y Szwecji
itystyklych wyńih i,; spożycie alkoholB j,S Ksze mz w KanadaTLi
1 we Francji czy Betóiui pięc razy wyi^7^«l
lójstwa popełnia w-łb na sto tys; w IŁJiii*l 33 osoby w AusuBj w krajacti lakich ijk łul ancja 45 osób ^
alej. znajdziemy najflrf-, na świecie, gdyż siSrJ ;to tys popełnia sanjotó Inosc Norwegu, rrąSS przez partię socialiS. enię również (o miTi 5 Konopiński zaponSń ecji jest popełnianyditól najmniej morderstw- |ń' ?dyz 0,7 osoby na sto 'We 1 USA przesdou'
n Szw;ecja posiada naitó więźniów.; bardzo iiisli" ;wałtowr: kradzieży latomiast- weźmiemy bod I zęszczanie do kościofe^ ' >ym zamteresowanymili dokładniej, chociatty i
j^m byłoby wiedziet. ju onad 6% .PolonilW uczęszcza regularnie k-
poważaniem
Beardraore, OjiJ
ivagi O balu sna w
Panie Redaktone, < . , lal reprezcntacyjoy\ Isce". który od|był5i{»'' aja b.r. w hotela Rojil inął mi parę spostroitt zystkim należy sobie n-* iviedzicc. że bal ten u J 30wiem- obecnoSć mTall
osób, wliczając rinfił" )koju recepcyjnego.jjjj^ cadnym wypadku unł^J Z przykrością łńdiif
ze Polonia torónlolidł' balu repr«zcntaeyjoe(( a. Złożyło. się na tq c» mości I niedociągnijótr-ych, lecz nie jest M szukanie winnych, stwer. me fakt.
anie przykre wrizeme sala W' dwóch: tnecid ina" stolikami w wijk-a jętymi. Poniewai bil. przed długim weekenf-łoby z tego wycBpłt' ^ wniosek 1 umkać i»-rmmów
atrakcji, jak :zór, było "źdaeblBfivl
— bo przcdstawieM?! : to raz, występ z«spolii^J
"Wir" to dwa. ora_od-;' poloneza przez zew • at 8 do 10 - f le atrakcje zabr
i godziny, jednak pov aył występ tww^:—=, v,, lewiem komu pnyswj
gazowania iku^tlPlil Hotelu i iejprod**^
rawie o północy. W łniu tego rodzaju sei' lowinny raicć. mttMi względu na dobra czam. ze żaden IW i ' nigdyby me P^^^J zaju występ. MamP* j swoje "słąl")ltó»
zy Polonii iuimejW;'
;o. jak t>lko -p»tó* ri-w hotelu o Pflhi«[, 1 przeciwnikiem w ^ jci na scenie, aleMlf:.,
odpowiednie P^^Ą idpowicdnia atfflo^ zespół dzieci ta^
ii 3-Majowej, bj^
m zachwycony isznickicmu nalei^ zowac sukcesu powodzenia. Ale lOT
■ balu. Wiosna w^W". dzieciarnię do.Mt» )ny w najwyzsiymsfr 3 Vodzaju.bcz«rtJJ ,ie z dzieci mcidrow le b>ł umiar, taULfl^ ,rzcdc wszystkim
StaniłłłW SłJ**
zeba nie tyl*? lać ale i merowft5»
aju op^
ciecie
zne imi^r^r wlała,
icka 16. -'"""I lURORBłS,
t
Tadeusz Nowakowski
Woeikłe prawa ■utorslde mtnetone. (CopyrigntHy T. NowtkowAl)
liedna UrsziAa! Straciła przeze mnie jjcę Jestem za nią odpowiedzialny. Co Ibić'" Nicnie robić! Cieszyć się! Gzym gorzeji tym lepiej — wyja-bez sensu.
i Masz rację: "Gzym gorzej, tym le-ui" — powtarzała na p<W przytomnie, fbra nowina: straciłam pracę! Będzie-j mieli więcej czasu dla siebie! ' Gćzy jej zasrfy"'teaflii. -^ Wobec tegd -^roześmiał się głup-wato — me pozostaje nam nic mnegó, i się pobrać! Bierzmy, ślub!, podwinęła nogi pod siebie i przyj-la mu się ze zmarszczonymi brwiami, .^ez inoment podobna była do swojej ttki Te same dwie kropelki światła w użonycłi oczach.
-Na pohybel! powiedział po pol-
- Co to znaczy: "na pohybel"? — mała sobie język na obcym słowie.
^Po niemiecku: "Wennschon, denn lion'" .
Czy sądzisz?... .-^ wzięła głębok
ch
Czy clicesz zostać moją zoną?
- Czyz me je.stem.ma od miesiąca? zae7.ęła mu rozwiązywać krawat. —
^sz rację: "wenn schon, denn sclion"! prawda, Stefi, — zarzuciła mu ręce I szyję, me wiadomo co gorsze: być chanką Pola'ka czy być zoną Polaka?
