^lĄZKOWIEC^ SIERPIEŃ (Aufflgł) ^eboła, 2 ~ 1956
Zacnrkobieta! — ironizował Sayer. jdżo zacna, bo wyuzdana do.ostat-Ugranic! Ma dwoje nieślubnych dzieci sobie z tego! . ■■ • To nie są jej dzieci! _ ..... ...
er otworzył usta. Spojrzał onie-m wzrokiem na mówiącego. Nie śą jej dzieci? — spytał z prze-
miejsca
forem jego jest Jam&,.v.[ <t przekroczenia przez
nes Reidford za swe; u nagrody "National
ii >
>:-:*v:vflM<
ii
Sw w "Wood Buffalo prowincji Alberta i. i zwierząt żyje w redl piloci umiejętnie dzie odsłrzełiwuje ii|
Nie! To są sieroty po pułkowniku który został powieszony w 1838 r. ^•wódżtwo"' w~marszu-"na Toronto: tym nie wiedział? Nie: — zaprzeczył Sayer. — Jestem .:J§|lfonto- dopiero; kilkanaście godzin. yĘBk rłein już odwiedzić pannę Stone i: &$ okazji; widząc dzieci, skląłem ją ^jue;- Panna Stone przyjęła tó z wy->m śmiechu! .
A, to pan nie zna jej tragedii!. ;
Tragedii? ' : r panna Stone przeżyła ciężką tra-; '__: rzekł Baldwin współczująco, rozros^ ;l j^^praclJjąC dla gubernatora natknęła Oswego na Polaka. Qboje zakochali mieli się pobrać, ale generał Szulc owił wpierw uwolnić Górną Kana-ucisku urzędników brytyjskich. } więc na czele desantu hunterów escott. W bitwie o wiatrak został any i wzięty do niewoli. Panna robiła wszystko co mogła, by go ać, lecz było zapóźno. Polak został łJŚJbńy-w'.Forcie Henry. Na wiadomość TO&i panna Stone zemdlała i leżała dwa tygodnie w łóżktrf odzyskując ńa chwilę przytomność. Wstrząs )wy spowodował zapalenie mózgu, z zwątpił. Zdawało się, że katastro-t nieuchronna. Mocny jednak orga-zwyciężył. Panna Stone wróciła do ria, lecz zmieniła się do niepozna-iie wychodziła z domu. Przez cały przesiadywała w pokoju o zasłonię-óknach, modląc się i płacząc. Stary , który stracił syna, widząc zupeł-tamaną córkę, dostał ataku serca i •;s JBB..SWep i cąjy majątek pozostał na mm i babki. Starowina nie mogła sobie Ą II ady. Subiekci okradali magazyn, |H :a kuchnie. Napróżno;prosiła i bła-VI H rauczkę'.o- pomoc..Panna'-Stone nie 7, o H a się. Pozostawała dalej w ciem-' ' I wkoiu'mod^csiC i płacząc. fj B Biedna Sara! — westchnął Sayer;
■ B }ewn^°Tazu''przyszło dwoje obdarci ■;■! H głodnych dzieci do sklepu, prosząc ;5 H^ałek chleba. W rozmowie z nimi H działa się babką, że to są sieroty po M fl wnikuŁriunt, powieszonym za przy-■j||jwo w powstaniu. Matka ich zmar-udar serca, nie mogąc przeboleć ci męża. Krewni nie bardzo ihte-ali się dziećmi.; Sieroty by nie ić z głodu zaczęły żebrać, -hając opowiadania babka wpadła sęśliwy pomysł.. Zaprowadziła dzie-pokoiu i pokazując pannie Stone, edziała całą historię, tek był nadzwyczajny. Panna Stone owałą oboje, wypłakała się nad iolą, otwarła okna, zaczerpnęła !go powietrza, zrzuciła czarną su-zeszła do sklepu. Wróciła do życia.
