■ł';.i.^-fT^-*i<,*; iiyii? 'A'rf^V,'i-<^^i^''-v^^'^P^
nacje
ie. Po stokroć nie! J jednym z najbariS 'ch rzeczników jedaJJ! Ile czyniliśmy w ^mi podziału^ przyjmoS.] JO no\yopr2y]by}eg&, ^1 zych władz od lat J nie nowii ale najoośgjj tle to jest stanowiski] nie traktują Kaha* przejściowego, jjjj I czasowego postoju. '
'obnie zresztą jak i jj.' je polonijne, ódnioB^ e do npwoprzj-bylyclL y ich do naszego gri). vą do naszych organi-3 się tylko pewna grj.: ■ej byliśmy niedosta. idomieni, niedostatek niedostatecznie lipoij: panowie powołali do organizacji. Niezawod.
! .spełniają użyteczne !czne. Niektóre jednak'
e ; żyją na papierze a Jedwie zipią. Więcej , jak organizacji. Przy., bdarzają nas przesad-ionymi frazesami, od i. Jakże, można mice ych "super-patriotycz: Iczeń, skoro coraz to tego zespołu czmycha jakąś tłustą pcsadkę znienawidzonego przez 1 warszawskiego" Raz nów. minister, pisarz Zebrało się spore ich 'e! A my? Ci, pod któ-' przyjaciele poiUycz. rzysze wymienionych,' &rstwa, judzą, siedzi-miftjsce i staramy się ny i jak nas na to 'ć wiernie Kanadzie, lyjskiej i sprawie polnie jest dostatecznie udno jest wyciągnąć i? My nie. obawiamy /szlości.Mamy głębo-lie, że i najbliższa yzna nam słusznoi^ć; ystko, co miałbym do
aerdeczme. Sądzę, ze Wiskie napewno zo-; :-przez wazTfstkich i esomaniem. i
n idzie"
jak "flora" czy Zmusiło mnie to do itkowych słów, jak ;ron", etc.
lemoniada ani lody 'mi, natomiast kieł-i^śmienita, V a wino iluzyka pozostawia :nia. Jest .przeważnie
z wyjątkiem utwo-ych przez zespoły
"śląsk". Gdyby nie mi towarzyszyły nig-ym okazji zatańczę-Pol-śce. Poprosił On zagrała polkę dla
muzycy zgodzili się
się skarżyć. Szczęś-nie miejscowa mło^ taniec do dźwięków Henry w momencie
się do łóżka, gdyż
z rana 6-godzinna
ść opanowała mnie, i mogłam zobaczyć, e królów w Krako-tak dużo słyszałam 6łce. wieczorowej kił Kiedy zobaczyłam rim kościółku, śpie-ly i modlących się. szyło mnie to tak ; mogłam powstrzy-ach. Podobne uczu-mie, kiedy zobaczy-ących przed cudów-Matki Boskieej w
Redakcji Mrsi Jean Ika z pochodzeniaj
liu pierwszego nu-idzie' i znalezieniu Igo materiału czy-. iwłaszcza artykuhi, e mnie zaintereso-is zapewnić, że to mko" zrobiło jak >nie.
nformacje dotycją-i narodu czytam x
zainteresowaniem, (r Polska wzbudziła nie w 1939, kiedy i bohaterski opór, nawale nieprzyja* 'ątpię, że^ odwaga i cazalł, to oajl^óa narodowe, prael* enia na pokolouc^ chowują sie astc 3by dzied ddeloB'
były Gtabsze od
r grudniowy "Jak a otrzymać a Wn Beechwood, Part ' l> w AdmiBistzacjI ^ 25 eeaUąn>: nunte recat
'TOIAZKCWIgC* STYCZEŃ (Jjimiary) jroi: 13 - T960
?f Mackiewicz
29
roga Donikąd
Wszystkie prawa autorskie zastrzeżone
•ą, drogą nie; jedźcie... Lepiej tym leśnym aż do pasieki.. Później )/ rojstem, rojstem_ aż do traktu, itąd ■już, jak chcecie. Rzucił nogę drugą się odbił jak^ w łódce, ął na konia i posunął lasem: ireł pożycz>'ł wiadra od "gospodyni ^•laśnie poić konia. .Zanim doszedł Jni. dogonił go Tadeusz. [Zakładaj! Szybko! Jedziemy.zaraz. ■ ■■.■ ,* ■ .* ■■■ ■ .....
