55
^ZWIĄZKOWIEC*' LIPIEC (July) Sobota, 12 —, 1958
£ i Iderowca jest winiei^ W -jeżdżą na autostradę, nk, |ąc znakowi ustawionych, >ezpieczeństwa i innychj , kto nie potrafi, ode ar. przy drodze, jest tak" cznym kierowcą, jak ten,i •ótki .wzrok,; lub kieruję<| rży popsutych hamulcacfci$
ód dwóch lat codziennie^
na ontaryjskich aii Ponad 1000 osób pad* e na drogach ontaryj^| ne żniwo zbiera śmiert; i prowincjach, zaleiiuetf, mieszkańców i samoct ienmały odsetek tych %1 tr — nikt nie- wie jaki' powodowany przez klerw ctófzy: nie potrafią v drogowych, które ć wiele niewinnych ich ofhi joraośc przepisów nie }w
(łączeniem. Każdy kierową siądzie do' samochodu, poi e znać. Nie jest ich nią życie setkom ludzi.
r tak chętnie, jak tb rohljf /kilka lat temu. aje się, że Kanadyjczjij ) lepiej wychodzą na wymił inąści ze Stanami Zjedim ? r iii zarówno pośrednio, jjf >średnio.
pecjalizacja w trwałej ndulacji "Permanent"
Wawes athurst St. • EM 8-443)
ADAMIAMY NASZYCH
:lientów
ii* oprócz WĘGLA mantyk [ ii dosłarcumy do doniót ;Ą
"WHITE ROSE"
tonie letnim ceny zostały , cniione. • Dzwoń dó JEJ SKŁADNICY OPAŁU
'kwalifikowany-iwiec z Europy
B 7 BERESNEVICIUS >unda« St. W., Toronto
)Usko Dovercourt Rd.)
wybór modnych angjel;
męskich j damskici ałów na ubrania i palta, i gwarantowana, naf
w Toronto. ' ly wszystkimi językami
europejskimi
io tak: Wolność. Ogromna baba z ienia, czy ze spiżu — z pochodnią w lym ręku i z księgą w drugim. Stoi [cokole, który jest strażnicą i latarnią jośrodku małej wysepki. Podobno są jakieś domy i codzienne sprawy — i- w jaskrawym świetle poranka wydaje z oddali, że posąg wyrasta z morza, gest ogromnego ramienia wzniesio-
10 ku niebu z bezkresu wód ma w jlie patos zarówno potopu, jak zbawie-1.1 ludzie — jacyż rozmaici! niektórzy
iczni! — wyłażą z zakamarków no-zesnej Arki i T»trzą, urzeczeni, na
)to para prawowiernych żydów — jlen wygląda na rabina z kresowej mie-iy, drugi na -ucznia — talmudystę... »dy ich nie widziałem w jadalni. Cza-
11 tylko ten młody stał ha~pÓłpiętrzu gdzy pokładami, obserwując krzątani-[pasażerów ze wzgardą ascety, dumne;
z samotnych osiągnięć. Teraz, obaj fcotyczni w swoich czarnych chałatach bejsach.-oderwani-od-ksiągr-sterczą-u fy, lornetując kamienną olbrzymkę. dej swobody dla ducha i ciała spo-jją_się_po_niej-pogrobowcy~euro' jskiego gheta, ocaleni przez los, albo jez czyjeś miłosierne serce? )ho, słyszę wartką, nadąsąną mowę incuzów. Para w średnim wieku -<-' suchy, w ciemnym palcie, ona pul-la, dzwoniąca bransoletkami. Gadają śno, jak gdyby sami byli na pokładzie. Jjwyraźniej Duch Święty na mnie zstą-bo rozumiem wszystkie języki i.prze-Jmaczę państwu.
francuz: Jeanette, czy dobrze zamkrte-te walizy, które zostały pod opieką
łwarda? Wprawdzie to francuski' sta-
t, ale przy wjeździe do Nowego Yorku
bmu nie należy ufać. Francuzka: Nie bój się, ten steward jest Francuzem, on nas nie okradnie.
trz na pomnik; Liberte! Chwalą się, gdyby to Amerykanie wymyślili wol-
ść. A gdzie by oni teraz byli, żeby nie
fayette! '•
francuz: Moja droga, po co sięgać do fayjrtte^a?_Tjm_'pjmin^ JęsLjizielem^ leuskiego rzeźbiarza.
