STR. 6
"ZWIĄZKOWIEC" MARZEC (March) środa, 2 ~ 1960
Jerzy Seweryn
14
(COPYRIGHT BY "ZWIĄZKOWIEC")
1
I I
Pocieszała Barbarę — doświadczona matka; _pomogła jej przebrać chłopca, krzątała się sprawnie i zgrabnie.,Odra-, dziła wszywanie natychmiast doktora;, bo 10 najwidoczniej ani 'dyfteryt, a n i kr u p;. W najgorszym w\7)adkU: szkarlatyna, ale. ■i tak nie potrzeba tu doktora, zaraz, Ra-' dziła poczekać do. rana i-, o ile gorączka nie spadnie — wtedy pój.sć do lekarza Miała tyle spokoju.7eprzekona.ła i,uspokoiła wszystkich.. Chłopiec beczał,,;mazał się, kaprysił Położyły go i ukołysały w wózku 1 wreszcie przycichł, zasypiając.
■•■ Irusia zegnała się. Wybierał, się.z nią na Puławska do apteki., po miksturkę przeciwgorączkową,. którą radziła dać dziecku na "wszelki wypadek, gdyby temperatura do północy: nie spadła. Wychodzili już, gdy w drzwiach -przypomniał sobie — A wiesz. Basiu, ja me mam pieniędzy.
■ Zarumieniona sięgnęła ...po torebkę, wyjęła dwie stuzłotówki. — To chyba starczy? I nagle uśmiechnęła się radośnie:
— Ale weź więcej, w.szystko. Teraz ty rządź. A zresztą, nie możesz przecież chodzić bez grosza przy duszy. I mu-.si.sz kupić jeszcze, chleba.na kolacjęprzy okazji
• ■ Gdy .podawała mu ...pieniądze popatrzyła'nań ufnie, i ■szczęśliwie. 1 nagle zrozumiał V odczuł ten .jej uśmiech: .oto widoma pierwsza wspólnota, domowa, wiadoma-, wspólna więź ogniska rodzinnego. Gd tego ułamka sekundy przestawiał, być. przybyszem,:lecz wracał'niejako_:do -.komórki rodziny,, do wspólnoty: dóbr i ;trosk; Odwzajemnił się jej uśmiechem zrozumienia^ Banalny-go-spodarski gest •Barbary przypieczętował jakąś: głębsza istotniejszą zgodę .J porozumienie. Jesz-. cze w drzwiach nagle przygarnęła.. się doń 1 musnęła go pocałunkiem w poli: czek. — TVlkomi wracaj prędko, dosyć Sie juz dziś nachodziłeś.
" "Tylko mi wracaj prędko". Słyszał juz to ■zdanier tym tonem już wiele, wiele razy w dawnycłi szczęśliwych tam-: tych latach; Jeszcze jedna niteczka Avię-
■ zi. ......
