6 Oświaty adzi kursy \, '■ zakresu prostych w ioriezeniu szW Jrzyć swoje V
STRESZCZENIE' POPRZEDNICH OBCINKÓW Ma ttatku retymowym "M. s. Poniatowski", przybyfym olll, młodszym kucharzem,Jest Zygmunt Błofeld, Irł6-[edyn4» myłll, aby spotkał sie ze swym bratom blUnla-_ Jankiem. Zmyliwszy czuinoić polltruka, Zygmunt I xa statku I mieszając sle z tłumem, odjeżdża fn» do Londynu. Nie znajduie fednak Janka, ale za to "afla na liczne "girl frlends" brata, które biorą go za a. Truda zabiera go do kasyna gry, które nachodzi po-Truda z Zygmuntem uciekała, Zygmunt trafia wresi-na Jlady swego brata -bliźniaka. Rozchorowawszy sle przypadkowo przewieziony do rodziców Elżbiety, na-one i Janka. Tymczasem Zygmuntem zainteresował się r Tomasz, as bezpieki, rezymowei ambasady w Lon-e. Janka tonącego w_ morzu -zabrał na swój pokład k rybacki "Swanella". Zygmunt.postanowił uda sie na
^Smi- ■ ^.:.:*.f*'.ś ■■■ ■.■V i
pM Przyszło mu. na myśl, że jedyną osobą, kto-' My:mogła mu pomóc, jest .Truda; Ale nie znał: Physics (t), F#llśf JeJ adresu, ani numeru telefonu.
' ""^ ' A potem przyszła refleksja, czy warto wo-starać się o pracę. Czynie lepiej najpierw sic się. do policji? Nie odsuwać tego, co jest niknione? Nie czekać, aż się zgłoszą po nie-
sikoły elemti
itary Scłiool) ;ą w zakresie ngielskiego. cynikiem zadi mógł zapisać IX (grade R) szkoły ||-g0 ary Sehool).
(Grade IX)-Lit,, Soc. Studia tience.French GradeX): Eng. Mathemaiic i. -.■
" (Grade XI) Lit., World Hist
tt
(powieść z życia obecnej emigracji)
I (Grade XII): g Lit; (t), Wory itry (i).■■;Chemistg atin (t).
II (Gracie XIH> Ing. Lit. (J.), Al ry.(J)1.Trig.-
;ics (J),.Chembtr Zoology (J), French Comp. i
(.1), Latin Cos 7y: przedmiotackl •ą(t) do 36
potrzebne jest egżajTiinów. rsów koresponfi oważniony do a o ukończeni iz do poparcia |
dopuszczenie dyplomu ukoś ) stopnia. (SecM| uation Diplomai]||
a' oznaczone tojjk _ Dńeh dobry>
tory jest S3f€ Uniosł Słovve- Stał Przed nim młody czło-tów, 'którzy cM|k, średniego, wzrostu, brunet, z czarną opaska •tamental GRdlpi^rawym oku. ,:
^:|| — Pan mnie poznaje? — zapytał. Nie— powiedział Zygmunt. ' nće'ToursV1flft ~~ W zeszłym tygodniu pan był w szpitalu ;t. Toronto 5, tó~^\vymienił nazwę miejscowości — Przyjechał :.ł f||| do brata, Janka Błońskiego; który, obok mnie JDENCYJNE KŻMał. Wszedł pan z siostrą na salę i to ja panu P^iedziałemsże Janek poszedł na plażę, kapać
Szedł zamyślony ulicami, nie wiedząc do-idzie i nie wiedząc "poco; Jeszcze parę tygo-^ temu marzył o tym, żeby się znaleźć w An-A- teraz ta wyspa wydała mu się niezwykle na. i-mała, za mała, żeby się na niej ukryć d przeciwnościami losu. Uciekł by chętnie, ićby na koniec, świata, byłe jak najdalej od atwanych i mętnych spraw swojego brata, nareszcie zejść z toru jego życia.. Zaszedł pod bramę jakiegoś parku. Wszedł rodka, usiadł na ławce nad stawem. Zapatrzył na chłopców, puszczających na wodę, wycięte Dry łódki.
