m
Jerzy Seweryn 4
(COPYRIGHT BY "ZWIĄZKOWIEC")
jwrócil Sie w kierunku wózka. Chło-patrzvł- na obydwu mężczyzn sze-oiuai'tymi świetlistymi oczami:Bar-} cichv^:i tajemniczy. Poruszał bez-Lczriie wargami, wyniawiając jakieś Bslvszalne słowo.
i'cży się mówić, szczeniaczek .— ledzial' Kovvalczyk.— ale. tymczasem^ pbie.tvlko.gada,' na.głos -się jeszcze Idzi. No, ale to i lepiej, przyjdzie i sgo gadanie czas. I tak się za duzo ada, panie, a za mało.się robi. Niech tymczasem do siebie szeleści. Gn lużo kapuje, .mądry .chłopak. Fajny • ż niego wyrośnie,.jak.pragnęzdro-. Udał wam się synuś. [hlopiec odwrócił się do .kąta, do larv. Popatrzył na nią, poważnie i |vvo" Barbara nie; poruszyła: się, nie.-: la, widmowa, daleka. to\vak7yk pochylił się ku Mokrzycki,
.N'o,.tO' lak wyglądało faktycznie, szanowny. Takeśmy sobie.od tam-czasu ułożyli. Cicho tu, panie, ani. Iow, ani języków, ani kum; A fak-nie — co komu do nas? Sam pan isz: kamienica cichai; jak .makiem 1; przewiewna, "ani ciecia, ani rząd-ani gospodarza. Czasem 'jakiś chodzeń z ulicy zajdzie, postoi sobie (murkiem.:! — dalej.. Tydzień:temu pierwszy raz zaciekawili się nami, obliczanie warszawskiej, ludności ro-Przyszła: taka. ..dziewuszka, spisała Eden mężczyzna,, jedna kobita i jed-ziecko.. płci .męskiej.—■ i- poszła, tyle. Czasem zajdzie do Basi .kto.
do mnie koleżka. Pogwarzym, iem, ot i wsio. .A' teraz — koniec... [odszedł ;do stołu, znów nalał: sobie cubka wódki. Wypił. Obtarł usta.i cił Sie do Mokrzyckiego: : A jeszcze nie- miej pan urazy do •zem pana ;w pierwszych słowach [zacznie tu pnyjął. Ta u mnie tak hłodości: jak się-po gaziku przebu-jto w pierwszym momencie zaraz zlosć:na: ten świat chwyta. I.wte-. [uszę od razu komuś przygadać albo Baczyć, żeby złość odeszła.. Panie, moja nieboszczka żona ze mną Zawsze się musiała napatoczyć.
jak ja tylko^co oczy otwonyłem po gadzie. No, i zaraz raban. I tak do śmierci swojej nie zrozumiała, że to u mnie nerw taki specjalny jest. Ale to do rzeczy nie ma nic, tak tylko na boku to mówię, zeby panu wyjaśnić, że tii nie. o obrazę chodziło, tylko że natura u mnie taka;; Bardzo-m zadowolony, ze ■ pan na swoje gospodarstwo wrócił żywy i cały.
.Znów zapalił papierosa. Ręce - mu drżały.
■a ---.Tak, no, i na tym koniec, panie
— podjął znów, ■ -r- wszystko-m mało-wiele panu wyłożył. Wiesz pan teraz, co. jak i dlaczego. Może pan .wątpliwości masz, po co Baśka tu została; skoro;ja, jak, rzekłem, stąd się.nie ruszę Jeszcze. A..dokąd, ma pójść? Familia"jej cała wykończona, sapia jedna na .warszawskim gruzie została: A potem •— ja sam jej nie puściłem w świat. Niech zostanie^ bezpieczniej tu takiej ładnej kobiecie: Co ma w świecie robić sama jedna z dzieckiem przy piersi, wdowa-nie wdowa,; bo ostatecznie, co z panem — nie wiadomo było. Duzo tu teraz takich wdów-nie-wdów chodzi. Tośmy się 2 nią ułożyli:, jedziemy na. tym wózku razem. Grunt.— szczeniak: Ja pokręcę^się, por handluję, jaką-taką robotę złapię, choć z oczami u mnie niedobrze, a ona przy piecu i przy szczeniaku tyra.. Innym razeńi ona pracę złapała— raz w spółdzielni za kasjerkę, potem za szabrem pojeździła, potem przy esTpe-be, trochę popracowała, a w tym czasie ja przy szczeniaku sterczę, i łatwiej nani. bo życie tu drogie jak cholera.; Wiesz pan ^ mleko już.trzydzieści złotych, a słonina, pod. czterysta podjeżdża. Niech to jasna... — No, a teraz, panie, dosyć. Przybył pan z tamtego świata w dobrym zdrowiu i sile. Proszę bardzo — oddaję wszystko honorowo. Tu jest wszystko czyste i uczciwe, panie szanowny
— jakem Kowalczyk, ojciec trzech kobit, co dusze za Warszawę oddali. Na tó moja ręka, panie.: W porządku? Baśka, chodź tu. •
■ Podeszła cichO; Pytająco v błagalnie spojrzała na Kowalczyka, potem na Mokrzyckiego.
