JO Icrajobrązu Kanady drułir i wąskich deseczel^^l ich; gdzie zazwycza wisfr | zsMJa-się jeł priechowuji] >w^ (C.S.).i;
lasmenia
jo upovvnżnioin.;ju ilu ph^J ia zleceń "dealera". ]
1 jważn iejsze je.st oe7,ywisQ( eśnie to zamóv;ienie skiew r mieć gwarancję, że paciaj . na , tegoroczną wczesuj noc. '. '
izek Polaków ło jedridkll tsłań. jego^członkiem'ieili] ka miła.
BłBKS
a-b
ODWIEDŹ , NASZE SKLEPY
po
NAJLEPSZE . PREZENTY
ALENTINE
WSZYSTKIE INNE , ECJALNE OKAZJE ^ W CIĄGU ROKU
^ o B.O R T o S T o R e ł'
Dwiai^ski skład mebli, ■ telewizji;
'.ie elektryczne przyrządy,. nlOM^ana :— ceny •ruskie
PLIANCES
Tel. LE 6-6515
-.12-19-
Fala
620
rtecz.)
-•1!
polecamy mięsa
'nej jakości.
iki oraz drób, grzj'byr
iczywo.
.wieże kiełbasy )lenie gwarantowana
& Grocery
. Tel. EM 8-9204
ława)
N S
iwę
6.
f Oil Burnart
ęł
korzystają " cy
LCd.
IFFICE
■ IT.I.EMM«',I
M.IĆ
; krewnych.zPoldi dni. — Wyjazddol rowfe w-kł^ju, ■'fyj zastępcę ii. sprJł^Ł lo Polski i
ilcumantówT; \i . i^eląfonicznie.^^j
!^
JerzyGiżydci ' , , . -53-
Ina południe od piekła
Opewtcić 1 krtio na pohidnlt od ł«go pi«kła na ziMni Sahary
Oziś jest to wielki dzień dla nasze-Ikregu. W ten dzień, pięćdziesiąt Imu, ta część krajii stałą się oddziel-herytorium adnainistracyjnym.'! trzekliwy głos naczelnika, rozlega-Isię z wysokiej werandy, rozlegał onad tłumem dzikusów i gubił się oUcznej brusie^ gdzie schowane by-[tki hików i kołczanów, zrobionych Lhatych "skór czarnych cielic, zar Pych na ofiarę duchom przodkpw.:^; arni milicjanci, pochodzący-oczy-z innych plemion, zgrupowani „bza budynkiem administracyjnym d wszelki wypadek. Stali wsparciTia binach i lojalnie potakiwali kędzie-%i głowami^ chociaż absolutnie nie pieli rf^pl^^niPJ ważności tngn rtnin -ly Ken, ińając dość tej farsy, szedł łomowi naczelnika, wciąż jeszcze
Ramailłefa: "...podatki... żywność [iflićjantów;.. pracowników do budo-frogi..." ■
^miast iść po. ścieżce, Ken skręcił rodowi rezydencji. Wychodząc bez-Jic, na swych gumo^^^ch" pode-spoza klonibu krzewów pokry-obficie kwieciem, stanął raptownie, jiowany nieoczekiwanym widokiem, lełla siedziała na kamiennej ławie; Izczonej pod kwitnącym krzewem kusu i głaskała wolno po główce joną antylopkę. Barwnie upierzony [nowany żóraw" przyglądał się jej, Igając długą szyję i podnosząc swą lą głupią głowę, ozdobioną koroną Łcistych piór.
lielki czarny kalao"^ stał niedaleko łudzoną miną^ spoglądając ponuro feikiejkirainie poniżej pagórka, na 1 stała osada. Myślał on może b braciach, : których skrzydła nie podcięte i którzy krążyli swobodnie sie, każdy z nich w towarzystwie 1 dwóch żon, oddających mu bez stu znajdywane przez siebie węże, l żaby i inne-smakołyki. ; j^,,. lak to się dzieje, że nie bierzesz jąc-sic-k«-niemin
oficjalne przemówienia, jakie mam zamiar słyszeć w mym życiu." W głosie jej przebijało zmęczenie i odcień podrażnienia.
