H7" ł} ^wwnhbu
., . ..... „..,...■.......> -■..W^-r-Pt^^&^WiiM^.-v.-or v7t
ór damskich i diieciHńych ubrań wszystkich cenach. an
iy -każdy, artykuł do Bożego ■ \a w,,. lv Was w -ji-zyku ojczystym °d2e"'»-^czór; W czwartki I pi^.d, gwJ : . oronto. -, Tel,LE4^
87-se
• Toronto ^ Tel. EM 6-6451 PUBLIC ;
diclnie: Sprowadzanie kteWch z p'niV »zy do 'Polski, w 10 dni, -V u\ ;LQl-* ?. - Sprawy, majątków, * ^ i;a, nmłzc-iKlwa przez ^steptę i i ^itawy pi» nU>(lzy i paczek ,do Polski i,Ukrainy arialne wszelkich dokumentów.
listownie, osobiście i. telefonicznie.
96W
2, bielizna pościelowa
y u■•yljor. materiałów, na / """" I, UBRANlVl FIRĄNY
;iienteli po bardzo niskich cenach
EXT!LEŚ & CLOTHING
łoić. FR. BRZESKI
Tel. EM 6-6198
adze, paczki PKO oraz lekarstwa i Anolii
.Korzystaj i naszych usług. ': ....
87 S
e
\RY i KUPONY PEKAO WIEŻE OWOCE — PRZEKAZY
wysyła /.' , ■' ./'
JSKIE BIURO INFORMACYJNE
j. tarczyński ■■/.-./;
Toronto, Ont. EM 6-4067
niki-na-ża d an ja—- '."■'' ■ ' •" ■ ■
'y podróży, pomaga w sprowadzaniu rodzin.
■ . ..' //...... 80-W-96
Tylko
■ w v łącznie •• /. żyletkami ■ i pudełkiem.
we wszystkich sklepach.
96-W-1M ;
."ZWIĄZKOWIEC", GRUDZIEŃ (Deeemfcer) grsda; 3 — 1958
3TR. f
Jerzy Giżycki
34
Opowieść z kraju na południe od tego pieklą na ziemi Sahary
wmtr.?.■]-Hvhyli.ł się szybko i, uchwy-- ■ .'ń,Vr''d::nic" w'dwa palce zabitą mii-•lv:;;i:ai-ja na.-dłoni- Trochę dłuższa vinvovvci' nuicha miała skrzydła za-^••e' nożycowało .jedno .na drugie. L.y.lc.He:v' powiedział, Masson zmie-. Lni ■tf"'*'™- -Wiejmy stąd!" .. r,,<ln\va. ruszyli szybko. Gdy uszli 'jjjjgjlzjedzs.iat kroków~po ścieżce: u- j'io wśród''zaniedbanych .poletek: odwrócił się/ku'potwornemu ćmeh-'..X,', Ieh murzyni ciągnęli znów za sesiego-; w milczeniu. ■..■■•■
(ijy wreszcie z powrotem do
'"'•2iteic'"'tcgo: ranka- zostawili ba-j^ifl '"KĆTira nd—by 1 i^z-meczeni—i. theecni,. Nic "mogli zapomnieć; kor arnej wsi wymierającej, na 'śpiączkę'. Nata siedział' 'ną stopniach maleńkie-'erymitywnego schroniska,- gawędząc akiniś nieznanym im r milicjantem. v ich nadejściu murzyni wstali, mi-23t sianal na baczność i wręczył Maś-o-.\i kopertę o- oficjalnym wyglądzie,-Wająć ją. Fernand zapytał: "Skąd
Kto cię przysłał?" , •■7 Gand.a. .mon Commandant! Jestem ferem naczelnika tego okręgu. Sa-hód icsf z 'tyłu / za schroniskiem." Przeczytawszy krótki list. Fernand ■ocił się "do Kena."Naczelnik de/Ra-jiiet dowiedział się. o naszym poby-pj...'Jesteśmy na jego' terytorium, rasza nas do swej "stolicy" na kil-drii." Masson myślał o pracy, która się nagromadziła, ale jego głównym r.eresowanięm było utrzymywanie na w ruchu, by mu nie dać czasu do myslań. "Co o tym sądzisz? To. może c niezły. pomvsł. De Ramaillet jest im sąsiadem i musiałbym" i" tak, wcze-ej czy później, złożyć mu wizytę, wiiie dobrze mogę to załatwić teraz." miał się. "Mówiąc szczerze./— ciekaw iem tej;-dziewczyny;, z którą stary Millet -ożenił się niedawno."/ Pomimo zmęczenia i przygnębienia., ś parsknął śmiechem. "A- ja • ciekaw =:em. jak musiałbyś być. wyczerpany, przestać - myśleć o 'kobietach. Ali jedźmy! Chyba, jutro rano." . •: "Nic. (łzisiaj. To jest kwestia żaled-• "paru godzin drogi.. Jeżeli zostanie-na noc w tei. zakomarzonej dziurze .'itdzicmy myśleć o tym zakichanyni j... i tych żywych trupach.'Jedźmy!