; Nagle usłyszał nad sobą, wypowiedziane po sku:
informacje nak?|J artment of Edr*"
AWODOWE
wo Oświaty riJ$ff Przypomina pan sobie porozumieniu i ^ rr"1' Inyrń i. ministei
&Śe?c48SlBrunet USiadł na'ławce obok Zygmunta sresponciencjjntfej* _ T , nririwni* nri h«t, k.
Takpowiedział Zygmunt — Teraz me przypominam.
w następując)^ iotive; Mechanis - I,. Carpentryka op Practice — m' Practice — II Practice —L
Trudno pana. odróżnić od brata, bardzo no... Choć ja mam oko doskonałe... A wie po czym odrazu poznaję, że to nie Janek, jego brat? .
— Po czym? — spytał Zygmunt. ^V^P:o Wiższe^^— Po ubraniu. Pan wtedy wszedł na salę •isać do; The jpgMalną w tym samym, ciemnym ubraniu, które nce.-Gour.ses mm teraz ma .na sobie.-
}ntoE5%Tn'W A Janek wyszedł ze szpitala w jasnym ubra-■ ut,¥". A co się z.Jankiem dzieje? Czy jest w Lon-
.e?. ■ ■
— Niema—mruknął Zygmunt,
— Bo ja dopiero wczoraj wróciłem ze szpi-do Londynu.
|§| Widziałem się z majorem Tomaszem„.;: Czy zna majora Tomasza? y
)rzedaż i p. Prenumerata
mftm
ILSKI
i z HALIFlli
)riy reprezenta
_ —Nie — powiedział Zygmunt.
— To ten, co mnie i pańskiego brata na prowincję wysyłał. Bardzo się dziwił, że Janek się dotychczas u niego nie pokazał. A brat panu nie mówił, dokąd jedzie?
— Nie mówił.
: Brunet poczęstował Zygmunta papierosem. —A pan tu zostaje, czy wraca? Zygmunt nie zrozumiał pytania.
— Czy dokąd wracam?
Brunei \moćnb zaciągnął się dymem:
— No niby... do Polski.
— Nie — powiedział Zygmunt — nie wracam. A pan wraca?
, — No chyba. Przecież tylko dlatego jeżdżę na tę robotę po prowincji. Inaczej by mnie-am-nestii nie dali... '
Pański brat, Janek, powiadał mi w drodze, że też dlatego jeździ?
Zygmunt, słuchał coraz, bardziej zdumiony:
— Powiedział panu, że wraca do Kraju?. •
— Tak.wspominał... że niby dlatego zgodził się na tę robotę...
—A co to za robota? . Brunet niezasłoniętym okiem łypnął podejrzliwie na Zygmunta: .— To pan nie wie?
— Nie wiem.
— Brat panu nie mówił?:
— Nie mówił.
, —No to ja panu też nie powiem. Może brat sobie nie życzy, żebyś pan wiedział.
Brunet podniósł się, podał. Zygmuntowi, rękę.
— No .to bądź pan zdrów. Jak.pan zobaczy brata, to powiedz mu pan, ze major Tomasz bardzo o niego niespokojny.
To spotkanie i ta rozmowa jeszcze bardziej pogłębiły zamęt panujący w.głowie Zygmunta. Jeszcze z pół godziny, przesiedział samotnie na ławce; nie wiedząc co ze sobą począć, wreszcie, z nagłą decyzją, wyjął z kieszeni portfel, a z portfelu wyciągnął wizytówkę; którą mu przed paru dniami wręczył detektyw Dean. .
Podniósł się.. Zdecydował, że co ma się stać, niech się stanie: Byle. prędzej! Odwlekanie nic mu nie przyniesie. Ukryć się przed policją nie jest w stanie. Wrięc na co czekać? Czy. nie lepiej zgłosić się samemu, niż czekać aż zgłoszą się po niego?...