:v^.No.. pocałujcie się i przywitajcie
po ludzku — powiedział niemal surowo Kowalczj-k. — W porządku? . Mokrzjncki spojrzał na wózek. Chłopiec patrzył nań nieruchomo i zagadkowo. Poruszył wargami i powiedział cicho i wyraźnie:
— Pan.
— Nie r-r- powiedział Mokrzycki ^'stając z krzesła -— tu jeszcze nie wszystko w porządku..
Kowalci^k spojrzał na Mokrz>:c-kiego.
— fftn! Do mnie pan to mówi? Trudno, ja swoje przetłumaczyłem; A jeżeli co innego. T~
— Taki co innego — przerwo Mokrzycki—r i mówiłem to nie do pana. Pan jest człowiek porządny. Ale ja tu mam jeszcze obrachun^; Nie! Jedno pytanie. Nie, albo nawet nie pytanie...
Umilkł bezradnie. Właściwie — cóż miał powiedzieć, o co zapytać. Spojrzał na Barbarę. Stała o dwa kroki od nich
tak samo nieporuszona, milcząca, wyczekująca. Zauważył, że jest bardzo blada.
— Do:mnie zapytanie? — powiedział Kowalczyk— proszę bardzo. Rozumiem, że tak w try miga, nie. wyłoży się wszystkiego detalicznie.. : .
Nie. nie do pana.. Do... — chciał powiedzieć "zony", ale w ostatniej chwi^ li zmienił:
— ... do niej.
I A, to przepraszam, nie wtrącam się. Skoro do Basi — ona pełnoletnia ! i sama mówić umie. Ja swoje przetłur imaczyłem panu. Jeżeli co - niech ona poprawia.
— To nie chodzi o teraz —^ powie-: dział Mokrzycki ani do Kowalczyka ani do Barbary, lecz raczej do swoich myśli— nie chodzi o to, co teraz. O dawniejsze.
— A, w tamte czasy nie wdaję sicv To nie moja parafia, panie szanowny. Chociaż — wiesz pan? — powiem panu jedną rzecz bez urazy..
Odwrócił się do Barbary. —^ ... i tobie, Basia, powiem bez urazy, jakie to kino przytrafiło; się parę dni nazad. Wędrychowski, panie . i Je-; mielniak ze Starówki jak.raz na pien^'-śzego sierpnia wtedy po obiedzie na bombkę piwa na Swietojerską zaszli. Je-mielniak fondował. A jak za bombkę zapłacić — drobnych nie miał. Stanęło — Wędrychowski te dwadzieścia złotych zapłaci, a jak wyjdą Jemłelniak w budce papierosianej górala zmieni i dług z miejsca Wędrychoszczakowi odda. No, wyszli, panie, na .ulicę, a tu .-—pach, pach. Zaczęło, się; .1 prysnęli migiem, każdy na swój posterunek.. Gdzie tam górala zmieniać^ komu to tam w głowie' w takiej chwili, kiedy Warszawa na cały świat, wybuchła. Ńo, a :spotkali się parę dni nazad na Targowej, po niewir dzeniu się i niesłyszeniu o sobie od
tamtego piwa na Swiętojerskiej. Jeden poprzez obozy i katownie \STócił żywy, drugi też swoje Murnały. miał, a jeszcze i bez ręki, co ją na Starówce zostawił. No, i wiesz pan — zaczem się przywitać jak dwa koleżki, jak dwa powstańce warszawskie — Wędrychowski mówi pierwsze słowa: "a oddasz-że mi, taki i owaki, te dwanaście złotych, com to za ciebie wyłożył? Panie, Starówki nie ma, Swiętojerskiej' nie ma. górali szwab-skich nie ma, .Warszawa się wybebeszyła i ś\\'iat do góry się powj-wracał, a ten przez tyle czasu z takim* głupim zakalcem w pamięci chodził i urazę hodował. Wstyd! Ech, ludzie. Jeszcze żeby żartem powiedział, to^rozumiem, ale on na serio się zahandryezył. A po co to. mówię? A po to..
