m
m
1
........-„,,........,.,................ ,.................,..........,.............-„........,,,........„„,„........,...............,.„,,,....„ ,............:r^/'#:'^P''''^f|f*|p|s
na nia z uŁnsa, zastanawiając się, ^ lyin nowym, niespodziewanym obro-Cz>'zby Hanka z Georgem coś ffijnię jego, Marka bezpieczeństwa?;; tego brakowało. W końcu wzruszył; .-j i roześmiał się: — Jesteś Haniu: [Sewczyną Pierwszy i ostatni pcTs^no; Lrfii taką spotykam. I dlatego nie rozu-
ft zuzę napewno lepiej rozumiałeś! j^ć może. Takie jak ona spotykałem:
Daj mi papierosa, — poprosiła. Gdy a się dymem, zwolniła szybkość sa-: i nie patrząc na. Marka, lecz przed Ina równa, szeroką szosę, pomyślała, ze I: poznania Marka Zabawy wyciągnęła Kónyści- iPoprostu. przyspieszył u niej Ljriewania i spowodował, ze zmądrzała. Iń czym lak myślisz? — spytał nie-
1 Zastanawiam się, kim ly właściwie powiedziałem-ci przecież wszystko o
{'Tal; Powiedziałeś. Ale czynami zaprze-, ffom i dlatego się zastanawiam. ..
"ZWIĄIKOWlEC* LISTOPAD (Moywnter) Sreda, 13 — TWT ^
Jacek Brzezina
WsEfOMe prawa autorskie zastn«2oDe. Copyright reMcred by PoUsb AUlanc« Press Ltd. Toronto, Oat. Canads.:
Raczej ja powinieniem sie obawiać, by mnie me wsypał lub me wykiwał .
Mmęh Oąkyille i Marek spojrzał na zega-
~- Jedziemy, oświadczył Zude. ■— Tym razem juz na właściwe miejsce.
— Razem z nim? spytała, wskazując aa Konrada.
-— Razem ze mną, siostro, — odparł Arnold, wyciągając pistolet z kieszeni. —Marek Zabawa koniecznie clice się ze mną zobaczyć. Prawds pasiv Kattelburger?
— Tak, tak. Jedziemy razem, — potwierdził Kattelburger.
— Dokąd? — spytała Zuza. Wytłumaczył jej marszrutę, którą wiernie
a głośno powtórzyła, przy czym George skonysr tał z okazji i znowu zadał kilka„informacyjr iiych" pytań, odpowiedź na klóre przeznaczona była do ukrytego pod krawatem mikrofonu.
SMUnW**'- ■-----" ■ *
iZnowu jakieś babskie filozofie.. I Raczej myśli kobiety, ; która była na Hjpełnienia głupstwa... Zresztą, co ci bę-yć. Abyś mnie zrozumiał Marku, mu-innym, niz jesteś,; a gdybyś.był:in-, ta rozmowa nie miałaby wogóle miejsko to zresztą chodzi. Pytałeś, dlaczego Igam Chcę Cl na to. w tej chwili odpo-I w sposób dla ciebie zrozumiały. Mam icel
jjakK .-poruszył się niespokojnie. I Chciałabym, byś mi przyrzekł, ze Ge-lnie stanie się mc złego. Wciągnęłam jcałą sprawę 1 czuję, się odpowiedzialna [losy
,jiał Sie głośno. .Wicizę, że George I zaczyna zasługiwać na przydomek ze ^oim" Zakochałaś się w nim? Nie Ale szanuję go i zależy mi na nim.. Boisz się wiec, ze może sobie nos rozbić? Nie żartuj Marku. Mówię zupełnie serio, [auwaze, ze Georgowi coś z. twojej. stro-będziesz miał TÓwniez i ze mną do
nie studiowanym przez Kattelburgera. Jaki był w tym sens? I do^zego to •wiodło?