- Gdy Wracał z apteki, mimo woli przy-
., śpieszał kroku: do domu. Do domu! Po Iraz pierwszy od powrotu do Warszawy j-pocziił w soVe~w^ej^4:wili -j-a4{-aś-spo-i.kojną' energię,- jakiś grunt pod nogami, i Drobny fakt; że niósł, oto lekarstwo dla ! ich chłopca r bochenek chleba na .kola-I cje dla nich; nadawał sens 1 rzeczowość Itcmu .światu, do )<torego wrócił. Trafił na nurt. z:którego..dotąd zrzucal.^^ go, złe i r wrogie moce; na właści.wy. . głęboki 1 czysty nurt życia. Ruiny przestawały być ruinami; lecz gruzem, który należy usunąć; U.sunąćczym prędzej, gdyż szkoda każdego dnia. Rozmyślał,;idąC; ze wszystko' trzeba teraz radykalnie i sz.yb-ko zmienić: 1..mi€.szkanie,-.i tryb życia, i plany. Poczuł sie, jak w czasach, gdy życiem' jego rządził nienarodzony jesz-; cze wtedy Piotruś. '
Skręcił do bramy;.;I'nagle stało się coś dziwnego:
. Wśród rumowiska zalegającego bramę, wyraźnie widoczne■:było miejsce, gdzie o tamtym sierpniowym świcie leżała zabita dziewczyna w kałuży ;krwi, z prawej strony pod. ścianą..:Ktoś i' dla czegoś odgarnął: gruz w tym-miejscu i wielki kwadrat posadzki lśnił w. mrok.u jak wielka płyta nagrobka; A może,nawet nikt nie; odgarniał gruzu i było tak' i. przedtem, tylko tego w świetle dnia nie zauwaz.vł. Wspomnienie widoku.martwej; dziewczyny było tak straszliwie plastyczne, ze zamarł na chwiłę -w- bezruchu. Tak plastyczne, ze poczuł w nozdrzach gryzący .swąd ./spalenizny, jaki w,vpełnial wtedy bramę, a. w uszach suchy'trzask strzałów.- Zdjęty niewytłu: maczalną. zgrozą obejrzał sie. nawet, czy sby poprzez.siwy dym i kurz nad jezdnią me zobaczy po. przeciwległej stronie ulicy lezących trupów na chodniku.
Ciemna, groza wionęła nań skądciś-cienina 1 • duszna; groza. -Serce zamarło, a potem podtoczyło się :ku gardłu, jak wtedy, gdy 'biegł :z, podniesionymi • rę-^ kami.
Opanował sie jednak i szybkim, krokiem, przeszedł przez cmentarzysko.pod^ worka. Odetchnął dopiero • na wido.k; światła w..,ich oknie. Czoło miał zro.szone: potem, "Nerwy — pomyślał ze złością, j-— nerwy- i zmęczenie, do licha. Trzebn
.sie wziąć, w- ręce. Wstyd być teraz ;neu-rastenikiem'*.
Otworzył drzwi. Barbara siedziała na łóżku, kołysząc chłopca.
w Przyniosłeś? —. spytała cicłio; ... - — Tak. Płaczesz, Basiu? Co się stało? NMe. Nic.— uśmiechnęła się z wysiłkiem — tak płaknęło się. trochę. Wiesz nerwy, -zmęczenie. ;; No^.i ..z ./tobą to wszystko.
Miękkim, serdecznym, męskim ru-. chem, położył dłoń na jej włosach;. ;.:
• -7^ Weź się w ręce, .Basieńko, w.szy-.stko będzie dobrze.
.Uśmiechnęła się pokornie i. smutnie.-.; — Chciałabym, aby.b.yło dobrze, ale nie-wiem. nie wiem
. Navschodach słychać było kroki- Kowalczyka. ;Wszedł~z kubłem wody. ;
Niech pan- nie hałasuj€,;panie Leonie — powiedziała — bo zasnaj.
, — Dobra .— zmitygował się. Kowalczyk, Postawił- kubeł w-kącie. Odwrócił sie do Barbary.
A jeszcze zapomniałem ci. po.wie-dzieć. Basia;: Przychodziła ta panienka;: od eskumacji.
— No i co? -7- zapytała szeptem No; i powiedziałem jej. źe-nam:
juz eskumacji- nie trzeba. Zdziwiła'.się jak cholera.
Barbara- opuściła., nisko - głowę. Po chwili .powiedziała przez zeby: .■ - ■ ■ — I po co pan-wtrąca Sie w. nie .swnie sprawy, panie Leonie. .-
Kowalczyk obraził się. -. -r-;.A-wtrąciłem się. bo: to i: -raoja sprawa poniekąd. Tv. za eskumacją latasz: i - .szukasz, nogi: sobie :zdarłas;- to że ^jak widzę; ze. -eskumacja ; już sensu ••nie-,ma, bo; nieboszczyk nam. szczęśliwie wrócił.