Z całą energią wzięła się do pracy. W przeciągu kilku tygodni zaprowadziła porządek w sklepie i wjiomu. Dzięki zapobiegliwości rozwinęła znacznie przedsiębiorstwo. Oczywiście sieroty pozostały u niej. Początkowo opiekowała się nimi babka, ale kiedy ta umarła, przeszły pod bezpośrednią opiekę panny Stone. Niestety, przybrana matka rozpieszcza je, bo ma za dużo uczucia. — Nie rozumiem o czym pan mówi! —
wtrącił Sayer.
— Panna Stone — tłumaczył Baldwin, — jęstjieprzeciętnąJŁobietąr-Zarówno mózgiem jak i sercem przerosła rówieśniczki. Gdyby miała męża i dzieci, wówczas równomiernie dzieliłaby swe uczucie. Niestety, ma tylko dzieci. Na nie skierowała całe swoje uczucie, co spowodowało rozpieszczanie ich.
—. Zrobiłem dużą krzywdę pannie Stone! — przyznał się Sayer z skruchą. — Muszę pójść i przeprosić, zwłaszcza, że nie jest mi oria obojętna
stron. — Uważajcie, by które z was nie wpadło pod koła!
Wóz zajechał wśród krzyku, hałasu, wołań przed dom; Sara wstrzymała konie. Maria i: Patryk podeszli bliżej.
— Jak bardzo,się cieszę, że widzę was wszystkich zdrowych i zadowolonych! — zawołała Sara. na przywitanie. — Dzieci rosną...
— I hałasują po całych dniach! — dorzuciła z uśmiechem Maria.
— Niech hałasują ile mogą! — krzyknęła wesoło Sara. — Tp ich określ Wykrzyczą i wyhałasują się teraz, biedą spokojnie w przyszłości!
Spojrzała na najstarszą latorośl o'Hary. ..
— Patryk.wcale tęgi chłopiec! — zauważyła. ' _ T" '
Wnętskończy dziesięć lat! — ż dumą stwierdziła Maria. — Pomaga ojcu w pracy na polu!
A Rebeka też się podciągnęła! —
Sara pogłaskała płową głowę ośmioiet niej dziewczynki. — Napewno pomaga mamie w kuchni!
" — Kaczej przeszkadza! — roześmiał się Patryk. '
— Powoli! — stanęła Sarą w obronie dziewczynki. — Jeszcze się dość namyje naczyń i nabiega przy gotowaniu.
— Anna nic nie straciła ze swej ło-buzerskości! — Sara przeniosła wzrok na trzecią z kolei pociechę farmerów, sześcioletnią dziewczynkę o zawadiackiej minie. — To ci dopiero będzie oczajdusza.
ręką od .zarania. Dziś ciągną się łany pszenicy. Przestrzeń uprawna spycha busz na północ! Domy wyrastają jeden po drugim. Osiedle zagęszcza się. Kraj potężnieje! ■■
V-- To prawda! '— westchnął Patryk. — Ile jednak trudu weszła w tę ziemię, zanim wydała należyty plon? Ile trzeba się było nagłodować...
— Głodowałeś? — pnerwała mu zdziwiona Sara.
. — Jeszcze, jak! Podczas pierwszej zimy zdawało się, że nie doczekamy wiosny! Plonów nie była, zapasów nie było. zimno dokuczało. Głód i chłód towarzyszyły nam .całą zimę. Żyliśmy z tego co upolowałem! Jedliśmy zające, lisy, wilki, sarny, ą nawet niedźwiedzia. Raz, pa-miętam, przez dwa dni nie mieliśmy nic w ustach, zanim nie upolowałem wilka^
— Dlaczego nie przyjechałeś do Toronto? — rzekła Sara ż wyrzutem. — ^klep jest pełen artykułów spożywczych?
