i do POLSKI , Materiały
oim bliskim w Poh« larskie) wyrobu sz^j.
TEPNA
mrca nic nie ({opłaca.
ki. komplety nanę^ epicerskich, lnlroligj.
e informacje:
MPANY
5520, TORONTO.
:EMIHA
V\ 8-7300 Masaże łwany I Wsisli,
■te.
rki i czwartki doTcIeraSTll . 15-37-p
S)reł,ci«nl« poprzednich odcinków. «a rtW™»*9° *• Pw»»«łow»W. kt«rV przybył *lt9« ■młodszy, kucharz Zygmunt Błoński, aby cif
.u,vn, ■■brstsm./fc!!tei«We!B,- • Jankiem.. Orezne nart ze strony majora
.'i,iiwa czyha nań ze strony ma|ora Tomasza/ '* Hpie90wsKi*t w ambawazla r«zymow«|. ^ M n szponów m|r. Tomasza, Zygmunt ucieka
rjy poinoey Trudy, przyjaciółki* Janka, w tym k wr3« do Londynu z Rosji Sowieckiej, dokaa ,ft* lnie- na pokładzie statku rybisklego swa-,„ó tu nowe nieporozumienia.
9 x x X
vmv! sit przebrał i wyszedł na miasto/ jI^.S2vstKim-' postanowił odwiedzić swego .Jce' oana Hladko. Był bez pieniędzy i najprędzej przystąpić do pracy Jaoae fai-rrii \vvobrazał sobie, jak się Hladko na fFJok uueszy Wiedział, ze Czech bardzo kwal^ikacje i bardzo- się zawsze krzy-,dv Błoński przerywał pracę ej.aio4t-dnak Jana przykre rozczarowanie:; wca)e cie na jego-widok nie ucieszył, nj-zet-iwłiie, chłodno spoglądał na Błon-jak 5<JvLiy nie rozumiejąc poco • on tu Bfe przvszed): "'; ■ ■".'•/;•;:■:,... ■.•■•;.-
■. [men ilubiy — powiedział Jan f j3Qko w odpowiedzi ledwo skinął głową. » wnobii\vym tonem starał sie pokryć
%-iie'pan nie cieszy, ze .mnie pan
■
fispoleon Sadek
(powieść z życia obecnej emigracji)
§
8f
83 Bloor Sr. % WA. 3-1281
lierzacie urządzić mc-.
którym uczestnicy' udział w uroczystych (Formal Dress) albo nego powodu chcecie zyście przystrojeni -ajcie z naszej rady patrzcie się. w odpo-;trój U NAS — niestosownie. ■. ■-.
iy:
me suknie,
iskie stroje wwelns,
'i,
kingi, ety.
DOPASOWANE DO
MłARY CIE NAS! UNE PARKOWANIE
(D SILVER
lefonujcie do Syd Silver
Iwiedzić nas nie mając Syd Silver, a będaemy
-:' 15-E4-j3
i}3dko obojętnie wzruszył ramionami: -Czegóż mam się: cieszyć?. Co w tym we-, ie pana zobaczyłem''
{3n próbował odgadnąć przyczynę tak chłod-
MB""'/1'
M Czy pan zły na mnie, panie Hładko, ze lem z podroży? Jak pan się dowie, gdzie I to przestanie się pan dziwie, ze nie pi-
dko-ponownie wzruszył ramionami. ■ A co mnie to obchodzi, gdzie pan był?... właściwie rniał pan do mnie pisae?.. Prze-pana bardzo, ale nie mam teraz czasu roatne rozmowy
dwróeił sie od Błońskiego i przeszedł, do niej sabi zęby „pańskim okiem" skontro-czy wszystko dobrze funkcjonuje.: ||n był niezwykle opryskliwoscią Hladki wny. Nie mógł zrozumieć, co mu się stało, sobie znalazł w międzyczasie lepszego iika? ' ' .'- \;'\:,-;---^:-]';;, d idy Hladko zostawił go: samego, Jan rozejdę po kawiarni. Za bufetem, stała jakaś no-fetowa, klorej nie znał. W drzwiach pro-cych do kuchni ukazała się Krystyna z ta-rękach. -,' .' .