Srogo się rozejrzeli — i wrócili do liz. Ciekaw jestem co za jedni ci obok? gołymi głowami i łydkami — coś jak \a starszych harcerzy. Ach, to Niemcy!
)ni Powszednie
Maria Kuncewiczowa
iiiiiiiiiiiiniimiimiiiiiiiiiiMiłiiiuimiiiiw^
amerykańska też się na Niemcach opiera. Kto wie? Może już niedługo będziesz mogła wygodnie siedzieć w oku amerykańskiej Wolności.
Zadowoleni, poszli się fotografować w pasach ratunkowych! Tymczasem Nowy York podchodzi coraz bliżej. Płyniemy wzdłuż doków. Na pokładzie gwar cichnie!.. Tylko czarnowłosa matka ma kłopot z uciszaniem..''niemowlęcia, więc — niebaczna na ciżbę -^podaie-mu-pierś
liemiec: Wspaniałe! Kolosalne! Czy ■^esz ile metrów ma ramię tej spiżowej nety od pachy do łokcia?
Niemka;. Nie. Ale chyba posąg Bawarii ijjjif Monachium jest bardziej kolosalny. Ml :ez jedno z oczu Bawarii kiedyś wyglą-
am z ciotką Bertą, jak przez okno. 3^,^fiemiec: Nattrralnie; żebrtddwnictwo ieckie wyżej stoi. Ale inżynieria
Włoch: Pietrino, nie pluj tej pani do koszyka! W Ameryce się nie pluje. Gio-vana!. nie wycieraj rąk., o swoją piękną suknię. W Ameryce policjanci zamykają brudne dziewczynki do więzienia;
Włoszka: Cesarze! Zostaw dzieci w spokoju. Wujaszek Beppo jest policjantem w Ameryce. On nie da im krzywdy zrobić. ■ .''•'•
Włoskie amorki zerkają z triumfem na ojca i przystępują do zdzierania nalepek ^z okolicznych waliz. Tymczasem dwoje starszych 'Anglików z dorosłym synem obserwują sylwety, coraz obficiej rzucane na niebo, domów większych, niż europejskie katedry. Gadają półgębkiem.
Angielka (do męża) — Co ty myślisz, Robert, o drapaczach nieba? Wulgarne.
St. Anglik: — Myślę, że gdyby nie Churchill, leżałyby teraz w gruzach. Ameryjtajn^^
^ - ^ - - - -
wac wojny.
Mł. Anglik: — Ojcze, ale matka Churchilla była Amerykanką. Czy nie mówiłeś mi, że kobieta zawsze wygrywa?
Zamilkli i cofają się w tłum... Rozejrzę się za Kowalskimi. Są!... Stoją — dziwne prawo wzajemnego przyciągania bezpaństwowych elementów — w gromadzie uchodźćzęj, złożonej ż dwojga Estończyków, starego Czecha, młodego Rosjanina i ukraińskiej rodziny. Wszyscy oni patrzą ha coraz wynioślejszy masyw Nowego Yorku szeroko otwartymi oczami, w których obok podziwu, jest nieufność. Tyle masywnych miast już się
a a a a * a * * 1 + t, 0*.
spaliło w ich życiu, tyle cudów rozpłynęło się w tym czasie, tyle nadziei umarło w sercach, że boją się uwierzyć w prawdziwość Rzeczy Nowych, a; więc nie pospolitych.
Ona: — Paweł! Czy w tych domach mieszkają ludzie, czy anioły? Bo na trzydziestym piętrze tó bliżej do nieba, niż do ziemi.
On: — To są przeważnie biura, Iren-
-ko., •■'.. ' " ■ ■'■ - '. . •'■
Ona: — Ach, więc anioły biurowe! Ale te wieże... Gdybym nie wiedziała,
Mąż oczami sarny błaga sąsiadów o przebaczenie, jednocześnie poskramiając w języku Dantegp^oje^star^
kies święte miasto; złożone z samych kościołów. Patrz, Jtirek, patrz! O, ten malutki domek tutaj! Może wszystkiego i 10 pięter... Czy on ci nic nie przypomina?
Jurek: — Nie. Mamo. A bo co? Bo mnie on przypomina spichlerze w Kazimierzu. To dziwne! To wszystko razem takie obce, a ciągle coś znajomego z tego wyskakuje. Czy się to we śnie kiedyś widziało, czy co, Jureczku?