— ;Nie pańska ..to rzecz.- panie Leonie, mówię panu.
Mokrzyckiego.zdziwi! .:jej; ostry. i "suchy ton; I^rzybladłalrochę. i zacięła :usta;
, Podniosła się z lózka 1 nie patrząc na nikogo ostrożnie, przeniosła śpiącego chłopca do wózka.. Na chwilę: podniósł powieki.; popatrzył ■.m.ętnie z daleka na Barbarę i rozpłakał.się: Otuliła go kołderką, prz,ysunęla stołek do wózka; po-' chyliła sie;- nisko • nad- -główką, .chłopca; Plecy jej drgały. Płakała cicho 1 bezgłośnie
.Mokrzycki siedział'przy stole niepo-ruszonj':;. Obserwował cień na ścianie od wózka i Barbary,- wielki, mający w sobie coś złowieszczego; Spojrzał na wózek; Jasne włosy Barbary okryły twarz dziecka 1 twarz matki, ;lak niezmiernie podobne clQ siebie zlały się w -cieniu w-jedną, bla--dą;:plamę.- Jeszcze przed chwilą .z-'taką serdecznością .położył dłoń na tych. jasnych :włosach.. Ale- teraz: ten płacz — to me było tamto "płaknęło-mi'się"; To było coś innego.
Kowalczyk gmerał przy ognisku, cicho, klnąc pod no.sem. Pod płytą nie było
ciągu i swąd spalonych wiórów snuł się po całym pokoju. W'reszcie nikły płomyczek zaczął jarzyć się silniej.;Kowalczyk wstał z -kięczeky .popatrzył na Barbarę.
- Nie masz czego beczeć, krzjTH'dy-m ci żadnej nie zrobił, jeżeli o to-beczysz; Ale jak panieneczka: przychodzi;i mówi, ze eskumacja męża; tej pani może będzie, to: co miałem powiedzieć? Powiedziałem: kłaniamy .:się pięknie i dzięku-. jemy;-bo nam nieboszczyk, mąż tej pani. podniosła głowę znad wózka. :— Czy ja panu kiedy mówiłam o ekr shumacji — męża?
'., —-Mnie nie. ale jem widać mówiłaś, _skoro tak.
— Więc po co pan się wtrąca? ; Wstała porj-wczo; Podeszła; do stolic ka. odsunęła szufladkę;.;
'Przebierała jakieś szpargały, świstkij. !papierk'i,- strzępy . rachunków. Wreszcie ' znalazła wymiętą kartę pocztową. Przeczytała ją uważnie i .podała przez stół Mokrzyckiemu. Czytał drobne nerwowe-pismo:
"Droga pani Basiu. Serdecznie • dziękuję za wiadomość: o^ możliwości i : ekshumacji, sama zresztą.; czytałam I już w gazecie.-warszawskiej. Nie wiem, i;; czy pani; wie już, że - podobno .przy j; tamtych; zwłokach: są butelki z: nazwi-!. skami. Kazio, będzie w tych dniach dniach W'-Warszawie i porozumie się i-., z panią co do kosztów. Ja wciąż jesz-i. cze chodzę - z trudem, wiec o przyjeż-. dzie; na -razie, mowy: nie ma. Całuję panią, zyczfiwa..."
Jakiś, zakrętas zamiast podpisu.-,Pieczątka pocztowa, z Jeleniej .Góry; Data sprzed miesiąca.
\ Przeczytał rpołoźył kartkę na/stole.' Spojrzał pytająco.na Barbarę. Siedziała znów przy wózku, osłonięta, cieniem. Już nie płakała, widział :tylko, że jest bledsza 1. usta: ma dziwniezacięte.- Odniósł .wrażenie, jak gdyby gotowała się do jakiejś obrony. Chłopiec /drzemał,: cał.v rozpalony, w wypiekach.