ca już dni jechali krajem dożywa-)statme dni starego ustroju. Do' zybywali agitatorzy,, wychwalając 'kolektywnej gospodarki. Chłopi Ale tam wszędiiei gdzie tego ). zapadały zbiorowe uchwały przednia dotychczasowej., indywidualnej [atacji ziem^^YS^ kolektywną. Indj^wir ym gospo(Carstwom w>-znaczGno po. w pieniądzach,, zbożu, wełnie^ mię-tórych spłata przekraczała możli-chłopów. Półtora roku temu, po zeniu bolszewików,; rzucili się oni
i rozkładał ręce.; Ale oczywiście nikt nie wierzył, żeby; Jan Chónt, który przeszedł na, własną, wydzieloną że wsi ■kolonię jeszcze w roku 1936, miał chęć powrotu, a t>7nlwrdziej do. kołchozu/ Plat(^^^ bał. się on złego humoru dawnych sąsiadów bardziej niż NKWD; Wracał^: bywało; ;d6 domu, nawet okiem nie rzucił na gospo-. darkę. do której nabrał nagle szczególnej niechęci i powiadał ż goryczą:'-'r:
— Spalą jeszcze, czego dobrego.; I.ża co? Czy to ja komu co ukradł albo czy zamordował kogo.? Nikomu nić, zdaje się, złego nie zrobił. •^y.^'-'
Jstotnie, Chont nikogo nić zamordował nigdy, a jak tam było z kradzieżą, nie bardzo wiadomo, ale też chyba, jeżeli, to tylko' jaka małość'. Wypracował swoje siedem hektarów z synem i dwoma córkami, bo żoria odumarła go dawno; karczował pnie iia porębie, ostatnie żyły wyciągał,z siebie. — Więc za co. Boże, ty mój, za co te.nieszczęścia?! ,
— Spalić, to: może i nie spalą — po-
ziały. Nie przeszkadzano im w tym.
wióza- i gospodarkę zabiorą.
rno;v^VłrcŁr;ozdi;^ł;';hętnie: i - f- 'f. fsf
o Późnie i wyznaczono podatki i • Powtarzał; Chont z tępym upo-zenia Wtedv ludzie ooczeli ucie- Poruszając zaciśniętjTni szczękami, zenia. wieay luazie poczęli ucie -p^^^^^^,^^ gię w pamięci obrazy
przeszłości, jak. widma grzechów w .rachunku' suniiehia. przed spowiedzią. Usiłował je przepędzić, zapomnieć, za niektóre rozgrzeszał sam' siebie,., ale tyle ich było .Wv długim życiu- i nie. wiadomo, który teraz. wyskoczy i za gardło chwyci. A najgorsze ze wszystkich te siedem hektarów! I tó jeszcze bez łąk, trzeba powiedzieć. Bo łąki dokupił W' starym czasie, popod rzeczką,; trzy hektary. Prawda, że nie rozpowiadał nikomu, ale wiedzą: wiedzą na pewno! Razem dziesięć^znaczy hektarów. A teraz sprawa z; synem.\ : Osiem miesięcy temu werbowano o-chotników do fabryk w Leningradzie; Chont uplanowął w swej. chytrości, żeby namówić, syna, Adama...Zapisał go na ILstę w gminie; jak: się kiedyś zapisywało na asekurację.: Gdy gp wyprawił, mawiał znacząco przy bylć olcazji: "Syn mój na fabryce w Sowietach". Ale pO kilku miesiącach syn"powrócił.; W nocy, zakradłszy się jak złodziej: Do rana siedział,; grzał się pod piecem, choć tó nie była zimaj i opowiadał: Chłopców z tej samej gminy, którzy pojechali razem,; skazywario po kolei rta różne kąiy -więzienia. Za co? — Wzruszył ramionami,;.. Jeden,: to spóźnił się po raz trzeci' o dwadzieścia .minut do pracy. Dostał żato trzy lata więzienia. Ą
sam'uciekł. Wiele tygodni szedł piecliotąy czasem szwarcował się do; jakiegoś pociągu.