W pół godziny potem wszedł do gmachu, którego adres był uwidoczniony na wizytówce detektywa. Deana.
Dyżurny detektyw spojrzał na okazaną mu wizytówkę, połączył się telefonicznie z gabinetem, w którym urzędował Dean i po chwili
Aleksander Dumas
STESZCZENIE POPRZEDNICH ODCINKÓW
dmund Dantes, żeglarz z Marsylii, oskarżony nie-le przez swych rywali c udział w spisku bonapar-został*, wtrącony do więzienia na wyspie If. Tu za-afnlł się z opatem Faria., który w chwili zgopu prie-mu tajemnicę ukrytych skarbów. Dantes ucieka z nl* I odnalazszy skarbv, wraca do Franejl,. by się dzleć o losie swych bliskich i wrogów. Występuje kowo jako lord Wilmore, a potem przybrawszy tytuł isko hrabiego Monte Christo wikła całą sieć spisków dzek by zemścić się na tych, którzy przyezyniii v się go uwięzienia. Nabywszy pałac w Paryżu kolejno
___ duje w sferach arystokratycznych ludzi którym po-
D| 8 ł tfinl!f|iągł zemstę.
bile r z y
l/ATĆH HOSP1 5^ W. Tel..
Refri
ektryczne I CYCLE Ł i Sł. Tel. EW
WIAGA" CO. v St. W. Tel. Wte
dewnt Har
iDYCŁAW W. Toronto,
e benzyno^;
, 283 »a^óriĄt4
ilo Budoflfe
rarking Co. Hłr
pieezejfcł
; WŻHARAJ»..'C^ W. -
ł-- • ~ Ma Pan tutaj dziesięć tysięcy franków.
■^M^'"^^ jm-z-tamtymr, xr masz-już: w-kieszenir wy-ncj łih'l(i{^ 'e to dwadzieścia pięć tysięcy franków. Za —^yfjjr'* tysięcy kupi pan sobie wcale ładny domek ikl d© POi»|^« z dwiema morgami ziemi, zaś za pozostałe "I dzieścia tysięcy nabędzie pan rentę państwo-co dawać będzie tysiąc franków rocznie.
— Domek.;, dwie morgi ogrodu...
— Ttysiąc franków rocznie...
— Boże mój!... Boże!..,
— Ale bierz pan!
I Monte Christo po prostu siłą wcisnął do eni urzędnika asygnaty.
— I cóż mam za to wszystko zrobić? i— Nic trudnego. ".'
— ChciałbjTn wiedzieć jednak? : , '— Powtórz pan te znaki; . v; v Monte Christo wydobył z kieszeni papier, na
m nakreślone były trzy znaki i numery jące porządek, w jakim miały być nadane. ^SStarowinaj zimnym oblany potem, wykonał ^H?enię nie zważając na znaki przeczenia, które rzesyłał korespondent z lewej strony. Musiał ^Aj^pewne przypuszczać^ że hodowca brzoskwiń
" h .-•:.:;\:VV-.: -,■ "■
Jljrymczaseni jednak korespondent odbiorczy v^»órzył jak najdokładniej znaki Monte Chri-- w ... J^^#tebtK żadnej; już zmiany-musiały dojść do »l«fon: £nM-4feiftterstwa Spraw Wewnętrznych, iga 24 &o^;g%§_jest€k pan bogaty — rzekł Monte Christo. Tak, ale za jaką cenę! Posłuchaj mnie, przyjacielu ~ rzekł branie chciałbym, abyś doświadczał teraz wy-sumienia. Wierz mi, przysięgam ci na enie' duszy, że mówię prawdę. Czynem nikomu dobremu nie wyrządziłeś krzywdy, jjf^głeś tylko dó spełnienia wyroków hoskich. ""biedny starzec to oglądał się dokoła, to znów za kieszeń, jakby chciał stwierdzić, że dze istotnie się tam znajdują. To bladł, to się czerwienił. Wreszcie wpadł zataczając swego pokoju, aby napić się wody. tedy Monte Christo zostawił jeszcze dzie-ęcy na stole i wyszedł nie zauważony, pi^f in&ut po "dój^