; —T Pokazałam ci dowód, powie-działa cicho i dobitnie,— żeby. uniknąć długich, rozmów. Głowa mnie boli i nie chce mi się mówić. Chcę sprostować to, co b.yś -mógł .pomyśleć. Tak, owszem, szukałam ,w \Varszawie zwłok jednego studenta, powstańca, brata tej pani, która pisała tę kartkę. Ona.jest ciężko chora, z mężem, t.ym.:właśnie-Kaziem,':o którym pisze,w Jelenie.j.:'Górza. -Z rodziny ich nikogo nie. ma w Warszawie. Więc.ekshumacją zajęłam się ja. A z mą, ta':panią Bystrzycką; odbyłyśmy ra-; zernwędrówke/z-Pruszkowa..: / ..-:. Opuściła nisko głowę. Chłopiec drgnął i. jęknął cicho; .Kowalczyk odwrócony brzęczał- fajerkami .na; płycie.- • Gryzący dym, wypełniał- czadem'cały pokój: , ; — No; dobrze, powiedział Mo-krzycki, ale dlaczego. ty właśnie zaj-mujesz: się: tyni, —^ no, tą ekshumacją; Znałaś go prz3'-najmniej?
Józef Mackiewicz ~ "43 '(|'
Donikąd
«zek, to prawda, ale każdy innego gatunku. A my. ludzie, - im-naprzeciw,: to też tylko gatunek jeden i ten sam. a nie zeby kilka.
: -^Są jednak./róznice .między... narodami.
—-/Są; -me -będę się spierał;.ale tylko' z wychowańia czy .obyczajów, a nie -z gar tunku.' Czy/.to: będzie, jaki tam Hiszpan czy Ruski, czy Francuz, czy Niemiec; to wszyscy, jakby powiedzieć: tylko szczygieł: czy tylko sikorka; I nie tak jak różne sikorki, jeden/naród, na przykład:, bogatki drugi: czarnogłówki.A zwyczaje; ma się rozumieć, rózne.-mogą-być:-&4^ na-przykład na swobodzie je zwyczajnie jarzębinę, a wklatce woli konopie. Znaczy; zwyczaj swój zmienia. Ale różnica gatunku w czym innym objawia się::Wi' dzLSz pan tę klatkę, do połow\v chustką zawiniętą? Jaw niej próbuje- połączyć
i
Wszystkie prawa autorskie zastrzeżone ; / . [{jj
; — Nie rozumie się! — podchwyciła j ego słową. r— A za co .0pał u k u pić ? Ta t-ko myśli, ze ciągle stare czasy.
— Myśleć ja nie myślę. Dobrze wiem, ze nowe.
— I wyjechał pan?; r— nawiązał Paweł do opowiadania. .
— Pan wie, kto w Symbirsku rodził
się? Włodzimierz Iljicz Uljanow. Kiedy
on Leninem przezwał się, nie pamiętam;
A my z nim jednolatki byli. Pamiętam
jego dobrze.;. Gdzie jego tam nosiło po
świecie, później... alewyniosło, ..w górę
wyniosło. A szkoda: Życie było kiedyś.
Czółnem, bywało; płyniesz-o świcie na
wyspę; zapadki stawić... Albo wiosną,, gdy
wody:,rozleją.się;szeroooooko! A W-cer-'
kwi zadzwonią, to tak, zdaje się. jakby
głos żywy biegł po wodzie niby czajka,
skrzydłami dotykając. •; Przestrzeń, swoboda;.. Wyjechałem., pytasz pan? A co
lam było' robić?" Ptaki zabronili. łowić.