Polski skłwł' towarów: tolainycit, farb, riaeiyA kuchennych orai pnp. berów wodociągowych i ogrttwcftla
J. & J. HARDWARE
J. Stafaniak, właść.
745 Oueen Śt. W, *EM 648^3
Solidna obstuea. — Niskie ceny. Bezpłatne porady w sprawach kant-Utacjl 1 osnewanla. S
— Niech pan idzie, panie Sayer! — >k podrośnie! Ilu to młodzieńców nabije
m
u.
pochwalił Baldwin projekt. — Obawiam się jednak, że jeżeli pan będzie starał się o względy panny Stone, natrafi na zdecydowany opór/
— Dlaczego?
^— W życiu kobiety są dwa szczeble,
— tłumaczył Baldwin, — małżeństwo i rodziną. Panna Stone przeskoczyła pierwszy szczebel. Bez małżeństwa stała się matką cudzych dzieci. Nie wiadomo, czy będzie chciała cofnąć się i powtórzyć drogę. Chyba, że to będzie potrzebne dla jej dzieci.
— Dlaczego nie chciałaby się wydać?
— zdziwił się Sayer. — Czy ma zostać starą panną do śmierci.
— Władnie tu jest problem! Miała wiele propozycji i proszę mi wierzyć, naprawdę mogła zrobić świetną partię. Jest piękna, bogata; inteligentna, energiczna. Ma wszelkie zalety, aby się podobać. Cóż z tego? Uporczywie odrzucą każdego, kto próbuje bliżej podejść do niej. Stała się matką i to tak ciekawą, że droga do niej wiedzie tylko przez dzieci! ;
— Spróbuję i ja! ^- uśmiechnął sic Sayer. — Może szczęście się do mnie uśmiechnie i stanę się ojcem jej dzieci!
— Życzę powodzenia! — Uścisnął mu dłoń Baldwin.
Sayer szybko podążył do sklepu Sary. Ku swemu rozczarowaniu dowiedział się, że właścicielka, wraz z dziećmi, wyjechała ną północ, by odwiedzić krewnych na farmie.
— Przyjdę, gdy wróci! — oświadczył.
Rozdział XXVIII
— Sara jedzie Z dziećmi! — wykrzyknął radośnie Patryk w stronę Marii, widząc zbliżający się wóz.
.Maria, którą wraz z dziećmi zaję/ą byłą — spytała.
W butelkę zanim się w którym zakocha! Cała trójka parsknęła^ śmiechem.
— O, o! — spoważniała Sara na widok czwartej pociechy o wymizerówanej twarzy. — Dawid coś dziś kiepsko wygląda!
— Biedak chorował poważnie! — objaśniła Maria.Mieliśmy poważne obawy. Śnieg był duży, nie można było sprowadzić lekarza. No, ale jakoś przeszło. Dziś jest zdrowy i powoli wraca do sił. L<ecz patrz na swoją imienniczkę, Sarę! — wskazała na małe dziecko, które trzymało się fartuszka matki. — Widzisz? Już chodzi i-zaczyna mówić!- -——-
—1 Sara spojrzała na najmłodszą pociechę i pogłaskała ją. Dziecko wstydliwie zakryło twarz fartuszkiem matki.
— Zapraszamy cię już teraz na urodziny szóstego naszego dziecka!'— zwrócił się z uśmiechem Patryk do Sary.
Sara spojrzała na lekko wystający brzuch Marii.
— Nie dziw się! — usprawiedliwiał się Patryk. —- kolonia potrzebuje ludności. Obszary są olbrzymie, a ludzi nie ma!
Sara rozdała podarunki dzieciom Patryka i razem z swoimi wysłała całą, krzykliwą gromadę w połę na harce i zabawy. Maria udała się do domu, by przygotować posiłek. ~ , '
-r- Oh! — westchnęła z podziwem Sara. — Jak tu u was przyjemnie! Po całych tygodniach uganiania się po sklepie tu dopiero czuję, że żyję!
Z zachwytem wodziła wzrokiem dookoła; Poiła oczy zielenią. Chłonęła świeże powietrze. -
Nagle wzrok jej padł na nową zbudowaną chatę z bierwion, przyczajoną pod lasem. r ' , f
— Ktoś nowy przybył z starego kraju?