; raw.«
2783 DunfM.
Ifllllllllllllllllllllllilllllllllllllllllllllllllllllllllil
domosci do ministerstwa Debray kazał założyć konie i pojechał do Danglarsów. \
— Czy mąż pani ma rentę hiszpańską? — zapytał' baronową;
• Tak jest i to na sześć milionów.. ,
— Niech ją sprzeda, natychmiast i to za każdą zaofiarowaną mu cenę.
— A to dlaczego?
— Ponieważ Don Karlos uciekł z Bourges i jest już w Hiszpanii.
Baronowa nie pozwoliła sobie drugi raz tego powtarzać. Pobiegła do męża, który z kolei polecił bez zwłoki swemu a'jentowi giełdowemu, sprzedać za każdą cenę pożyczkę hiszpańską.
Skoro tytko-dowiedzieli się o tym inni, że Danglars sprzedaje hiszpańskie p<piery, zaczęli również się ich wyzbywać i kurs pożyczki hiszpańskiej obniżył się natychmiast. Danglars stracił stosunkowo najmniej, wszystkiego pięć tysię-cy franków.
W tym samym dniu wieczorem Monitor ogło. sił wiadomość, iż Don Karlos uciekł z Bourges i wkroczył na ziemie hiszpańskie. W dziale nieu-rzędowym podano, że Barcelona już. powstała i stanęła* po stronie Don Karlosa. Przez cały wieczór Paryż mówił o tym wydarzeniu, o przenikliwości Danglarsa i o jego szczęśliwej sprzedaży prawie bezwartościowych papierów.
Nazajutrz ranny Monitor pomieścił jednak następujące sprostowanie: /■•
Wiadomość o ucieczcie Don Karlosa i powstaniu Barcelony okazała się najzupełniej bezzasadna. Don Karlos bowiem ani na jedną chwilę nie opuścił Bourges. Przyczyną fałszywej wiadomości była mgła, podczas której znaki telegraficzne zostały błędnie przesłane.
Obligi hiszpańskie natychmiast skoczyły w górę, a nawet przekroczyły znacznie kurs dawniejszy. W rezultacie Danglars strącił na tej operacji około miliona franków.
Wcale nieźle — rzekł Monte Christo do Morrela, który przyniósł mu wiadomość o tym wszystkim — za trzydzieści pięć tysięcy franków, a więc za sumę o wiele mniejszą od straty Danglarsa, odkryłem rzecz doniosłego znaczenia. Odkryłem mianowicie* jak można uchronić ogrodnika od myszy; które zjadały mu brzoskwinie.
Rozdział VI
WIDZIADŁA ■
Rezydencja w Auteuil nie zdradzała zewnętrznie przepychu, jakiego spodziewać się można było po siedzibie bogacza tej miary co Monte Christo. Gdy się jednak weszło do wnętrza, oczy zdumionego widza zupełnie niespodziewany oglądały widok. Jak niegdyś książę d'Antin dla otwo-rżenla"w1dok«"Ln
oznajmił Zygmuntowi, że niestety detektyw Deair jest w. tej-chwili nieobecny.Wyjechał służbowo na kilka dni....
. — Niech pan jeszcze raz spróbuje się dowiedzieć w końcu tygodnia — poradził.Zygmuntowi dyżurny detektyw. ■ - -,
Zygmunt wyszedł na ulicę z uczuciem o-gromnej ulgi. To odroczenie niebezpieczeństwa wydało mu się. w tej chwili bardzo dużym sukcesem. Był_niezwykle zadowolony,, że_się_zgłosił. Nie będą mu mogli zarzucić, że się ukrj-wa.