a jakże! Zam1ast:,tego;lud2i do klatek nasadzali: Co tu i; mówić. Ot, teraz słyszę,
wszyscy na Hitlera naskoczyli, cały świat
krzyczy, ze morduje: Żydów. A czemu ,to zapomnieli; jak w bolszewicką rewo-: łucję gołych oficerów za .nogi .po bruku
ciągali,:duchownych do przerębli rzucali, kupcom oczy/ł^ipili? Co to, żyd co lepszy od oficera czy innego? To samo człowiek. Ale ja nie o lym chciałem mówić. Mordować. W;-kaidym narodzie mordują, ale że kraj zmienili. Nawet i nie to, że nędza nastała/ Ja tak.;, zmienili, żona umarła przy rodach,; Górka tylko; ;ot; kaleka--z ojca strony trochę krewnych tu zostało. Wtedy jeszcze optować było można; No, to i zaoptowałem w; ojcowiznę. Domek ten kupiłem.
Paweł poczęstował go tytoniem. Stary zrobił przeczący ruch ręką: — Nie będziemy jeszcze palić. Zakąsimy i po kieliszku, jednynf,- drugim, a to ja zagada-iem się i nie częstuję:. A później zapalimy na świeżym powietrzu. , .,
; ~. Bo cOi>ptakom dym szkodzi?. , — Nie. żeby bardzo, to nie szkodzi, ale, zawszeć
> - — Delikatne; lepiej już być człowier kiera niż ptaszkiem —' zażartował Paweł.
. — Zależy, jak jakim. Ja nie uczony, ale powiem panu, że ludzie nawet uczeni; a nie zawsze-pojmują, Iciedy mówią; ptaszki U nichł dzięcioł ptaszek, i sikorka, i drozd, i,kanarek.ptaszek. Że pta-
rzał się na okna. Na dworze robił się już zmierzch.
/: — To pewnie F-jodor Mikolajewićz, fnoj przyjaciel. — Drzwi się otwarły i stanął w nich człowiek, bardzo wysoki, w. miindurze oficera: czerwonej armii; z oznakami majora. Ptasznik wstał. Pa^ .\\'eł' uniósł;sie; również i powiedział: .;..•--- .Chyba' mnie już czas -w^ drogę. '
— Eee. zaczekaj pan teraz; Poznaj boszęwika;—-odparł ptasznik. Przybyły uśmiechnął się;, wyciągając-'rękę do starego. /Miał włosy mocno szpakowate, ną skroniach zupełnie siwe; Nos długi, raczej :mięsisty, natomiast skórę/na twarzy suchą, pooraną zmarszczkami. Specjalnie wyróżniały' się jednak jego oczy,: które -skutkiem- swej wewnętrznej wyrazistości zati-acaly:do tego stopnia zewnętrzny; swoj. kolor, że trudno byłoby odpowiedzieć, na pytanie, jakiej właściwie są barwy? Gospodarz ■ przedstawił wzajemnie gości 1 zaraz objaśnił: obszernie:' zFjodoremMikołajewiczemłączą go najstarsze więzy przyjaźni jeszcze z Symbir-' ska. Służyli też razem w wojsku carskim, tylko- ze; tamten.-dochrapał'się rangi ofi--ceTskTej-:,-i wyszedł w końcu do rezerwy w stopniu kapitana:"W roku; 1920 żmo: bilizowali go bolszewicy do wojny ż Polską.;—-;I. widzisz pan; komu służy! zakończył z uśmiechem. —. Majorem na--węt,.został:.: I oto. los pokierował:spotkać się znowu po latach; :Żachodzi prawie ćo-'
