozy i uciea ' *
Harpuny, z przytwierdzonym;: granatem, wybuchającym w irto-
szatańskim wynalazkiem. RzadJtOk -ą-jbowiem trafiają w serce, płuca, czy ijerki, powodując śmierć natychmiastową. Najczęściej zwierz^i kona powoli av strasznych męczar niach ' ■■■.■•/■■.'j^ Polowy przetrzebiły już znaczr nie wieloryby na północy. W ubić giym sezonie, Norwegia wyprodu:
m ' 1:-
czas, gdy przed, dwudziestoma laty miały 70 ton.
W czasach.dawniejszych, gdy po łów odbywał się w żaglowcacli i z najprymitywniejszym ekwipunkiem, walka 7. kolosami morza po ciągać mogła tylko śmiałków lub
gami i knowaniami anty - rumuń skiemi, prowadzonemi wspólnie z
polacy, odbywający tułaczkę po zaśnieżonych i zabłoconych dror
Ańglją. W tego rodzaju rozumowa jgach. Europy, nauczyli się jednak niu przewodzi, zwłaszcza, silnie tajemnic "włóczęgów". Umieją przez Niemców kontrolowana pra- iuż rozpoznać warkot samolotów Sa i radjo. [niemieckich, wysłanych .do odszu
W. międzyczasie, zaczynają tu k?nia ich. Wiedzą, jak mają odpo docierać częściowe sprawozdania z jwiadać na pytania chwytającego położenia uchodźców w poszczegól ich siepaka nazistowskiego. Gorz-
nych częściach kraju. Pdmysłó--
wość niemiecka w oHnajdywamiT coraz to nowych obozów uchodź-czych, zdaje się nie mieć granic.
kie doświadczenie nauczyło ich
jaciółmi", którzy okazują się później tylko agentami Gestapo. Wie
straceńców.
O rozmiarach wieloryba, może dać pojęcie jego długość, 25 metrów i waga. dochodząca do 150,-000 kilogramów..— Serce wazy ty Ip co koń, nerka jest-wielkości wo
dzą jak ukryć ostatni posiadany
grosz w wypadku rewizji i jak u-. Po dobrym spzónie, przywożą, cza
dzjólić .wimijając^i odpowiedzi. Nauczyli się oni już sztuki zwalczania tej strasznej maszyny bestialstwa i okrutnoś.ci, której, macki, niczem cień olbrzymiego sępa roz pp^tarły .się nad całą Eurcpą. O-
strony ich ziomków, rpzsiąnych po całym świecie'-.
scm kilkadziesiąt tysięcy koron norweskich.
Wieloryb, czując niebeźpieczeń stwo, potrafi przebywać do dwu-fUicstu minut pod wodą.
Trafiony harpunem, miota się y/śeioklc.^ .Tednoczośnie nawijana aulomalycznie dokoła pala najmo
Liiicj-sza z istniejących lina, dlugoś
wmmmmwMMimiWWMMMWM
^Barczewski, otrzymawszy' list od Załęskiego naglący do przyjazdu, wyczekiwał z.niecierpliwością powrotu Janka z zebrania .w Danowie. Wiedział wszystko o Krysi. : , Janek, przyjechawszy do domu, widząc podniecenie Barczewskiego,
spytał zaniepokojony. — Co się stało? .
■-czytaj: — Podał mu list. Obserwował go z dalęk j;rysi5_chpra.rtójcięźko^Z^alenie Janek czuł. jakiś bezład w tałym ciele. W głowie dzrwriy~zaJtiTęt;
~ Musimy jechać— odezwał się po chwili Barczewski. . '^Jechać? — Jakby ocknął z okropnego snu. Zaleska i jej rozmowa -wszystko stanęło w pamięci. Nie powinienem nigdy, przestąpić pro. gu w Olszówce.
Barczewski przeczuwał jego rozterkę..
— Nei nic nie możesz zważać, bo Krysia chora — powiedział.