— Tylko na pocztówkach i w kinie. , On: — To miasto zbudowali Indzie tylu narodów... Każdy wniósł własne wspomnienia: jeden o gotyckim kościele, inny o renesansowym spichrzu
Ona: — Jezu! Słyszycie? Maszyny stanęły.
On: Tak. Kotwica idzie w dół. Motorówka z władzami do nas płynie. No, Jurek, teraz ty naprzód! To ma być twój świat.
. Jurek: — 0'key! Chodźmy! Gdzie
cinku zaznaczonym literą K poznaję sfatygowany kuier Kowalskich. A otóż i grupka osób mówiących po polsku... Podejrzewam, że to właśnie ci,' o których mi chodzi.
Karolina:''—- Jasiu! Coś ty przyniósł na powitanie rodaczki? Powiadasz, że taka ładna, tp trzeba było coś ładnego, nie same tylko kwiatki. Ja jej kupiłam sześć par nylonów, żeby miała na pierwsze dni. '"^/ ■ ■ '';■' '■ (' ;
Jasio vel Andrzej: — Karolcia, jak zwykle, ciekawska. Co przyniosłem, to się pokaże. Ą ty, Marcinie? nie pchaj mi się tu do przodu z tą paką! Chcesz ich przerazić? W Europie ludzie jedzą, czekoladki, palą-cygara i noszą krawaty na sztuki, a nie hą tónny! ——:
Kalinowski: — No, no! Jak to się w Starym Kraju mówiło? "Od przybytku głowa nie boli". No nie, pani Brożek? Grunt, to serce, nie prawdaż?
j. S. WILUAI9S
(J. Grocholski) Royal Bank Bwlldlng 8 KING STREET EAST PoKoj 508 Toltfon EM 4-8594 P
Waleria Brożek: — Prawda, mój dobrodzieju, prawda! Mnie to już mało syrce nie wyskoczy do ty mnji cintprzny
"moja guma do żucia? Kontrola paszportów będzie w pierwszej klasie. A potem — na ląd.
Na szczęście, cieniom nikt nie sprawdza paszportów. Zostawię Kowalskich, czekających we wsapniałej sali teatralnej statku na pierwszą ich amerykańską rolę w rozmówce z oficerem imigracyj-nym, który zapisze adres, uściśnie dłoń i będzie życzył powodzenia w nowym kraju. Sam pojadę windą do hali dworca, morskiego. Tam obejrzę sobie tych, co przybyli witać moją rodzinkę.' O... winda staje! To tu będzie odprawa.celna i powitania... Kufry pasażerów, przenoszone- dźwigami, już napływaj"ą. Na4 od-
siestrzenicy i tego ji synaczka z naszej kochanej Warsiawy, z naszego kochanego Kazimierza! Ileż to lat? Matko Miłosierdzia! ... Tyle lat ... ;
Aha, już wiem. Tą przyjemna Pani z nylonami, to Karolina Kalinowska, spon-sorka Kowalskich, urodzona w Ameryce, córa starej Polonii. Ten pan z chorągiewką gwiaździstą i z paką prezentów, to Kalinowski, jej mąż i ko-sponsor .Jasio, to dąwhy Andrzej z warszawskiego podziemia, imigrant z przed kilku lat, ale już za pan brat z tubylcami. A Pani Waleria Brożek ... mój Boże! to ta Waler-cia z Kazimierza, cioteczna siostra ojca Ireny Kowalskiej, stolarza — opiekunka sięrpt, która tu kiedyś przybyła w wieku lat szesnaście. Ale cicho sza! Ważniejszy czar się czaruje w tej chwili, niż moją wścibska wszechwiedza! Paweł, Irena i Jerzy Kowalscy stawiają pierwszy krok na ziemi obiecanej.
-Ona: -—Pawełku, Jerzy.—trzymajcic
Stephen Zahurnsny, B.fi.