Spojrzał na Mokrzyckiego^ Na Barbarę.
— Ja czuję i widzę, że u was jakaś dawna draka jest. Ale mówię czy to czasem nie o takie właśnie piwo niezapłacone się . rozchodzi. Bo czasem jakaś głupia rzecz się zakisi. zapiecze w duszy i samoczynnie w raban - się przeobraża.: W nasze dni każdy obrachunek sens swój mieć powinien. Pomyśl pan — powstanie i bombka piwa. Taki obrachunek żadnego sensu nie: ma i szkoda sobie .- zdrowie na takie" rzeczy psuć.
— Nie, powiedział Mokrzycki, znużony i zniecierpliwiony, tym kaznodziejskim tonem —- nie. Tu nie o piwo chodzi.;. Ja pana rozumiem, pan ma swoje racje, ale tu..
— No, jeżeli tak, to przepraszam — powiedział Kowalczyk. — To nie moja parafia; Basia. — zwrócił się nagle do Barbary r— jak my z wodąstoim?
. — Wystarczy — szepnęła.
Kowalczyk podszedł do kubła w kącie. Podniósł pokrywę.
— Na dwóch-by starczyło do rana, ale przyjezdnj' pomyć się powinien — .z drogi. Pójdę. Bo my, panie szanowny —■ zwrócił się do Mokrzyckiego --f: po wodę pod kran magistracki chodzić musim. .. — Niech pan zostanie—^ powiedziała Barbara głucho — wody wystarczy.
— Ale gdzie tam!
Schylił się, wyciągnął spod łóżka buty, włożył je. Potem ubrał: się w ;mil-czeniu. Milczeli wszyscy troje. Za oknem podrywał się. wiatr i kawałek blachy brzęczał i chrzęścił coraz natarczywiej i głośniej; Płomyk karbidówki zdmuchiwany powiewem od okna chy^ iił się na ukos i wtedy: wszystkie cienie przelatywały, z miejsca na miejsce, roztrzepane i chwiejine.;-
Ko^j^alczyk wziął kubeł do ręki. Nar gle zwrócił się do Mokrzyckiego. ,, Żebyś pan wiedział, co sie ostatnio ta kobita naganiała, pana zwłok szukając .-^inaczej-byś pan na. nią patrzał się. Co wiem, to wiem.
POPULARNOfć BRYGIDY BARDOT
Jeden' z reporterów. parj'skich obserwował BB, gdy ta piechotą udawała się i domu na idjęcia do a-telier; Notował też reakcje mf-skich przechodniów, mijających aktorkę. A oto wyniki jego obserwacji:
72 mciczyzn oglądnęło, się aa Brigitte Bardot.
Z 23 mężczyzn, którzy ją zagadnęli na ulicy:
6 zaproponowało jej wypad do Lasku Bulońskiego,
4-zaprosiło do teatru,
3 na przejażdżkę po Sekwanie, . 2 chciało, by im pozowała,
2 zaprosiło na kolację, : , 2 na dansing,
1 proponował : jej oglądnięcie jego zbioru znaczków pocztowych;
Fózef Mackiewicz
Droga Donikąd
I
Wszystkie, prawa autorskie zastrzeżone
wizm, który chce zbudować lepszy św odrywa nas od doczesności, nakłada pęta na bezcelowe' szafowanie radością życia, a .wskazuje jego: cel: A to.-że dró; ga:jest,daleka;;/:,:v:-,-'' - I nie masz żadnycli^ wątpliwości co do tego? •. : :.■.: .— Co do czego?