Nić trzeba.będzie naszym ludziom wiele czasu na opakowanie naszych rzeczy."
--Nata-;. który stał opodal''-podszedł i oswiadczy|:. "Rzeczy spakowane, załadowane na samochód."
; Keh 'uśmiechnął sio ' apnihuiaco. "Brawo; \ata-! Nie wiem jak bym dawał sobie radę bez ciebie." '.-"■:'■'•" • ^•.-'-•
Jasnym było., ze -wielkiemu murzy-, nowi tę-słowa Kena zrobiły przyjcie ale'powiedział on z udaną obojętnością:. "Jestem starym boyem. Znam moje obowiązki.". . - ;.. ' .■/.--..■•■
Mało mówili do ciebie -podczas dro-
Ken spojrzał na niego spod oka i fotelu wiklinowym po drugiej stronie "Powiadasz,; ze ożenił się niedawno. Ajwaskiego stołu — jak tam handel?" jednak..sądząc z jego rangi - nie możei: widział iakiej; sie spodziewać od,>o. on byc młodym człow.ek.cm. , . . jwiodzi. I to bv!o powodem, dla którego . "Nie jest. Ciekaw jestem jak to mął-'żądał to pytanie; Nie lubił kupca -uf zenstwo się ułoży. Podobno jego żona;ciemnej cerze.. Masywnie zbudowany ma-dwadzieścia kilka lat..-. Jak grubsza Korsykanin skrzywił się niechętnie;
"Marnie! Moi agenci w bruśśic są do ni: ćżegó. Nie wiele'.;produktów;.-nadchodzi' ostatnio do mojej faktorii."
Usta naczelnika okręgu zadrgały w półuśmiechu zadowolenia,, lecz szybko znów przyjęły, swe normalne skrzywienie. :': --- ■
"Szkoda, szkoda.,." ciągnął de Ramail-
OKULIŚCI
forsa ułatwia wsz'yst.kQ.:.-'-Bo "szczęśliwy nowóżenipc" jest podobno wcale zamożny. Odziedziczył sporo po. stryju czy wuju...",, ■■;•■ "• :''". '-.''
"I:.- -. ,i'ot.godziny przeszło, w milczeniu. Wreszcie Keir zapylał: "Czy znasz tego typka — de —;■ cos' tam?-.'Naszego, przyszłego gospodarza?'* - .. ' ■'
•Mason skinął głową .potakująco! "De Ramaillet.-Tak.spotkałem.^o kilka razv. Nawet parę lat temu odbyłem z nim podróż do Francji na tym .samym okręcie. To dziwny jegomość. Bardzo' skrupulatny w swej pracy, chociaż trochę zbyt staromodny w swym ustosunkowa-niu się do tubylców,... za wielki zwolennik -ostrej dyscypliny." ; .' ; .; :. .
"Czy to robi go 'dzivynym'? Spotkałem już sporo koloniali z podobnym punktem widzenia." ..." : "Nie to 'miałem na myśli. De Ramaii-let uważa siebie za coś specjalnego: Jego rodzina — przeciętna drobna' szlachta — ..w jego przekonaniu, jest wysoka, arystokracją. A. rządy nad swym okręgiem sprawuje jak.samodzielny władca."
■ "A jego zwierzchnicy pozwalają mu na to?". \ ':.'• ;.•"".;'■' " . ' ';.■■..