. -------1--,----------e.- Sprawa byłaby względnie prosta,:gdyby nie_^ . , „ .
rek. — Słuchaj Haniu V Następnych kilka go- ow Konrad, niespodziewany gość w samochodzie^^^^ To wszystko, co mógł zrobić,
dzm będzie decydujących w moim a może r który'zachowywał się tak, jakgdyby cała ta jaz- ' Ruszyli,
twoim życiu. Obiecałaś mi pomoc, daj więc so- da nic go nie obchodziła, a który przecież nie * J^'
bie 1 mnie chwilowo spokój z głupim filozbfowa- spuszczał ręki z rewolweru. Kim był? Gangster? Hanka natomiast nie odczuwała juz żadne-
niem i domyślaniem się, co zrobię czy nie zro- Ktlerowiec?- Komunista? Agent policji? Jeżeli go niepokoju; Poprostu wszystko było jej obo-
bię, co dotrzymam, czv nie dotrzymam Na to Jednym z nich, to dlaczego nie odebrał listu jętne. Marek, początkowo rozmowny, zamknął
będzie zawsze czas później. W tej chwili pa- Warka od Kattelburgera? Dlaczego pozwalał się w sobie i odzywał tylko celem podania jej
miętaj, ze nasze wspólne bezpieczeństwo- zależy ^ niewiadome, kiedy mógł pod groźbą dalszego kierunku jazdy. Zatnymywali sję kil-
od zachowania się nas wszystkich-Pamiętał--"'^^^''^ broni._ptzeiąć Jnicjatywę_w_swole j-ęce?_kakrotnie na jakichś przejazdacli czy też skrę^
ze mamy na piętach policje gangsterów i Bóe Przyjaciel Komara? Nie bardzo na to wyglądał cali w boczne dróżki i stawaTi~ukryci zaTu7a-
wie kogo jeszcze Musimy cała uwaee skiero ' "'^ ^^rdzo się z tym zdradzał. Zresztą i sam kami. Marek wychodził wówczas z samochodu
Aunń «. joH^.»i yi^^uni^u a jj^r .u MM I ,L u 1 PQ Pierwszym okresie radości z powodu — jej każąc pozostać za kierownicą — i z ukry-
-"^ zjawienia się Komjada teraz przycichł i stracił cia oDserwował rucn samochodowy na głównej
na pewności siebie; A Kattelburger zdradzał drodze. Na koniec z jakiejś budki telefonicznej
wyraźny niepokój. Konrad — zdaniem Georga, odbył dłuższą rozmowę i wrócił niebardzo z niej
był niebezpieczeństwem, na które nikt nie był zadowolony. ;/
przygotowany^ nawet Zuza, która sama w so- Mamy nieproszonego gościa, — oświad-
bie stanowiła zagadkę, ; ' ezył jej potem. :-r Zmienia to nięcO moje pla-
Nie.mogąc nic poradzić na to wszystko ani ••• nie dokończył i nie pytała. Jak automat
tymbardżiej znaleźć odpowiedzi na dręczące go wykonywała wszystkie daw^
pytania, George starał się jak najwierniej prze- ^ starała;?ię o niczym nie myslec, :
każywać (do mikrofonu, ukri^ego pod krawa. V i^P^^^
tem wszelkie wiadomości, związane z kierun^ kąś boczną drozkę^wi^ jezioro. Marek
kiem jazdy/Niebyło to łatwe, bowieiń nie chdałf?^**>ej zgasić światła) z^ zdrogi tea-
się. zdradzać zbytnim zainteresowaniem. Poma- PP czym wyskoczył z samochodu i pobiegł na
"Kultura"
Num«r paidiferhikowy ' x«wt«ra:' Hostowiec: Klimta łyclt i II*
|«r«tury. Hc-tino-OrudzirtskI: W octach Conrada.
Archiwum polityona. .Kronika, kulturalna. Kronika ukraińska. Kraj i Książki.
