mim
Hi
iiiiilii
iSliSliiSiiiii
'ZWIĄZKOWIEC" PAŹDZIERNIK (Oełober) Sobofa, 12 — 1*S7
STiL>
•1
bmar spojrzał na zegarek, -usiłując skon-yać wzrok na dwojących się i. rozbiega-jyskazówkach, by, odgadnąć, która właś-jest godzina. — Szósta? Chyba szósta... ffiązku nie ma co iść przed dziesiątą. Do-^edy zastanie tam kogo trzeba, dopie-[edy prezes Bomba, zwykle podejrzliwy, Ig tą podejrzliwość miał już rozcieńczoną na kolejkami wódki... Mam czas stwier-adowolony z siebie, wypił, resztkę znaj du-fsię w butelce wódki i z animuszem huk-Ło nową:
Jacek Brzezina
WszeUde praw* ]kuŁor«fcle tastneione. Copyright nmrwi by PoUsh ABiance Press Ltd. Toronto, Ont Caiuda.
chyba dowodzi tylko mojej daboScl do ciebie a raczej sympatii i współczucia dla twojej zony i dzieci
— 0.K! Inspektorze. Niech i tak będzie... Jako dowód własnej niewinności, mogę wam' dostarczyć adres domu, w którym ukrywają się prawdziwi bandyci, sprawcy napadu na po-
—r Aby swoją głowę ratować sypiesz, własnych ludzi?
— Własnych ludzi? Tym razem ja ci powiem „my foot!" Możecie mi wiele zarzucać
\ il/lii lut
\ A En n br7uchu nS^wafarym S u"^^'^^ ^^^^ ^^^^^^ "^^^go (Hańba!) Trze- Im też, niejednokrotnie, zawdzięczał pomyślne » n^o^e znałem coś niecoś na sumieniu, w prże^
P^ . cnMni Sanvm noX^ ^^^"^ rozwinąć sztandary nąrodowergrzmieć doprowadzenie do końca sprawy, ktOre wyda- s^^ości oczywiście, ale z hitlerowskimi gangste-
^sek Od spouiji, ziajiidii^iii jyczym w trąby legalizmu i bezustannie uświadamiać wały się beznadziejne i bez donosu ciągnęłyby rami nigdy się nie kumałem l wydanie ich w
\ r nnn<;7fllancko wYciaenar r kiP.7Pn5 '''"l^Srantów, że tylko MY... Że tylko z NAMI się w nieskończoność lub musiały przejść „ad sprawiedliwości uważam za czyn patrio-
Komar nonsza ancKo wyciągnął z Kieszeni j zA NAMI... (Racja, racja... Dobrze Redaktor acta". tyczny.
"^f^^-fl^^-^^rm^S^^^^^ ^ "^"^^ przeciw nam. A - Myślę, że wiesz co mówisz. zauwa- - HiUćrowcy? - Inspektor Macdonald
^ /il ipwl rS 7lrniaSp h.nKiM przeciw nam, to pneciw Polsce, to przer-zl?ł--Tpokolnte7~Dtwierając-łeźy^ sj?, jak wiadomflśOajmlo..^o^
? H7;p™rnbsXi4p^ Kościołowi, to - raz jeszcze komunista, nie notes i biorąc do ręki pióro. - Jeżeli skoczyła. Coś podobnego przecież pnypuszczał.
^gS^^—^g^^-gn^^ .^^^fj^^' ^^"^g^t- rozbijacz... (Hań- chcesz wykręcić się od stryczka, musisz mieć - Yes Sir! Hitlerowcy... Swojego czasu
l iZ^^oT^^^^W^^^Z^^ -iBden-^eh. niejaki Amold-Miller
odek
odwiazkę
ladler)
lim liem.