Ojciec słucłiał syna ponuro. Rano wyprowadził go 1 ukrył w stodole. Mógł oczywiście wydać władzom, ale nie zrobił tego. Od tej jednak chwili trzelja było ciągle wypatrywać, czy kto obcy nie idzie-jedzie drogą? Las był pod nosem, ale zimą w lesie, czy to jest życie? A nawet i chociażby latem... Nie, to już nie było żadne życie.
» ♦ »
Tadeusz skłamał gajowemu, że pojadą do domu wprost. Kierował się na wscliód, zataczając wielki krąg po kraju, a Paweł powoził i nie pytał. Jana Chonta poznał Tadeusz dawno, podczas jednej z uprzednich swoich wypraw w te strony. Dogadał się z nim rychło i obaj byli wtedy zgodni co do korzyści płynących z handlu.. Położenie chaty na odludziu, na wzgórzu, z.daleką perspektywą na trzy. strony świata, z czwartą utykającą w lesie i moczarach nadrzecznych, wydawało się szczególnie dogodne. 'Wtedy syn był jeszcze w domu.
Okolica pod śniegiem zmieniła wygląd, ale Tadeusz odgrzebywał ją w;pa-jbit; jednocześnie oglądnął się gwałtów^ mięci ;i nie zabłądził.- Chata wyraźniej, nie, jakby chciał wyrwać kół z płotu, i teraz rysowała się. na szczycie wzgóna, ręce latały mu nieprzytomnie. Dziew-
Nie ma co tu pod bramą wystawać.
-r- Ja chciałem... — zaczął Tadeusz wyraźnie zaskoczony.
— Nie ma, nie ma! żadnego interesu ja nie mam i robić nie chcę! Mało jeszcze biedy... No, już — podrzucił głową pra^ wie groźnie —• pojechali! Zbliżył się do wrót i w. twarzy jego malowała się wewnętrzna pasja. Paweł ujął krócej lejce, koń zastrzygł uszami. Psy na nowo zaczęły szczekać.
— Chyba że prawda, co mówią — odrzucił Tadeusz wciąż jeszcze z zamar-łj'm uśmiechem na ustach — że u was, "na Białorusi ludzie jak gusi"
I--. ;A ty jeden tylko taki, orzeł, znalazł się! A!.— krzyknął Chont i od razu piana ukazała mu się w kącikach ust.
— Orzeł, mać twoja taka.i "owaka! Nu, pojechali precz, a to psami poszczują!.
Dziewczyna zbladła i cofnęła się jeszcze kilka kroków dalej. Twarz Tadeusza pociemniała. Poruszył vsię gwałtownie na siedzeniu.
: —No; ty! Psami to nie bardzo strasz! Wiesz ty!... ^ ale pohamo^^ał się zaraz.
— A ot, ja;:, wraz tu'_wam pokażą!!..:
— ryknął chłop i oczy wyszły jnil 7 or
nadziałów,; ale powiedziano im: Goś :wziął,/ musisz: uprawiać i od lacić rządowi;. Gospodarstwa chłop-ćzęły się załamywać. W tych wach- . wprowadzenie , kolektywizacji :o się wielu jedynym, możliwym wyjściem." Ziemię dworską miano retem złączyć w dawnym obszarze, ąc sowchozy. czyli gospodarstwa ,vowe. A wsie łączyć w kołchozy, rwszym odruchem' ha skutek no-porządków rolnych stała się wielka a. zawiść.