— Tak, Krysia chora — powtórzył Janek bezdźwięcznym, martwym
Krysia drógaTk^d^^^^^ cy targał je niepokój .• Długa chwila milczenia. — Zmaganie się dumy z miłością.
— No więc jak?—spytał Barczewski. .
Trzeba w sobie wszystko zdusić zamknąć, choć trudno, ponad siły. Jak mamy jechać, tó chyba zaraz — brzmiała odpowiedź.
Warkot samochodu i głos trąbki, rozlegały się w alei wjazdowej w Olszówce.
Barczewski i Janek, zajechaH pod ganek dworu. Na ich spotkanie wyszedł Zaleski z synem. , . '
0,-jesteście, moiJ.u;d:5r^:jir: żawo^^ ściskając obu serdecznie.
— Cieszę się, mój drogi Macieju — zwrócił się dó; ZaTęsTciegó-Barcze h'ski -Lże po tylu latach, znowu się spotykamy. Szkoda,tylko, że w ta-^ch smutnych okolicznościach.
" — Jak zdrowie p. Krysi? — spytał niespokojnie Janek.
— Znacznie lepiej ;•—odpowiedział Załęski.
— Bogu dzięki — ciągnął dalej Barczewski: — Całą drogę byliśmy zaniepokojeni. A Janek — myślałem, że maszynę gdzie po drodze roz ^■ali^ tak tu pędził. Drogi zawalone wszędzie śniegiem. Ledwie moż-. la się przedostać.
— Tak, tęga tego roku zima, nO i wczesna.
Starzy gawędzili sobie w stołowym pokoju. Janek i Jurek zniknęli. Poszli do Krysi.———-__
ciężał chorobę. „,..'...^: .,..
, Kiedyś Krysia, ująwszy matkę za rękę, prosiła JanlTa, by się zbliży!
— Mamusiu^tty wiesz, że my się bardzo kochamy. J['chyba teraz nic hie maśź przeciw, temu... — rwały się słowa połnę :)^3f^^2enia^ Tyle prośby w oczach i serdecznym uścisku. . :
Zaległa cisza. Serce starej kobiety, które przecież kiedyś też kochało, biło mocno.
— Jeśli tego pragniesz, Krysiu...— Glos pełen stłumionego drżenia
— Tak, z całej duszy!...
■—Więc bądźcie razem szczęśliwi. —^ Dziękuję, mateczko. Zostali we dwoje. ;
— Janku, jakem szczęśliwa. Dni bez ciebie, — to jeden ból, jedna nieutulona tęsknota.A teraz przed, nami tylko jasność, szczęście.
— Tak, tylko bądź jak najprędzei zdrowa; ■
Od tej pory, płynęły im chwile, godziny i dni nierealne i piękne; jak sny. Krysi, szczęście i miłość dodaWały sił w powrocie dp zdrowia.
Załęska była dla Janka uprzejma, ale jeszcze nie mogła pogodzić się z losem. Załęski odzyskał humor. Bąj;czewslci^czuł się w^Olszó doskonale. Opowiadał o Mazurach
gdzie jego ukochana Kry.sia. Rad by cahi dusza znaleźć się tam choć,na chwilę. ■
A ) dv/or w Olszówce byl rozśpiewany. Piękne mcłodjc z wewnątrz rozchodziły śie hen, gdzie wietrzno t sniezno.
Krysia, tęsknymi myślami była przy Janku i z nieoierpliwoscią o-czekiwała drugiego swieta.
Drugą oiczyz.ną wielorybów, ~ gdzie znajdują się jeszcze w wiel kiej; ilości, są południowy Atlantyk i ocean Indyj-ski;
Z daleka o sto metrów, na wy-['^o^^a^a '82,000 ton tranu, Angljr sokóśc dwóch nielrów bije fon- |H9,000, Japonja 30.000, Niemcy t:;nna: to zwierzę wydycha powie i'"*'^*^^-trze wraz z wodą morską.