Odprężenie przypomniało Zygmuntowi, że jest głodny. Wyszedł z domu bez śniadania, licząc, że zje w kawiarni pana Hladki. W tej chwili nic innego mu nie pozostawało, jak wrócić do domu, gdzie w komodzie i w szafie nagromadziło-się trochę prowiantów, zakupionych- w sobotę przez Zygmunta oraz przyniesionych przez Trudę i marne Prohadkovą.
■Przyszło mu na myśl; że właściwie mógłby sięzAvrocić o pomoc do mamy Prohadkovej. Stara jest dawno w Londynie i może mu pomóc w wyszukaniu pracy. W najgorszym wypadku pożyczy od niej parę funtów.. Zwróci z pierwszych zarobionych pieniędzy.
; 'Gdy skręcał w ulicę Shortfield Gardens, już znacznie spokojniej, spoglądał na swoją sytuację.. Juz mu się nie wydawała beznadziejną. .
Gdy podchodził do domu numer 44, z sieni wyszedł ojciec Elżbiety, pan Łaski. Zatrzymał sję niepewnie przed domem, jak gdyby nie mogąc się zdecydować, czy odejść czy też zaczekać. Ucieszył się, widząc,;że Zygmunt nadchodzi.
Dzień dobry,, panie Janku. Szukam pana po całym Londynie. -. . ;
— Dzień dobry — odpowiedział Zygmunt..
— Dzwoniłem do kawiarni Hladki, ale mi powiedziano, ze pan już tam nie pracuje. Czy to prawda? ■ . t
— Prawda powiedział Zygmunt. I
— Zmienił pan posadę na lepszą? - "j .— Nie. Narazie jestem bez posady.
Laski zakasłał-nerwowo
Chciałbym z panem pomówić
T
— Proszę bardzo. Mozę pan pozwoli na gó-
<
■rę.. ..■
Gdy się znaleźli w pokoju, Zygmunt wskazał: Łaskiemu fotel, sam usiadł na .łóżku. Przez chwilę trwało milczenie.: Łaski nerwowo wycierał nos.
—...Widzi pan. panie .Janku... — zaczął wre szcie — nie może się pan dziwić, że ja, jako ojciec, niepokoję się o los córki i że się tym losem interesuję. •■ *
Przerwał na chwilę. Może się spodziewał, że
nocy rozkazał wyciąć las cały, tak tutaj pan Ber-tuccio w trzydniowym zaledwie okresie. czasu wysadził całe podwórze przedpałacowe wspaniałymi topolami i jaworami. Ich gałęzie ocieniały główną fasadę domu,, przed którym, zamiast;dawnego bruku chwastem zarośniętego rozpościerał •się teraz trawnik szmaragdowy, skrapiany kry-r ształowymi kroplami źródlanej wody z wodotrysku; Tym sposobem wygląd domu, poza murem zewnętrznym, zmienił się bardzo. Intendent rad był z- tego niezmiernie, chociaż, wobec zakazu hrabiego nie mógł dokonać podobnych przeobrażeń w ogrodzie: Za to urządzenie domu zmienił niemal całkowicie.: Nie mógł wprawdzie poprzestawiać ścian, lecz zmniejszył lub. powiększył wymiary pokoi przebiciem nowych drzwi i okien, ustawieniem kominków, posągów i kwiatów.
Tak .w przeciągu kilku dni zaledwie, do niedawna 1 ponury dom przeobraził się W rozkoszny i wesoły pałacyk.. Wszędzie widać było służbę poruszającą się z taką swobodą, jakby od łat tutaj przebywała. Wewnątrz pałacu budziła zainteresowanie przede wszystkim olbrzymia biblioteka umieszczona w pierwszym pokoju na parterze. Biblioteka ta posiadała już dwa tysiące tomów oprawnych.-w czerwoną .skórę ze-złoceniami. Dalsze tomy wciąż napływały.