Cena zcszytku 75^
Do nabycia w Księgami '^wi^ikowicc", 1475 Ouaani Str W., Toronto. -
lim
uzpiasiac jej
sprawami może w innych warunkach istotnymi ale obecnie nie mającymi znaczenia. 0 twojego; Georga nie bój się. Nie mam do niego żadnych uprzedzeń, pod warunkiem oczywiście, ze nie będzie mi przeszkadzał. Jeżeli jednak on lub ty nie będziecie postępowali w myśl moich planów, wówczas za nic nie odpowiadam, bowiem nie ja będę decydował o waszvm czy nawet moim losie A co będzie potem'
— Zastanowimy się wspólnie, gdy Kattelburger ujawni nam swoją tajemnicę Dla tego zresztą, zgodziłem się na, udział Georga W tej całej sprawie,: by jako prawnik mógł być nam wszystkim pomocny., Kattelburger przecież również za darmo me powie mi,-gdzie Hitler schował swoje skarby. .Z adwokatem pod ręką sprawa będzie wyglądać zupełnie inaczej. Nie kłopocz się wiec i przestań myslec o rzeczach w tej ■ chwili mało ważnych. Za kilka minut znajdziemy się na skrzyżowaniu drogi do Bronte Zaraz za nim będzie wjazd na szosę wiodąca do Milton. Wjedziesz na ma i zatrzymasz się na moście przejazdowym nad Queen Elizabeth -HighwayT————-——----^_ •■
HmW% TEITILES
10%: snltki ta okauniom v3lnie)necc
-ostoszeAłar Wlalkl wyMr matarlaMw wałnianyeh
do Kraltfwr auroptltMch orat wtni* fcłaao re<lM|u miłerUław pofalalp.
wyeh Hp. 787 OUEEN $T« W..
iii
gała mu jednak Zuza, zą każdym razem głośno powtarzająca dyspozycje odczytywane przez Kattelburgera z, listu Marka.
— Skręcamy w prawo na siódemkę i zatrzymamy się na drugim skrzyżowaniu za Geor-getown
— Za jakim miastem? — pytał z głupia frant George,
— Georgetown! —/wyjaśniał Kattelburger. I tak za każdym razem
W końcu, kręcąc się jak w zaczarowanym kole, zatrzymali się przed jakąś budką tele-
■ek przygryzł wargi. Poruszane; spra-; ue mu nieodpowiadaly. Cóz obchodził orga, kobiece uczucia czy nawet prze-
[Zdrosci. Jechał na spotkanie z Katel-jedvnvm człowiekiem, który mógł: ać tajemnice specjalnie wydrukowa-emplarza „Mełn Kampf". Reszta by-na, niepotrzebna, drażniąca i kłopoth-jagała go na boczne tory w chwili, gdy [całą uwagę poświęcić na obserwację nego, by w ostatniej chwili nie wykolę Skoro jednak sprawy zaszły na tak oso-naty, musiał się zabezpieczyć, by po-ibyło żadnych niespodzianek. , 'Cóz"-nłoze stać się Georgowi? Jest do-i cdowiekiem, prawpikiem, sportowcem.
,, Gearge był,coraz bardziei niespokojny. Nie miał żadnego wpływu na bieg wypadków, nie wiedział, czy wiadomości przekazywane przez niego dochodzą gdzie nalezv (Co będzie, jezelr aparat nie działa? — myślał, i po raz pierwszy w zyciu. czuł, ze ogarnia go panika), a. co najgorsze me wiedział, jakie :sa losv Hanki. Czy została ,,w domu. lak obiecywała. czv tez — podejrzewał — umówiona z Zabawa; wciągnięta została w wir i jego w tej chwili unoszący w nieznane?.
, Zapadał JUZ wieczór, a-oni, to znaczy Zuza, Kattelburger, Komar i ow nieznany Konrad krążyli po różnych drogach, zatrzymując się od czasu do czasu na jakichś skrzyżowaniach według wskazówek zawartych w, liscie, starań-:
loniczną.
— Tu mam czekać na telefon od Marka, — oświadczył Kattelburger, spoglądając na zegarek i otwierając drzwiczki samochodu
— Będziemy czekali razem oświadczył Konrad, wychodząc za mm.
Nie długo czekali. Oświetlona budka pozwoliła Georgowi zobaczyć, ze juź w kilka minut potem Kattelburger podmósł słuchawkę. Rozmawiał kilka minut kiwaiac głową i notując:
główną szosę. Tam dobrych kilka: minut obserwował ruch, zanim podszedł do stojącej na skręcie puszki na listy i wyjął z niej paczkę, Zdarł opakowaniCi W świetle lafarki elektrycznej obeinał starannie książkę i z zadowoleniem schował ją w zanadrze.