Podchodząc bliżej, Ken przyjrzał się jej uważnie. Teraz rozumiał dla czegOj poprzedniego wieczora, lampa benzynowa była umieszczona dalej od stołu niż zwykle. Dla czego Stella unikała jasnego światła. Miała wygląd-zmęczony, twafż jej była dziwnie blada podjej dyskretnie nałożoną aminka. _
Keir usiadł na ławcerNastąpiła jkrę pująca-pauza. Oboje czuli,_że-nie była to chwila nadająca się do^zdawkowych uwag.- Wiedzieli jednak, że bardziej oso-biste tematy mo^b^hy TaprnWndłii' ii li
zbyt daleko. Wreszcie Stella powiedziałam 'Ken— poco pnyjechałeś tu?'-
■'Mógłbym ^^prfańpĄT\,^(,^' jf pjr
|U W uroczystościach przed i biu-f zapytał.
jella drgnęła, "0; Ken l Przestraszy-liiie," powiedziała z lekkim wyrzu-rNie idę na 'uroczystości', jak je liłeś, gdyż słyszałem już wszystkie
1'Uk.wiclicości indyka. .
chałem..., ze przyjechaliśmy tu ha obchód 'jubileuszowy,..."
"Co byłoby kłamstwem.". ~^ ' "Tak, oczywiście." "A co jest prawdą?" "Myśleliśmy, że może nas potrzebujesz."
Teraz pauza była dłuższa. Spoglądając na Stellę spod oka, Ken widział, że jej ramiona drgały zlekka,jakgdyby na skutek przytłumionycli łkań: Gdy się odezwała —■ głos jej łiył prawie spokojny: "Jeżeli mam obecnie jakieś specjalne problemy osobiste — czy nie sądzisz, że powinnam je rozstrzygnąć sama?"
"Nie! Uważam, że jest zbyt wiele krążenia dokoła ważnych zagadnień. Tym razem nie zgadzam się z Fernandem. On sądzi, że powinnaś»mieć ■ czas do powzięcia własnych decyzji... Mówiąc ściślej — tej jedynej, najważniejszej w tej chwili decyzji. Nie jestem ani psychologiem ani dyplomatą. Więc sądzę, że powinno się ci zaoszczędzić tego wszyst^ kiego... tych-flafflysłów--które mogą być" długie a z pewnością byłyby przykre." "A tą jedyną, nieuniknioną konkluzją jest?" przerwała mu Stelle, zwraca^
Powiedziała martwym głosem: ^ "Ken, czy jesteś pewien siebie?" "Pewien siebie? Co przez to rozumiesz?" ■
"Czy nie masz- wątpliwości, że twoje okropne oskarżenie nie jest wywołane wpływem, podświadomym zapewne, twej wrogości?"
Ken żachnął się. "0,^ o to ci chodzi: Mówiąc bez ogródek ~ czy nie jest to tylko drańska zemsta przegrywającego? Nie — to nie jest. Nie jestem może wielkim dżentelmenem;.. Mam tu na myśli chociażby moje postępowanie z tobą w Bamako; ale jesten 'clean figłiter', typkiem nie używającym w walce Jiie-^ozwolonych chwytów. Tak t— będę walczyć o ciebie^ ale nie w sposób,.; Nie przy pomocy fałszywych oskarżeń. Zresztą, gdy-chodzi o ścisłość — czy ty jesteś przekonaną,^ że moje oskarżenie jest fałszywym?^ — ^
r-Stella nie odpowiedziała od razu. Po-tem^powiedziała cichym-głosem: "Gdy-byjn tylko była pewna, że^jestrrr" '- Stella wstała."Pójdę teraz, Ken; Mój m^zgjest w zawierusze."—
Przechodziła obok Kena, który też
■był wstaj; gdy. wtem zwróoHa się ku
niemu i,\łkając, przywarła do niego.