Po drugiej stronie przedsionka znajdowała się oranżeria pełna najrzadszych roślin podzwrotnikowych." W jej głębi ustawiono bufet: z chłodzącymi napojami. Po: lewej stronie znajdował się mały salon błękitny, a za nim. olbrzymia, dębem wyłożona jadalnia. Na górze mieściły się dwa salony i sypialnie. ■
Bertuccio jeden tylko pokój' zostawił w stanie nienaruszonym. Pokój ten znajdował się na pierwszym piętrze W lewym skrzydle i posiadał tajemne wyjście do ogrodu.
Punktualnie o godzinie piątej po południu w dniu umówionym przybył hrabia do swej letniej siedziby. Bertuccio oczekiwał go z niepokojem i niecierpliwością.
- Monte Christo wysiadł z powozu przed bramą i pieszo przebiegł pałacowy dziedziniec, następnie zwiedził cały dom, a Wreszcie ogród; Dopiero gdy. obejrzał wszystko, wyrzekł jedno słowo; "nieźle". Pan Bertuccio był bardzo uszczęśliwiony. '■ ■—,.
O godzinie szóstej rozległ się tętent konia przed bramą wjazdową. Był to kapitan spahisów, który przybywał na swym ulubionym rumaku Medeahu. Monte Christo powitał go z uśmiechem radości na twarzy. .
— Przybyłem tu pierwszy — zawołał Morrel — by pana powitać oraz przekazać mu pozdrowienia od Julii i Emanuela, Pędziłem jak huragan. Nikt nie mógł za mną nadążyć. Ani Chateau-Renaud, ani Debray, którzy posiadają wyborne konie. Baronostwo Danglars zostali jeszcze bardziej w tyle. ...'
Niebawem ukazał się powóz zaprzężony w spienione konie, a; prócz tego dwóch jeźdźców stanęło przed złoconą kratą, która, otworzyła się; natychmiast. Powóz objechał klomb i stanął przed portalem. Debray zeskoczył z konia i zostawiając go na łasce służby, ruszył ko drzwicz> kom, by podać rękę baronowej. Monte Christo zauważył błysk białego bileciku, który z dłoni —baibnuwej poxhwyctf"2ręcznie" sekretarz iiiińi-
Zygmunt okaże zdziwienie. Ale Zygmunt, nie okazał. ■
— Przyznam się panu, że przyszedłem tu dlatego, że ja i moja żona jesteśmy bardzo zaniepokojeni pańskim postępowaniem.
Znowu przerwał, czekając, czy Zygmunt nie zapyta o jakie postępowanie chodzi. Ale Zygmunt nie zapytał.
■.■-rrr Przed paru tygodniami ■— kontynuował pan Łaski— oświadczył pan nam, że jesteście z Elżbietą zaręczeni i, że macie zamiar już wkrótce się pobrać.-Od tego czasu coś się między wami zepsuło. Nie wiem co, bo Elżbieta jest niezwykle ambitna i nie chce na ten temat mówić. Tjic tylko wiem, że dziewczyna z dnia na dzień-mizerniej wygląda. Więc ja ^moja żona uważaliśmy za właściwe zwrócić się do pana.,.
Łaski znowu wyjął chusteczkę i znowu dość długo; nerwowo wycierał nos.
— Ponieważ Elżbieta nic nam nie mówi, więc może od pana czegoś się dowiemy?... Co między wami zaszło? Jakie pan ma obecnie wo? bec Elżbiety,zamiary? Czy ,w-dalszym-ciągu-macie zamiar się pobrać, czy też się rozchodzicie?*..-Chyba, jako rodzicom, nie może pan nam wziąć za złe, że się do pana z takim pytaniem zwraca my...
—Nie — powiedział Zygmunt— nie biorę za złe. Ale bez porozumienia z Elżbietą nie mogę panu na te pytania odpowiedzieć. Chciałbym się dziś z pańską córką skomunikować i dopiero potem wyjaśnię panu wszystko. Gdzie Elżbietę można znaleźć?