— Idziemy, -r- oświadczył Hance, wyjtnując z kieszeni rewolwer i odbezpieczając go — Niedaleko,
■■ ■ » - it ■ ■„. ■«.. ■ • ■•
Zuza, zatrzymała samochód przed „Cotta-gem". Wysiedli wszyscy, Kattelburger znalazł ukryty w kacie, wpranfiy klucz, otworzył dr/w i
1 zapalił światło. Pokój w którym się znaleźli, był komfortowo umeblowany. Jedną ścianę zdobił wielki kamienny kominek. Stały wygodne fotele, wielka kanapa, stoliki, podłogę zdobił miękki dywan. :
Komendę objął Arnold Miller. Kazał wszystkim usiąść 1 sam, z rewolwerem w ręku obszedł pozostałe ubikacje t;i. kuchenkę i dwa sypialne pokoje. Stwierdziwszy, źe wszystko jest w porządku, tylnym wyjściem wyszedł nad jezioro
cos na odwrotnej stronie listu Marka, poczym^ gdzie stała prżycumowanąi^^-drewiuanego mo-oddał ią Konradowi. Co ten miał do mówienia"' la duza" motorówka; Obejrzał ją fachowo, Spraw-z Zabawą? Czyżby się znali? Nowe pytania bez dził, że ma wystarczający zapas paliwa i wrócił odpowiedzi pogłębiły^eszcze obawy Georga. do „cottage'u".
Gdy wrócili do samochodu, Konrad wyglą- . Możemy: teraz spokojnie czekać na Mar-dal na -zadowolonego'a Kattelburger na jesz- ka Zabawę, — oświadczył sadowiąc się w fote-cze bardziej sztywnego i obojętnego, Iu„ frontem do wejściowych drzwi.'
L Z. GdRA
ADWOKAT — OBROŃCA NOTARIU$Z 1437 Ouean St. W. — Toronło
Tel. Biura: LE 3-1211
Mieszk,: Oakville VI 5-1215
se-s
GEORGE BM, B.A.
adwokat i notariusz; Mówł po polsku 1147 Dundas St. w. - Toronto Tel.^E 4^8431 1 UE 4-8432
chwih doszedł do wniosku, ze nic się obmyślić na poczekaniu. Sięgnął po .ka-wypił dwie szklanki wody, jedną po Nie wiele to jednak pomogło, A mech to wszyscy diabli! -^jęczał na pczgc prędkimi kroczkami po gabine-Wszystko JUZ wiedzą, wszystko wypene-Ale kiedy? Jak? Od kogo? Czyżby Wą-cos powiedziała? Tak, to na pewno ona: tej babie gęba się me zamyka^ 1 co ::::ąc? Przecież jeden anonim tych ło-pnewraca całą moją egzystencję! Ale do Żerowićza trzeba będzie zadzwonić do wniosku 1 sięgnął po słuchawkę,
miała zbyt wielu pakunków: jedną wa-1 papierowe zawiniątko. Trzymając je, stopniach wagonu na strzelistych no-. ii ich zgrabność Kulig, niezwykle wy-na je] przyjazd, w nowy garnitur. o J^awy ze śmietanką, przerzucone przez rbery" i pięlcny/ londyński melonik; Hallo!—zawołał zpoufatym kiwnięciem ąkira witają się amerykańscy sportsme-Hallo! Powitać panią Wandę! Dzień dobry, dzień dobry! odkrzy-wzjaśnioną-twarzą na jego widok; 'rał od niej pakunki, ucałował dłoń ' j.dostepnym" nad rękawiczką i spo-jej oczy, wyrażał swój zachwyt, sczery i słuszny:
Ach! ale pani wypiękniała, rozwinęła »•-. Pnesliczna z pani kobieta!,.. '■owa wyglądała rzeczywiście uroczo, słonce opaliło jej cerę, przy której oczy ^mly efekt szafirów .w złotej .opra-^6 jasne, jak próbka „polskiego lnu",. ^mą z fantazją „frygijkę", Gustow-,y kolor pomadki i umiejętne pod-.™l«i warg świadczyło o pewnym .,wy-. łani Łotociowejbd czasu, kiedy Kulig R po raz ostatni, tuż po zamążpójściu. ^"iząe-ją do wyjścia^ mówił: ; 'fszystko przygotowane. Zamieszka pa-; ^olu" Czy pani zna dobrze Warszawę? cyiam dwa ra2y: raz ze szkolną wyeiecz-rótko, a drugi raz dłużej, z Albi-■^JtfawdęTirówigć.; słabo się^entuję;- -
pani doradcą. Proszę się zwracać -każdej sprawie,
my się pąa widział z moim mężem?. . M temu: Wśzvstko pani opowiem, emy do tej taksówki; ™e Wybrał pan. ida je się. najdroższy
łem. czy wyMarczy pieniędzy^
się,^ani nie; martwi, tó są ..koszty ' *róća się pewno —^ odpowie-■^iechem.A zresztą liotel za ty-|My.zapłacony' "
Sprawność jego umysłu szwankowała po wczorajszym bankiecie, wydanym przez pl-ezesa Tynieckiego z okazji przystąpienia do budowy.. Zresztą Wanda postawiła sprawę wyraźnie: za zgodę na rozwód domagała się zwrotu posagu, który Łotoć przeputał na nieudanych transakcjach — plus minus — czterdzieści tysięcy, których narazie nie posiadał.