„ W słuchawce usłyszał swobodny śmiech wkręcił się do mnie na salesmana. Pótrzel)6-
Jan Komar, dobrze już pod gazem i dobrze stanleya i pomyślał, że tak nie śmieje sie czło- wałem kogoś biegle mówiącego po niemiecku,
do Kanady doinów ku-
, ■ j . ., A ■rrii'ił ia6'7n'ra Ir'Ib- A • Ji ' j ' " ~ <=»-•' ---rs—j •■—j o--, — iiJOjj/cj\lvl AC... ŁiHYliiiK C^UICIU U\ł ' CiCUlB F"J<1 \i'k»vuvłiaiu oivuuai i. UŚmleChOm WąSlkly
' ?T'T\tL !^ '^^^^^j- ^ przepity głos do dalszych sympatię, mimo że mi życie niejednokrotnie słuchając jak Stanley poważnie mówi o swoim
1 kilka doiarow w Kieszeni. pomstowan (mech mu ktoś, kiedyś śmie za- utrudniałeś i obrzydzałeś. Dlatego też do cle- „Real Estate", pokrywce jego działalności gang-
Mieszkasz tutaj? — spytał, zapraszając rzucie, ze był złym patriotą. Ha! Stu świadków bie dzwonię, a nie na policję, by ci raz jeszcze stersklej. — Przed przyjazdem tutaj Arnold
stolika. postawi jak to Ojczyznę bezinteresownie a udowodnić, ze nadal cieszysz się moim zau- przeszedł w Niemczech normalny, emigracyjny
- Mam pokój na górze, — uśmiechnęła głośno zbawiał) nadrabiał miną i machaniem faniem.. „screening" i mając zaufanie do RCMP, nie
o butelki rękoma, by tym pokryć wściekłość jaka go _ Do rzeczy, do rzeczy, — przerwał mu przypuszczałem, że jest byłym gestapowcem,
* * ogarniała, bowiem te wszystkie sprawy (z wy- Macdonald. — Co mi masz do powiedzenia? czy też ma powiązania z hitlerowskimi pogro-
M od dwóch godzin dobrane towarzystwo jąikiem whisky, którą cenił i szanował) nie _ Najpierw musicie mi obiecać, że jeżeli bowcami. Tymczasem ten sprytny drań, w do-
!sow, sekretarzy, redaktorów i innych sza- pozwalały; na spokojną, sam na sam, rozmowę to có powiem- okaże się prawdą, odwołacie na- brej szkole widać wychowany, pod moim nosem
eminencji organizacyjnych, urzędujące w z prezesem Bombą; na temat uplanowanego gonkę policyjną za mha i za moim phyjicielem i pod moim patronatem zorganizował bojówkę
■larii Domu Organizacyjnego nad kancia- spotkania Marka z Kattelburgerem. Frankiem Lewisem Nie będziecie nas ciągać hitlerowską... W nocy poprzedzającej napad na
lutelką zbawiało Ojczyznę i „wodzonych na Inspektor Macdonald, po raz pierwszy od po sądach,, .pozwolicie spokojnie żyć tak^ jak policję, wraz z trzema swoimi kumplami ukradł
iwce" (oczywiście przez konkurencyjny wielu dni. spędzał wieczór „na łonie rodzi- gdyby nic się nie stało. - jeden z moich samochodów i naraówił„Slłck"
^ Wiesz bardzo dobrze, że nic przyrzefc Martina, by z nim pojechał, Jak tjo zrobił,,nie
nie mogę. Nie mam' po temii uprawnień wiem, Dureń ^,Slick"^ bał; się pewno, ie na wia-
i nie jest tó moja dziedzina. Nie dalej jak domość o, jego napadzie na tą Polkę zbije; mu
tydzień temu ostrzegłem ciebie i Franka, byś- mordę i oddam w ręce policji, co niewątpliwie
cie nie pchali paluchów, w sprawę zbyt dla was hym uczynił jak przystało, na uczciwego bu^
FO.UR;/;5EAS08iS^
'''u)9 Hliior .SI. U., I'or.uii.1. <^iii.
m
ELBÓANT ,.