-r- No, do tego celu,:do tej drogi, !po której nas goni.terrorem? '" • — Ty znowu; z tym terrorem. Na czym on. twoim zdaniem, głównie polega? ■ v; :', .v;ż^'^';::0 ■ ■
■ -r- Na tym, że nikt nie ma prawa powiedzieć, że jest niezadowolony.
: — A dlaczego ma być znowoiż tak bardzoniezadowolony?.. Pamiętasz, jak pracowaliśmy w lesie? Ciężko było i na-> rzekałeś - na zarobki, prawda? Ale czy 1 przypominasz sobie, coś ty w dawnych czasach: płacił robotnikom .^za spiłowa-' nie na podwórku metra drzewa, porąba-,nie i złożenie? Po 50 gro.sz\- płaciłrś \ człowieka. A wiesz, có; kosztowało 50 • groszy? Jeden" kiifel piwa w restauracji. 1;.: ^ Nie piędziesiąt, a. czterdzieści. A i za tó teraz nie ma ani piwa* ani restau-j racji, ani nic, i robotnik gówno tylko może kupić za.te twoje czerw-ońce! ; _ Cccciszej.' Nie; denerwuj . się. Prze de wszystkim-nie są wcale "moje",
bo;ja.. ..- ■'y'^'f■y^''^ ^r.:' Paweł trzymał ręce złożone na ł)la-cie stolika, a wzrok miał utkwiony w niedopitą szklankę kaw7, gdy raptownie podniósł oczy i patrząc wprost w twarz; Karola powiedzjał .z naciskiem:: ;; :. — Kanalia. ; ./ua.''\1'^':-^y-:J Karol zbladł. W następnej cłrwili wstaŁ mogło ślę wydawać, że chce sie rzucić na Pąwła^ ale zamiast tego, nie natrzac nań, bez jednego słowa podszedł do bufetu, by zatracić obydwie kawy. Rece mu tóły, idy -wyjmował pieniądze. Z kilku.stolików spojrzano niespokojnie w ićh kierunku. Siedzący przy najbliższym, dobrze ubrany pain w średnim wieku zamknął z trzaskiem leżącą na blacie papierośnicę, wpakował ją do tylniej kieszeni i z wyrazein niesmakii na swej szczupłej twarzy obrzucił Pawła, mijając jego stolik, spojrzeniem, jakim się obdarza człowteka źle wychowanego, który w publićznyiri lokalu nie umie się zachować'odpowiednio. v Pawd pozostał sam, czując, że mu
.W Ameryce; i -krajach demokra-ych juz, dawno..;.— zaczął Pawel.^ O, właśnie!. — przerwał mu Ka-Teraz trzymam cię za słowo; W ch demokratycznych. To znaczy, ze )rzvznajesz, iż to jest postęp.
Nie,, nie przyznaję; Bo objawy, o ch wspominasz, wynikają tu z inr okoliczności; ■ Takich mianowicie. Danująw koszarach na najniższym ilu rekruckim, aH>o w więzieniach, mogą znaleźć się ludzie najróżniej-sfer; stanów, wykształcenia itd;, ęci jedną racją wyższej dyscypliny ywają się - sw.ych dotychczasowych socjalno-cywilnych i stają się na-: m równi wobec • rygoru, jeżeli już hcemy użyć słowa: terroru.:;
Gdzie ty widzisz ten terror? —
umyślnie zniżył głos,.-bo.-mu .się łło. że Paweł i mówi zbyt: głośno. " literaturze sowieckiej chyba. Co, 31 nad nami jakiś straszny enkawu-
Z; naganem w ręku? .Widzisz ty
na ulicach zbrojne patrole? Bag-druty kolczaste? Ludzie idą sobie [jnie ulicą, a my siedzimy i pijemy
Słyszałeś ty ehoć jeden strzał?
Ach. Karolu, nie udawaj głupca!: opowiedział Paweł z rozdrażnie-
— Mówię przede. wsz)'stkim o terr I psychicznym. Zresztą... Sam prze-ówiłeś; że bolsze»'izm nie od nieba f& człowieka, a od zierai,-i że jest Eip życia: doczesnego przede wszy-
i że na-wszelkie objawy tego ży-iłożył pęta. Mówiłeś tak czy nie? [tam jeszcze przy studni wtedy...