a widok Jana zatrzymała się tak raptow: : omal talerze nie pospadały z tacy. odszedł do mej. z uśmiechem. • ■Czegoś się tak przestraszyła? To nie duch.
oczywiście ja.... ■
panowała sie, odwróciła bez słowa gła sali. „Jeszcze jej nie przeszło I Błoński. — Jeszcze wciąż ma do
i po-- pomnie
Wyszedł na schody, prowadzące do sutery-fkiał sprawdzić, kto na jego miejscu pra-piekarni. Po drodze zajrzał do kuchni:
_ Mamy Prohadko nie było. Była tylko Agata, jak zwykle usmolona i, "jak zwykle nad stosem talerzy. Była pierwszą w Londynie istotą,-która na widok Jana uśmiechnęła się szeroko:
— Jak się czuje panna Elżbieta' — zapytała, przyciszając głos
Jana to pytanie trochę zdziwiło. Nigdy - go dawniej nie pytała o Elzbietę-i nigdy z nią o ' Elżbiecie nie rozmawiał. ■ —A dlaczego miała by się czuć niedobrze?
— Bo ja słyszałam, ze w takim wypadku, to się przeważnie zle czują
—- W jakim wypadku? — me rozumiał o co jej chodzi, ale juz nie czekał na odpowiedz,
-lx^.-na-kor.ytarzu--ukarała się-mama^^oli"am~ więc się odwrócił, zeby ją przywitać
,— Dzren dobry, rnamo ;Prohadko— zawołał jak najserdeczniej — Jak się pani czuje? ,' Ku jego zdziwieniu również mama Prohad-ki,-: która zawsze okazywała mu duzą sympatie, przywitała go bardzo: wstrzemięźliwie:
— No i co, John — zapytała dość oficjalnie — znalazł pan juz jakąś nową pracę?;.
Poczuł się dotknięty oiicjalnością" przywitania
— Jeszcze nie znalazłem — odpowiedział lekceważąco — bo jeszcze me szukałem. Dopiero dziś przyjechałem..Ale moz« pani być spokojna, ze jak zechcę szukać, to znajdę..
-Prohadkowa weszła' do kuchni, zaprosiła Jana do. środka. Powiedział, ze nie-ma czasu, ze się spieszy
Poszedł do piekarni.
Władka w piekarni me było.. Był jakiś nowy, nieznany Błońskiemu, pracownik. Jan przedstawił sie. powiedział, ze tu kiedyś pracował
— A tak — pokiwał głową nowy- cukiernik — Słyszałem, o panu. To właśnie mnie Hladko zaangażował na pańskie miejsce. A za co oh pana wylał?
. — Wylał? — zdziwił się Błoński — Ja sam przerwałem prace, bo musiałem wyjechać
— A mnie mówiono, ze pana wyleli
— Kto panumowil?
— Władek
Jan lekceważąco machnął ręką. •-. — On o mnie nigdy nic dobrego nie powie. Nie lubi mnie Co się z nim dzieje? Juz. tutaj nie pracuje?
— Pracuje.. Ale dzis się zwolnił. Jakieś mieszkanie mu naraihi pojechał oglądać... Spie-
• szy mu się z mieszkaniem, bo chce się żenić.
— Z kim? — zainteresował się Jan.
— Mówił mi, ze z miejscową kelnerką. Krystyną...
Do Elżbiety nie zadzwonił. Chciał, zeby jer go zjawienie się było niespodzianka. Postanowi) lsc po nią do gabinetu doktora Szurka^-w przerwie obiadowej.
Drzwi otworzył mu woźny Kiedy zapytał o Elżbietę, woźny zdziwił się:
— To pan nie wie, ze panna Elżbieta wyjechała? Juz tydzień ternu. Na urlop:
Jan zmieszał się; ■;
— Byłem długo poza Londynem.;. Nie wiedziałem .
Z gabinetu wyszedł doktor Szurek. , Jan ukłonił się.