samca ćźyza z samką kanarka.. W nauce ^ dziennie na pogawędkę. Z mm możesz to one uchodzą, jakby powiedzieć, za;pan rozmawiać, jak"ze mną, szczerze,
z::;-^Tu; z garnizonem?-^.spytał Paweł. :^:, :--r;Tak.:W:k6sźarąc^ parł.-.tanitón
•'; —: Kon ia.: :.sprze'dałen]:.: iM ikoła jewiczu oświadczył ptasznik.:;?;:^':''-; .-Ą^ ..-:-r-:/Szkoda;. Ładny;kpń;liył; 7^ : ; UśiedH:vF»rzy^^
pełna szklankę wódki -- niech dópędzar Ten; wypił haustem, dp. polowa, :wziął widelec;.trzymająć gp szukał pnez chwi:' lę oczaimi po; stole, aż ptasznik przysunął mil talerzyk z g^^^ r-^ mrujnął .oficer;^r dęlćęm.'Rozmowa potoczyła'sie- na tnat: koni,: riastępri
Pó?niej jedli; jakiś; czas w milczeniii; Po chwili ptaś:znik ; uczynił ruch głóWą w kiętunku^;PaAVłą:.;/;j;:.-/:-,7t."^ - ■'':
:.^%_:. Tez :nie:: lubi 'bolsżęWikóu-;:, % ■ Hin:,;-^-/mruknął n^ serii i podciągnął ku sobie kawałek wędzonej szynki,domowego wyrobu. —- A
,\ --i-^-^śmię
łajewićz, Vwtrąc|ł. ptasziiik; . ■;; /
'Paweł podniósł. czy ich spotkały: się-na:ćliwilę i:żat^zy; mały..Czy tp pod wpływem wypi ki, czy zachęcony wyro
rżenia, Paweł nie ..zawałiał Sie z^^^'^'w wiedzią.
Za łgarstwo przede wszystkim.
najbliższych krewnych,/ z jednego pnia, jednej rodziny. A; zo.bacz: pan, ile. sztuki, trzeba.-ile zachodU;; ile różności i; ja^ kiego doboru, a jeszcze rzadko udaje się doprowadzić, żeby czyż pokrył samkę kanarka. ; W dodatku jajka wychodzą najczęściej puste; Tymczasem uczeni nazywają; że oni są bliskie, a między na-, rodami, to tylko i szukają różnicy i ciągle wywodzą, że jeden od drugiego daleki; A za przeproszeniem pana... urwał i czekał aż córka, która; weszła; zabrać brudne talerze, wyjdzie do kuchni,
— ...tak ot. za przeproszeniem pana. żeby pokryć Połaką z "Niemką czy jakiego Francuza z Ruską,-to żadnych;do tego sztuk nie trzeba.;; 1 dzieci jeszcze rodzą się, bywa, "zdrowsze. A'dlaczego? Bo my wszyscy, kość,' z kości, krew z krwi te same. .I nawet żydzi, choć Chrystusa zamordowali, też .te same'.
"Szkoda", pomyślał Paweł,;"że go Ta^ deusz nie znał..." I nagle na wspomnienie tamtej skr^vawionej głowy wstrząsnął nim dreszcz.
— A co? Śmierć przeleciała?;— zauważył ptasznik; — No, pan jeszcze młody, a ot ja..
; W tym - momencie stuknęły drzwi wejściowe,: słychać było jakąś krótką rozmowę w kuchni i następnie ciężkie kroki w sieniach.
Kto to?—-zapytał Paweł i obej-
— Łgarstwa'^ W odniesieniu dó
czego?
— Do wszystkiego
— A... Do wszystkiego.
Nastało: milczenie, które .zdawało, się świadczyć, że: major chce się uchylić, od dalszej dyskusji, /gdy: niespodziewanie tym samym spokojnym tonem, nie przerywając jedzenia, podjął:
To jest wyłącznie kwestia przyzwyczajenia.
— Sądzi pan?
—..Bez wątpienia. I; oswojenie przyjdzie z czasem. .