Dalibyśmy ci z chęcią na kredyt!
—■■ Jak miałem przyjechać, skoro śniegi TSwiały drogi i odcięły nas od świata. Byliśmy zdani tylko na swoje siły. Szczęściem, że trafiłem na tak wspaniałą żonę, jaką jest Maria. Słowo skargi nie padło z jej ust nawet w najczarniejszej godzinie. Co więcej, gdy mnie ogarniało zwątpienie, zawsze krzepiła radą, twierdząc, że ciężka droga wyrobi nam tylko twarde charaktery. I miała rację! Patrz! Dziś całą farmę mamy wykarczowaną. Nie boimy się ani buszu, ani zimy! W koło mamy wszędzie krewnych!
—r- Czy daliście nazwę osadzie?
— Nie jeszcze! — potrząsnął głową Patryk. ■— Zaproponowałem, aby, na cześć Marii, która często wspomnieniami wraca do swego rodzinnego miejsca nazwać osadę Bradfordem. Wszyscy się na to godzą za wyjątkiem Marii. Proponuje ona nazwę mego rodzinnego Greencastle. Sprawa wkrótce musi być rozstrzygnięta, bo nasze osiedle otrzyma prawa wioski,
— A czy nie byłoby dobrze, — zaproponowała Sara, — gdyby to osiedle
G. Hryn
rwprawa I budowa V* ""
DAĆS0W :
insolacjat (insulation), roboty asfaltowe — rynny.:
282 Symington Ave. LE 2-4977 Toronto. ,
mmmmmm,
A
mm
P<4e«ai^Kl6Vtóp6i^M*' kanadyjskie.,;;, ' Wysyłamy tf^rJel OBuwioflo PolakL
750 Q^-St. W. • EM 34898
Kil
#1
1
t
L. SIMON
amta, ta powrócił t urlopu.
roby. weneryczne i skórne, j. 288 Śt. Clair Ave. West.
/ Tel. WA 1-Ó614.
61,63,69,67.
Osłabiony, Zmęczony, Nerwowy?
Bronizcri
^1
W:
¥ea:st.l^
pnyciyni się do OTrru^ilenla i powiększenia eli^il
W ćlągu 24 go-dzln Ironizod Yeast — imienia krew, zu-botałą. w żelazo .— w zdro^ wą, czerwoną •krew, która szybko^ wróci twoJq normalną silę- 1 energię.
BĄDŹ , SILNIEJSZY
w
SIEDMIU DNlAcH
60 tat)|Aek
120'tabletek
125 2.00
61
pracą w ogrodzie, podniosła głowę. Za nim zdążyła otworzyć- usta, by podzielić się radością, została przekrzyczana przez własne dzieci.
— Ciotka Sara! — wołały ucieszone' dzieci. — Ciotka Sara! Sam! Nancy!
Rozkrzyczana gromadka pędem puściła się w stronę drogi, którą zbliżał się wóz!
— Pozwólcie mi dzieci, zajechać przed dom! —- zawołała Sara, widząc jak gromadka zaczęła się czepiać wozu z obydwu
— Tak! —^odparł Patryk. — Mój krewniak z Greencastle! Obecnie jest nas tu czternaście rodzin. Osiem z mojej strony, a siedem z strony Marii. Wprawdzie są: siedzi są bardzo życzliwi i usłużni, nie: mniej jednak warto mieć krewnych Wokół siebie, zwłaszcza, jeżeli mogą się tu lepiej Urządzić niż w starym kraju! — Pamiętam, — Sara rzekła z wzruszeniem, — jedenaście lat temu był tu busz. Ziemia dziewicza. Nietknięta ludzką
* ra*'a*a« «"> « 4> « » ■» - i* ■ - *
nazwać Bradfordem, a następnemu, które napewno utwony się tam, gdzie stoi ostatnio zbudowana chata, dać nazwę "Greencastle"? : ; ; .....