— Pan rin.mme.'-^-spytał-S^tritk--~
— Nieee.. — i nagle przypomniał sobie — chociaż, właściwie... gdyby pan doktor był tak grzeczny i zajrzał... bo mnie leden z tych zaplombowanych zębów okropnie cmił ostatnio
Na twarzy doktora Szurka zarysował Się ~ niepokój.
— O jakich zębacłi pan mówi?
— O tych dwóch, które pan doktór mi plombował przed trzema miesiącami
Doktór Szurek przymrużył na chwilę oczy, zeby zebrać myśli - Błoński przed trzema tygodniami był w gabinecie i wtedy doktór Szurek nie znalazł w jego jamie ustnej, anrśladu plomby., Choć pamiętał; ze mu jakieś zęby plombował.
Choć bvł w drodze na obiad, cofnął się do • gabinetu, Zaprosił. Jana na.fotel. Obejrzał jego uzębienie i mruknął szczerze zdumionym
— Sa1
— Co9 — spytał Jan, gdy doktór wyjął ■ lusterko z jego ust.
—r. Te dwa zęby, które panu plombowałem. •: — Dlaczego-miało ich nie. byc? — zdziwił sie Błoński;
— A tak — ,w. roztargnieniu powtórzył doktór — Dlaczego miałoby ich nie być? .
Wydal polecenie : asystentce zastępującej Elżbietę, zeby wyznaczyła Błońskiemu wizytę. W zamyśleniu wyszedł z gabinetu: Nie mógł zrozumieć zjawiska, którego był świadkiem. Człowiek, któremu przed trzema miesiącami założył plomby, przed trzema tygodniami plomb tych w ustach nie miał a dziś znowu ma plomby : Gdzie szukać wytłumaczenia tego niezwykłego zjawiska? a może to tylko przywidzenie?-:. Przywidzenia spowodowane przemęczeniem mózgu9
. Przy obiedzie doklor Szurek powiedział zonie:
-— Jestem stanowczo przemęczony. Będę musiał wyjechać na dłuższy odpoczynek.
— Rano czułeś się doskonale? — zdziwiła się zona
Tak, . rano czułem się; doskonale. Ale przed chwilą zaszedł wypadek, który świadczy, ze choć czuję się doskonale; nie wszystko jest ze mną w porządku . " I * # * j
Wprost od doktora Szurka Jan udał się do państwa Łaskich. Rodziców Elżbiety nie zastał. W domu była tylko młodsza, siostra Elżbiety, Joasia
1 znowu Jan nie mógł zrozumieć, dlaczego Joasia, z którą zył zaws2e w dużej-przyjaźni, na jego widok nie okazała ani zdziwienia, ani radości. Przywitała się z nim bardzo powściągliwie. Rozmawiając z nini-umkała jego wzroku,
Powiedziała mu kiedy idakad Elżbieta wyjechała na urlop.
■ —- Czy na długo? — zapytał. -
— To zależy od stanu jej zdrowia. -— A co jest Elżbiecie? Wyzywająco spojrzała mu w oczy.
— Nie wiem co jest Elżbiecie! To nie moja sprawa! Jak pan chce pomówić z mamą, będzie o piątej... a teraz przepraszam, ze pana nie mogę dłużej bawići ale^zos^ajyjłąjn_J<o^
-pokoju-rmusze^0'7iiej wroc ic .,
Jan wyszedł z mieszkania zupełnie zbity z tropu. Co tu się stało? Dlaczego wszyscy witają go tak chłodno i nieprzychylnie?.,.
Wracał do domu wr jaknajgorszym nastroju. Nie rozumiał, co się dokoła niego dzieje. Szukał w myślach usprawiedliwienia..; Mozę się zwiedzieli o jego konszachtach z majorem Tomaszem?...; Mozę dlatego odwrócili się od niego wszyscy?
Gdy wszedł do sieni, w drzwiach parterowego mieszkania ukazała się sąsiadka o zmęczonej twarzy, Iw niej również widok Jana nię obudził radości Uśmiechnęła się do niego melancholijnie. .. '
-—-Jak się pan czuje, John?
—- Dziękuję, dobrze -~ odpowiedział Jan. — A co u was słychać? Jak się. ma Norma? . Sąsiadka o zmęczonej twarzy ■'■'westchnęła ■ciężko, ■■'■■-'
— Od czasu tej awantury, bardzo posmutniała.