Łaski przyglądał się Zygmuntowi ze zdziwieniem. To wszystko wydało mu się bardzo dziwne: treść odpowiedzi Zygmunta i jej bardzo oficjalna forma.
— Powinien pan wiedzieć, gdzie Elżbietę znaleźć. O tej porze jest przy pracy, w gabinecie doktora Szurka.
•■■■■■■•■Niech pan tamdo niej zadzwoni.
• —Jaki tam numer telefonu?. — spytał Zygmunt.
— Jakto? Pan tam nigdy nie dzwonił? -.
— Juz dawno nie dzwoniłem, więc zdążyłem -zapomnieć.;- Łaski-podał mu numer.
Y 1 .:■ ■*. .y. *■
W gabinecie doktora Szurka telefon ode^ brała Elżbieta. Zygmunt od razu poznał jej. głos.
— Tu mówi Błoński.— powiedział.
.— Janek? ■■, ■ .. .i
— Tak. Chciałbym się z tobą dzisiaj koniecznie zobaczyć. Chwilę milczała. ■■
_—, —Przyjdź po mnie do gabinetu.
— O której?
:: — Po skończonej pracy. .; — O której kończysz-pracę? : ■
— No przecież wiesz, że o szóstej!
— A jaki to adres?
W jej głosie zabrzmiało zdziwienie;
— O jaki ty adres pytasz?
— No tego gabinetu. . ; —Doktora Szurka?
— Tak...
■.■■■■. — Co się z tobą dzieje? Przecież byłeś tu już wielokrotnie! Pandar Street 37.
stra. Za żoną wysiadł bankier; był bardzo' blady. Pani Danglars natomiast zachowywała się najzupełniej swobodnie. Rozejrzała się po całym . dziedzińcu i z nadzwyczajnym spokojem zwróciła się do Morrela:
— Jeżeli pan jest dla mnie przyjaźnie usposobiony, to proszę mi powiedzieć, czy koń pański, jest na sprzedaż.
. Morrel uśmiechnął się i jednocześnie spojrzał błagalnie na Monte Christa. . . . ;
• ••'•••-*- Pani — rzekł hrabia — muszę stwierdzić,) że pan Morrel nie może nikomu konia swego odstąpić, ponieważ od posiadania Medeaha zależy jego honor.-
— A to jakim sposobem?
— Założył się, iz ujeździ go w przeciągu sześciu miesięcy. Gdyby się go pozbył przed tym terminem, nie tylko przegrałby zakład, ale powiedziano by jeszcze, iż uchylił się od zobowiązania. Pojmuje pani chyba, że kapitan spahisów nie może się narażać na podobne zarzuty, chociażby nawet chodziło o dogodzenie kaprysowi pięknej kobiety.
— Pozwól sobie powiedzieć, moja droga — wtrącił się Danglars — że o ile wiem, masz chyba aż nadto dosyć koni w stajni.
Pani Danglars zwykle nie pozostawała dłużna w odpowiedzi baronowi, tym razem jednak ku ogólnemu zdziwieniu poprzestała na pogardliwym wzruszeniu ramionami. -
By jak najszybciej zatrzeć to małe nieporozumienie małżeńskie, Monte Christo zwrócił uwagę baronowej na dwa wazony chińskie wyjątkowej wielkości, ustawione przy wejściu do . pałacu, na których rysowały się w kształcie wężów rośliny morskie.
Baronowa była zdumiona. - — Cóż za olbrzymy! Mam wrażenie, iż można by w nich zasadzić największe kasztany z Tuileries. Wprost nie do wiary, by ludzie byli zdolni do wytwarzania rzeczy tak monumentalnych. '..
—-Któż by od nas tego żądał — odpowiedział Monte Christo — od nas, którzy jesteśmy zdolni jedynie do wyrabiania małych statuetek i filigranowych wazoników. Jest to dzieło sztuki?