Fernand- .uśmiechnął się - pobłażliwie. "Właściwie to hię ma w tym nic złego, Jest on Avolennikiem dyscypliny, ale -ma-na-t.vle-na-serc-u~dobFO-sw-ych-podda-nych; że ta jego manijka jest nieszkodliwa. Zaś /gubernator naszej kolonii jest ńa tyle inteligentny, że zdaje'sobie prawe, iż użyteczność-de -Ramaillefa skończyłaby sic razem z jego iluzjami.". . Masson milczał przez chwilę, rozmyślając, polem dodał:
- "Ten jegomość jest niesłychanie'.egocentryczny, /żyjący w takiej --atmosferze swej' rzekomej wyższości, i s.wy.cłf dziecinnych ambicji, że nie minie go któregoś dnia bardzo przykre przebudzenie i- zastanawiałem, się nieraz czy byłby on w stanie znieść ten szok jak-przecięl: ny normalny czlow-ick." .'.-
Tiii-rintiii... '•dzwonił"; wielki nieto-perz iia drzewie, mangowym. '-.'• . "Jak .'małe srebrne, kowadełko:'' po
wiedział pan de Ramaillet -j uśmiechną' j let. "Ale by wytfobyć.porządną pracę' z się. "To było •.porównanie, które przyszło; murzynów — musi pan kierować nimi mi na myśl dwadzieścia trzy lata temu {żelazną- ręką i mieć ich. stale na oku. Mej pierwszej; nocy w Afryce"pocizwrot i A-zauważyłem; że mało pan ostatnio byl hikowej.:dokąd wjaśnie przybyłem jakc ;.w. bruśsię na inspekcji" -y''.— . młody Mrzędrnk, rozpoczynający: swą ka|; Kupiec/który właśnie pochylił sie iieię kolonialną. • '/.';: był naprzód zasłaniając dłońmi płomień
•• -.Wspiął się wysoko od- te«b. czasu, pij zapałki, podnoszonej do trzymanego 'w drabinie rang. Teraz był on naczelni' ustach papierosa — spojrzał na niego kiem okręgu pierwszej *' kategorii — I <pode łba oczami jak czarne óliwki
O K UL I ST K1
Br. BukowskarBejńar, 6. D. Wiktoria Bukowska, O. D.
l>n>w;iU.-.i iiowiH-rosny (jHblnul .
".- . l>(,ull.'.t.\(Vll> fl|/.V
274 Ronc«svalles Avenu«
o(ink Gfnffii-> SI.
Tel; LE 2-5493
Cod/ińy pr/yjvć: rml/icnnlc'- 'od 10 rano d<,>- K wicr/nr. . W soboty od 10 rano do 4 po pot. .'.17/.S
ADWOKACI i NOTARIUSZE
władcą wszystkiego dokoła co ogarnia-j . "O. pan to zauważył?" Nie próbował ło jego oko. Nie w tej chwili, oczywiście'..! zamaskować ironii w 'swym głosie przy: ■CLdzJi^iaIeiJAL^o.c.^d.v^ sto j iernnxnrjnje]o^^ dziwią-
żek światła rzucany przez lampę ben zynoWą na stole werandy nie sięgał da lej niż kępa więlkolistnych roślin bana-
cym u tak masywnego, z grubsza ciosanego człowieka..
Urzędnik skinął głowa. "Tak. Clio-
nowych-;-z drze-wep; martgowym: posrod- ;ciaz- Oozvwiście. nie jest to moja spra-ku.. Ale gdy oddając się swej codziennej wa: Jednak, jako stary, doświadczony rannej, przechadzce - dokoła i dokoła; kt)]onia, ^ mogę pana wpewrtić ze je-werandy otaczającej oficjalną ręzyden- żeli spodziewa sie pan wyników z pracy cję; stojącą ną małym pagórku. Wówczas swvch czarnych aseńtów*.. musi oan ob/
lubiał on spoglądać z góry. na swoje "królestwo", jak nazywał swój okręg — jedynie nawpół żartem.
. Stolica kolonii, gdzie przebywał, gubernator — była. odległa o setki mil. A pan Inspektor do Spraw Administrący; nych był to imponująco brzmiący tytuł noszony przez starego, zmęczonego czło-; wieka, który dawno już utracił wszelkie złudzenia i interesował się jedynie dobrym jedzeniem i dobrymi, trunkami; Więc doroczna inspekcja okręgu de Ramaillet^ była to kiepska farsa.
tak. pan de Ramaillet. byl prawie że autokratycznym: władcą olbrzymiego terytorium;' setki tysięcy pokornych tu-byl ców~I_byłTdumn\-z-tega-^akt u—Ta k-dumny, że jego zwiotczałe usta pod buńczucznie podkręconym, na czarno ufar-bowanym wąsem — miały chronicznie pogardliwe skrzywienie i mocno ■przypominały tyłek kury. zabierającej się do zniesienia jajka.