A3WOKAT I NOTARIUSZ
1009 Łumsden Building 6 Adelaide Sł. E. Toronto, Onł. Tel. biurowy: EM 4-6217 domowy: PL 7-0612 - ,'
JAN JAREMKO
ADWOKAT Q.C. B.A., AX.A. 4»3 Tampt* Bldg., 62 Richmond $ł. W. Toronto, Ont.< (róg B»y)
Tal. biurowy: EM 9-19*4 Domowy: WA 1-71 St: P
.. ■.„>r,,,ł.n,,..^fi
Dr, ■ '^^^^^"^^
. ■''■.■-':' CHÓROŚY'"ÓGd*|liii^ ,;.: .DWEClfCE^śkdRllf^
312 Bathurtt;■^"■^fĘf^Ę
: 'To^EMt8^04-'li;i^
■■..1''■M.!,|'CV!:..i.:V..''jii'tWi
mm
' P0WRÓC.4' "V-C'Vi:-5
DR. M KOSOiSlS
Choroby kobieco I połotnlcrwo (Locnnlo nltptodnolcl) , Przyjmuje za uprzednim telef
porozumieniem. . LE 5 7434 lub LE .6-1470 611 Bloor Słroot W. (róg Palmoraoał ~
się ńinie! Czy kapelusz mam nie zanadto na bakier? Więc to jest Ameryka! Gdzie nasz kufer?! v Trzeba szukać na K.
MamoS Jakiś gość z bukietem wali do ciebie. A za nim drugi — z paką i chorągwią. Kobiety też są... Oj, to gorzej! Jedna' nawet niczego. Ale druga...
Polską Książkę na wakacje możesz nabyć w największej księgarni polskiej "Związkowca". Cenne premie w przedwakacyjnej sprzedaży,
a a ^ - - -
Szulc zszedł powoli na niższe piętra, nieprzespane noce i stałe napięcie wy-" ły piętno na jego twarzy. Przeliczył i zdolnych do walki. Było.ich zaled-1081 Niewyspani, zarośnięci, brudni Ipl ziwnie pałających oczach. Wyczuł, że zatracili ducha bojowego. — Pociski do działek kończą się! — ejdował artylerzysta.
Wyrwijcie zawiasy z drzwi, gwoź
W ścianach pokazały się ■ duże wyrwy Nieprzyjaciel nie szczędził pocisków, Artylerię nabrzeżną wsparła, okrętowa. Cztery okręty ziajały. ogniem. Wróg bił, tłukł, niszczył, burzył, grzmiał. Szerzył śmierć, zgrozę, panikę.
Kanonada przeciągnęła się do wieczora. Wbrew przewidywaniom brytyjskiego dowódcy. Szulc rtie poddawał się. Tkwił z swą setką obrońców w podziu
aszyny Dziewiarskie odo ^arsim" do;
poszukajcie drobnego żelastwa w (rawionym wiatraku. Od czasu do czasu, tRraku i załadujcie gardziele dział. ;imy się bronić do zmroku. O ile łzja na Prescott, którą przez specjal-gońca zapowiedział generał Bierce, też natarcie powstańców kanadyj-h na tyły milicji, nie nastąpi do fi, :zora, pod osłoną nocy opuścimy to Dwisko na zawsze. Nie ma inwazji? Dotychczas nie!
Oszukano nas! Od samego począt-jszukiwano nas! — padały narzeka
Spokojnie, hidzie, spokojnie! — rozbrajał zniechęcenie. — Rozpac ic nie pomoże! Inwazja mogła się ić. Zresztą, jak powiedziałem, je-iie nastą^pi do wieczora, wrócimy do A teraz do okien i obserwować |e wszystkie ruchy nieprzyjaciela!
Generale KJenerale! —- dolecia lołanie z górnego piętra. — Nadpły-powy okręt marynarki królewskiej ile szybko pobiegł na najwyższe fo i spojrzał na rzekę. Pomiędzy )urgiem" i "Queen Victoria" ulo-ł się okręt "William TV", a zjiiego ywały się do łodzi oddziały regu-ij piechoty. , ^ brońcy wiatraka oddali kilka-silw, z skutku. "William. TV" był poza em ich ognia. — chota podpłynęła na łodziach do i zaczęła zajmować stanowiska ia nawiązała z nią łączność
Przygotowania do generalnej o-. v» :■ ■ ''■:. 1 ■ ": •. ■ ' '.',
sgle wzrok Szulca padł na dwa 18-ire działa, i haubicę, które piechota przywiozła i ustawiała na brzegu ch stron wjatraka. chwili zaczęła: śięi potężna • kano-:18-funtowe działa i haubica otwar-
Ipk^ęfowych odbijały Jslę> boi imiiru, teraz Jedał tynk, walił się dach,
gdy osłabiał się ogień nieprzyjacielski, pojedynczymi salwami dawał znać, że żyje i nie rezygnuje.z walki. Dowódca brytyjski nabrał dla niego tak dużego respektu, że nie rzucił dp ataku ani regularnej piechoty, ani milicji, chociaż ta z łatwością mogła zdobyć wiatrak. Grzmiał jedynie z swych dział.