—-""^"^^ DftBi fttłU
Parbowanl* • Utltnfanlt ■ Obcirtlinit i Układani* Wlos6w oraa
wnalklago rodzafu trwała ondulatU. Włałt. M.-«AI»OAniPWICŁ
1MI OUNOAS ST. W.-TaL LE a>mv Toronto, Ontario.-
Polski Stioh. Ifknoicl
^arya'8 Beauty Parlop
' Specjalizacja w trwałej Ondulacji "Permaaent Waves"
216 Biłhurtł St. BM. 844S2
P
ik).emigrantów., , , ny". przy telewizji, z, butelką zimnego piwa
[m więcej, obchodziło kolejek tym bardziej w garści, wyszczerbioną fajeczką w zębach i stawały się górne.i chmurne. ,„.:Tylko filcowych pantoflach na nogach. . Związek jest naprawdę Polski! Reszta to■ Z. tego błogiego, familijnego nastroju, wyr-3tahnmvCTr~albo-gomółkówc-yv--albó-r£ne^-Jwan^^ przez telefon, który zdecydowanie
pragnący wynarodowić nasze dzieci, oder- zmienił obraz niedawno zaszłych wypadków i winik-r^ m.o pngiv/.-KTfti£v>ia-i--t?r37n:^'}nTOn^^
je od Matki Ojczyzny i sprzedać Kanadyj- uporządkował niezrozumiałą dotychczas łami-: go konsekwencje.. Mogę tylko obiecać, że jeżeli * •— Słuchaj Stan, — pnerwał Macdonald. ira. To komuniści, bezbożnicy, zdrajcy, pi- główkę, :Zwaną,,sprawą. Marka Zabawy" lub tg. co mi powiesz, w jakikolwiek sposób wpły- — Reklamę swojej osoby pozostaw dla innych, dranie, rozpustnicy, rozbijacze... (Na zdro- <'gólnie ,,skarbów Hitlera". . me na rozwiązanie wiadomej .sprawy, posta- Domu od ciebie nie kupuję, a o twojej uczci-
wości i przyzwoitości mam oddawna wyrobione zdanie. Do rzeczy więc.
— Dobrze, dobrze Inspektorze... Otóż ten Arnold i jego trzech zbirów uzyll mój samo chód w napadzie na policję. Za jednym zama chem chcieli utłuc dwa koty i omal Im się tc
panie Prezesie. Na pohybel tym dramom!. Dzwonił Stanley Dirkson, od tygodnia bez- ram się, by sąd wziął to pod uwagę,
j pan nową kolejkę panie Sroka). Tylko skutecznie poszukiwany przez policję Toronto " — Inspektorze kochany, żartujesz chyba.
Z Związek jest naprawdę patriotyczny, i całej prowincji Ontario: ; '•^ Coz sad ma brać lub nie brać pod uwagę, skoro
icki, uczciwy, abstynencki, prostolinijny, — Kochany Inspektone, mam nadzieję, nie stanę przed nim, Jestem bowiem niewinną
;kazy.. (Racja, racja panie Prezesie. Tylko ze ci nie przeszkadzam i ze mimo złości, jaką ofiarą sprytnej prowokacji. Tak panowie... Tylko MY, związkowi lide-. zupełnie niesprawiedliwie żywisz w stosunku do Tym razem Macdonald roześmiał się. —
poświęcający całe swoje życie, cały swój. mojej niewinnej osoby, wysłuchasz co mam ci .Stanley Dirkson, główny „boss" torontońskie- nie udało. Chcieli złapać Zabawę, na któiyn-tek dla SPRAWY, mamy prawo przema- do powiedzenia. A mam dla ciebie ważną wia- go podziemia i Frank Lewis, prawa ręka króla im zależy ze względu na wiadomą nam sprawę w.imieniu Polonii kanadyjskiej. Bezinte- domosć (ciągnął jednym tchem, jakgdyby bo- amerykańskich gangsterów, niewinnymi• ofiara- lub też jeżeli nie uda się go złapać, to w każ-ni, me dbający o zaszczyty, odgradzający jąc się, ze Inspektor mu przerwie), która z mi prowokacji. Myr foot! To ty Stan żartujesz... dym razie wyrwać go z rąk policji, w których d brudnej polityki i emigracyjnych