. Widząc, ze nagle zasępił się i zamyślił, Wą-salówa wyniosła .się cicho do kuchni. Ostatnio
zbyt często-stawała się.....pastwą jego _nieoczeki-
wanych nastrojów, wolała więc me przerywać mu toku,myślenia wtrącaniem swoich,me zawsze trafnych uwag. Łotoć, którego nagle odleciał apetyt, odsunął tackę z imbryczkami, pełnymi smacznej kawy i śmietanki, dźwignął się z krzesła. Był jeszcze w pyjamie: barwy rózowo-
Tatarczyk przyjął, go z tym wyrazem Skupienia, które pokrywa nudę. Uśmiechnął się kwaśno i wskazał mu krzesło.
— Słucham pana! .-^ powiedział, hamując ziewanie
— Panie komisarzu, — zaczął Głębosz :ła^ miącym się głosem, — przychodzę w obawie o moją znajomą. Tydzień temu wyszła z domu i dotąd nie wróciła, a ponieważ zostawiła wszystkie rzeczy .
— Zaraz,.zaraz... -^/przerwał Tatarczyk, — Jak się~na~zywa ta pani'
— Halina Płomicńska... , » Halina, hm,..— mruknął. — .Ostatnro
ciągle gmą Haliny... A zawód?
— Niedawno była fordanscrką... —- Nosiła czarny aksamitny płaszczyk i
żółtego lisa?
Tatarczyk uśmiechnął się pobłażaniem. -— A czy pan nic zna przypadkiem pana
teraz pójdę się umyc i przebrać. Wprawdzie niebardzo mam w co, bo wzięłam tylko dwie ■ sukienki, jedna, aksamitna:., zdaje sie, ze wyszła juz z mody...
Na: to Sie także zaradzi — przerwał, sięgając do portfelu.Od czegoz są starzy zna- ... . .
jomi, jak me od tego, zebv służyć pożyczka - cielistej, w ktorei się upodabniał do olbrzymie-
mówił, odliczając mcc setek, na które spogla- «o i bard/co brzydkiego oseska Splótł obie dło-
ddła z udanym zdziwieniem ""C jnk do modlitwy i uło/vł jc na ły.sinie, co
- Pięknie panie Kulig, ale kiodjz )a pa- było jego zwyczajem, gdy zastanawiał się nad Łotocia — zapytał. . , . ^ , ^ nu to zwrócę' - wykrzyknęła tonem pełnym czymś głęboko Drobnymi kroczkami podrept4 . - Ows/em. t;,k panie komisarzu,. To jest Sriiniiłow zamykaiac meniadze w torebce w kierunku okna, a ze był boso, na posadzce' nie, me znam go osobiście, ale ona widywała skrupułou. zamykając pien^dze w naznaczyły się duze ślady jego stóp. Oparłszy się z jakimś Łotociem., - plątał się Głębosz. ła z ;:ego'zw^nć Vstem tt^ pewienTe,";, brzuch Ypa/apet, trwał w^zlmyślenlu. zalany czując^ ze snr^^^^^^^^^ obrót niepoważny, zobaczy pani sama A. zatem, pani Wando, teraz blaskiem majowego słońca. Przed oczami, które Tatarczyk przerwał.