;, którzy zawdzięczając burżuazyjnej ie rolnej zdołali się usamodziel-gromady, uzyskać.nadziały własne ludować na tak zwanych koloniach: chutorach, stali się teraz głównym miotem, tej zawiści. Wydzielone go-rstwa utrudniały: sprowadzenie ich ,TOtem do wspólnoty, a zatem do ywu. Wieś nie mogła przetrawić^ *vilejowanej sytuacji tamtych: Pono: ".My mamy iść w kołchoz, a oni co?! Panowie?!, Na. własnym taki siedział?! Jak wszystkim, to nie-ędzie. wszystkim I..." : . • . .
Boże-sz- ty mój! — tłumaczył .się gromadą Jan Chont — czyż; to ja ?! Czyż ja przecłwiam się? Jak
każe,'to owszem, ja z chęcią... — innych, to nawet nie wie dokładnie. On
gdyż otaczające ją; drzewa utraciły liście. Zimny wiatr hulał swobodnie. Dwa psy obskoczyły sanie, ujadając wściekle i nie podobna było nogi wysadzić. Tadeusz otworzył już usta, by zawołać, gdy w progu likazała się młoda dziewczyna, patrzyła jakiś czas z daleka na przybyłych i dopiero po chwili wolnym krokiem, poszła do wrót, uciszając psy.
— Ojca nie ma — powiedziała.
— A gdzie jest?
-T- Od rana pojechał na pracę. Przyszli z sielsowietu i nakazali. Wróci nieprędko. —: Stała u wrót, nie spuszczając wzroku z: niespodziewanych gości, i nie zapraszała. Tadeusz zasępił się. ,
— A-syn?
; Brata też nie ma; W Leningradzie.
— W Leningradzie?!... — zdumiał się Tadeusz, który nic nie wiedział o całej sprawie. Dziewczynie drgnęły, powieki, ale spojrzała prosto w oczy i powtórzyła twardo: — Tak. .
— Owszem ^ odparła sucho. Było coś- wyraźnie niedomówionego. w jej zar chowaniu:', Paweł przyglądał się ciekawie, gdy raptownie drgnęła ona całym ciałem i odwróciła się szybko, usłyszawr szy stuknięcie drzwi, w chacie za sobą. Zanim zdążyli pojąć przyczynę tego odruchu, cofnęła, się od bramy, jakby w poczuciu nagłego niebezpieczeństwa; W drzwiach . chaty ukazał się Jan Chont, który stanowczym krokiem, zaczął iść w ich kierunku. Nie dochodząc wrót machnął ręką:
— Zjeżdżajcie.
— Dzień dobry -7- odpowiedział Tadeusz, ze zdziwieniem podnosząc brwi. —- Dzień dobry, dzień dobry >- odparł krótko chłop v- i .^zjeżdżajcie .dalej.
czyna patrzała rozszerzonymi ze strachu źrenicami. Paweł, nie czekając na reakcję Tadeusza, cmoknął na konia i ruszył. Jeden pies wyskoczył na drogę, rzucając się koniowi do pyska.; Gdy się odwinął trochę w bok, Paweł ze smakiem ciął go biczem, aż gwizdnęło w powietrzu: Ujadanie zagłuszyło, przekleństwa,: które wyrzucał za nimi gospodarz: ,
Całe to niespodziewane zdarzenie odbyło się w czasie tak krótkim, iż nie podobna było uszeregować; W; głowie związku przyczynowego.; Zjeżdżali w dół ze.wzgórza; prawa-płoza podskoczyła na wystającym ze śniegu korzeniu. Paweł przypomniał sobie w tej chwili,: ćo; mu kiedyś mówił Tadeusz, że jego, Tadeusza, "nie gryzą ludzie"... Uśmiechnął się złośliwie i chciał zażartować na ten temat, ale zerknąwszy bokiem na towarzysza; przemilczał: Tadeusz miał wyraz twarzy^, jakiego u niego dotychczas nie; wridział.. Być może, miał taki sam, gdy rzucał granatem, ale wtedy było zupełnie ciemno. Był to wyraz twardego kamienia, barwy szarej; patrzył przed siebie, zdawało się^ wzrokiem niewidzącym:
Po rozlanej i zamarzniętej wodzie ruczaju przedostali się na drugą stronę rzeki i znikli w gęstych rojstach z widoku okien chaty / na wzgórzu. • ___
-~ Co to było? — zapytał wreszcie Paweł, zwalniając;tempo jazdy i sięgając po; papierosa, t>o miejsce było zaciszne od wiatru,
— Daj i mnie — powiedział Tadeusz. — Przypuszczam, że — wypuścił kłąb .dymu — lokalna odmiana "amoku", czyli po naszemu, po prostu:" rozpacz.