— Świetna myśl! — ucieszył się Pa-f tryk. — Marii będzie przyjemnie mie<*' swój Bradford, a mnie Greencastle. Przy najbliższej okazji podani to rozwiązanie wszystkim krewniakom. Napęwnó zaakceptują. A teraz, pozwól do domu!
Sara spojrzała na piętrowy budynek, obielony, z daszkiem wspartym na dwóch drewnianych słupach u wejścia.
— Kiedyś tu byłą chata jednoizbowa!
— wspomniała. — Dziś -ładna rezyden cja! • . <;'• - ; •' ■; ■ A
! — Trzeba wygodniej żyć!roześmiał się Patryk. — Pszenicę sprzedaję do ostatniego ziarenka.; Podobno wędruje Ona do starego kraju. Pieniądze są. Spłaciłem farmę, więc trzeba'się lepiej urządzić. Pięcioro, a za niedługo sześcioro dzieci, miisi mieć miei&e do spania i zabawy! . • .
Po obiedzie Matói zabrała Sarę na przechadzkę po fajnie. Zwierzyła się z wszystkich kłopotów, jakie miała w związku z rozsześfcającą się rodziną^ ;
— Myślę, że niczej*dobrze się czujesz z swymi kłopoUmi! — zaśmiała się Sara.
— Gdyby ci tłk ktoś zabrał Patryka i dzieci umarłaj^ś z nudów!
— O, tak! -r- przyznała Maria. — Właściwie nigdyi jeszcze' nie myślałam o tym by się znimi rozstać. Życie bez Patryka i dzieti nie miałoby sensu. A co z tobą, Sarat
. — Co ma' być ? — zdziwiła się zagadnięta./
aa ii a
Dr. Lyon>
TOOTH POWDER
-NADAJE-BIAŁOŚć-
v TWOIM ZĘBOM
Odrazu ,masz przyjemny od dech< pomaga zwalczyć psujące sie zęby, nadaje piękny do-łysk i białość. Pamiętaj . . . : Starczy Dwa Razy Dhiiei
Od Pasty Do Zębów
61
Dr. M. M.
zawiadamia o przeniesieniu swego gablnteu lekarskiego i 168 Oakwood na • .
401 Vaughan Rd. — RU 3-6762. 401 Vaughan" Rd. Tel. RU 3-6762
59-P-S6
Vii
Dr. Stefan KUCZTODfl
CHOROBY OGÓLNE . DZIECIĘCE I SKÓRNE
312 Bathurst St. — Toronto
Tel. EM 8-3204 ■
- i-P
POWRÓCIŁ
DR. fi KOSOWSKI
Choroby kobieca I położnictwo (Leczanlt nltptodnotcl) . Przyjmuje za uprzednim telet porozumieniem. LE 5-7434 lub LE 6-1470 611 Blóor Street W. (róg Palmerstoa)
ł/S
■mm
DENTYŚCI
DR. W. W. SYDORUK
DENTYSTA Przy|mu|a po upraodnlm talafonlci-nym porozuinlonm Roncesyalles Ave., TorontoT
Tel. LE 5^688
DRrT. L7"GRfll80WSKf:
DENTYSTA CHIRURG Mówi po polsku. 514 Durtdas St. W. — Toronto Tel. EM 8-9038
••■ - 87-P
OKULIŚCI
OKULI ST A
S. BRODOWSKI, 0. D.,
Badania oczu dorosłych I diltcl.
Sporządzanie recept .- Dopasowywanie okularów, .420 ,Roncesvalles Ave.
{blisko Howard Park) Tel. gabinet. LE 1-4251 Miesik. CL y-8029 P
4t«»f*a4*a a.
ZPfECZENIĄ
1 choroey. i ;wywidku/<r radZlazy, aarńochoflOwt i ego Innego rodzaio. . korzystać z neszego .' entowego kredytu, edzlalng obsługa. Ina Pu|ldo-Słomezyńska.■;• ayku.; ■
nsurance Ągencies. nł. EM 64586.