Doidzie pani odpocząć Pokój numer dwieście fotografowały bezmyślnie pole widzenia, rozpo- — Napewno i teraz znajdzie pan u mego
czternasty Potem zjemy obiad i naradzimy się ocierał się piękny, rozległy krajobraz. Na pierw- tę panią. Oni ze sobą . zdaje się. ze są zarę-
nad osoba pani' małżonka szym planie wznosiły się ku obłokom ramiona czeni; czy^coś w tym rodzaju. Ja znam pana
Wvsl<oczvła zgrabnie z taksówki i zniknęła ^^irzew, posród których rozlegał się odgłos sie- ł^otocia. Jest urzędnikiem w ministestwic finan-
w drzwiach hotelowych , ^^^^ Wycinano stary park księcia Wielomir- sów. Przypuszczam, że on panu udzieli wyjaś-
_ _ _ _^ _ i_ _ __ skiego pod zamierzoną budowę. Od czasu do men w sprawie zaginionej osoby. No, gdyby
Sorawy Łotocia krystalizowały ślę córaż Wy- czasu wyniosła sokora lub kasztan obsypany się okazało, ze. pan Łotoć tak samo. jest o nią
raźniei Pierwsze zebranie inauguracyjne, któ- stożkami kwiecia, poruszał się nagłym drgnie- zakłopotany jak pan, to wtedy rozpoczęlibyśmy
re uh,wietnił suoia obecnością mmister, wyło- ciem, zaczynał się trząść niby ze strachu, a po- poszukiwania..
nilo z siebie grono komitetu Następne zebra- ^em chwiał się słabnąc na siłach i wreszcie wa- To rzekłszy, powstał, dając tym Głęboszo-ma uksztalto\^ały jego hierarchię, wybrano pre- z trzaskiem łamanych gałęzi. wi do zrozumienia, ze jego niepokój jest co
zesaW osobie pana Tynieckiego dwóch za- Z lewej strony park przerzedził się mocno
stępców prezesa, dwóch dyrektorów i czterech: i poprzez misterną koronkę listowia, mieniące-
zastępców dyrektorów oraz skład komisji-rewi- go się żółtą zielenią pod słońce, widać juz by-
zyjnej Panu Łotociowi powierzono kierownic- ło srebrną wstążkę Wisły. Gdyby Łotoć wychy- . , , ,
two budowy, dó czego przyczynił się poufny lił się bardziej przez okno, zobaczyłaby .większy . ją się z niego półgębl^łem
nacisk ministra, który poręczył za jego fa- płat wody, z żagielkami kajaków, z parostat- .—-Ot, kawał błazna ze mnie — myślał,
chowość. kiem, płonącym wolno w górę rzeki, a nawet przemykając się skrajem chodnika. ~ Idio^
W związku z tymi wydarzeniami ukazały się widac stąd było krańce dzikiej plązy, z punkcł- jakiego świat i odrodzona Pplska nie oglądała,
wzmianki w prasie opozycyjnej, najeżone aprio- kami ludzi w nadbrzeżnych wikhnach. Ale muszę sprawę wyczerpać do końca — po-
rvcznymi wątpliwościami W jednvm z by- Halina spała jeszcze. Do późna w noc. le- stanowić.
strzejszych d^enników, ł^oloć natrafił na swo- zac w łóżku, pisała listy: jeden do matki, drugi . Dalsze badania były dośó łatwe. Adres Łoje nazwiskoWłaśnie zabierał się do śniadania, do Marysi i naleganiem, aby pożegnała się z tocia podało mu telefonicznie biuro; numerowi Odłożył łyżeczkę, którą miał zamiar obstukać Gawrónkową i zgodziła się na służbę do,,pań-jajko i uważnie przeczytał artykuł. Nazwisko stwaŁotóciów" a trzeci do.Głębósża. powtórzyło się cztery razy. Podrapał się w Całą korespondencję zabrał z samego rana głowę, woźny ministra.