— A, czytałem taką powieść.
— Uhum.
ZAMAWIAJCIE
FILM/ DzWIGKOWE AD\/ANCE FILM SERVICE 160 B.ithurs) St. Toronto, Ont. Dok U men ły
SPIS — NA ŻĄDANIE Priedsławicieisłwc ORBISU
J,&J. HARDWARE Polski skiMi łowartfw telasnych, farb, iMczyA kuciMnnyeh ern przy* b«rtfw wo(iocl<flowyeh 1 ogrzawania J. SłtfanUk, właM. 745 OuMfi Sf. W. • EM 6^4863 Solidna ob^sa. —.Niskie ceny. Bezpłatne porady .w sprawach kan*, Uzacjl 1 ogrzewania. . 9 Sprowadunlf Rodiin i N jr:fc;on>ch . NAJTANIEJ, NAJLEPIEJ, NAJSZYBCIEJ FOUR SEASONS TRAVEL WA S-5555 — WA 5-5550 109 Bloor St. W., Toronto 5, Ont.
W
ADWOKACI 1 NOTARIUSZE OENTYSCi
E. H.-LUCK, BA,. LLB. (ŁUKOWSKI) 1 R. H. SMELA, BA., LLB. POLSCY ADWOKACI ; Wspólnicy firmy adwokackie] Blaney, Pasternak, Luck A Smalą.' 57 BLOOR ST, W. róg Bay WA4-V75S przyjmują wieczorami za telefonicznym porozumieniem, 1 s Dr. Władysława SADAUSKAS LEKARZ DENTYSTA (drugi dom od Roneesvalleav % Przyjmuje za uprzednim telefo-nicznym porozumieniem Ttlefon LE M25C 129 Gr«nadi«r Rd. _ ■■ ■
JAN L. Z. BORA ADWOKAY — OBROŃCA NOTARIUSI Tel. Biura: LE 3-1211 Mieszk,', AT M465 "•1479 Ooten Sł. W. — Toronto ■ v •. ;,,. :-;;;;.;;;v.';:yi.:8;' Dr. M. LUCYK DENTYSTA 2092 Dundas St. W. • Toronto Tal. RO 9^2 1 W
G. HEIFETZ, B.A. ADWOKAT S. HEIFETZ NOTARIUn 55 Walllngton St. W„ T«rMito, Ont. SM M45),; wlaczoraml WA M4f9 Dr. S. D. BRIGEL LEKARZ DENTYSTA CHIRURG — STOMATOLOG Speclailsta chorM famy ustntl . Physlclans' & Surgeona* BuUdlng Kancelaria No. STO 8£ Bloor St. W. — Toronto Talafon WA 24056 t W
GEDRGE BEN, B.A. ADWOKAT 1 NOTARIUSZ Mówi po polsku 1147 Dund«s St. W. • Torontt T»l. LE 4-8431 i LB 44432 1 s
Dr. E. WACHNA DENTYSTA Godziny: .10-12 i 2-« 396 Bathurst St. 44^15
CM. BIELSKI,BA,BCL., ADWOKAT 1 NOTARIUSZ Przyjęcie codziennie — Sulte 401 Board of Trade Bldg, 11 Adelaide St. Wott . . (przy Yonge. St.) Toronto — EM 2-1251, Wieczorami za uprzednim telefonicznym porozumieniem. i w
OKULIŚCI
Okulistka ' Br. BUKOWSKA BEJNAR O.D. 274 Ronc«tvalles Avo. (przy Geoffrey) •■ Ttl. LE 2-5493 Godziny ptzyję^: codziennie od 10 rano do 8 wlecz, w soboty: od 10 do 4 wlecz. »2W
Popiera cie łych, którzy ogłaszają % 9 w "Związkowcu"
»o<-»o<
fiłold Poprzęcki
32
iPRAWIEDLIWOŚĆ i SERCE
i
Wszelkie prawa autorskie zastrzeżone;
widok .Bergmana -r- ■ Drewnowski wie tyle. wyrozumiałości; na. ile; ja , na- j
rwienił się;
Nie wiem. czy ona by mi to dają.: gdyby, jej ktoś powiedział, żem lajomego" z ławy oskarżonych pieje • pocł zastaw, pożyczył..."Takie zna-ści.