Statek z największą szjiłkością zawraca w sygnalizowanym kierunku. Fontanna znika. Czyżby małe oczy kolosi dostrzegły wro ga? Okazuje się, żę nie, gdy z po paru minutach wodotrysk na ho wo się ukazuje, tjon razem bliżej, dzieli go od statku nię więceji niż trzydzieści metrów.
Jest to odległość ściśle wymierzona dla rzucenia harpunu. Ta funkcja należy do specjalisty, o niezawodnym oku ' ręce; Specjaji ści pobierają ogromne uposażenie.
Metal Konkurujący] 7 Bfyri^
w roku 1875, odkrył Francuz, Leon de Boisbaudran nowy metal, . nazwany później galium. Okazało siCj że jest to metal właściwie bar dzo rozpo\v£zechniony, ale występujący zazwyczaj tylko w małych ilościach. Wskutek tego, musi się przerobić 100 funtów surowca,, naprzyklad cynkowej blendy, aby otrzymać jeden funt lego metalu. Nic dziwnego, że cena jego była pn czątkówo bardzo wysoka i dzisiai nawet wynosi jeszcze około cztery dolary za gram. Jest to więc me-t:ii zhacznic droższy nawet od, zło
wypytywał się o tutejszeTtosunki, intęfeśówał~się~gospodarstw'em.~Po-"ubił bardzo Krysię. Przypadła mu wiele dó serca, ta prosta i szczera Iziewczyna. A i ona, obdarzała go wielką sympatją. Gdy w.spómniał o -iowrocie do domu, nie chciała o tym słuchać.
— Janek może jeszcze zostaćj ale^nie wzywają obowiązki do domu — mówił Barczewski.
— Proszę jednak nie zapońiinać o Bożym Narodzeniu. Będą przecież .vtedy moje z Jankiem.zaręczyny,
—- Jakby się taka uroczystość beZe mnie obeszła?
■ W pokoju półmrok. Janek nie zdawał sobie sprawy, z jaką miną powitała go Załęska, jakie na niej uczyniło wrażenie jego przybycie. Jedyną jego myślą i pragnieniem — znaleźć się jak najprędzej, przy Krysi. Na palcach zbliżył się do łóżka. ^
Krysia nie spała, ale miała przymknięte oczy. Słysząc jakieś szmer>', otworzyła je i odwróciła głowę. — Czyżby gorączka nasunęła jeima-jak?!-. Nie spódziewiala się, że zobaczy Janka tak prędko
— Janek! — wyrwał się radosny okrzyk. Uśmiech iasny, słoneczny, ^tkwii.na twarzy.
Wyciągnęły się do niego drżące, słabe dłonie.
— Krysiu, musisz prędko wyzdrowieć! —- Janek wpatryw; ^kojem, miłością. ' ; .
— Wczoraj mi się śniłeś,
~- tak? — śmiały się do niej jego oczy.
Zaleska odnosiła się teraz do Janka przychylnie. Widząc, jaki zmar-'Mony chorobą Krysi i jak oświadcza gotowość do największych po-*?"JCceń, byleby tylko była zdrową, nie mogła nie zmienić swego po-^;fpowanła. Szczęśliwe spojrzenia niłodydch, przejmowały ją zimnym weszczem. Ale czuła, że tu żaden opór, żadna walka nic nie pomoże, 'ilość ich pokona wszelkie przi^ot^. /
'si 2 każdym dniem było lepiej. Mody organizm mężnie przezwy
z nie .
Jednak i Janka wzywały rOzne sprawy na M5ZaryrQi!jedłai, żegiia-ly ze .smutkiem przez Krysię. *
Uczestniczył na kilku zebraniach w okolicznych wsiach,": zyskując :oraz większy posłuch i uznanie wśród młodzieży. Do Olszówki z Barczewskim pojed?ie dopiero w drugie święto Bożego Narodzenia. Pra-iinął bowiem dla delegatów związków i mężów zaufania urządzić wi-
■;^iję--' / _ ..