Groźnie wyglądała zaimprowizowana twierdza hunterów pod wieczór. Czerniejąca wyrwami od pocisków, odymiona, z poszarpanym dachem, stała się wyspą w morzu płomieni, trawiących sąsiednie zabudowania.
Noc uspokoiła wroga. Kanonada u-stała. Deszcz zgasił pożary. Jedynie dym i swąd, unoszące się Pad pobojowiskiem drażniły nozdrza.
Szulc zebrał swych ludzi. Na ścianie sądzą nakreślił sytuację w okół wiatraka/ Oznaczył pas, który na podstawie całodziennej obserwacji wydawał mu się, że nie jest zajęty przez wroga. Dziesięciu ludzi prześliźnie się do krzaków nad rzeką i zajmie tam stanowiska, by osłaniać wycofanie się całej załogi. Na głos puszczyka druga dziesiątka doskoczy do krzaków, a potem następne.
Poza krzakami są dwie łodzie desan towe brytyjskiej piechoty. Przypuszczał nie pilnuje ich dwóch lub trzech żołnierzy. Z tymi trzeba się krótko załatwić, a następnie załadować na łodzie i szybko powiosłować w stronę amerykańskiego brzegu. Noc jest zupełnie ciemna. Utrudni pościg!
— Kto poprowadzi pierwszy oddział? Szulc spojrzał po oficerach* lecz c'
nie poruszyli się. Ochotników nde było;
— Dobrze! — rzekł. — W takim ra« zią sam.go poprowadzę, a dowodztwr nad-nozostałą resztą przejmie pułkownik Woodruff. :'. '• \ '^':s^^--
^^JćIppu^t^JątrflJL N|;feele
jeże siedem ... pięć ... trzy ..." | —Stój! — padł piorunu jacy głos. — Ręce do góry! .
Z krzaków wyskoczyły dwa, plutony regularnej piechoty z najeżonymi bagnetami. Widocznie pod 'osłoną nocy zamknęły one pierścień w okół wiatraka./
; — Koniec! — szepnął niefortunny dowódca desantu hunterów i podniósł w górę ręce.
Napróżno obrońcy wiatraka oczekiwali głosu puszczyka. Nie odezwał się. Mijały kwadranse, godziny a krzaki milczały. Zrozpaczeni hunterzy sądzili, że zawiódł ich sam nawet Szulc, do którego żywili tak. wielkie zaufanie. Przypuszczali, że razem ze swą dziesiątką załadował się na łódź desantową i odpłynął do Stanów Zjednoczonych.
Rankiem pułkownik Woodruff wy słał parlamentariuszy z białą flagą, godząc się na bezwarunkową kapitulację. Ledwie misja opuściła wiatrak, została ostrzelana przez nieprzyjaciela. Szybko wycofała się.
Obrońców wiatraka ogarnęła czarna rozpacz. Skoro Brytyjczycy nie chcą ich wziąć dp niewoli, będą musieli zginąć w zaimprowizowanej twierdzy.-Napewno ich wróg spali i pogrzebie w gruzach.
Szulc trzymany pod strażą w dowództwie piechoty zauważył incydent.
-r Dlaczego strzelacie do emisariuszy,; niosących białą flagę? — zawołał do przechodzącego oficera. — Czy nie widzicie, że hunterzy chcą się poddać?
— Po raz pierwszy widzę jeńca, który'chcę nii rozkazywać! — oburzył się oficer brytyjski, — Kim pań jest?
Jestem dowódcą desantu hunterów!.
przygotowana libacja. Powiązani jeńcy mieli Cieszyć oczy miejskiej gawiedzi i żołdactwa.
Kolumna posuwała się powoli, pożó* stawiając poza sobą oczernione i poszczerbione pociskami mury wiatraka.
Sarze,, przyglądającej' się pochodowi z drugiej strony rzeki, ścisnęło się serce z bólu. Na przędzie kolumny jeńców, przywiązany do długiego powroza, kroczył... Szulc.