swa- jednej strony oczyści mnie z absurdalnego za- Ale do rzeczy. Mów co masz mi do powiedzenia pozostając, nie przedstawiał dla nich żadnej Tylko MY wiemy jak i co trzeba robić, rzutu zorganizowania napaau na stróżów prawa a potem: zobaczymy co to jest warte. Chwilo- wartości; oraz wszystkie podejrzenia i całą na-' 'ego dązyc... (Słusznie, słusznie, panie 1 porządku,z drugiej zaś da ci możliwość uchwy- wo masz na sumieniu bandycki napad z bronią gonkę policyjną skierować za fałszywym śla-1....MY i Bóg... i Honor... i Ojczyzna — cenia prawdziwych sprawców tego napadu. w ręku na konwóf policyjny.i zranienie dwóch dem. czyli za mną. Do tego właśnie celu miai butelka na stole.) Trzeba zdwoić wysiłki. Inspektor: Macdonald. w swojej długoletniej policjantów. Nie byle jakich dowodów potrze- służyć nąój samochód, który przezornie pozostaje czujność... Konkurencyjny „Związek" zawodowej karierze często korzystał z Informa- bujesz, by się z tego zarzutu oczyścić 1 bądź . wili na miejscu napadu, uciekając już własnym •ej ludzi pociąga a konkurencyjne pismo cji udzielanych poufnie przez kryminalistów, zadowolony^ ze wogóle z tobą rozmawiam, co .wozem.
William Shoe Storo
Właść.: B. Curnota
Poloca Obawie lmportovan» 1 kanadyjikle. * Wyss/łamy Tównlet obuwie dolioItU. 750 Oueen St. — EM.
, P
POLSKIJKLBP OBUWIA ,
Stanley Shoa Słor@
Obuwie najlepizycli Hrm kanady}. sUcb 1 i^eUMcbrWsulurićoln)
1438 Dunda»"SvW^. Twmlo Tel. LE 5-9530 ' Wła^lclel 8T. MAZURKIEWICZ
fi
q»EEH'S TEKTILES
10% znUkl za okazunłem niniejszego ' : ogłoszenlo. ; Wielki wybór łin«^«r!ał4w wełnianych do Krałów europeitklch oi'ai wuei* kiego ■ rodzaju materiałów pełelalo-wycli Itp,
787 QUEEN ST. Wr - EM 8-^
69^
m
11
huuu, bo panienka pła.
Właśnie, nie pomyślałem o tym"... dało w smaku chorobliwą gorycz. Br...wstrzą-
Milczał, rozmyślając nad nowym próbie- snęło nią z obrzydzenia.
9H
mydi
AU efooiił
i;"
yEST
,24011
A
G
mv» )ietj I M»
oŁ
OUlt)
P
W końcu odezwał się, całując ją w rękę ni ni zowąd: , ,
— A może zechciałabyś zamieszkać u mnie, imial śliczne mieszkanie, po Rozenszwancu... •Niespodziewana propozycja zaskoczyła ją 'o niemile, zwłaszcza, że wypowiedział ją
s. lepkim tonem, tchórzliwie błagalnym, to się, ze przeraził się nie na żarty..
— O, co to, to nie... — zawołała, r— Na to nie namówisz „męzusiu"! .-
Juz lepiej pic zwykłą „czystą", zamiast tych-mieszanin... —■ pomyślała.
Nie wyciągając na razie żadnych wniosków, zdecydowała się na ubieranie. Wysunęła nogi z pod kołdry i opuściła na stary, chodnik, nabity kurzem ! twardy jak klepisko. •
Zabrała się do/ubierania, które nigdy nie nastręczało jej tyle trudu, co dzisiaj. Gdy. już była gotowa, zadzwoniła na Marysię i zasiadła do stołu W oczekiwaniu na mdłą herbatę. Do-
szy i bardzo/łatwo się przeziębić? Można — Oóooh... huu. dostać influenzy,bronchitu, a nawet, co cze, to i ja tyż..;
nie daj Boże, grypy. Wjem, że już jesteś — Uspókój'się, no, 'zaraz uspokój! uci-dorosła i sama potrafisz na siebie uważać, szała ją z kolei. — Widzę, że masz dobre serce ale ja, matka, będę miała spokojniejsze no, nie becz już...