tez gdy. tylko. Bergman ^go zoba-Drewnowski mrugnął na niego lążyh do tego samego lokalu, w któ-] tak niedawno odbyła się ta nie-p tranzakcja. AVprawdzie: pieniądze mogą być Bbne, ale....biżuterię też będzie ko: ofiarować — myślał jeszcze, wclio-[już we drzwi lokalu., ■Przyszedłem zwrócić panu pienią-, oświadcza - Drewnowski na wstę-
Na pewno nie potrzebne? Raczej biżuteria będzie mi po-la;. niż pieniądze, które zresztą nie iły się wcale. Hm...' Szkoda.
.Szkoda, że się nie przydały? Go in za głupstwa mówi? Nie. nie. .ja nie chciałem powie-nic złego, ale.
Ale — dodaje w myśli Drew-nowr zal ci, że-mnie nie masz w ręku.; ^ mów-j :na głos — załatwiajmy
prawdę nie zasługiwałam.
Nie zastanawiając się długo—jeszc?.e tegoż dnia stanęła przed drzwiami mieszkania sędziego Horaka. ;
— Jeżeli' nawet minister, nie: zatwier-d:5i tego wyroku-—^ myśli naciskając gu-zik dzwonka — to w oczach sędziego Horaka nie jestem winna:.. . . -
.1 naraz myśli jej odwracają: się 0: sto osiemdziesiątstopni. Bo:oto.Z:głębi mje-, szkania słychać tupot dziecinnych nóg' i po chwili drzwi otwierają się na całą szerokość, a zjawia się-w nich.
— Jaki śliczny chłopczyk! dza ..w duchu Irenka,. szczerze zachwycona. '
—; Czy zastałam pana sędziego?
— Nie: Dziadusia nie mai Ale zaraz przyjdzie;:: • A;. czy pani umie wiązać tatrzański węzeł?
— Umiem .-—odpowiada zaskoczo^ tym pytaniem Iren ka.
— To niech pani wejdzie.!Dziadziuś zaraz przyjdzie!
To rzekłszy; malec .vCciąga niezdecydowaną osóbkę energicznym ruchem do wewnątrz i zatrzaskuje drzwi.
W godzinę później staje przed tymi drrwiami sędzia. Horak. Już z daleka słyszał -wrzaski Józia — widocznie zabawa w Indian odchodzi ."na całego". Nie pło-
JUŻ W NASTĘPNYM WYDANIU
Nowa powieść BARBARO
KŁAMIESZ
PIÓRA JERZEGO SEWERYNA
Barbaro Kłamiesz!
to powieść, która poruszyła serca powojennej Warszawy
ZAPEWNIJCIE SOBIE STAŁĄ DOSTAWC "ZWIĄZKOWCA" BY NIE UTRACIĆ ŻADNEGO ODCINKA.
rę, bo się spieszę.
ij^c, że kombinacja, którą chciał^^ząc malca;, otwiera,cicho drzwi własnym łwać, soaliła na panewce — Berg-j kluczem i..
[dolicza jakieś -księżycowe koszty; — Teraz panią mam! — słyszy z któ-
ra ile się da i w rezultacie Drew-ci rozstaje sie z nim uboższy o trzy
regoś pokoju.