Nadeszła ov/a uroczysta chwilą. W stołowym pokoju u Barczewskie-;o, Barbara krzątała się przy stole, nakrytym świeżym obrusem, z pod tórego wyglądało pachnące siano. Różne smaczne potrawy,, które przy otowuje się na wieczerzę wigilijną w każdym polskim domu, nęciły i -odnłecałyapetyt.-W-rogu-pokoju słała wysoka,-sufitu:sięgająca_choin :a, pięknie przybrana.
Zebrali się zaproszeni, a między innymi Jagoda z Danowa z synami nastrój uroczysty, podniosły, Zapłonęła choinka od jarzących się Iwiec. Wielka złocista betlejemska gwiazda rzucała blaski, a z małego ':5óbka Boża Dziecina błogosławiła Mazurom -'Polakom. Przy łamaniu uę opłatkiem, starym łzy kręciły się w oczach. Janek przemówił do zebranych:
■ — "Bracia kochani! Jak Polska długa i szeroka, dziś wszyscy — bie In i czy bogaci, zasiadają do wigilijnego stołu, łamiąc się opłatkiem, •kładając sobie życzenia i śpiewając piękne staropolskie kolędy. Choć I granica oddziela nas od ojczyzny, przenieśmy się myślą hen, ku dro- !
Tu jest, jalc rek długi, wielka uciecha dla całej fami-Iji w aparacie General Electric Radio, zbudowane bez anten-/ i kentaktłt-zipmnego w stylu nowepo "Beama Scopc", nowy ulepszony sys-tem krótkich fal. Irtory do _s<9rc7;v wam zamorski'? orograroy czyste, lekko, nowe "Złote Tonv" Itadm 4;. K, b^MiK— iw ■łcpszym-pfe-
zr.nt-?m na Vw5azdlke. Tylrtc ki^kad^-^ró^ zarńry j bf-d/jfcic mieli raw?iyke v/ dzień rświąlcczny 1 każdego-dnia mitz nasfępiń lata;
J K. 7<i. Siedmio-lampior
we-Stale i krótkie fale o n kraż.kach, "Dual Bea-n'a Scope" o piórkowym nastawiaczu, ko-
tfi \ platyny.
Mimo to jednak, zastosowanie tego materiału jest coraz-większe.; Ma on bowiem pewne właściwości bardzo ciekawe. —Jest to metal blyszcząęy o nmkim punliciG>. toąli. woscij. bo JUZ przy 29-ciu stopniach. c:ep|a Celsjusza zamienia się, .Da-: Ciecz, stajać się niezwykle podobnym do rtccł. 1 rzeczywiście, metal ten jest jeszcze lepszy w wicl^ł wypadkach aniżeli rtęć i może ją zastąpić z pozytkifcm w wielu wy padkath. Tak naprzyklad, termor metry rtęciowe są w wyższych Jjsr.-. peraturach kilkuset stopni już .nż-O pewne, z powodu stosunkowo nią-kicgo punktu, wrzenia rtęci,, która wrze w temperaturze 357 stopni . Celsjusza. Tymczasem golłumi wre dopiero, w temperaturze 2^000; sto
pni A zatem termometry galiowc są o wiele pewniejsze; aniżeli rtęciowe, Galium jednak musi być zupełnił; czysty, gdyż inaczej zbyt silnie przylega do iszkia. Tukzi- i w temperaturze elektrycznej, galium zastępuje rtęć. — W lampach
gieiTFólśce, którei cząstkę-każdyrz nas-Tw-swych-piersłach-nosir^^ czmy sobie wzajemnie, abyśmy ią-nie tylko kochali i szanowali, ale wzbudzali;! utrwalali miłość ku niei pośród naszej młodzieży, w któ-rei przyszłość i ostoja narodu. Ójcpm życzę z gł,^duszy, aby gwe dzia tki jak najlepiei wychowali w zwyczaiach i mowie ojczystej na dobrych, szlachetnych, polskich obywateli." - ^ Odpowiedział mu zacny i oddany- polskości stary Jagoda: 7~ Przeżyliśmy różne cąsy. Juz i ty,młody panicu, zdonzyłeś niej 2d-nugo doświadcyć. Ziemy wsyscy, jak nam tera Mazurom — Polakom '.yć trudno, ale musiem sie trzymać razem i nłe dać nikomu. Oby Bóg r-am pozwolił dożyć łepsych casów. A temcasem muf iem'pracov/ac wj trwale i nie dać sie wrogom. Ty panicu,, pracujes nad naso sprawo wzorem nasego kochanego przyjaciela pana Barceskiego.' Tak, jak j on, pozyskałeś sobie serca tutejscgo ludu. Kocha was nasa młodzież, kochajo i starzy. Zyćymy wam długich lat życia, sil dó pracy, a za wsystko składamy "Bóg zapłać". , '
Po wieczerzy jeden z delegatów, kozłowski, zanucił: "Bóg się rodzi''. Pochwycili melodję wszyscy zebrani Płynęły piękne slowa wspaniałe! staropolskiej kolendy, co wstrząsa serca swą potęgą i siłą. śpiewcli wszyscy — młodzi 1 starzy, — czerpiąc z niej otuchę i wzriioatienie. Janek myślami gonił daleko ku colskiemii dworóV/i v/'01szwvcc,__
a raczej jego stopu z aluminjum zoniiast rtęci.