Monsieur de Ramaillet podniósł swój brzuchaty kielich wyborowego Armagnac^ * i wąchał z przyjemnością.aromatyczne opary jego ulubionego trunku.
"Ale, ale, panic Antonctti." powie: dział; zwracając, się do jednego z gości, wy c i a g n i ę t e go z non sza) a n c i ą' w .niskim
;l Wym.
Arm.uiiak.
swych czarnych agentów;, musi pan ob serwować ich bacznie. Bardzo bacznie' Nieprawdaż. Brisson?"-
Monsieur Brissón.. potulny, zahukany pomocnik naczelnika, pochylił się grzecznie ku swemu szefowi i przymilny uśmiech wykwit! ria jego żółtej obwisłe; twarzy człowieka cierpiącego chronicznie na wątrobę. ;
"Niewątpliwie, panie naczelniku! To dokładnie, co ja zawsze mówię:" . Doktor Lebrun. inny z obecnych gości, wybuchnął jowialnym-śmiechem. "Ha. ha. ha... Brisson! Pan ma dokładnie tą samą opinię co pański zwierzchnik o tak wielu sprawach!"
Brissón zaczerwienił się jak dzie-
G. HEIFETZ, B.A.
ADWOKAT
S. HEIFETZ
/ NOTARIUSZ S5 Wellington St. W.,_Joronto, Onł. EM 6-4451, wieczorem WA 3-447S
DLA ZABEZPIECZENIA WASZYCH OCZU
Punkial szkła do okularów
już do nabycia W Kanadzie. Pytajcie o nie ii Waszego specjalisty od oczu.
.,- ;■ •' oj s
DENTYŚCI
JAN L Z. GÓRA
ADWOKAT — OBROŃCA -NOTAR44JSZ
1437 OueenSt. W — Toronto . Tel. Biura: LE 3-1211 . . Micszk'.:-.' AT 9-8465 -;———■-1----5R/K
GEORGE BEM, B.fi.
ADWOKAT I NOTARIUSZ
:. . Mówi po polsku 1147 Dundas St. W. - Toronto Tel, LE .4-8431 i LE 4-8432
s
Dr. S. D. BRIGElr^
LEKARZ, DENTYSTA CHIRURG — STOMATOLOG Specjalista chorób famy us»na|
Physiclans* & SurReons' Bulldlnf Kancelaria No. 27(i • 86 Bloor St. W. — Toronto Telefon W A 2-0056
■"• w-
Dr. E. WACHNA
----DENTYSTA--
Godziny: 10--12 i 2—43
386 Bathurst St. — EM 4-6515
W
3 —
w i ę t nastowlckowy podlotek, a jego paF ce zacisnęły sie mocniej na szklance aperitifu.: "Nie widzę co pan w tym widzi śmiesznego, doktorze," bronił się słabo. "Naczelnik i ja jesteśmy obaj starymi, doświadczonymi kolonialami, więc oczywiście..."
"Tak. tak, Brisson!" przerwał mu kv karz. Oczywiście! Nie ma się o co obrażać." '•'
Klapnął Brissona po Kilianie swą .wielką-'łapą'-i podniósł kieliszek (hi świa/ tła. "Co za fajny trunek ten Armagnac! Powinno sic móc wyleczyć nim prawie każde choróbsko."
E. H. LUCK/BA., LLB.
(ŁUKOWSKI) /
i R. H. SMELA, BA, LL.B.
POLSCY ADWOKACI,
: W.s|iolnii-y lirniy .ad-A-okiu-kicj Blaney, PatternaR, Luck A Smela. 57 BLOOR ST. W. rój; IJay WA 49755 przyjmują wićtyorami za lelcTonlcz-nyni pilro/.umlenlcm.'' 55 Ś
BR0Ś1I ŚMIECH
ADWOKACI '■•-.'.
7 Riverview Gdns. • RO 6-6322
lokollca .lane I Iłloón rivyjiiiuja codziennie, ód !l li wlec/.
w -.sobol> (Kl 10 4 po pol. Wiec/oraiiii /a Iplcfonie/.nyin: poro.-
■' zumieniein. • ■ ■ .-_-—-^-ia-vv
■o<—-vx->n<-sn<
>o<~.