"O, Ken! Czemu te rzeczy się nam -^^ydarzają?;'
"że twój mąż jest mordercą — nawet jeżeli nie może to w tej chwili być dowiedzionym."
Blednąc, Stella wstała z ławki, stała _____.......^ „..............„,
czas jakiś: niezdecydowana, podczas gdy iiiźnym jakby, swobodnym krokieiń^^^
sprzeczne myśli krzyżowały się w "jej mózgu; Potem znów opadła na > ławkę.
Ramiona Kena otoczyły łagodnie jej ramiona. ''Nie wiem, kochanie... Może dlatego, że —"'
. Nie skończył zdania. Jego uszy,; wyostrzone przez lata wojny w dżungli azjatyckiej, gdzie usłyszenie czy nie usły&zenie w porę zbliżającego się Japończyka decydowało o życiu i śmierci ■r^ uchwyciły lekki ruch w gęstych krzewach hibiskusu za ławką. Ken dał nurka w tę gęstwinę.
Po drugiej stronie stał niski, chudy murzyn,^ ubrany w zielonawo - brązową workowatą jakby koszulę bez kołnierza i krótkie, do kolan spodnie tego samego koloru. Głowę miał przykrytą komiczną małą mycką z pokrytej skórą połowy wydrążonej tykwy. Na piersiach, na rzemiennym pasku dokoła jego chudej szyji, wisiał wielki kieł dzika afrykańskiego.
Spokojnie stał, zrywając kwiaty hi-biskusu.
"Co u diałłła tli rnhU7?" ^ap^ył^l
tien gniewnie:
ni. Coś w tym chodzie było znajomego.
Ze sthimionym przekleństwem Ken przedarł się z powrotem poprzez krzaki. Stelli nie było przy ławce. Ken zły i dziwnie niespołtojny,; długo siedział zadumany.
KciKnie^widział Stelli przed tym jak wszyscy biali zebrani byli na , aperitif przed obiadem.
"Co ten stary drań tak przygląda mi się. nieustannie?"- myślał. "Gapi się jak gdybym był, co najmniej, cielęciem o dwóch głowach."
Gdy naczelnik wziął Massona ńa kilka minut do swego gabinetu, by mu pokazać nową kolorowana^ mapę okręgii, którą sporządził ostatnio,*^ Stella'zapytała po~ cichu:" ~_ "Ken, kto to był?"
"Jakiś dziwacznie-wyglądający murzyn."
"W;zrok Stelli ppaążył_niespokojnie ku ^drzwiom od gabinetu. "Opisz mi go," prędko!:^ - -~ - t '
"Mały, chuderlawy; Miał na głowie dziwną myckę."
Murzyn, na twarzy którego malowało się oszołomienie, odpowiedział w łama-nej francusczyźnie: "DiabłalLMift^Tił-miem. Zrywam kwiaty dla pani naczelnika. Pani lubi kwiaty."
Zrywając jeszcze kilka kwiatów dla dopełnienia bukietu, dziwaczny murzyn odszedł w stronę doniu naczelnika, tym
rakterystycznym dla ludzi przywyktyćh do pokrywania pieszo wielkich przestńe-
■czy miat na- piersiach wielki kieł dzika?"
"Tak. Widocznie f^n ^nnfir--^*" W
Głos Stelli był niepewny, gdy powiedziała: "To strzelec mego męża..." '
"I jego szpicel," dokończył Ken. "No i co z tego? Z jego marną znajomością francuskiego nie-mógł zrozumieć, o czym myśmy mówili."
"Ón tylko udaje. Zna francuski doskonale; Pozatem mógł był widzieć mnie ... w twoich ramionach."