GABRIELA ZAPOLSKA
EM 4-5574
P.R.O.
>rę
l PKO
dolara PKO
mo:
iwnai
N
PPS
[a ta była bardzo ciężką dla Kaśki, p wełnianego kaftanika za całe f posiadała tylko starą, czarną fową chustkę.
pustka przecież w jesieni okazała idostateczną ochroną od zimna, cóż »°. 8dy mrozy nadeszły! Przyszedł-Budowskich, Kaśka miała ciepłą N chustkę, ale podczas choroby rskiego Jan tak/często przychodził parni! Trzeba go było uczciwie i choć "koszykowego" nieraz |ny grosz się uskubał, toć jeszcze ' było dokupić tego i owego, bo przez ska.pstwp jeść przecież nie
jstka przewędrowała do handlarki hednego guldena, który to gulden fi ną wyprawienie dwóch uczt pych. po których aż Jan głaskał żołądku. ■ •. - .■■:■■■ ;
[e wtedy było bardzo przyjemnie.
pnymi od wzruszenia oczami pa- Są to drobne męczarnie, nie znane zu Pa zadowolnienie Jana, nie myśląc -pełnie kobietom noszącym rękawiczki i pych następstwach'swej gościnno- buciki na flaneli W ciasnej tej kuchence
dręczy się istota piękna, młoda; wznoszą ca się wśród trywialnego, otoczenia jak posąg, pełen doskonałych form i harmo-
jej zaciska kurcz, a usta ma pełne śliny.
Przy tym ręce, nogi ciężą 'jej jakby z ołowiu. Spałaby chętnie dnie całe, a robota jej zupełnie nie idzie.
Bardzo, bardzo osłabła; wodę nosi z trudnością najwyższą, podłogę szoruje prawie ze łzami w oczach.
Przy tym ma odziębione ręce i nogi.
Buciki podarły się zupełnie i prze? szczeliny nabierają do wnętrza śniegu, czepiającego się z uporem zsiniałej : zimna skóry. Ręce jej spuchły jak poduszki i świecą się niby wysmarowane olejem. Kaśka, powróciwszy' z miasta, długo musi trzeć palce, zanim poczuje że do niej rzeczywiście należą. Pod wieczór ręce i nogi palą w nieokreślony sposób, po prostu utrzymać żelaza nie może.
Co chwila tylko wzdycha przyciszonym głosem: — O Matko Najświętsza!
f dr^c od zimna i kryjąc odzie-fCce porj podartaTśzmatę, nie ża-I również zmarnowanego ciepłego; £^ak~być-muśW Ja-P talerz położyć nie mogła. Tją nie była przyzwyczajona do fwatowek; nieraz do fabryki biegła 1 Perkalowym kaftaniczku, a zimna "Tylko że od kilku tygodni czuje m niezdrową,, zmęczoną nadwyr <ws senność ją dręczy. Zapewne jeść hie może-łapach
nłj^nym w oceje, a na mięso
DawTilei wi
niLkatałtów-AjrzecteiMM
ranione, zsiniałe, skurczone cierpiemem,
nem spędziła kilka chwil przyjemnych — dziś i tej rozrywki wyrzec się musi.
Jan staje się coraz mrukliwszym, a chwilami patrzy na nią spode łba z jakimś złośliwym uśmiechem..
Co więcej — spotkała go kilkakrotnie rozmawiającego z. Marynką; Pomimo swej wrodzonej łagodności zacisnęła pię-ście i chciała poczęstować Marynkę dobrym kułakiem, ale opamiętała się w czas.- ■•..';. .■'.,/
Jakiś wstyd skrępował jej ręce i odeszła pełna smutku i zazdrości.