Była 'sobota, 17 listopada 1838 r.
l*"eslątki za krzaków. Jenzcze
—' Generał Szulc, co? — rzekł z przekąsem oficer i odszedł do swej kwatery. Po chwili wybiegł z niej goniec. Skierował się do oddziałów w linii. ?: , — Hunterzy! — odezwał się tubalny głos. — Poddajcie się! Wyjdźcie z wiatraka! Nikt nie będzie do was strzelałr: Drzwi się otwarły. Wysypała się z nich grupa około 80 ludzi prowadząc, lub niosąc na noszach rannych. '.'-'.
<Z dzikim wrzaskiem rzuciła się na nich milicja. Bezbronnych i rannych zaczęła zakłuwać bagnetami. Zauważył to dowódca 83 pułku piechoty. Posłał dwie kompanie, które odpędziły zdziczałą milicję i utworzyły szpaler. Środkiem jego kroczyli jeńcy. 7 ■
. Walka o wiatrak skończyła się. U końca szpaleru wiązano jeńców parami do długiego powroza, dołączając do nich hunterów ' złapanych w nocy. Gdy czyhość zostają skończona, na przedzie ustawiła się orjdesjtra.l po obu s^b> nach więźniów rz^ piec z tyłu
milicja. :{-'^:m\ ,sń-';.v':-;--v.^;' ijk ^#kie^mgrała;,jn^^
czął się skradać w stronę doodle" l pochód ruszył w f8tn»ncPr«a> zcze dziaięć skoków ;.. jesz-1 ćott, gdzie z~ raeji ":^0csl^^:pm^i^
Rozdział XLIV.
Wtorek, 26 listopada 1838 r. Sala sądu wojennego w Fort Henry, w Kingston;
Przy długim stole zasiedli oficerowie angielscy w galowych mundurach. Błyszczeli złotem, srebrem, orderami. W skupieniu spoglądali na jedyną osobę, w cywilnym ubraniu, jaka w sali. zajęła miejsce dla oskarżonych. Był to Sz«ilc
Zaczęło się żmudne badanie.
— Imię 1 na/.WijłKO osicarżónego?
— Gustaw Mikołaj von Szulc Szul-czewski!
— Jak nazwisko? Szobtewśky? Szol-tewsky?
— Szulczewski!
— Bardzo trudne nazwisko do wymówienia! .
Dlatego amerykańscy przyjaciele nazywali mnie krótko "Nils von Szulc" — wyjaśnił oskarżony.
— Narodowość? —• Polska!
— O ile można przypuszczać, to nazwisko "von Szulc" wskazuje na niemieckie pochodzenie.
— Przodkowie moi, — tłumaczył oskarżony, — wywędrowali z Szwecji i osiedlili się w Polsce ^stąd mam na imię "Gustaw", "Von Szulc" to dawne nazwisko. W nowej ojczyźnie przodkowie moi uzyskali szlachectwo, dlatego do dawnego nazwiska dodali spolszczone "Szulczewski";
— wiek?
— Trzydzieści jeden lat!
— Czy oskarżony służył kiedykolwiek w wojsku?
— Tak! W wojsku polskim!
— Czy brał udział w jakiejkolwiek
bitwie?:..':::. „T.-::^.-.^.:^...:.,..,:-.^_...l,.-„-^-
— Tak! W walkach pod Jabłonną Wawreih i obronie Warszawy w 1831 r.
— W jakim stopniu ukończył służbę wojskową w Polsce?
— W stopniu majora! . --Obecny zawód? ■.'— Chemik, zatrudniony w kopalniacli
^li w Salina. >
— Kiedyj oskarżony przybył do Stanów Zjednoczonych? , i 1 >
hunterów? ,
.K\:
A. C. Finkelsłeln. B.ft.
ADWOKAT — NOTARIUSZ 296 Spadina Ava. (róg Dundas;
Tal. EM 6-1108 MÓWIMY PO POLSKU
89-P
William McCulla, B.ft.
ADWOKAT BARRISTER, SOkłCITOR
W polskie] dzielnicy, mówt«oy pó polsku. . 352 Bathurtt St. Toronto, Ont. Toi: EM 6-9651.
GEORGE BEN, B.A.
ADWOKAT 1 NOTARIUSZ
Mówi po polsku 1147 Dundas St. W.... Toronto Tel. LE 4-8431 I LE 4-8432
JAN L. Z, GÓRA
ADWOKAT — OBROŃCA NOTARIUSZ 1437-QuBon St. W. — Toronhrff Tel; Biura: LE 3-1211 Mieszk.: Oakvilie VI 5-1215
66/S
DR. w. m SYDORUK
-DENTYSTA
Pny|mu|a po wpriodnlm tolofontól1 nym poroiumitnlu :-. ■-'.:. 80 Roncatyallet A»ow Toronto. Tal. LE 5-3680
Dr. H. KRAMER
LEKARZ DENTYSTA 219 Van Duten Blvd. Tel. BE 1-2052.