Mozę — odparłz niechęcią Paweł : . -TT- My, proszę pana:-— mówił major równym głosem —^wychowaliśmy się W tak zwanej' kulturze chrześcijańskiej, ł ojcowie: nasi. i dziadowie. Dlatego wszystko, co W/ niej. było nieprawdą,: nawet; najoczywistszą, ..nas nie .raziło; Przywykliśmy. Ot, jak ten czyżyk do klatki naszego kochanego gospodarza. Panu- może pokazywał? -NOi: więc; Ale co by pan powiedział, gdyby.na przykład jakiś nie-obyty zajechał.. No, powiedzmy, ludzie z, innej planety przybywają do nas,, do. chrześcijan.; Pierwsze:pytanie::"jaka- u nas :religia; czym. odznacza: się,; jakie przykazania? ł odpowiedź: wyznają Boga,, który jest uosobieniem; miłości, .'"a przykazania takie, żeby drugiemu nie -robić nic złego. Aha. nu, i na drugi dzień., powiedzmy.:ci ludzie z■ drugiej: planety.do^wiadują się, że my od tysięcy lat -nie innego nierobimy jak. tylko dru-^ giemu zło:; mordujemy, w więzieniach trzymamy i coraz; to wymyślamy: nowe wynalazki, V żeby móc zamordować nie .jednego bliźniego; ale całe tysiące od jednego zamachu. Co by pan powiedział, żeby sam był z tamtej planety? Powiedziałby: "Alez to największe łgarze. jakich spotkałem". ^ Znowu nałożył sobie na talerzyk; — Czego symbolem jest krzyż? Wielkich nakazów; "Nie zabijaj, kochaj bliźniegOi jak siebie samego" itd.' A wie pan chyba, w jaki sposób ten znak krzyża najbardziej, najskuteczniej roz-ppwszechnia się po świecie? Proszę, już druga- taka wojna, a ile ich było przedtem! Ludzie idą jeden drugiego mordować, a ; tam gdzie -zamordują; postawią znak: "kochaj bliźniego"; zamordują i znak; "nie zabijaj": zamordują i znak postawią:.'^on w ciebie kamieniem a ty chlebem",' i tak dalej, i -tak dalej. Im więcej morderstw, tym więcej krzyżów: Miliony krzyżów po tamtej wojnie, miliony będą po tej," miliony tych symboli miłości bliźniego, a każdy postawiony akurat w miejscu, gdzie bliźni został zamordowany. Ten sam morduje i ten sam często krzyż stawia. To nie jest kłamstwo? Jest., Ale my przywykliśmy; że tak jest. i nikomu do głowy nie pnyjdzie nawet wytykać.
.— To, zdaniem .pana, nie może być po prostu wojny spfawiedUwej?
ADWOKACI 1 NOTARIUSZE J.&J.HARDWAiiE J. SłafMtalc. włSr** 745 OuMii St W. . EM Utn
E. h/lUCK, BA^ LLl. (ŁUKOWSKI) 1 R. H. SMELA, BA^ LLB. POLSCY ADWOKACI Wspólnicy flnsy MlwokacldcJ Blaney, PasłeriMk, Luek * SoMla. 37 BLOOlt ST. W. róg Bay WA M7*S pr2yjmuj4 wiec^raml u tdafontez-nym porozumiefilesa.- • l 8
JAN L Z, 60RA ADWOKAT OBROŃCA NOTARIUSZ Tel. Biura: LE 3-1211 Mieszk.: AT MMS J479 Outen Sł. W. — T«renłe DENTYŚCI Dr. E. WAGHNA DENTYSTA Godziny: 10.—12 iZjĄ 396 BBthurtt~St.^ EM itSlt