Mówiłem. Nie tylko przyznaję, ale ■ci -jestem w>'znać. że uś^^ńadomie-fbie tej prawdy doprowadziło mnie Mio do zrozumienia drogi, po któ-[oczy komunizm. Bo iego zaintere-ia leżą w sferze przysrfości. Kon-tachodzi tu nie pomiędzy niebem ią, a pomiędzy celami życia na fmej ziemi. Jeżeli budujesz dom ci sprawia radość: automatyczny ^jadzenia cegły czv myśl o t>Tn. że będzie zbudowany? Nie można ^-budować nie w>biegajac myślą W. Jakże chcesz budować przy-l^cwi^c .jednocześnie po czubek '^w^fCr^MteJab&f^ w tej doczesno-iśnie. w tym bezmyślnym konsulu życia? Oto dlaczego łwlsze^
w>*pieki występują na twarz.: Zdawało jednak coś.kiełkować w powietrzu, coś.
mu się; że-w tej chwili wszyscy w kawiarni : muszą nan- patrzeć ze ■ szczerą niechęcią. Odwrócił.twarz do okna, usiłując wytworzyć wrażenie, że obojętnie kogoś wypatruje.: Kelner podszedł i bez
co pobudza nadzieję w. ludziach i.soki w roślinach. Zrywa się. czasem wiatr': gwałtowny niby to zimny, ra przecież ^ inny niz w styczniu. Pnie drzew robią się bardziej czarne, a gałęzie, rysują się
słowa zabrał pu.ste szklanki. I oto w;wyraźnie na tle białego nieba. Śnieg takiej to chwili wszedł właśnie na salę tv/ardy: się staje, zleżały..Człowiek obe^
Laszowski. . Przystanął, rozglądając się wokół, najwyraźniej szukał .ko?oś ocza-m.i, kogo nie byłO; a spostrzegłszy Pawła, zbliżał się doń powoli z wyrazem ha-mov/anego rozczsarowania. W: innej okoliczności Paweł nie pragnąłby tego spotkania, ale w tej chwili odczuł. wielką ulgę.
— Sto lat już nie widzieliśmy się --^ :powiedział przybyły/--—. Co u pana słychać? Czy nie było tu Karola, pan zdaje się zna go dobrze?
— Owszem.... Był. Wyszedł .właśnie 'przed chwilą. Nieeh pan siada — dodał ; skwapliwie.
. -r- Ach, to fatalne.: Umówiłem się z nim. Niestety, tak się złożyło, że musiałem się spóźnić;: To pech! — Usiadł na krześle opuszczonym przez Karola. — Słyszałem, że pan zmienił zawód; co? ;Z biczem pan pracuje? Och — westchnął \ — żeby pan wiedział, jak ja panu zazdroszczę tej pracy. Słowo daję. i Paweł chciał wtrącić już, że nic nie ' stoi na przeszkodzie,. aby i on się do niej zabrał, ale się powstrzymał. Powie-
znany z tymi objawami pociąga wtedy nosem i mówi do sąsiada: "Do wiosny' idzie" a .sąsiad kiwa potakująco głową. Podnawi-słymi chmurami leci kruk i woła po ^wiosennemu:. gardłowo, krótko i urywanie. Już wtedy: wiadomo, że ściele gdzieś gniazdo w koronie najwyższych drzew lasu. Bywa, że zaraz potem:wracają do. kraju białodzióbe gawrony. W tym to czasie chytry ogrodnik sztucznie wyprzedza przyrodę i dla .swych przyziemnych mie.szczańskich celów zarobkowych rozbudowuje inspekty,: łapie w południe pocieplałe słońce, a od dołu Dotrzebuje wiele końskiego nawozu, który grzeje ziemię. Oto jak: się złożyły okoliczności, w wyniku których Paweł przyjął pracę u starego Łaszowskiego przy zwózce nawozu, umawiając się z nim po cenie 8 rubli za furę.