sumienie, jak Ci o tym przypomnę. Z uwa- _ Marysia uspokoiła się prędzej, niż można gi tez na to posyłam Ci wraz z Twoją czyś- się było spodziewać pb takim wybu^chu.^po chwi ciutko wypraną bielizną, ciepły sweterek, u śmiała się znowu zdrowymi zębami. Nawef Jest cały w kolorze blado niebieskim, więc przestała się interesować powodem płaczu Hali-napewno będzie Ci w nim do twarzy. Zro- ny. Przechodząc do porządku nad całą sprawą, biłam go sama, tylko pod koniec Kasia przemówiła, trąc oczy rękawem:
— Dzwonił jakiś pan Motoć... nie, Łopoć...
— Łotoć! —- poprawiła Halina. — Czy .dawno?-,;-- :J'f;■;^.■^■■ --T- A, j^ak panienka jeszcze spala, ale ni(
chciałam budzić...
— To bardzo dobrze, żeś mnip nie budzi^ ła... bardzo 'dobrze.;. rzekła z wolna, wpada-
naprawa I budowa ''
DACHÓW
Insulacja (Insulatlon), roboty
asfaltowe — rynny. 282 Symlngłon Ave ŁE 2-4977 Toronto
)0B1-P
musiała mi trochę pomagać, bo ja od kilku dni leze w łozku. Taki miałam wypadek niewielki, na tych schodach od góry. Ciągle się Tomaszowi mówiło, zeby tę poręcz przy nich umocnił gwoździami. Ale znasz go przecież i wiesz, ze jego o coś prosić, to tyle samo, co groch o ścianę... No i
urwała się ze mną ta poręcz, kiedy scbo- jąc w postanowienie.
dziłam z bielizną. Ale nie myśl czasem, ITa-luniu, ze stało ^ię wielkie nieszczęście. Bo Ty zaraz przejmujesz się byle drobnostką. Otóż zupełnie nic mi nie jest, i nie rozumiem, dlaczego Tatko kazał mi leżeć w łóżku. Ale doktór Karaś powiedział, że za
piero teraz spostrzegła leżący na stole list. Rzu--Coz ci szkodzi? — łasił się dalej, chcąc okiem na pismo" i nagle rozjaśniło ją
■11 ustami przylgnąć do jej ręki. — Urządzę uszczęśliwienie
kój po Rozenszwancu, który za nadużycia , ._ Mama'— wyrwała Jej się na głos. edl do więzienia. W pięknym parku księcia . Rozcinała kopertę z radosnym łopotaniem gardle!
omirskiego... będziesz miała słońce... po- ^ piersiach. — ..nic mi nie Jest.. — powtórzyła bez-
-. —To od mateczki... kochanej..,—- szepta- dźwięcznie... — drobnostka... głupstwo... baga-
— O, tego i dziś mam aż nadto, nie '"^ ° ła w duchu, czując, ze oczy jej zwilża tkliwość, telka... stare matczysko spadło ze schodów...
" mowieodmówiła,kategorycznie. zacierając wyrazy'pisane ręką matczyną. Boże! przecież te schody są bardzo strome i
Marysiu, mam do ciel)le prośbę.
— Słucham.
— Pomożesz mi spakować te wszystkie no we rzeczy i odniesiesz właśnie panu Łotociowi.
— Dobrze, panienko.
-- A później, jak będzie kiedykolwiek dzwonił pan Łotoć, to będziesz zawsze odpowia-
kilka dni będę się mogła już podnieść..." ^ Przy tych słowach Halinę ścisnęh) coś w daT,'z^'mnTe"flłę'ma; rozumiesz?
— Rozumiem — odparła Marysia, Obie zabrały się do pakowania.
ZNI
1 "i
B.
"9
Odwiózł ją do domu i pożegnał. Halina weszła na górę pewniejszym, kro-. Gawronkowa powstrzyma się ofl swoich . Ig, właśnie teraz, kiedy jest przekonana o - ze Halina wkroczyła na złą drogę, właśnie z będzie milczała.