GEORGE BEN, B.A. ADWOKAT 1 NOTARIUSZ Mówi po polska- • 1134 Dundas Sł. W. - Toronłd Tel. LE 4-8431 i LE 4-8432 IS Dr. M. LUBYK DENTYSTA 2092 Dund«s Sf. W. . TprwH, Ttl. RO 9-4682 IW
G. HEIFETZ, B.A. ADWOKAT S. HEIFETZ NOTARIUn SS Wellington St. W., T*ronłe, Ont. EM : 44451, wlaczoi^amlWA S-(49S 1 S Dr, S. D. BRIGeIT LEKARZ DENTYSTA CHIRURG — STOMATOLOG Speclalitła cher6b lamy ustiMr Physlclans' &, Surgeóiłs' BiUWIm Kancelaria No. 270^^ 86 Bloor Sł. W. - Toront, Telefon WA 2-0056
CM. BIELSKI,BA.BCL., ADWOKAT 1 NOTARIUSZ .Przyjęcie codziennie — Suite 404, Board of Trade Bldg. 11 Adelaide SK Wtst (przy Yonge St.) . Toronto — EM 2-1251 Wieczorami za uprzednim telefonicznym porozumieniem. 2 w Dr. Władysława SADAUSKAS LEKARZ DENTYSTA (drugi dom od RoncesvaUe*» Przyjmuje za uprzednim telef». . nicznym porozumieniem Telefon LE 1-4250 . 129 Grenadier Rd. ■ "1
STEFAN A. MALICKI, ŁLA. ADWOKAT, OBROŃCA 1 NOTARIUSZ Biuro tel.: AT 9Ó301 . .W soboty i po godz. 6: 91 Rumsey Rd., Toronto .. tel. HU 14361 OKULIŚCI
Okulistka Br. BUKOWSKA BEJNAROD^ 274 Roncesvalles Avt. (przy Geoffrey) : ~ Tel. LE 2-5493 Godziny przyjęć:, codziennie od U rano do 8 wiecz, w soboty: od ł| ; -..' do A wlecz. 8JW
DOMINION TRAYEL OFFICE
55 Wellington West — Toronto — Tel. EM 6^1 S. HEIFETZ> NOTARY/ PUBLIC
Załatwiamy sprawnie i solidnie: Sprowadzanie krewnych i?o\M na stałe lub wizytę, — Wizy do Polski w 10 dni. — Wyjazd 4o USA na; stałe lub wizytę. — Sprawy- majątkowe, w kraju, akty darowizny, pełnomocnictwa, małżeństwa przez zastępcę ii. sprąwj. Gwarantowaną przesyłkę pieniędzy i paczek do Polski i Ukrainy..
Tłumaczenia notarialne wszelkich dokumentów.
Bezpłatna informacja listownie, osobiście i telefonicznie.
NAPOJE NAJBARDZIEJ ZBLIŻONE DO TYCH, KTÓRE TAK WAM SMAKOWAŁY W KRAJU RODZINNYM...
Cola - Ginger Ale - Orange - Cream Sodi
WAInut 1-2151
BEZPŁATNA DOSTAWA
na bankiety i inne okazje
W TORONTO TELEFONUJCIE
►
w dnie powszednie do godz. 7 wiecz.
Nie dostarczamy towaru do prywatnych domńw.
żpAJCIE!
wzmocnione nylonem na pięcie i w palcach
ROBOCZE SKARPETKI
przeirwają^każde inne.
Robocze skarpetki fij^ my' PENMANS daW gwarancję zarówno n*o-zwyczajnej tn^ało^ jak i wygody orax JJ; kości Do nabycia w różnych gatunkach J grubościach ofpo-wiednich dla kazd^ rodzaju pracy. NaJlfJ; sze skarpetki jakie »»^ być można za te P*^ niądze.
WS94
Również bielizna i odzież słynne od 1868.
kor feialnoi
3KtQ |v:vpO\V
fcó-cią"'
Icil,
?Vi.eci'
J ■'2Ei\''b.
|ri3, :"
ij-: £ci ji' fcobrą-, I swoi (to o
fcumei
Eie' po
łstwa:-
l.-..info.r
tylani
;ia:
łzad'';. lie". -i Łożnar fcigieis
KI D
^7
3WI Ińiożna
I krżyżac |. bspatą
7estają kwasó l-organiz pvjSć b(
ienia;,
jiia D(
PlulkV
ukcjor :,ujecie ■spali.
kie śif
fidney
izn