Były to dni mozolnej pracy. O zmierzchu; opatrzywszy konia w stajni, chodził na obiad do małej knajpy, mieszczącej się przy rynku. Zmęczony i brudny, zasiadał przy stoliku, bez żadnej myśli ubocznej, cały skoncentrowa-
dział natomiast, że przyjechał wła.sj^ie I "y w szczękach, którymi zuł. co mu włas-dziś rano do miasta i 'zamierza tu trochę 1 "ie podano do jedzenia. Widelec w ręku pozarobkować. Łaszowski wT)atrzvł .=ię, pod.swiadomie przypominał mu widły, w przeciwległa .ścianę coś sobie przvpo-; któr>'mi przez cały dzien nakładał 1 wy-' minając ' j ' ' kładał gnój. Pewnefjo dnia, siedząc twa-
■ —'7ac7ekfli nan — nowiPH-zi-J do oszklon.N^ch d"rzwi, w któr>-ch jed-
'chwilce - nie dalei lak Sra orz^^i"^ sz^ba była wybita i zastąpiona ka-n,' n,i c! itir'" •» ^. Llwałkiem tektury, spostrzegł wchodzące-
pominą mi się, mój ojciec szukał czło* wieka z wozem dopracy w swoim zakładzie ogrodniczym. Nie odpowiadałoby to panu? _^
—r Nic nie wiedziałem, że ma pań tii ojca i że posiada on przedsiębTorstwo ogrodnicze.
: ^ No, przedsiębiorstwo, to za dużo powiedziane. Taki sobie mały ogródek. Mój ojciec sam pracuje.;; Taaak. Trzeba nanu wiedzieć, że zawsze był rolwtniklem.
— Nie znacjonalizowali dotychczas jego zakładu?
— Ach, nie dziś, to jutro...—: westchnął konfidencjonalnie Łaszowski. — Chciałby pan, to mogę zaprowadzić do mego ojca, bo ja teraz tam mieszkam.
Paweł chciał, i niezwłocznie, opuścił kawiarnię.
Zbliżał się koniec lutego. Zdarz>'ło sie kiedyś, źe wskutek" raptownie naśta-łej ciejirfoty już w połowie lutego roz\ł'ar-ły .się pąćcki na bzach. Dawno temu to było. Ale iw normalnych latach, choć w lutym zazwyczaj śniegi leżą jeszcze ^ębokie i mrozy bywają silne, zaczyna
go oficera sowieckiego; Pnybyły zatrzy mał się rozglądając, a później niepewnym krokiem podszedł do szynkwasu i zapytał:
- — Gzy nie można dostać u was pudru? ——
— Pudru?____zdziwił się gospodarz,
unosząc w.górę brwi. —U nas? Pudru? Nieee.
— A gdzie można kupić?
— Obecnie? — zastanowił się i dla-czegoś zapjlał: — Dużo trzeba?
— Dwa, tny kilo..
Gospodarz potrząsnął przecząco głowa. O tej późnej porze prócz Pawła siedział w knajpie jeden tylko, jeszcze młody, chłop, przybyły ze wsi. Popatrzył na oficera rozbawionym wzrokiem. Ten poczerwieniał, przeprosił grzecznie i wycofał *ię zawstydzony.
.— Na urlop, musi, do Moskwy wraca. Posoekulować chce — powiedział chłop, —^Tf*v człowiek.
POPIERAJCIE TYCH, KTÓRZY OGŁASZAJĄ SIE W "ZWIĄZKOWCir
NIKE CLEANING & Laundry Service
1605 BLOOR ST. WEST
(strona południowa)
Specjalność ubrania i suknie Wszelkiego rodzaju przeróbki
Przywozimy i odwozimy łi«zpłałnie.
iDwoKiei I lomioszE
E. H. LUCK. BJk^ 1.1% (LUKOWIKI)
I R. H. SMELA, BA«, LUk POLSCY ADWOKACI
Wspólnicy nrmjr «lwolaiekltJ •Unty^ PMtoriMk, lock * ShmIc. sr ttOOR ST. W. róg May WA «>mi
prtyjmują wltcioranu n t«l«(oaic»
nym poroimnleniein. > 11
JAN L Z. aORA
ADWOKAT — OIROACA NOTARIUn TeL Biura: LI Mlii _Mieszk.: AT M4śS
1479 OutM St. W. — TMWit*
1 ■
GEORGE BEN, B,A.