Rozbierając się do snu, usiłowała nie my-0 niczym. I tak już wszystko kołowało w'jej vie *
Powrót do świadomości nazajutrz był wię-(niz przykry. Samopoczucie po przebudzeniu
się różniło od „szampańskiego" nastroju h jak się różni w ogóle od nocy dzień, którym razem okazał się mokry i brudny, jak pyje. Na dworze panoszyła się jedna z tych *?tn>Lh pluch, na które Polska ma w ciągu 1> dosc znaczny kontyngent.: Wiatr rzucał plami o szyby, które zapłakiwały się z tego" Nu, ą rynna chrypiała i klekotała za oknem^ fctępliwie niczym GawfohTrowa. ^
Otwonyła oczy i zapatrzyła się w jakiś na suficie. Z początku zdawało jej się Jlą koleją, że pracowała nocą w barze„Fe-". ale w budzącej się zwolna pamięci zaczę-balansować nowe posłaclet ...minister... Ło-Jaglica... I naraz uświadomiła . sobie ystko.
To ją poderwało na łóżku. Podkurczyła nogi i objąwszy rękami ko- , oparła na nich podbródek. Kucając tak, *ała poWiazać w całość fragmenty minio-'Docy, Poczuła, że boli ją.głowa. Ból umle^ fil się i tkwił, w jednyin punkcie na czole!, -iJad brwiami, jak gdyby jakaś-niewidzialna -naciskała to miejsce luitoreni.
Moje dziecko najsłodsze!
; .uiuxci.ivu i.ajo.vuo^v. okutc na stopniach żelazem! — uświadomiła -.^^.,y t.łiii,«<. mi«o,i,nł „ «
Tak dhigo nie odzywałaś się do nas, sobie w pamfęci i serce zastygło w niej na w b fdnejTawaS
iniu, że jestem o Ciebie niespoko na. chwilę - pewnie z moją bielizną schodziła z SSSrn!^!^, ^ ^ ^
,4 mi .iP dzisieiszei nocv bardzo nie- róA, _ nry^b.eeło iei nrrez mvśł ^ ^^^0 koleżeńskiej pomocy. Jadł. pił i bywa!
ROZDZIAŁ IV Gabriel, pomimo, iż zapewniał Głębosza, że
BIURO TŁUMACZEn
• Dr. lur. •" J. K. MICHALSKI j
Wizy — Paszporty ruJ Emigracja Itd.
57 OUEEN ST. W.- EM 8^430
(koło Bay) pok. 308 ' Tóróńto
___ ■ fP
■-■Iftiiiiii
Haluniu
Śniłaś mi się dzisiejszej nocy bardzo nie- góry, dobrze i boję się, czy Ci się coś złego nie stało? Widziałam Cię we śnie, jako maleństw na ręku tak, jak wtedy, kiedy miałaś zaledwie pół roku a mieszkaliśmy, jeszcze w Sulejowie.-1 kc^o Twojej główki krążyły jakieś duze, okropne pająki, które ja chcia-
CzYtał^a^^alef* ^ ^^"^^ ^^^^ J^**"^ ^ ^^^^^^ P^^^^^to po
.....U nas w Piotrkowie juz wiosna. To syczał większe i mniejsze sumki.
Twoja dwudziesta wiosna, Haluniu, za rok Od pewnego czasu wydawał się bardzo zą
będziesz juz pełnoletnia. Aż trudno mi sa- troskany. Coś mu tam ;ile szło w jego tajemni
mej w to uwierzyć..