Msria. Rodziewiczówna.
27
gliszcza
r nc/y za ma
i;.: m |
W
« PIK można dostać u nas: Naczynia kuchenne i porcelanę, -ze Dorabianie klaczy.
HARDWARE
iotr Holowały
in)
pól' 'godziny, ounie; rozdmuchane .:.!,■••■.!.. / cieni ustala postać sygv| cala silą płuc zajaśniały wesoło, woda v*.;.ty. .:•■..-■: i w kotłach poczęła parować/ludzie głod-.
•*'-" Zwijać-. !)bóz! '•— -zabrzmiała' dolni, /męczeni patrzyli ,z upragnieniem na r-t znana pobudka. . / ■/■",'. ;";; :! te bi;-ławe obłoczki/wróżące im.-tyle,po-l-Ka/haiio jej jak ża dobrych cz ! żądany po.siłek. ■'.' "f-łiiH /•.).. i./orcłlko. -Tabor pncia-ina/ /•!j!;icii) /-r, ż{'|i<|;f.w.skim i obu śwkbi' ■Szary ś.wii. dopiero się robiłua nic -. '" ciiwiii-marszu Aleksander z.wró ' /" fin i>f ;i!a.; .-.■;.. .' ./■•. :.:'
- l.iiii/ie fwói 'liwmają. się lylk' '•/'••"'in zaiiaic.m- •'. Za ; parę god/it ■•"•■i >;i;:ii;;ć i. wypocząć. Prowiant jest" -.'-.- 'R'c.-ztki nią ki i krup. Chłopi \y.\> :i'-|.T.'.y. a główny zapas no rozbi-' >vPd(|| -w. ręce Moskali., ■ Będziemy : x-e po drodze.
• Ajcksaiv,rcr nic nic odrzekł. .rozgla-'[ -ie jyi.'okolicy. Wyszli z lasu. mijali ■/mj)i;.szc7yste pole/porosłe rząd:
'•'•żyłem:'Gdy'icś':'w. dali wznosiły'.'sięi stfon.v\.-Musićfi 'pastuszki zobaczyć ognie '!•: wi(|śko'.'vę."'■'.■'■ .'■/;. ' I i dac wiedzieć do wsi. Widzicie, tamci.
-•.Mii.-imv'mile nałożyć; by w\mi-! co biegną, ch.ćą nam tyły zając, a ot ■ ^Icd/kie/krctowiska"— zamruczał! konno ktoś-.się przemknął! Oho. j^k pla i^ycja odkryta, fatalna, dla nas.. -' żuje klacz! Temu:pilno z raportem.o-na--r^')r. zakreślił; półkole. : wyciągnął do roty.■"',.-■""•■■■' T^luz- piaszczystych pagórków. ' .1 Partia-.zajeta,- wsth.la leż.-. Widzieli -■'utro wieczorem- będziemy mijać i wszyscy wyraźnie gromady chlopstwi. ' ^kzr*: ozwał sie" Kazimierz no (.czarne, zbite, okrążające ich coraz bli-'■"■^ milczeniu, i westchnął smutno.'żej. Głuchy .'.'war i nawoływania rożroz ''.^ie-zyl go wzrokiem."zdziwionyj'nić nawet można było. Jeszcze kwadrans 1 ■'"dkim poddaniem sie osobistej.! a beda już o krok. .. i. ''..--."•■" i Kazimierz'.'-skinął na swych podr:o
Żeby nówiedział jedt;n \yyraz.- żbilnlo-:, któryś / powstańców /ociosał iiiezgral);ry wano by się niezawodnie. Widąćlo ."było j krzyżyk, nad otwarlym "grobeiń zmówio ■ we Wzroku Żclisławskicgo i innych. Ale ino głośny pacierz, zasypano ziemią mV.;
t Aleksandernic usiadł. Stal na wz^or-;-hi jak--żuraw.: opail się o sl.!V.c.!l>c i y, !irwią ś-iąunięlą- Wypatrywał' .cze/toś w ; dali pod wioską, klórą -minęli ■ ód. go' r d/iny. ';. y - ' i . Kolebo/spocznijcie! wylano Ifliórcm. -- Droga daleka/ą kraj od-.kryty, nie strach zaskoczenia! ■ Nic ni:- odrzekł, ale' się nie poruszył. Oczy jego niespokojnie badały zapadłi-nv'gruntu. : :
/-'_. Chłopi'idą!-— zarap5>rtowal wreszcie do naczelnika. " .