A więc Jan pogodził się z tą dziewczyną, którą sam "latawcem, wiercipię1 tą" przezywał? O! Kaśka dobrze pamięta, jak to było na strychu, i widzi jeszcze, z jaką wściekłością Jan bronił ją przeciw docinkom* Marynki. '■
Teraz wszakże rozmawia z nią pj> kątach i śmieje się, jakby nic pomiędzj' nimi nie zaszło. To źle ze strony Jana, boć chłop winien zawsze ciągnąć za swą dziewczyną. /
I z wielką nieśmiałością Kaśka po rozmaitych omówieniach zwraca uwagę Jana na niewłaściwość tego krokn.
On wszakże nie próbuje usprawiedliwić się nawet.
— A bó co? — odpowiada zuchwale, naciągając na ręce grube rękawice z czerwonej włóczki'— a bo cp? Cói to. beż pozwolenia nie mogę z dziewczynami
I z pyszną obojętnością ujmuje miotłę,
O K UL I Ś T KI
Br. Bukowska-Bojnar, R. O. ; - Wiktoria Bukowska, O. D.
prowadź rtowoczesny gabinet okulistyczny przy
274 Roncesvalles Avenuo
.obok Geoffrey St. Tel. LE 2-5493
Godziny pnyję^: codziennie od 10 rano do 9 wieczór. W soboty, ód 10 rano do 6 wieczór. 37/S
Dr. «. SCHWABE
DENTYSTA 71 Howard Ave,
' (róg Roncesvallci)
Godz. przyjęć za zam. telefon. ■ ' LE 1-2005
- 49-S
Dr. fJ. N0¥0SIGKIS
LEKARZ DENTYSTA
Dyplom, w Niemczech 1 Kanadzie.' Przyjmuje w dziel) t wieczorami tylko za telefonicznym porozumieniom 459 Bloór St. W. Starkman, ChemŁits & Medlcal Building.
Tel. W A 3-2003 • Mówi po polsku (S)
Dr.
SJsDWSKUr
LEKARZ DENTYSTA 129 Grenadier Rd.
(drugi dom od Ronccsvalle.) Przyjmuje za uprzednim telefo-] aicznym porozumieniem. Telefon LE 1-4250
•' s
tm
przedstawiają się jak masa, jak maszyna • służącą mu do zamiatania.'sienit i ^ak ma bezduszna, psująca się coraz więcej nad-cha w prawo i lewo. źe*Haśka musi ustą-miarem pracy i zaniedbaniem właści- pić j wyjść na dziedziniec, delki. • | Kaśka chciała dziś jfcęszcze wspomnieć
W bezustannvm zajęciu, zziębnięta lub i o ożenku, ale jakoś jab£ śmiała.
rozgrzana do potęgi, z rękami poranionymi, z., podeszwami spuchniętymi, grzbietem damanym, Kaśka ftanowi .Isit^^^^zwanej "shigi 4§w8Ży« stkiego", aługi ile płatnej, źle
•■* -'■ — przy-
ysi 0 Przełknięciu rtńr^ gol^Bo jwjmntej na dół i na pogawędce i Ja
Jan tą arogancją /swoją zbił ją zupełnie z tonu i onieśmielił. Choć jej przyrzekł, iesięoż^^r-r teraz: nie wspo-niina nawet o.tym < , ; Dlaczego?, .. * r
chaos. Miał żeby zapomnieć? O! nie, takich rzeczy slc< nie iaponiina.
Kaskad z trwogą zaciska ręce na piersiach. v0d chwili swego upadku myśl o niedotrzymaniu danej przez Jana obietnicy idręczy ją jak zmora. Nie sformułowała , jej jednak jasno — bała się tej myśli jak jakiegoś upiora, który miał jej serce z piersi wydrzeć. :.r_-jj , Stoi tak na dziedzińcu zziębnięta, smutna, zgnębiona, maczając swe źle obute stopy w rozmakającym śniegu. T'.varz jej nosi ślady bezsennych nocy i wielkiego znużenia. Oczy, ciemnymi obwódkami podkreślone, mają wyraz szczególnej tęsknoty i głębokiego smutku. Policzki zaczynają się zapadać z lekka, a twarz cała przybrała odcień więcej żółtawy, niezdrowy.