— Nie wiem. Słyszałem tylko, że jeden z cesarzów chińskich rozkazał dla wytworzenia wazonów tych wybudować specjalny piec, w którym wypalono dwanaście wazonów jednakiego kształtu i wielkości. Dwa z nich popękały w żarze -ognia, dziesięć-pozostałych -zanurzono na- trzysta stóp w głębi morza. I morze zrozumiało, czego
' się odeń domagano. Spowiło więc wazony siecią swych roślin, przyozdobiło koralami i powy-sadzało muszlami. Wszystko to przez kilka wieków spoczywało w głębinach, ponieważ władca, który próby tej dokonał, Zginął w czasie zamieszek i nie zdołał doprowadzić dzieła swego do końca. Pozostało jedynie ustne podanie; że wazony te spoczywają na dnie morza. Po dwustu latach postanowiono wydobyć je z odmętów. Spuszczono nurków dla odszukania tych arey-dzieł, lecz z liczby dziesięciu ledwo trzy odnaleziono, reszta uległa zniszczeniu. Lubię te wazony, bo mam wrażenie, jakbym widział jeszcze w ich wnętrzu te niekształtne potwory, straszliwe i tajemnicze, które tylko nurkowie oglądać mogar"----"-'
BIERZESZ
ślub?
Skorzystaj z naszej wypożyczalni strojów ślubnych.
256 College — WA 2-0991 556 Yonge — WA 2-3270
Wypoiyćtalnia dla panów w obydwu sklepach Ula ,
pań tylko przy Yonse St.
wyprzedaż
UT
Bogaty wy bór najnowszych modeli futer po cenach bezkoo-kurency> nych. Łatwe i długoterminowe tpłaty.
Długoletnia gwaranc|a.
firma nasza słuiy fOlaJcom od 34 lat. Dwa łklopy do Wai»l dy*pa»yc)i
PRINCESS
Fashion Firs
506 Oueen St. W. 750 Yorigo Sł.
EM. 3-388^
WA. 1-8971
S.
SWÓJ do SWEGO OLEJ
do ogrzewania Waszych domów
NAJ KORZYSTNI EJ I
SOWIŃSKI LIQUID FUEL
255 Ossington Ave., LE 5-5120
Obsługa przez całą dobę.
Jodyny PolsUi Salon Pieknoici .
Marya*sBeauty Parlor
SpccjaHzacja w trwałej Ondulacji "Pcrmanent Wavos"
2)6 Bałhurat St. EM. 6^432
INSTALACJE
elektryczne
wykonuje STANISŁAW RABU
57 Crawford St.
Tel. EM. 4-2675
William Shoe Stare
V/»aic: B. Czarnota Poleca obuwie Importowane i kanadyjskie. ■■ Wysyłamy również obuwia do PoUkl
750 Que«n St. W. — EM. 3-W98
Wiele polskich sklepów 1 przed-
si^hinrstw nip prnwadzl' kslfga-
wości aż władze podatkowe tego nie zażądają Powoduje to wtedy wiele nieprzyjemności i kosztów. '•■■ Jest znacznie wygodniej i taniej prowadzić księgowość regularnie.
KSIĘGI HANDLOWE zakłada, prowadzi I bilansuje
T. L U B A C Z 118 Roncesvałles Ave. Apt. 22 Toronto — Tel. LE. 2-6570
a
Zawiadamiamy naszych KLIENTÓW
że obecnie prócz WĘGLA mamy na sprzedaż V dostarczamy do domów ,
olej do opału
--- - dzwoń-do--^T
POLSKIEJ SKŁAONłCY OPAŁU
Tćleton składu polsV
RE-2200 (dwa, dwa, tort, zero)
,400;:.
Gilbert Ave.
mm
mi
Wit
t£Wiś
mm
mi'
mm
Mg
Wm'
m
tom
3*
1
!k;Jf
1.
iw
Pm
M
mm
i i
mi
§m
m
m