— Co on ma za
'panią?."
złotych, ale wzamian za to znawia się sędzia Horak_:i ostrożnie pod-acłczeniem że niczego nie zawdzię-jchodzi do drzwi pokoju. ' v
■u "znajomemu". ' ; Niestety, "pani" wcale nie widać,
Zapłaciłem- ile się należało... —
Kvchodzac z lokalu. * ' » ♦
ŁOŚ tak w kilka dni po rozprawie zie. d3'scyplinamym Irenba zoba-|w.tramwaju sędzięfo Horaka i. irz jej uderzyły rumieńce: jak-moż^ ło nie podziękować za ten wyrok, U^i^ tęgo pewna) był L wyłącznie tego człowieka. — Jeżeli nawet er nie zatwierdzi tego wyroku — — to przecież nie ulega wątplir że sędzia Horak okazał wtej spra- niccie tej zagadkL
gdyż Józio, zapędził ją pod łóżko.. Na-^próżno sędzia Horak usihije poprzez szparę we drzwiach wypatrzeć, co to za "pani", którą Józio tak zawojował: dzielny malec łapie właśnie szczotkę, którą Mateusz przez zapomnienie zostawił w pokoju i kijem od szczotki usiłuje wy-straszj'ć z pod łóżka swą towarzyszkę zabawy.
' —Kto to może być? — myśli zaintrygowany sędzia, a nie chcąc psuć malcowi zabawy, idzie do Mateusza po rozstrzyg-
— Kogóż tam. Józio tak terrorv7.uip'
stwier- — Py^^- ' , . , . ,
^ —Interesantka jakas do pana sędziego; Taka młoda blondyneczka, nie duża.'To chyba z; sądu. Zdaje mi się. że . ją w sądzie widziałem kiedyś. Tak wy-Igiądała, że nie obawiałem się'niczego.. — tłumaczy gęsto stary sługa^ rad .w gruncie rzeczy, że to nie on tym rażeni padł ofiarą "indiańskich" pomysłów ńia-
łego Józia.
-T- Acha! Acha! — mruczy. sędzia Horak: i z surową miną staje w,:i)rogu pokoju.
No! Dzieciaki! Do łazienki marsz! Ręce myć! Obiad! — pokrzykuje groźnie, udając, że nie widzi gramolącej si^ ze, wstydem z pod łóżka Irenki. * .: :• { ; — Dziadek! — krzyczy Józio, porzii cając swoją, ofiarę; - Dziadek! ; '
— Marsz do. łazienkil ■—' powtarza sędzia i uśmiechając się pod wąsem, znika w swoim pokoju. ^ v
Po jakimś czasie Irenka puka do gabinetu.sędziego. '""'v,;
— Chciałam łylko^^podzjękowąć' panu sędziemu za ten wyrok w mojej sprawie — mówi zaczerwieniona — ale ten mały mnie wciągnął i musiałam się z nim bawić.
— No. no. nie tłumacz się^! Później będziesz się tłumaczyć! Po obiedzie!
— Nie chciałabym robić kłopotu panu sędziemu.. " /
W tej właśnie chwili zjawia się za nią Józio.
-—Nie tnnie kłopotu narobisz, tylko sobie, bo cię Józio 1 tak nie puści. Praw;-da Józiu?
O; tak! Ja pani w ogóle nie piisz-'
zasta-
czę! — Ja" się z panią ożenię! Dobrze?
No, widzisz Irenko, żę sie to'tak szybko rskończyć. nie może; skoro Józio mówi nie tylko o obiedzie, ale nawet ó małżeństwie. No, jazda do stołu, t>o tam Mateusz obiad już podał.
Przy obiedzie Józio oczywiście ani na chwilę nie puścił ręki nowej znajo^ mej, która ogromnie mu pnypadła do gustu. A ponieważ dziadek obiecał, że^ panna Irenka zostanie po obiedzie — zu-; ^izostała zjedzona tak grzecznie, że lepiej nie można.
Zanim jednak Mateusz zdążył przynieść drugie danie — ktoś zadzwonił, a po chwili zjawia się... prokurator Drew-; nowski.