"Ale przecież to był jedynie..." zaczął Ken i zamilkł. Zdał sobie sprawę.; jakie znaczenie można było przypisać temu gesto\vi przyjacielskiej.otuchy.
"Czy 'starzy przyjaciele' ucięli sobie miłą pogawędkę, gdyśmy byli nieobecni?" zapytał naczelnik, wracając z'Mas-sonem do salonu. — '
"O tak!" odrzekł Ken, którego gniew rósł szybko. "Mówiliśmy o tubylczych myśliwych. Niektórzy z nich, podobno; są nie tylko, świetnymi tropicielami, alo umieją także obchodzić się z różnymi żywymivstworzeniami.., nie wyłączając
BÓLOWI W KRZY2ACH można zapobiec
Ból w krzyucb często Jest powodowany ospałą: prac4 nerek. Gdy nerki przestają działać normalnie, nadmiar kwasów i wydaUn pozostaje w organizmie. Wtedy- wtetole mot« przyjić ból w, krzytach, uczucie zmęczenia, ocłc>.ałoić lub przerwanie spoczynku. To Jest pora ab3r zaUć pigułki Dodd'a <Dodd*s Kidney PUls). Pigułki- te^pnywracają nor-jnalne- funkcjonowanie nerek. Wówczas poczujecie się lepiej — będzie, cle lepiej spaU;^' lepiej -pracowaU. Zaopatrzcie -się; w. pigułki Dodd'a (Dodd's Kidney-Pllls) Jut teraz. -
12
Polski iMad 'towaraw telainych. ■łarb, meiyft kuŁliaiiiiytn tUi pfiy-borAw wodoclMowych I ogrzewania
j. & j. hardware
J. SłofaniaW włatŁ
745 Oucen Sł. W. • EM 64863
SoUdna obsługa. —. Niskie ceny. Bezpłatne porady w sprawach. kana-. Ilzaejl 1 ogrzewania. S
węży:
De Ramaillet patrzył na niego przez czas jakiś, potem powiedział z dziwnym uśmiechem: .'IMa.pan racie. UjniŁią-.'Ufj-^ opcnoozic z różnymi bydlakami; Mam nadzieję* że będzie pan miał okazję przekonania się o tym idziś popołudniu.., Oczywiście o ile zgodzi się pan. na mój plan."
"A.tym planem jest?" zapytał Ken.
Naczelnik: nie odpowiedział od razu. Usiadł głęboko w fotelu, nalał sobie pełny kielich, wypił haustem.
[.Bodaj nie wrócić! — szepnął stary. I Nic! potrząsnął energicznie gło-rida. , * ■ '
spostrzegli, jak noc mińęła.yPgd-fi-^byii-obydwajl zajęci palącą kwe-vobody. ■ - . brym rankiem świda prześliznął się poczkiem" do Giersza, lilokował go
się końmi. |kuliwał Jak Makarewicz, a goście I sam gospodarz nie mieli czasu erwacji. Drop tylko zachrapałdzi-widok przybysza i hałaśliwie po-powietrze, w nozdrza. Poczuł swego chlebodawcy, ujrzaj w ;rę-|"ok, uspokoił.się po chwili, dał się Itać; Reszla koni poszła za zda: Icresza. _---- :
pokojony o . swój zaprząg, ruszył do Władki. Zastał ją na drodze >ly, wylękłą.
[Dziś o świcie dano znać do etapu, »'a partia r skazańców przyjdzie naj-|ulro! ~ objaśniła go, blednąc. |Go nam do tego... dziś wieczorem ^ miejsce opróżnimy! Chodźmy do nika po papiery!
pokoiła ją jego pewność. Po-^domostwu naczelnika. Mijały ich ; żołnierze ~ ludzie różni: — nikt pcnił. Przez chorobę odrosłe gę-P^yjAleksandra odróżniały go.2JMi.