45 P49
DR. T. L GRANOWSKI
DENTYSTA CHIRURO
Mówi po polsku. 514 Dondat St. W. —• Toronto Tal. EM 8-9038
• 874*
■ tłu
IW
I
§1
Dr. H. SCHWABE
DENTYSTA 71 Howard Avo.
(róg Roncesvalles)
jrjęć
LE 1-2005
49-S.I
LOUIS J. Z U KER
Adwokat — Notariusz 514 Dundas W. - Toronto, Ont.
(róg Spadina)
Biur. EM 8-1746-7 Rai. RE 3296
P
BOLESŁAW I. B.
STANISZEWSKI, B.A.
ADWOKAT, NOTARIUSZ, OBROŃCA
Wspólnik firmy prawniczej Bagwell, Stcvens i Staniszewski 372 Bay St. Pokój 506, Toronto.
Tolofon: EM 3-0427-8-9 wieczorami od 7—9 vt, gabinecie. 220 Roncesvailes Ave. LE 2-0846
-Dr^MDV0S|eKłS-
LEKARZ DENTYSTA
Dyplom, w Niemczech 1 Kanadzie. Przyjmuje w dzloĄ 1 wieczorami tylko za telefonicznym porozumieniom 4» Bloor St. W. Starkmnn, Chemlsta tt Medical Butlding.
Tal. WA 3-2003 - Mówi po polaku (S)
im, SM
m
■m
W. A. LENCKI.
B.A., LL.B
polski adwokat
CONCÓURSE BI DG. : 1.00 Adelaide St. W. Room 107 Tal. EM 64182
P
Dr. Władysława SADAUSKAS
LEKARZ DENTYSTA 129 Grenadier Rd. ■•■>
(drugi dom od Roncc«vaUe*)
Przyjmuje za uprzednim telefonicznym porozumieniem.. Tolefon LE 1*4250
. 8. ,
OKULIŚCI
OK UL IST A
S. BROOOWSKI, 0. Dó
Badania oczu doroilych I dzieci.
Sporządzanie recept. • Dopasowywanie okularów. 420 Rorrcesvallet Avt. - ■ (blisko" llowartf-Farkł-_ Tol. gabinet. LE 1-4251 . Mienk. CL 9-8029 P
Andrew E. McKague
Adwokat — Obrońca
Załatwia sprawy wieczorami i na zamówienie.
Room 201 Northarn Ontario Building Offlco: EM 4-1394
w
iw
1
O K UL I S TK I
Br. Bukowska-Boinar, R. O.
V/iktoria Bukowska, O. D.
prow»d7q nowoczesny gabinet okulistyczny przy
274 Roncesyallet Avonuo
obok Geoffrey Si. Tel. LE 25493
Godziny", przyjęć: codziennie od 10 rano do 9 wieczór. W soboty od 10 rano do 6 wieczór. 37/6
iii tj
I
.1
l
WA. 1-3924
Oczy badamy, okulary dostosowujemy do wszystkich dfefć*«j,; tów wzroku, na nerwowość, na ból głowy. Mówimy po polsku
HWITKIN-okulista
Badania oczu — DopatoWy#anl« okularów
wypełniania rocept. . .,
. ■ godziny przyjęć 0.30—6. • •;x:*i]ti'pk?
599 Bloor St W. Toronto
"(Blisko Palmerston, obok,Bloor :Medi^a)...:.Center>l^.^^^if» Wiaczbrami pncyjmoja po upriadnim umówianió tia.
- ' • st. &4m.>
m
,inei
JM, w
Oficjalny Lekarz Związku Polaków w kanadzie
. "■ •' ^ Grupa'. L■'' ''<1 ':'■:'
11 6oravafo Ava.
Tal. 6M>3754
Luck Ohiropractic Glinie
BRACIA ŁUKOWSCY,
DOKTORZY CHIROPRAKTYKł SpedaUsel w leczeniu artretytmu Ł"jŁ* polio.. ,hi0iba*o, ayjatykLjfdplegr' 1 ttawów, .oraz zaailanli 1 no
- M
TO
mm