— Od jakiej awantury? — spytał Jan. Nie zdążyła mu udzielić odpowiedzi, gdyz
z głębi mieszkania doszło ją inne pytanie:
— Dons, z kim ty rozmawiasz? . • Jan poznał głos niewidomej Normy. Sąsiadka o zmęczonej twarzy spojrzała porozumiewawczo na Jana i odpowiedziała donośnie:
— Rozmawiam z Johnem.
Potem szeptem powiedziała Janowi:
— Zobaczy pan, znowu mi nie uwierzy, ze to z panem rozmawiam. •'■ .■■■:■■
Jak gdyby na potwierdzenie z mieszkania przyszła reakcja Normy:
—Jakże możesz rozmawiać z Jolinem; kiedy go niema? ■ ■ _ Siostra Normy westchnęła ciężko.
— Słyszy pan? — szepnęła — Znowu to ■ samo...- . . .
ANNE PHOTO STUDIO 86$ QUEEN ST. W.
.Wykwmje fotosrafle. weselne 1 portrety ur«z wypożycza weselne (troje dis WPanow, WhłW. W. TRACZ Uprasia sie telefonować po potoku. Biuro CM 8-3147 - Mleuk. RO e-łJM Toronto. 3t7P-XS/58
siliłam Shoo Słoro
Włak.: B< Curnoła
. 1'olccs obuwie Importowane
I kanadyjskie. Wysyłamy rów ulet obuwie do Polski.
750 Oueen Sł. W. — EM. 3-48*8
P
POLSKI SKLEP OBUWIA
Stanley Shoo Stor©
Obuwie ' najlepszych firm : kaiudjrj sklck I anGlolsklch. Wszelkie kolor*
I rutmUry. M38 Dundat St. W; •Toronto Tel. LE S-9530 WlMclchil .ST, - MAZURKttlWtCZ
V
1
rr
Chomictna Prainia
Zabieramy do czyszczenia I prania oraz dostarczamy
w DZIEŃ ł WIECZÓR 994 Oueen St. W. LE 6^)202
»V65P
SŁOWIAŃSKI SKŁAD FARB FARBY — TAPETY — OLEJB
plurwiszej Jukołcl po przyKlepnyeh
..- eonach, ' Metropolitan Palni A Wallpapcr Co. Wladcldel Ochrym.
823 Dundas St. W. • EM
15 65P
wmeammmmmtmmmmmmmmmmr-mm i, irn ■ im
J ■-
. t i ■
G. HRYN DACHÓW
naprawa i budewa
insulacja (insulation), roboty
asfaltowe — rynny. 282 Symington Ave LE 2-4977
Toronto
-105IP
m
i plillllllO
~y V. .** J V v V V V V .'V V v
rv •» V V V "V -> V V - *
W W W W W .V w w
> f » I > > 1
BIURO TŁUKUAGZEtl
Dr. lur.
J. K. MtCHALSKi
Wizy — Paszporty — felmigmcja itd.
57 OUEEN W. EM. fi-9430
lat Bay)—pok. a()8—Toronto
Ml
w,:,,.-?* :
Aleksander Dumas
86 =
Slresjczenle poprzednich odcinków.. Nnd Oantes, teglari z Marsylii, oskarżony niewinni* pyth rywali o udział w spisku bonapartystów, io-płcony do więzienia. Zaprzyjaźnił sie tam z oparem frtJry pnekazał mu ta|emnlce ukrytych 4karb6w. Po 1» i-wiezienia I odnalezieniu skarbów, Oant^s wroca p«|l pod przybranym nazwiskiem hrabiego Monte k Nibywsiy Pałac w Paryżu, demoniczny Monte I uniduje w sferach arystokratycznych swych daw-fcj6w i omotu|e ich siecią intryg, by wywrzeć na hwllwf :emst«.
— Poczciwy chłopak — powiedział do sia bie — kodia mnie tak bardzo, ze me pogniewał by się, gdybym przyspieszył śmierć jego najnowszego ojca. .