wspomnienie Władki... musiało stanąć przed gwallownic burzliwą .-.duszą, te; Władki, której w Sjudziance przysiągł l)yć posłusznym: rozkazom i wiernym na stanowisku. •■_:■./. .'•
W Siucłziance! Pobladł, głowę zwiesił, uspokoił '.się natychmiast.. Własno-; .ręcznie pjzewrócił- pierwszy kocioł, wo da sycząc zalała ogień, powstaniec pod niósł naczynie i zładował je. na wóz,
Ża jego przykładem, w ponurym mil czeniu"poszli inni. . ../.'•-.
— Marsz!— wzięto znowu, broń n;-ramię — i dalej.
'; : Gromadka chłopów. na którą się i skierowano, ujrzawszy. slr/elliy i szyi porządny, zwinęia sję. nr/erzcdniala,-'rozbiegła się na bok. Luka tą przesuną!
czenników. naznaczono krzyżem, miejsce i zostawiono ich samych w głuchym bo ; rze.. wśród .szumiących: sfarych sosen.' co patrzyły na len smutny pogrzeb, osypu | jąć. mogiłę kroplami rosy i deszczem' suchych igiełek... ' : Partia powoli .minęła, biały kopiec Każdy się przeżegnał, westchnął; i pociągnął naprzód, posłuszny głosowi, rogu. Ci, co tam zostali w borze, stanęli ;di; innego apelu
O południu ukazał się dwór Kazimierza na/horyzoncie. Naczelnik szedł- jak lunatyk, nie odrywając zeń wzroku. Coś 10 magnetycznie ciągnęło tam, znać było ia l warzy Walkę wewnętrzną,, czasem ;'poj:]adaf'na brata prawic nieśmiało, wa-'lająco. az się zdecydował wreszcie:
— Aleks!'.— ozwał się z cicha — nic powiedziałem ci. co. mnie spotkało, gdyś'
się szereg rozbitków. Szli .ze zwies/nna '»łową, zziaianj, zlani potem, bez posiłku;, ledwie wlokąc osłabłe nogi. Sztandar W ;>o procłi je pbdrętwiałych. . rękach >,elisław.skiegor '— Mozę ci zonę zarżnęli?
rzeki
Kazimierz wstał żyw'
chwiał sie tu.i tam — upał piekł ogniem.
W śliczny dzień czerwcowy ors/->: ten wyglądał .smutno jak pogrzeb. Po kilku godzinach marszu wśród .piasków rozpaluhych. ludzie Zatrzymali, się be rozkazu. Nie słuchając doktora, chejwir
cie. zwracając
"' — Gdzie'.', ,. . .
'•. ót tam! Rozchodzą się. na wsze;.z;.oczu patrzyła im gorączka rozpaczy.
ponur-rzagadnięty.
— Nie! Przed trzema dniami przy szedł z domu posłaniec do.obozu z. wieś eią, że mi się. syh urodził.
Aleksander stanął, spojrzał -na. brat; Żal. tęsknota, pragnienie, patrzyły y
C.Al.BIELSKI, ba BćL,
ADWOKAT 1 NOTARIUSZ
Pr/.yjecle:' eoil/icnnlo , Su He 702, , ' - llennant llldfi.
21 Dundas Squaro
ipr/y yiinue Sl l
Toronto — EM 2-1251
Wieczorami za iipr/.cilnim lelcfońic/min nonizumicnioiii
7-.:-W
Dr Tadeusz Więckowski
LEKARZ DENTYSTA ; To 1/W A 2-0844 310 Bloor St. W. — Toronto
przyjmuje' po uprzednim poroiuralc-niu Iclefonlc/.nyiii. W
Dr. M. LUCYK
DENTYSTA
2092 bund« St. W. - Toronto TeJ. RO 9-4682
■ w
Dr, H. SCHWABE
DENTYSTA 71 Howard Park Avo.
(rog !toncc.svallcs|
Godz, "przyjęć' za zam. telefon. LE 1-2005
------—--.-:—.--— <9s
Dr. Władysława SADAUSKAŚ
LEKARZ DENTYSTA 129 Grenadier Rd.