ADWOKAT I NOTARIUSZ
Mówi po polsku
1134 DuihUs Sł. w. • Terentft T*l. LE 44431 i LE 44432
is
8. HEIFETZ, B.A.
ADWOKAT
S. HEIFETZ
NOTARlIMt Si W«mnft«n Sł. W., rmnnf, Ont. KM wlacioraml WA S-MM
NOWA FARMA
SŁAWNYCH NUTRII CEJNAR'A
ZOSTAŁA OTWARTA POD TORONTO ZAINTERESOWANI HODOWLĄ PROSZENI SĄ O ODWIEDZENIE FARMY CEJNARA
przy
LAKESHORE RD. WEST
(Highway No. 2, pny Oakville) Telefon: Oakville: VI 5-1377 Toronto: LE 6-7898
CM. BIELSKI,BA.B.C.L.
ADWOKAT I NOTARIUSZ
Pnyjfcłe coddennl* — SutM 4M, Board of Trade Bld«.
11 Adclaldo St. WMt
(pny YoDge St.) Toronto — EM 2-1251
Wieczorami za uprzednim telefonicznym porozumieniem.
. B .W
OENmOI
Dr. Władytławi SADAUSKAS
LEKARZ DENTYSTA
(drugi dom od RaocMraUM
Pnyjmuje za uprzednim telato-nicznym porozunuenien Taltfon LE M25e 129 Oronadlor RA
OKULIŚCI
Okulistka Br. BUKOWSKA BEJNAR ÓD.
274 Roncetv«lles Av«.
(przy Geoffrey) Tel. LE 2-5493
Godziny przyjęć: codziennie od 10 rano do 8 wlecz, w soboty: od 10 do 4 wlecz.
WW
Dr. E. WAGHNA
DENTYSTA
Godziny: 10—12 ł 2—4
384 Bathurtt St. — EM 4451S
Dr. N. LUGYK
DENTYSTA 2092 Dundat St. W.. • Toronto Ttl. RO 94682
IW
Dr. S. D. BRI6EL
LEKARZ DENTYSTA
CHIRURG — STOMATOLOG . Sptc|«ll«tt chor6b |<niy uttnol PbyslcUns' & Surgeonn' BulUUaf Kancelaria No. 270
84 Bleor St. W. — Toronto TaUfon WA 24>0S6
IW
Jan Alexandrowlcz — Notary Public
POLSKIE BIURO INFORMACYJNE
Pomoc w sprawach rodzinnych, spadkowych i majątkowych W Polsce^ — Kontrakty i inne dokumenty Imigracja. Income TKL
Tłumaczenia.
Toronto, Ont. 6ia*A Guoon St. Wott Tti. EM 8-S441
WW
FICA CLimC OF CHIROPRACnC
FRANCISZEK J. FICA, D.C. DOKTÓR CHIROPRAKTYKI
Specjalista w leczeniu artretyzmu, reumatyzmu, lumbago, syjatyki, ból głowy, apopleksja, polio, dolegliwości mu.skufów i stawów oraz zasilania i nonnowania całego órganizrhu.^;.^,.'^^
224 Roncosyallos Ave. Toronto Tfl.^LE 5*2311
MW>H
rii
DOMINION TRAYEL OmCE
55 Wellington Wo«t — Toronto — T4l. EM 6^1 S. HEIFETZ, NOIARY PUBLIC
Załatwiamy sprawnie 1.solidnie: Sprowadzanie krewnych z TMU na stałe lub wizytę. — Wizy do PoUkl w 10 dni. — Wyjazd do USA na stałe lub wizytę. — Sprawy majątkowe w krajii« akty darowizny, pełnomocnictwa, małżeństwa przez zastcpcf i L Bpnwj.
Gwarantowaną przesyłkę pieniędzy i paczek do Polski i Ukrałojr. Tłumaczania notarialna wn0lkiehdokunMnt6w.
Bezpłatna informacja listownie, osobUcie i telefonicznie.
NAPOJE NAJBAHDZIEJ ZBUŹONt DO TYCH. KTÓRE TAK WAM SMAKOWAŁY W KRAJU RODZINNYM^
Cola - Ginger Ale - Orange • Cream Soda
WJUiił 1-2151
BEZPŁATNA DOSTAWA qa bankiety i inne oka^e
W TORONTO TELCFONUJCII
►
W dnf«:powmd8lfl
Nie dostaresuny Unrnn do itrywitnythdomdy.
Kim-
mm
Ki
i-
mm-
MM-
-W