- Tak zle i tak niedobrze -r-. zamknął usta pooahinkiem.
Chciał ją noprosić, zeby nie mówiła "Sfeh", men2hvid2ił. tego zdrobme-^, ale ugryzł się w język; Moment był jeodpowiedm ■
O fdezercji - Graeg«rc'zyka" -Henias Iwiedział się. dopiero po powrocie z ankfurtUi ;5 to od Sobczaka. Nie.po-eba chyba dodawać, ze dyrygent opi-sprawę po swojemu, nie szczędząc inego komentarza. Szczerze przejęty •podporucznika, kapelan zapragnął ynić urok złej wiadomości poprzez ^bkie j ener,giczne działnie. Nie na p; Busakowska twierdziła w świe-|cy, że spotęgowana wola czynu rodzi w Heniasie z poczucia bezradności, pal się tedy do sąsiedniego baraku, do ki 2 postanowieniem: Róbmy co.^j na
l Zjawił się w samą porę: redaktor, po |dnikowaniu nowego numeru, tęsknił pierwszego czytelnika-świadka jego
sukcesu. Magister Raczka po napisaniu wstępnego artykuhi był blady i W7cien-czpny. Jak kobieta po połogu Wypoczywał za powielaczem, w kosżykow7m fotelu. Gdy ksiądz, wycierając chusteczką pot spod,brody, wszedł do komórki,, szumnie zwanej !'redakcją'V pokazał mu swoje dzieło, dopiero co odbite na pierwszej stronie gazetki.: Tytuł głosił-"Zamach na Sienkiewicza".
--Poshichaj tylko, jak im wrżnalem, tym dzikusom! Nie pozbierają sie W piety im pójdzie!
— Co takiego? — zaniepokoił sie kapelan.— Zadra z ahantami, mOj Raczku'
-^Posłuchajcie! — Raczka ujął arkusz papieru w usmarowane farbą palce, . oczy mu błysnęły, widać było że przezywa każde swoje wystąpienie publicystyczne. — Oto nasza 'odpowiedź, odpowiedz emigracji; "Prasa amerykańska donosi, ze wytwórnia Metro-Gold-wyn Meyer nakręca film pod tytułem: "Quo vadis". Z prospektów reklamowych JUZ dzisiaj wiadomo, że. szykuje się nowy zamach barbanyncow na Sienkiewicza
Głuptas! — i)omyślał Henias :— Nie ma mnyoh zmartwień!
"...Czytamy, ze autorów tjyło czterech, z których na pierwszym miejscu wymienia się Johna Lee Mahina, na drugim S. N. Behimana,.na trzecim pania Sonię Levin, a dopiero na czwartym na^ szego wielkiego rodaka. Biedny Sienkiewicz! Po śmierci zdany jest na ła.skc 1 niełaskę pani Sonii l^eym, jej faleniu 1 kultury"...
— Piekielna ironia!! — wtraoil obłur dnie Henias.—- Doskonałe!
— "...Reżyserem filmu, jakzeł)y mogło być inaczej, jest niejaki Sam Zimba-list. "Było cymbalistów wielu"..
— Ha-ha! Świetne!
zaśmiał się ksiądz. —
— ".. Film-mamut! 50 tysięcy -sla^ lystow! 29 gwiazd, pierwszej jakości i 237 gwiazd "second hand", &5 IwOw. 12 byków,: 450 kom, 50 wołow! Sadząc po reklamie, bohaterem "Quo vadis" nie są bynajmniej pierwsi chrześcijanie, ale niejaki .De Maasbade,' holenderski po-skramiacz dzikich zwierząt Czytamy, ze lwica "Mimika" omal nie zjadła pana De Maasbadego na śniadanie. A szkoda! Powinna była go schrupać razem z' p. Cymbalistą r p. Sonią Levm! żarty zar^
tami, ale sprawa jest powaina. Op\xńi polska w wolnym świecie ma prawo i obowiązek zapytać w imiraiu Kraju- co to wszystko znaczy? Coż te mecne praktyki zawodowych pomniejszaczy Wielkiej Sztuki mają wspólnego z nieśmięr-tehiym arcydziełem nieśmiertelnego pisarza, laureata Nobla, Henryka Sienkiewicza?":
Przy słowie "nieśmiertelny" Raczka syczał, zęby miał zepsute
Cięte pioro macie! —^ pocłiwahł go Henias
Mocne? ■.■ — Mocne!
— ^ Czy nie za wiele akcentów anty semickich? Wiecie przecież, jacy om są wrażliwi.
-^Nic podobnego! W sam raz. moj Raczku! Trafne, potrzebne, w najlepszym stylu! -r- uspokoił go kapelan.
— No. to się cieszę — umęczona twarz Raczki pojasmała radością.
Nie czas żałować Sienkiewicza, kiedy Gnegorczyk gore. Bhższa ciału koszula — począł napierać na redaktora. — Mamy chłopaka na sumieniu.