Rozdział X włamanie
-Nic łatwiejszego. — I Andrzej znów wziął tptóra. — Na pierwszym piętrze, uważasz, lc idzie po schodach wiodących z westybu-
|]duje się naprzód przedpokoje dalej salon, przed tygodniem przybyła do portu dwa. pokoje do pracy, na lewo od salonu na kotwicy j sypialny, łazienka, buduar. Otóż w tym pewbsme stoi podręczne biurko hra-
Nazajutrz hrabia Monte Christo wyjechał istotnie do Auteuil, zabierając ze. sobą Alego i kilku służących. v
Bertuccio, który przybył z podróży, zawiadomił hrabiego, ze dom w Normandii jest każdej chwili gotów na przyjęcie gości. Korweta zas
i stanęła
owa
iedziałeś" pisał 'ale do śmierci : mógł to po-
świecie wyka-lącego prawem
dzieci gotowi
tają się w do-i bez żadnych rawach i wyda-zeć krytykują-iego; mądrość też rolę jaką s.
ało znaczących e wyrazić bez ek temat. Bez ronie —wszy-
iązane w przy; _Kanadyjskiej_
f
i I "I
i
5 1
I
8 i §
3 i
!
i
ł i
|
I i
U
!
sa..
I;
i
k
I
Czy ten twój hrabia często wyjeżdża do. iii? ; ■- :
u*a, a czasem i trzy razy tygodniowo.. |na przykład ma jechać na cały dzień i noc. Nerousse spojrzał bacznie na młodzieńca, pu chciał wydrzeć całą prawdę. Lecz An-[spokojnie wyjął cygaro z kieszeni i. -za-
■ Kiedy chcesz mieć pięćset frantow? —. następnie. Caderousse'a. K.^Meli..masz, to je dawaj natychmiast
Hrabia podziękował Bertucoowi za gorliwość, dodając, by zwolna gotował się do drogi, gdyz za jakiś miesiąc opuszczają Francję.
— w tym ostatnim miesiącu jednak, może nawet kilkakrotnie, będę zmuszony przejeżdżać nocą z Paryża do Le.Treport. Czy są więc konie tak' rozstawione, abym mógł całą tę przestrzeń przebyć w czasie ośmiu godzin?
—I ten rozkaz pana hrabiego jest spełniony Konie czekają każdej chwili dnia j nocy na dziewięciu stacjach.
— Dobrze. Za dwa, trzy dni. wyjadę na pewno. ■
Gdy Bertuccio miał juz odejsc, wszedł Bap-
Qanej wydobył woreczek i wyliczył dwa* tysta i rzekł oddając jakiś list
i Pięc luidorów. 2łoto ~ rzekł Caderousse —. nie chcę.
• Głupcze, na zmianie możesz tylko zyskać.
• Bardzo. możliwe. Ale wekslarz złapałby u kieszeń i kazałby się tłumaczyć, gdzie Ukle dobra, z których dochód złotem się
Daruj więc, bracie, taki głupi nie jes-^*aj mi zwyczajnym srebrem: Ręcznie Andrzej obiecał zostawić Cade-°*! Pięćset franków srebrem u odźwier-P°czym były oberżysta wyłudził od mło-PiCkny brylant, którv- Andrzej -nosił
lCQ. ■ " . " ■ ■ ■
— Powiedziano mi, ze list ten jest bardzo ważny i pilny7. Przebyłem tedy drogę do Auteuil w ciągu kilku minut.
Hrabia zaczął czytać: . Ostnega się niniejszym hrabiego de. Monte Christo, ze nocy dzisiejszej zakradnie się do jego domu przy Polach Elizejskich pewien bardzo niebezpieczny osobnik. Hrabia najpierw-tę wiadomość zlekceważył, potem jednak namyślił się i rzekł do siebie:
— Jeżeli istotnie jakiś rzezimieszek ma zamiar mnie okraść, to z pewnością żaden ze wspól-
— I coz stad?
— Rabusie mogliby cały dom wywrocie, a odźwierny nie usłyszałby najmniejszego choćby szmeru
:-r- Baptysio, złodzieje gdyby mi cały.dom zrabowali, nie. sprawiliby mi tyle przykrości; co jedno polecenie zle wykonane. . ■ ■■ Baptysta skłonił się z szacunkiem.