. Szedł ze swą nieustraszon ą l krzepiąc Władkę, przedpokoju naczelnika kazano im
[ść: złota, wsunięta nieznacznie se-flwi. otworzyła przed Władką na ! drzwi gabinetu.
p.piła raz pierwszy z prośbą do |o: urzędnika. Dotąd wyręczało j? |o-
[z niej był poseł. Czołgać się do - potrafij dokuczyć nie potrafi .aż: do pochlebstw nie zdoła, flnik siedział u biura, zimny, nic^ P'. Podniósł bure svfe oczy i wle-twarz kobiety kolącym, ostrjTn nemr <■ Vasz interes? ; — spj-itał lako^
Plitę prosić pana o względność
|o krewnego, który patę-dni te
f z ciężkiej choroby.
łaki to krewny? Kto?- Urzędnik?
|»e.Katorżmk!śv^a Aleksander.
f atorżników .nazwisk nie znam, pgo?
r On bardzo chory, panie!
' Urzędnik roztworzył wielką [ przerzucił kart kilkanaście i począł czytać., Twarz .jego lu:zepła i twardniała, brwi ściagały_sie-:-złówieszczo--7-Ukoń-^ cżył, ale zamiast odpowiedzi, zadzwonił. Służbowy stawił się na progu.
^ Dozorcę Anisimowa! — rzueiłrńac czelnik.
We Władkc_ duch wstąpił. Był to ich dozorca.
Upłynęło minut kilka. Moskal przc^ rzucał dalej księgę, nareszcie wstał.
— To on wasz krewny? — spytał z naciskiem.
— On chory, panic, pozwólcie mu z tydzień spocząć jeszcze!. — odparła z cicha.
— Po GO? On dożywotni. Nie wróci wam. ten brat! — syknął z dziwny ni uśmiechem.
Odwrócił się od niej. Anisimow stał w progu sztywny, prosty jak struna.-.
Zwierzchnik popatrzył nań, dozorca zzicleniał. \
— Gdzie numer 1475-ty?
— Chory, wasze" wysokorodijcl
— Kłamiesz, łotrze, złodzieju! W Uro-czyńśku nie ma. chorych! Rozumiesz? żeby on mi jutro był na-robocie albo tru: pem. Jak, nie będzie w kopalni, ty pójdziesz na^łańcuch, boś tego wart, przc: dawćzyku! Nikogo do niego nie^puszi jmcTpiTeTrteść^dóTcazarmy pod 74 nur Imcr i żebym więcej o nim nie słyszał. 'Stupaj, skotina!...*
— Słucham, wasze wysokorodije! — >vybełkótał dozorca.
Władka, śmiertelnie blada, słuchała .wyroku; W głowie jej formował się chaos'; plecami oparła się o ścianę i patrzyła szklanym wzrokiem na ikon zawieszony w rogu pokoju.
; święty w ikonie, o żółtej twarzy i wy-lupiortych oijromnych oczach, patrzył też na nią SDOŚrodka swej glorii bezmyślnie, bezdusznie, obojętny, też na los carskich hieprzyjaci^. Patron to był uroczyńskich urzędiiików — nie jej!
Naczelni* zasiatlł znowu'^ u , biura - i szperał "po półkach- i znowu _ozwał się jego rozbityl-głosr
-jii^ A wam, oió pa^łieryl Możecie wra-cać! Myśleliście, że w Rosji nie ma jnf rządnych c/y^owników i uczdwych lu-^ dzi! Pomyłka! Wsszego krewnego nie zobaczycie już, oróżno bawić dhiżej.rMor żęcie jechać jutro! Słyszycie?-— Podniósł głos, aż się wzdrygnęła cała. -
Machinalnie wyciągnęła rękę po papiery, wzięła je i wyszła bez słowa.
U progu kancelarii świda ją spotkał: Spojrzeli na siebie i nic nie mówiąc, zeszli na ulicę; Pod Władką chwiały się nogi. ^ .