-1 Naciłi' — zawołał do Wasalowej, która : Ńie^^ty; dśiem Jcil^ łopi^jecłiaÓ; Musiał ^^p
w braku służącej, sama krzątała się w kuchni, kiem; i:^adresowanycłi do Jana, męboś^^ tę. W szeregu zaczetycli budowli odnalazł z
— Już idę' — odpowiedziała, zaczym w minęło się z jego zdrowym rozsądkiem. twoścłą stary trzypiętrowy dom, oznaczony nu-drzwiach ukazała się jej oostać w czerwonym Od kaku dni,:p<^|«n|kniccl^ . v 'y^ szlafroku ^ Czy JaJka może za twar^ic?— nie stracłł,)^<^. Po kUkŚ^
wyraziła—obawę---—^~—~- '— l do fiawronkowef z pytaniem, nai które szoferem przy^kierownicy.
Olacze|;o nie skorzystać
t najlepsze! obsługi w zakresie oliwy opałowej.
Automatyczna Dostawa
po prostu weźcie słuchawkę — zadzwońcie do Lłąuiflame a zamówiona oliwa zostanie Wam dostarczona automatycznie na czas.
Oliwa opatowa
trzykrotnie filtrowana
dostajecie z niej czyste cle )lo .,. nhiwięcej ciepła 2 {azdcj jej kropli.
najmniej przedwczesny.
Wychodził, przełykając wstyd i gorycz upor korzenia. Na ulicy w.ydało mu się, ze wszyscy przechodnie widzą jego niemądrą minę i śmie-
Ul, ..Bratni Schron". Szofer długo kołował 1 pytywał się o tę nową ulicę, a gdy wjecłiali na teren Augutynowa przez drogę, zabarykado^ wańą furami z ce^ i dmwem, nie moźna^^l^
Obsługa 24 godzin na dobę
z rana, w południe czy nocą, jeśli: zajdzie nagła potrzeba reperacji palnika lub. -pieca bądźcie pewni, ze doświadczony fachowiec z firmy "Lioui-flame" szybko obsłuży was.
Dostawa oliwy odbywa się również przy pomocy radia, w które zaopatrzona jest kaź-da cysterna na wypadek nagłego zapotrzebowania. .
Korzystajcie z najlepszej ob-rfugł w zakresie oliwy opałowej — a zaoszczędzicie swoje pieniądze, również!
Zgłoszenia: ,
J. ŁUCKI
82 Indian Road Crescent
LE 2-6947
lub
Liąuiflame Oils
LTD.*
17 Basin St. — HO 1.9451.
Si
Ml'''"'"
liiflfi
\H>T
m m
BOŻE NARODZBNIii
Wszedł do bramy, z której}. jedno tyłka prowadziło
1^ toraziłi^; S::deg<v^Mtó0j|^^Jwma^p?.^
— Głiipśtwo jajka, jest coś gorszego. O, . jednaka; odpowiedz: patrz' ~ pokazał palcem artykuł., ---Nie, jaszcze ^n^wi^
-1 Wanda się dowie... — dopowiedział, gdy w koAcfii "'"^
czYtaJac. nie bardzo vsfiedziała O co-mu chodzi, stać i ;to^^c^^ ..... ......... . . , , -.y-^r^.
Ach lak właśnie... Wanda.,: — zrozu-it)no?.,;'Wszystko ro^^ Łotocia^ Cóż mu .powiem? r-Pomyślał z W jącyitt
miała' ' ■ "' • ■'znał:tylk»:.iei]«>j^Ói^^
•pi7ez'chwilę.'milczeli:d^^^^ ■się-^^eiSualnością.;:
- ^ ■.: ■-:Możebvś ■ po jechała;, do v niej'raz-j^zcze-popęd^^ i..;;'--^'zaczął/.Wczrurwał,:nie:znajdując:r^^^ /'^By^l^^lKlllt ^jaczepicni^,;:,;,.:;.
/;Mth> \iii/.f''-lut^ii'.,! )■()! f;ll Un V{t\iUi)/\
FOUR SrASOM.S' TRAVHL
) M . fit h{ ,V<. '! ii,!^ f ri'l I