Czasem teri stop zawiera dodatki innych metah, kadnu i bizmutu. Światło, takiej lampy kwarcowej rozni się tym od .światła lampy kwarcowej, rtęciowej, że zawiera więcej składników żółtych i czerwonych. Może więc być użyte do-zwyczajnego~"ośv/IetlenIa ffav/et~ bez osłony z kwarcu. Także i w • rientystyce galium zastępuje rtęć. Jak v/iadomo, plomby wykonane 7 amalganÓw — rtęci ze srebrem, uważane są przez wielu uczonych Zł bardzo szkodliwe, właśnie wsku tek szkodliwości rtęci dla organ! ■ zmu.-,:'
'51
Gdy szocie dobrego tpniego la-dja udawajcie się z calem zaufaniem do najstarszegro radjoweeo polskiego sldadu, w którym będzlć cle mieli wielkj wybór i ob:^ugę
Damy wamt najlei>szą c«nę za sze używane jR^jo nrzy zamianie
na nowe. Sprzedajemy rówioleż u-żywane xadja„
' Naprawiamy Kad;^ i^Uomfy
Lampy radjowe i akcęporja dv rowerów.
Pamiętajcie Rodacy ze firma na sza znana jest w Polonji od bisko 30 lat z ućS^ciwej ł rzetelnej obsługi. My nie zatrudniamy żadnych agentóy/ v/ naszym sklepie, obsłużymy Was osobiście i zaoszczędzimy Wam wasze pieniądze Vpr?y
Posiadamy wielki wybór maszyn ^^akupn'« tych dobrych radjów^
do prania, rowerów, nowych .i uiy wanytfe, oraz mofócyklfiwl
TESTUJEiHy" LAMPY EAD-JOWł! CAŁKIEM iDABMOI *
F:A, JUDYCKI,wMęm^Tómto = JEŁ,3583
Związek Polaków tv Kanadzie, to jedna wspólna rodzinna Sasn Cb^ rych, do której lud związkowji! shtada svś^6| ciężko' zapraićowady grosz — iw razie choroby, Icalec- . t\ya lub ^mlerci, — czerpie z niej * na swoje potrzeby.
? Za Icaźde wpłacone 60c. mtesję-cspnle do Kasy Związkowej^ g^iiiy _1 członek jest zabezpieczony na $7,69 tygodniowo ($28.00 nzesiccznlę^, Icfcarza i i.-karśfwo, oraz na Wz-ta iwgrzcbowe $100.000 ł $300'c{> ; zaJeiale Pd czasu należenia do
iZwiązek, to organizacja czysto nol Sto. Bteileśła od żadaij ssStp r« ligunej i politj^cznej,, ProwMcjm
na ^2śada«li^;.•'dci^iO&liaiyci%«*,■^'
■tW.!
j
n-
r
- E
iSIIm
illB