czych sprawach, z których nie zwierzał ślęf Głę-
Dalej było w liście o ojcii i sprawach do- boszowi. Ostatnio pisał wciąż listy, redagując
łam odpędzić i nie mogłam, aż dopiero mowych: Tatko, jak zwykle w tym czasie, krzą.'>®^*^^
się obudziłam cała w siódmych potach, ta się po ogrodzie. Pożal się Boże, co to za wyczekiwał odpowiedzi. Głębosi odniósł wraże-
Tatko żartował sobie z tych moich przywi- ogród — dwie rachityczne czereśnie, pięć krza^ "^e, ze Gabryś zdkochał się niespodzianie,
dzeń i ja też się z nich śmiejCi bo gdyby ków agrestu, parę grządek, na których Tatko Pe^neg? ranka, łrfedyv8ledziell przy śnla
Ci coś dolegało, córuchno, to byś przecież spodziewa się wyhodować piękne warzywa; a daniu, zadźwięczał telefon. Odebrawszy go,
napisała do matki. A tak rozumiem, że wszystko to przyczemione dymem z lokomotyw, Głębosz pofwiedział: ', ' '
jesteś zaięta swouni sprawami-t- nie masz które przebiegają tuż obok, jak wściekłe. - - — Td do debłe; Gabrysiu,
czasu. Ale pomimo to ;miałam o Tobie Matka kończyia list słowami otuchy dla cór^ Gabriel ujął za rfychawkę i wydał b
wiadomość od Irici Gasiarkówny, która wi- ki, polecała ją opiece-Panny Najświętszej 1 pro- radości i ulgi zarazem:
- działa.^Łj:obą_i0^arszawJę,_Dww^^ odpowiedź. . , - Ach, to ty. Evelłne!... Jakże się cieszę!...
łam się od niej radosnej nowiny. Że udało Halma domyśhła-^c -raczer<wtetnłeh-słów,----TtU-Głębosr-mimo-woli-wyBłuchah-całcgtH
. Cl się znaleźć posadę, na jeden miesiąc, nie mogąc ich odczytać przez hy. Sjrfywały Jej s^g^egu czułości, jakhni Gabriel zasypał owa
na próbę. Trochę m; było nijako, że nie od po policzkach niczym- krople deszczu po szy-- g^^jj^g ^^^^j ^ spotkanie, poczym
Ciebie pierwszej, tylko od Irki o tym się bach. Ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała ą\ą zasiadł do jedzenia. Smarując masłem bułeczki
dowiaduję, ale tak się ucieszyłam, że mi naprawdę, jak dziecko. wyjaśniał Janowi: trudno to nawet opisać. Wiedziałam,, jak Marysia, która z szerokmi uśmiechem wno-
clężko w Warszawie o pracę i jak bardzo siła właśnie śniadanie, zaskoczona widokiem pła- To^^moja dawna kochank&}i«r«iwniała ko-Ci była ta praca potrzebna. Teraz już Ci czącej, odstawiła czym prędzej tacę, zaczęła po- Weta... Kochaliśmy się na zaboje potom się na* będzie lepiej, moje dziecko* może tvlko z ciesząc Halinę i wypytywać; • gle urwało,., Och, .mój kochany, wiele trudu Doczatku trochę trudu, ale już pod tym — Cóż lo siCssj^slałD, o mój Boie,r:cóito musiałem żuźyć, ^foyMJf^^^wek nawłą-wzeledem jestem o Ciebie spokojiia i wie- panienko!.- Panleókól /. zać, nd. ale tt^ło,iĄlj^ic jiar^złfie!odetchnął. ......- - ' ' " — ^- - " - Ł8(lnat ^ 2apytał'dcbosz.
Długolotnia 0w>rai)ć}t.
im
i 11 •fit
wyprzetfai
FUTER
Bogaty wy-bói' najnowszych modeli futer po cenach bezkonkurencyjnych. Łatwo I dłu* gołormino-wo ipłały. ^
Dw* aklepy. <Jo WaazeJ dy«j>OTycJJ Piroa» natza tłuły Polakom od M l«<
PiUSIGESS
Fashioli Furs
506 Ouoon St; W. EM, 34984
tli
750 Yońgo St.
WA 1-8971
Zai^iatfamiamy naszych
ia olMcni* pr6ct WCG^Mamy' na
olej do opafii
Dzwoń .do ', , , V
POlSKIEi SKŁADłllCY^OlfAŁU >. >
'gpIskl<^:M'j|
Hi
im-'