— Odmówił? — spytał Aleksander.
— Gorzej. Zawołał dozorcy, kazał natychmiast przenieść do innej, koszary, jutro na robotę.
-r-:.Boże!' Toż oni;porwą. starego! ^ skończył Świda. — Muszę lecieć gó uwolnić! żegnaj, jedyna!...
Rzucił się naprzód, ręka Władki chwy-ciłą go Jćurczbwo ża ramię, z udręćzone-go^ardła--wyrwał-i5ię~cićhy, rozdziera-jący jęk.
świda się obejrzał i jemu rozdzierała się dusza — teraz to już koniec, nie zobaczą się więcej, straceni na 'wieki, zgubieni!
Spojrzeli sobie w oczy i poczuli jęd-noczcśnie, że rozpacz podsuwa im myśl kryminału i raz pierwszy w życiu powstydzili się siebie! Sekundę to trwało, dyszeli oboje w walce z pokusą..
Ona się pierwsza opanowała, spojrzała nań dziko z obłędem desperacji.
-T- Idż, Aleks! I daj nam; Boże, prędzej śmierć obojgu! ^wyjąkała nie-swoim głosem. — Idż, jedyny^. idź! Ratuj! Nie bój się, niedługo już lej męki!
— Już rychło Tam! Do zobaczenia, moja żono! — dokończył zdławionym jękiem. ' -
Na ulicy było pusto. Sekundę miał ją w swej piersi, dyszącej grozą i i;oz-paczną rozkoszą, poczuł, jakby go kula trafiła w serce, zatoczył sie, ręka chwycił za pierś i pognał, oślepły, oszalały. ;
. A ona została. Parkan jaKiś odgradzał ulicę i kupa kamieni leżała pod nim. Usiadła_na^ićh-bezsilna... zdało sio jej. żeTuisnera. Mysli uciekały z głowy, zda-: ło się jej,, że umiera. Myśli uciekały jej z głowy, krew z żył, czucie z członków.;, i zdawało się jej, że jest w Sterdyniu i szyje srebrnego ptaka dla niego: to znowu widziała Krasną Choinę i sztandar wilgotny i ciepły^., i wszędzie jego..; jego! Halucynacje szły korowodem i tylko co chwila usuwała się niżej... i niżej, aż zupełnie omdlała, zsunęła się pod parkan... i tak została.
Chłód ją orzeźwił wieczorny. Dźwignęła się z ziemi i trzymając się parkanu, szła jak automat* trzęsąc się całym ciałem. Dwóch żołnierzy przechodzących zajrzało jej; bezczelnie w oczy, zaczepili brutalnym słowem. r~ <
To jej wróciło^przytćraność^imysł
zachowawc^iyr Pnmkn^a rhy7Pj -nioda^
ADWOKACI i NOTARIUSZE
OKUUŚil
OKULISTKI
; Bn Bukowska-Śainar, O.' D.
Wiktoria Bukewdca, O. D.
proaradza nowoczesny sabłnat okuUstyony przy . ^
274 Roncasyatlat^^^A
obok Geoffrey St
Tał. LE 2-5493
Godziny przyjęć: codzienała vA K rano do8' włeaór. W. fotaoty. od 10 rano do 4 po poł. 1 S
DLA ZABEZPIECZENIA WASZYCH OCZU
ZEI^S
Punlclal szkła do, okularów
już do nabycia w Kanadzie. '
-Pytajcie o_ nic u Waszego
specjalisty od oczu. .---t-s-
-DEimtSOt
CM. BIELSKI, BABCL, Adwokat i notariusz
Przyjęcie codziennie Sulte 702, Hcrmant Bldg.