, . Mimo, iż jest bardzo .poruszony (naj-pier,v przywitał się z Józiem, potem z panną Irenką, a z sędzią Horakiem wcale) — nie dziwi go bynajmniej obecność Irenki przy stole sędziego Horaka. Nikt lego jednak nie zauważył, chyba tylko sędzia, a ten milczy, uśmiechając się nieznacznie.
— Panie sędzio — zaczął wreszcie Drewnowski, może trochę zbyt podniesionym głosem — ja mam wielką prośbę do pana sędziego.
Słucham. • —-Niech pan. wytłumaczy pannie: Irence że na polecenie sędziego Karwiny przeniesiono mnie do ministerstwa, niech pan wytłumaczy; że ja już nie jestem, ten srogi zwierz, który tylko ryczy o wyroki śpierci, tylko zwyczajny urzędnik, taki jak Karwina i inni, że wobec tego nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy się pobrali, bo ona l)ez opieki zginie,marnie, albo narobi jeszcze większych nieporządków jak z tymi aktami Ociepki...
— Dziadziusiu, dlaczego ten pan tak krzyczy na pannę Irenkę? —• zapytał szeptem Józio.
Bo ten pan chce się z nią ożenić.; —"odpowiedział również szeptem sędzia.
— A to,., panna Irenka jest też do^ rosła?
— Bo ja wiem? Chyba tak.
A kiedy panna Irenka, czerwona jak mak,_nie mogła się zdobyć na odpowiedź sędzia Horak, przybierając minę niby bardzo; ale to bardzo groźną, odezwał 8lę:i
— I cóż ty na to, Irenko?
A w odpowiedzi doszedł go speszony, ledwo dosłyszalny szept:
— Jeżeli pan sędzia sobie życzy.,,
KONIEC
Jan Alexandrowicz — Notary Public .
POLSKIE BIURO INFORMACYJNE
.Pomoc w sprawach rodzinnych; spadkowych i majątkowych w Polsce. — Kontrakty i inne dokumenty Imigracja. Income TłŁ
Tłumaczenia.
Toronto, Ont. 618-A Gueen St. West Tel. EM 8-5441
UW
OD ADMf NJSTRACJI
PROSIMY TYCH NASZYCH P. T. PRENUMERATO. KTÓRYM WYGASA PRZEDPŁATA. O JAK NAJSZYBSZE JEJ ODNOWIENIE W CELU UNIKNIĘCIA PRZERWY W WYSYŁCE PISMA;
DOMINION TRAYEL OFFICE
55 Wellington We«ł — Toronło — Tel. EM 6^51 S. HEIFETZ, NOTARY PUBLIC
Załatwiamy sprawnie i solidnie: Sprowadzanie krewnych z Polaki na stałe lub wizytę. — Wizy do Polski w 10 dni. — Wyjazd do ySĄ na stałe lub wizytę. -- Sprawy majątkowe w krajuj akty darowizny, pełnomocnictwa^ małżeństwa przez zaistępcę i i, sprawy. Gwarantowaną przesyłkę pieniędzy i paczek do Polski i Ukrainy, Tłumaczenia notarialne wiztlkich dokumentów. Bezpłatna informacja listownie; osobiicie i telefonicznie.
DUKE'S
Nowe I używane, pd %\S0 i wyi»\
625 OUEEN ŚT. WEST EM 8^138 -
Mamy duży wybór maszyn do prania, aparatów telewizyjnych i radiowych, lodówek i sportowych przyrządów. Przystępne ceny i wygodne raty na spłaty.
••w
Popierajcie łych, którzy ogłaszają się w "Związkowca"
NAPOJE NAJBARDZIEJ ZBLIŻONE DO TYCH, KTÓRE TAK WAM SMAKOWAŁY WKRAfU RODZINNYM.^
'i
Cola - Ginger Ale - Orange - Cream Soda
WAInut 1-2151
BEZPŁATNA DOSTAWA
na bankiety i inne okazje
W TORONTO TELEFONUJCIE
►
W dnie powszedńiiT' do godz. 7 wleci.,
Nie dostarcznmy towaru do prywatnych dom6ir.