Wielka zaszła zmiana w tej pięknej i niegdyś błyszczącej zdrowiem dziewczy nie, okrągłe linie podbródka znikły, natomiast gors wypełnił się jeszcze i teraz niemal rozrywa zniszczoną tkaninę kaftanika. Tylko wzrost pozostał niezmie nłony, kształtne linie czoła i nosa rysują się jeszcze dokładniej przez wydelikaco ną skórę — a ramiona, wspaniałe, choć pochylone, biodra jeszcze więcej rozrośnięte i cały szkielet tej kobiety, szkielet olbrzymki, nie dający się zwalczyć ani moralnemu, ani fizycznemu cierpieniu, doprasza się koniecznie jcdnego~~lylko słowa — "Kariatyda".
JPpnądjiią, ponad tą gne^na^ężkj/ *ńu warunkami powszedniego Bytu Ka-riatydą, wznosi się szmat nieba szarego, bezbarwnego, jak całe życie tei istotnej nędzarki. Czym jest i dokąd dąży podobne jef stworzenie? Jakiż cel nakreślono tam w górze istnieniu tej kobiety wiecznie głodnej, zziębniętej i zmęczonej nadmiarem pracy? .:; , ^ '
Okulista
470 College St.
Oczy badamy, okulary dostosowujemy do wszystkich defe-k-tów wzroku, na nerwowość, na ból głowy. Mówimy po polsku
WA. 1-3924
DR. TEODOR TKACZ (Tłckett)
Oficjalny Lekarz Związku Polaków w Kanadzie Grupa 1.
W Gorevale Ave.
tel. EM 8-3754
I-
-żyjątek % ki, polskiej GabrieU^ Karria^rdą^ iKślazto garni "Związkowca", egzemplarz opra wny w płótno w cenie fl.75. r
IC
• BRACIA ŁUKOWSCY,
)
DOKTÓRZY CHIROPRAKTYKI
Specjaliści w leczeniu artretyzmu, reumatyzmu, ipolio, lurabago.flyjatyki^ dolegliwości muskułów. ii stawów, oraz zasilania i normowania całego X nri;;ni7mii. ^ x-IVay prześwietlenia.
orgŁnizmu.
1848' BLOOR $T. W.i TORONTO, ONT;
140 CHURCH ST. ST. CATHARINEŚ
TEL. RO,^2259
TELMU*3ł«l
— Poniżej umies7CŻona wiadomość powinna być dokładnie czytaną tak przez Panie, jak i-Panów. Urzędy ubezpieczeniowe przeprowadziły statystykę śmierci ludzi całego świata 1 doszły oV przekonania, że ludzie utyli ery- tei z nadmiarem, wagi; krótszy
naszego czasu mają więcej powodzenia.w codziennym życiu jeżeli ich figura nie jest zeszpecona Warstwami tłuszczu. Jak zawsze 1 tym razem niemieccy uczeni pod kierownictwem Dr. Blchtera wynaleźli zioła, które przez swój wpływ na pi^miańę.materii powodują naturalne (nie chemiczne) regulowanie trawienia - czylf żywność spożywana zamiast w tłuszcz zostaje zamfenfotyci ' '
sposób człowiek pijać zamiast zwykłej-berbatv dziennie filiżankę ziół Pr. Richtera, .|tóporjW)waii
Strzymuje regularne wypróżnianie)' zkchowui m linię i: co^najważnlejate bei^akiegok^jwlek
; 15^ vQUEEN ST. WEST ~ T^kóNTO.
: Pi^ńiuitępne 3 miesiące przesyłka bezpłatna.'
4».
totoMliiiiiiiiiii ih i
A,
mi
■■'r;Sy-;V';j . .":'-łitif. Vi