(dniRl dom od Roncc»v«lleił Przyjmuje za uprzednim telefonicznym', poro/umieniem. Telefon LE 1-4250
' - . R -
Zbigniew H. Boyko DC.
DOKTOR CHIROPRAKTYKI
Specjalizacja lecynia :irlret\ /.mu. rciiiiialywiiił, lumlia^o/ :,.\.riii\;ki, rl-óh-ĄiiwD.śći ■'. imiskntow • • i' s|;r,uivv .
Galiuicl /uyjwi.s.i/(i(iv w najiióws/c urza.d/c-nia.
X-Ray •— •prićiwiellcnia.' 73 LAKCSHÓRC RD. - MIMICO. • CL 5-2231
.-:■-•'■' Kil V. Ml'
Jan Alexandrowicz -- Notary 1'ublic
POLSKIE BIURO INFORMACYJNE /
Pomoc w sprawach rodzinnych; spadkowych i majątkowych '« JPoJjice — Kontrakty i-inne dokumenty, Imigracja, Incomc Tax
Tłumaczenia.
Toronto, Ont. 799-A Oueen St/Weit Tel. EM 8-5441
pili wodę z na .wpół zamulonego rowu. (0f;.Z(J naczelnika utkwionych nieruchomi :
w drzewa wysady.
.. Ile/my uszli od rana0 — spytał | ' _.',z Żytniarki nie wrócę —. ozwał; chorąży Aleksandra,': gdy ruszyli po go- |.sje r;o'chwili milczenia-— nie wiem; co1 dżinie wytchnienia: ; \ ;sie Urn .dzieje z Marynią! ■■■Chciałby/).
— Cztery mile zaledwie. ". j Z2jść' do domu na chwilę, dziecko- zoba !
— A igerzie zanocujemy? jczyć/i pożegnać oboje przed śmiercią! ..
. — W Czajkach! —: odparł za brataj.. jdż. bracie, idź! — rzekł gorąco
d
f'|)')k .dworskiego / pola , pójdzie mendnych
odparł
— Zbiera i obóz! Marsz! .— za ko men
bu rozbiegły się. Aleksandra ' derowal gromko.
/'i ':• mem nad wioską, aż do po j duirzanegp wczoraj. Kazimierz gło-"'°'il.' na piersi: nie mówili więcej •""-bie. ■..-'' __• ■ ■'
'^r -zrazu gwarny i jednolity, po "IJ "!;.hł. rozsunął się długim c^ Słabsi i delikatniejsi ustawali 1 2-jrzei:. Słońce piekło, pragnienie iiiedaków.,. ....... . .... /...,,.....
X
' '"cba--stanąć! -—szepnął bratu •oer.;.; ■ • •
j <,c-'cl:-'-:fc -obudził się z zadumy, prze-c >'o. podniósł oczy, skinął na tre-
.■■■'
Zarz
Aleksander aż skoczył... • .
— A-tó po co? —.zagadnął, dotyk? jąc 'ramienia.-brata. — Koledzy zha.san: głodni! Mamy jeszcze kilkanaście minu' spokoju, .nim nadejdą.
— ■ A potem_co? Chcesz, zęby na:
wzięli jak'bydlóT; '" ■ ;
_:.J::k to? Alboż nam kul braknie.' Jedną 5aiwa^a^ćała_ta czerń. pójdzie y
rozsypkę, -.' "' ' ['■""■'' '/.'"
— Nigdy! Nie. pozwolę, nawet w o bronie życia', strzelać do swoich! Wszak to bracia. Polacy! Żywo! - krzyknął "nr powstańców ociągających się w spełnię.
ymąno się. Większość porzucała niu rozkazu. ,.c , ■ „„-i
^fetlnie i pokładła sję na ziemi.! Źelisławski soojnał na-Aleksandra : <to spał.
.^azl mierz.
' — Panie!— ozwał się szeptem Jerzy: 'ia..--który szedł w pierwszym szeregu : lo.-lyszał rozmowę — to w Czajkach -siieli-my rozprawę, z chłopami. Ci pew :ie nie.dadzą nam spocząć!