— I jeszcze jedno — dodał hrabia wszyst< kle okiennice.na dole proszę jak najstaranniej pozamykać, natomiast na górze pozostawić otwarte.
Resztę dnia hrabia spędził jak zwykle. Po obiedzie udał się do swego pokoju, zapowiadając,: ze z niego nie wyjdzie i ze tylko Ali będzie mu potrzebny. Gdy zas dobrze się ściemniło, wyszedł nie zauważony przez przez nikogo wraz z Al im i kazał się wiezc. do Paryża.
Widząc, ze nie jest szpiegowany, wszedł do pałacu, a potem do gabinetu. Tymczasem Ali poznosił broń.
Przez okno sypialni, równolegle do gabinetu położonej, hrabia widział dobrze całą ulicę.
Tak upłynęły dwie godziny; kiedy uderzyło trzy kwadranse na. dwunastą, Monte Christo usłyszał lekki szmer od strony gabinetu dochodzący. -
— a to łotr zuchwały — mruknął hrabia — sam jeden tylko.
W tej samej chwili Ali trącił go w ramię i wskazał na ulicę za oknem; Hrabia ujrzał drugiego człowieka, który siedział na murze oddzielającym dziedziniec od ulicy. Człowiek ten najwidoczniej pragnął.zobaczyć, co się dzieje w .gabinecie hrabiego.- - >
— Aha — pomvslał Monte Christo—-jest ich dwóch. Jeden działa, drugi stoi na straży.
Dał -znak Alernu. by obserwował siedzącego na murze, sam zaś zwrócił się ku otworowi, przez który mógł zawsze zobaczyć, co się dzieje w gabinecie.
Napastnik był juz w pokoju.i właśnie uważnie się po nim rozglądał. Gdy spostrzegł, ze jest tu d-woje drzwi, podszedł wpierw do tych, które prowadziły do przedpokoju,, a następnie skierował się w stronę syoiaim. Hrama przygotował pistolety, lecz usływał tylko brzęk ryglów na miedzianych kółkach. Nocny gość zabezpieczał się od nagłego wejścia domowników. Nie wiedział tylko, że hrabia, przewidując cos podobnego, pousuwał obrączki ryglowe;
Rabuś, czując się zabezpieczony od nagłej napaści, nabrał swobody ruchów. Przede wszystkim wyjął z kieszeni przedmiot jakiś i położył go
ników nie uprzedzałby mnie.Tutaj chodzi o za- na stole, a potem podszedł do/biurka.
juz na tym koniec — napytał młody jnac^h na moje życie^o megojdomu prayjś^maj^ czy nie masz zaraianrwztąć" mej ka-
kapelusza?. Jonowy jesteś, że mi proponujesz na-^fobę, ale nie wezmę jej, choć prryda-J«C bardzo. Idź już, bo obawiam się, że ^e °chota na twoje lakierowane buciki. '*nez się tylko, aby cię nie spotkała jaka
- R *P ^"^daży pierścienia. £jM spokojny, nie mara zamiaru go
fjj^rzej wyszedł, Caderousse zamknął JJ**1 starannie, a następnie począł ogłą ^c Pian zostawiony na stole.
nie rabusie, lecz mordercy. Znając mnie są pewni, że nie będę się uciekał pod opiekę policji, lecz będę sam chciał stawie czoło niebezpieczeństwu I nie zawiodą się.
Powziąwszy plan działania hrabia rozkazał Baptyście: i
_ Wrócisz natychmiast do Paryża i sprowadzisz tutaj wszystkich pozostałych służących, Przy pałacu zostanie tylko odźwierny.
' — Pan hrabia raczy wziąć pod uwagę, ze pomiędzy izdebką przy bramie a pałacem jest znaczna odległość.
_;„_.-rr Ąfrt — pomyilaLMont*- Christo-z -iiezu^-ciem niesmaku •— więc to tylko zwyczajny złodziej. : '.