21 Dundas Squara
(przy Yongc St.) -
Toronto — EM 2-1251
Wieczorami za uprzednim telefonicznym porozuraienicnv
GEORCE BEN, B.A.
adwokat i notariusz
Mówi po polsku 1147; Dundat Sł* W. Toronto Ttl. LE 4-8431 i LE 4^2
1 s
^. M. ŁUCK, BA^rŁtBr
(tUKOWSKI) I R. H. SMELA, BA., LL.B. POLSCY ADWOKACI,
Wspólnicy nrmy adwokacklol
Blaney, Pasternak, Luck a Smela. S7 BLOOR ST. W, róg Bay WA 4.»7$5
przyjmują wieczorami za Iclelonlcz-
■ ' ■ ■. ■ 1 'S
OrTaiteuszWięekowski
LEKARZ • DENTYSTA
Tal. WA 2-0844
310 Bleor St. W. — Toronto
przyjmuje po uprzednim porosumle-■ nlu telefonicznym^ Z W
Dr. E. WAOHNA
DENTYSTA
Godziny: 10—12 I 2—8
386 Bathurst St. — EM 4^tS
a w
Dr. M. LUCYK
DENTYSTA
2092 Oundat St. W. • Toronto Tal. RO 9-4682
2 W
Dr. H. SGHWABE
--DENTYSTA
71 Howard Park Av«.
(róg RoncesvaUeii
Godz. przyjęć za zam. telefon. LE 1-2005
I s
wpa-
») SkołUła (ros.) — bjcllę;
leko było do mieszkania dozorcy, dła zdyszana w sieńr '
— A ot i.panienka! — kizyknęła żona dozorcy. ' "* . \ — Aha, panienka! Cztob j|ej... — zaczął bas Anisimowa i umilU. -
Oboje z żoną popatrzyli nakładkę... i kobieta załamała ręcca kacap odwró-
cił się i zaczął chrząkać zażenowany. -
— Makarewicz! zaw(^ała żałośnie.
— Nie ma! U Giersza zapewne! — odparła go.spodyni.— Spocznijcie sami! Nu, co.robić? Jak nie ma ratunku, to nie ma. Mąż mój służył wam ż serca, ot i dosłużył się^, dosłużył! Nie daj Boże! Wasz krewny pewnie jakiś straszny przestępca!
r Władka- przystąpiła do. Anisimowa.,-T- Darujcie; mi przjUcrość! szepnęła. Nie chciałam was narazić,, prosiłam tylko jak "człowieka. , . ■
— Ja mówił: nie prosić. Pokłonem -szu by—H ie^podbi jęszr^Ja kruTTis^^^ćlićesź co dostać, to pierwej daj. Było nie prosić, ale tak jakoś' się wykręcać. Kto po dniu interesy robi? żle grali i przegrali. Było mnie .się poradzić i płacić naprzód — dodał z naciskiem. '
Władka ł)yła tak znękana; że słuchała obojętnie 'tej. mowy pełnej oburzających in.synuacji^ Nic : tknęła pokarmu, tylko wody napiła się chciwie.
-- Gdzie on teraz? — spytała nieśmiało.
' : — Nie^wolno mówić. 1 nie pytajcie dzisiaj, l za setkę nic powiem.' i za ty.siąc. Po jakimś czasie to zobaczym. Teraz niech się naczelnik wysapie.. Trzeba czekać.
Władka ..zrozumiała,' że nic nic w.skó-ra na razie. Podziękowała za obietnicę złotem; poprosiła, by jej przysłano na góre Makarewicza^ skTłro_-się-:'pokaże,; i zamknęła się w mieszkaniu. t
Noc zaszłą ciemna i chłodna. Wicher wstrząsał budynkiem i jęczał, jakby duchy skazańców szły nad osadą i płynęły w "inny, świat. Władka upadła twarzą d-o ziemi i nółgło.sem, często się jąkając odmawiała pacierze.___
Ga HEIFEn, BsA.