."swida udał..że nie słyszy. Onsię spo: i Iziewał najgorszych następstw z tego j i-atcrstwa chłopskiego, ale postanowi? i--nilcżeć i słuchać bezprotestu. Obowiaz ■' dem,jego było prowadzić partię. zreszU ! -ic. Prowadził ją też Wytrwale bez skar' j ;i i oporu. Zwykje małomówny, przesta' I era z się odzywać zupełnie. ' Przepowiednia _Jerzyny sprawdziła i ie co do joty. Chłopi w Czajkach nie da. | i nawet rozpalić ogni. wypadli z wrza / kięm, prożać siekierami i Cepami, po-opędzili dalej.' znękaną garstkę/ ,:. '-..O zmroku las dobroczyńca .otulił ich .imieniem. Ogni nie rozkładano- nawet/ !..->r'ze'z ostrożność, Posilono się chlebem jf serem, kilku dostało dreszczów i go-I raczki. Na rosie.; na płaszczu,.w strachy iągłym zeszła krótka noc letnia: mało
o świcie zabrąko siedmiu, dwóch po-| au-su': — "v—*"*«v- -"y j-—.-,, i-niińu- Alp i*n nie ozwa'1 ranionych znaleziono b€ f tk"^szy- wzjeińi? Propo. wac ukrop -i\o ł»._^ę ^^.^^ uciekło. niepostrzeżenie, , *>*?\ z kilku żwawszymi po wo-! s\ę; słowem. Zaciął ^.rfi.wwu,. A,^cnn^r 7 Mil!ia .«matej rzeczki opodal, reszta rabala "a drwa/ ' -
Aleksander — ja cię tu zastąpię i--czekać; będę twego powrotu za twoją/strażą, na i drodze do Grabów. /i — Dziękuję/Aleks! Wrócę o północy; do obozu! Bądź zdrów! j Partią, poszła za Aleksandrem;, n;- j czelnik wpadł w łan dojrzewa jącego ży- i ta i zniknął. Nie jak pan. ale jak j /łódziej czy włóczęga wracał dó własne-i %o domu. Krył się żą parkanami, za scia-J nami budowli. Dodpełzł cichaczem pod ;>cianę domu. serce mu biło jak młotem!
Okna od ogrodu były niskie, szeroko otwarte, przystanął pod sypialnią, bojąc sie przerazić słabą kobietę nagłym zjawianiem' Parę tygodni, jak ją pożegnał, i ileż zmian! .'.--:• W pokoju panowała zupełna cisza lekkie firanki chwiały sje_od wonnego tchnienia powietrza, drżąca ręka pow-stańca parę rar^thciała-• je -uehyKf;-t opadała zalękła. Na?le wewnątrz ktoś sję poruszył. Był to wyżeł-faworyt leżący u nóg łóżka. Podniósł jcowę, zwęszył uderzył parę razy o ziemię ogonem, patrzył uparcie na okno i drżał,
— Czy to pan, Dżalma? — doleciał
NAPOJE NAJBARDZIEJ '/.HUMŃ.K 1)0 TYCH, KTCiRK TAK WAM SMAKOWAŁY W KRAJU RODZINNYM^
Cola - Ginger Ale - Orange - Crcam Soda •
WAInuł 1-2151
w dnie jKiwszednic do godz. 7 wiecz
BEZPŁATNA DOSTAWA
na bankiety i inne okazje
W TORONTO TELEFONUJCIE
Nie dostarczamy towaru do prywatnych domów.
zow
la^f Sta!' °ie % o nic"! wahając ?%c%2t™A\?^ o^i ranionych'znaleziono" b^z Vducha, pięciu' u.szu Kazimierza słaby głos - kobiecy, w*.Nki „łu--------- ---- 1..... ■•>"«" 7 kn,tm- Aie l-n nie WWd- ' - Na ten dźwięk pies się porwał ,skom
-i Hr^nienie zamiatało mu w i Aleksander z żelisławskim wykopa- 1^ radośnie a w oknie ukazała się -chu-
Sac^chwdęSKtó ^Zi^H dół wspólny. Ciała zawinięto w burkę, I da. sczerniała twarz mężczyzny.
Paczki PEKAO do Polski
do wyboru żywność, materiały. prezenty LUB WYMIENIALNE NA PIENIĄDZE (prawie 100 złotych u dolara)
-J.
jr.ORONlQr.Ont.:.835.-a^^
EDMONTON, Alta: 10649 - 97th Street — tel. 2-3839
również wszelkie lekarstwa itp.
Najszybciej i najłaniej! Wolne od cła!
ŚWIEŻE POMARAŃCZE I CYTRYNY.
i*
IW
m
me