V Włamywacz nie mógł jednak jakoś uporać się z robotą. Prawdopodobnie przeszkadzały mu ciemności. Podszedł więc do stołu i wziął z niego ów przedmiot, a po chwili rozbłysło w pokoju słabe światełko.
Co to? — zawołał Monte CbrLsto cofając się — to pneciez nasz dobry znajomy! Ali skoczył podnosząc w górę topór. —. stoj1 — rzucił cichy rozkaz hrabia —-w«eifca broń jest nam Jut Umi niepotrzebna.
Po czym wydał Alemu szeptem, jakieś roz kazy Złodziejaszek coś widać usłyszał, bo stanął jak wryty. Tymczasem Ali juz wrócił niosąc czarny ubiór i irojgraniasty kapelusz, Monte Christo, zrzuciwszy z siebie surdut i kamizelkę, wdział delikatną koszulę ze •stalowych kółeczek; na którą włożył długa, sutannę, na głowę zaś perukę i trój-graniasty kapelusz, co wszystko 'przeobraziło hrabiego we włoskiego księdza.
Skoro w całym pałacu zapanowała głucłia cisza, włamywacz zabrał się znowu do pracy. Hrabia zas spojrzał przez okno. Człowiek, który poprzednio siedział na murze, przechadzał się teraz po przeciwległej stronie alei, lecz dziwna rzecz: zamiast zwracać uwagę, czy nie zbliża się ktoś niepożądany od Pól Elizejskich lub od i przedmieścia Samt-Honore, był zajęty tym jedynie, co się dzieje w gabinecie hrabiego. Monte Christo uśmiechnął się dziwnie. Potem zbliżył się do Alego i rzekł szeptem:
— Pozostaniu ukryty i obserwuj tego tam przechodnia. Nie ruszaj się* az cię przywołam.
Następnie Monte Christo wziął z kandelabru świecę, zapalił ją lwszeuł do gabinetu w chwili, gdy rzezimieszek był najbardziej zajęty zamkiem.
Drzwi otworzyły się bez najmniejszego szelestu Dopiero światło świecy uświadomiło łotrzyka, ze ktoś wszedł do .pokoju. Natychmiast odwrócił się zupełnie struchlały
— Coz ty tu robisz, do licha, kochany panie Caderousse, w domu hrabiego Monte Christo o tak poznej godzinie?
— Ksiądz Busoni! — zawołał były oberżysta zdumiony tym przede wszystkim, ze ksiądz mógł wejsc do pokoju zamkniętego przezeń na łańcuchy
Hrabia zaś stanął pomiędzy Caderousse'em a otwartym oknem tak, iz przecinał złoczyńcy drogę do odwrotu.
— Ksiądz busom! powtórzył Caderousse,
— Tak jest, ksiądz Bu?>oni we własnej oso bie — rzekł Monte Christo, — Szczęśliwy jestem żeś mnie poznał od razu. To dowodzi, ze obydwaj mamy dobrą pamięć, boć minęło juz lat dziesięć od naszego ostatniego spotkania;
— Ksiądz, ksiądz dobrodziej.
— Chcieliśmy, jak widzę, okraść hrabiegt Monte Christo. ~. ' ..■ ■.' ■■■■■:
— Ojcze duchowny—- bełkotał CaderousBf usiłując napróżno przedostać się do okna — .oj cze dobrodzieju,.,, ja doprawdy nie wiem... nk pojmuję.. proszę mi wierzyć,., przysięgam,.,
Wyciętajdjamentem-taflariilepa-łalaTlca" • pęk wytrychów, na koniec biurko na wpół otwar te Wszystko to mówi chyba dość jasno. Widzę ze pozostałeś tym samym złoczyńcą.
— Ojcze, ponieważ zdajesz się wiedzieć' wszystko, więc powinno cl być wiadome, że byh to sprawa mojej zony; Fakt ten przysnął nawet sąd i dlatego skazano mnie tylko na galery.
— Które juź odsiedziałeś, a teraz znowu fii< starasz, by wrócić na dawne miejsce. A, y/lesz czym grozi ci to włamanie sję nocą?, '
— Ojcze, nie tak bardzo znów jestem winny, namówiono mnie! Potrzeba yfnmio^,
11
r
i ,