ADWOKAT
S. HEIFETZ
NOTARIUSZ 55 Welllnofon Sł;: W., Toronto, Onł. EM 4-Ó4S1, Wieczorom WA M4»5 _
1 s
JAN L. Z. G6RA
ADWOKAT — OBROŃCA NOTARIUSZ . 1437 Ouoon St. W. — Toronto
. Tel Biura: LE 3-1211 Mieszk.:'AT 9-8465 ,
Dr. S. D. BRIGEL
LEKARZ DENTYSTA CHIRURG — STOMATOLOG Specfalitła chorób lamy ustnej
Physicians' & Surgeons* BuUdlng : Kancelaria No. 270 86 Bloor St. W. Toronta Tolafon WA 2-0056
1 w
Dr. Władysława . SADAUSRAS
LEKARZ DENTYSTA 129 Gronaditr Rd.
V (drugi dom od Ronc«svalle.) Przyjmuje za uprzednim telfefo' . oicznym porozumieoieni.' Talafon LE 1-4250 -i—- •
lii
Jan Alexandrowlcz — Notary Public .
/ POLSKIE BIURO INFORMACYJNE » Pomoc w sprawach rodzinnych; spadkowych i majątkowych w PolBca — Kontrakty i inne dokumenty, Imigracja, income Ta«,
1._____-Thimaczenla:—-=-■■
Toronto; Onł. 799A Quo«n Sł. Wasł Tal. EM •-M41
'^""'ZłotawejC) włosy rozsypały się po ziemi, głos zamierał; w głowic biło jak młotem po kowadle i często po parę razy powtarzała słowa modlitwy, przypo-njina jąc sobie, kto ją tej; na uczył, tej co najczęściej nasuwała się na usta.
Ojcze nasz, któryś mnłe jeden pO' został, zabierz mnie do swego pań.s-twa. o zabierz! Zabrałeś mi matkę i ojca. 1)ari<-wola Twoja; zabrałeś kraj i swobodę, święć się Imię Twoje zawsze i na wieki tylkoś mnie zostawił samą jak liść suchy jak proch marny, przeto mnie zabierz,
0 zabierz! O, ojcze sierot, Boże nędznych
1 zgnębionych! . _
Czołem dotykała chropowatych dc^ śek podłogi, _a myślą i całą duszą szła w górę z wielką wiarą - w pomoc..£lzaf5r r jjft <;tap jpj hyW^na.jfta^gn.inję i ftwłji dał ból szarpiący ją, ludzki ból^ więc zsiniałymi wargi szeptała do Matki, co wszystkie^bóle niegdyś w pierś swą::ze-brała: - ^ - . .
— O Mario, królowo nasza; Synowi swemu wspomnij mnie! O Malko, mnie zanadto boli! Daj umrzeć!
A pa dworze, wicher wył i Jęczał. ;
NilPOJE Ni1JB/tRDZ/BJ ZBL/ŹONB DO TyCH. KT(5RE T/tff W>\M SAfA-
I
Cola - Ginger Ale - Orange - Cream Soda
WAinut
BEZPŁATNA DOSTAWA
.na bankiety i inne okazje
W TORONTO TELEFONUJCIE
w dnie powszednie do godz. 7 wiccz.
Nie doslarcwmy towaru do prywatnych domów.
Ił
Paczki PEKAO do Polski
DO WYBORU ŻYWNOŚĆ, MATERlAł.Y, PREZENTY LUB WYMIENIALNE NA PIENIĄDZE (prawią 100 złotych za dolara)
Janii|iie Tradins - J. Kamieński
TORONTO, Ont.reaS Ouaan St. W. Tal. EM 4^4025; 3NT0N, Alłai 10649 •Mli Sliaal ^ Ttl::
RÓWNIEŻ WSZELKIE LEKARSTWA ITP. —
Najszybciej i najtaniej! Wolne od cia!
ŚWIEŻE POMARAACtE^I CYTRYNY.
W