Nie po to tutaj przydyszał, by wysłuchiwać grafomanskich wypocin pana magistra. Przyszedł, by ratować Grzegorczyka
— Histeryk! Sam me wie czego chcei
— Pamiętacie chyba: sprawa z Gawronem, majorem i papierosami..
Owszem, zachował się skandalic/.;
me!. .■
— Kto' Major'
— Nie; Grzegorczyk.
— Trzeba by rzecz wreszcie załatwić. ~ Pa co? Causa finita, księżoszku! .-^ Toc widzicie, co się dzieje.
— Co się dzieje?. Nic się nie dzieje. ~- Trzeba go, na Boga, odwieźć od
samobójczego pomysłu. Przecież ten wariat cłice się zenie z Niemką! .
— Żenić się z Niemka? — Raczka id zmartwiał z przerażenia Udawał, ze slv S'/y nowinę po raz pierwszy. W rzoi7v-wisto.ścr znał ją od tygodni. Całyolmz zył ta sensacją.
— Co Rłbić?: Radźcie! Trzeba go ratować!
Raczka marszczył czoło w głębokim namyśle. ~
— Takie nieszczęście ~. sapał — taki .skandal!
. Nie przesadzajmy: do katastrofy narodowej daleko. Po Jałcie juz nu me je.st straszne.
-t- Woda na młyn wroga. Po tym wszystkim, co nasze.społeczeństwo w lej naj.straszliwszej z wojen.....
— Dobrze juz! — przerwał mu Henias. — Do rzeczy, moj Raczku! Pytanie brzmi: co robić? Czy patrzeć z założonymi rękami, jak porządny chłopak, powstaniec, jeniec; syn sokoła, co kto chce zeni się z jakąś Niemeczką?,
— To tak, nie przymieKająCi jidcby Cl kłoś bliski umierał, a ty mu pomóc me możesz!
— Nie taki on wam znów bliski, mój Raczku r- mruknął Henias. — Ale jaki niebezpieczny precedens; jesb nie zaradzimy złu, jutro nam się połowa obozu wyzeni z Niemkami, z luterkamij z ewan-geliczkami...
— i zabraknie parafian, co? Nie ma obawy. Masy są zdrowe Casus Grzegor-cz)'k, to przypadek na \ł'skróś patologiczny.' . ■
— Siak czy owak, szkoda cłilopa — Henias znowu wytarł pot spod gardła. — Bądz co bądź: nasz kolega, socius do-loris.
Hipokryta_— pomyślał Raczka z niechęcią.— Gdyby nie nosił sukienki, los Grzegorczyka byłby mu idealnie obojętny, ale skoro mu juz raz wystrzyzono kółko na: poczciwej łepetynie, gra rolę samarytanina.
Ruszcie rozumem, redaktorze. Jesteście mózgiem Papenburga.
— Nie wiem, co robić. Mozę napisać list do jego matki w Polsce? NieCh mu przemówi dó rozumu \ serca; Kochający syn powinien, u licha, liczyć .się z wolą matki
Henias skrzywił się.
— Nie wypada. Nie fair.
— Furda Grzegorczyk! Ważne jest dobro sprawy
r-- Jak to? — roześmiał się kwaśno ksiądz. — To 1 u nas cel uświęca środki' Wymyślmy coś lep.szego! Może zrobić z niej AiLstriaczkę albo Szwajcarkę z Ha/y-Ici? Dać zlu inne innę. .i juz ziem l)vc pr/ostaje Co goi<>;a. ws/y^tko josi n;i tej planecie :.w7,glcdnie:zenr się Pola-czyna z Niomką-bidusią,:jest "zdrajca"-mech by mu się tylko udało złapać córkę Kruppa, mowioiioliy o nun: "na.sy, slawniy rodak"
, — Należy z głu|x:em porozmawiać Soi-docznie. Pobratersku. . — Dobrze. Chodźmy do niego' . — A ja po co.' — wzjjranial .się Ra czka. — Przecież on na mnie patrzeć nie może... Działam na mego ]ak płachta na byka. Uważa mmc za półgłówka i fra-zesowi.cza, za iio.soliumie polskiCf^o ja.ski-niowca
— Pana' Za fra/osowic/a' — /d/i wil Kię złośliwie Henias. Cóż /a al)-surd!
--.Alez tak! Razi go każdy mO) artykuł, każde moje przemówienie w świetlicy, ba!.— nawet tytuł naszego pisma . 'Razem' — to niby jakieś patriotyczno kr/ykactwo, zbyt podchorązackie i- junackie..Nie! Nic pojdę! Zreszą, .sam ksiad/ rozumie, sprawa jest delikatna. Najlepiej będzie, jezeli ksiądz, osoba duchowna, "włamywacz bozy", jak powiadają w obozie, sam podejmie się tej dyskretnej misji
ADWOKACI i liOTARIUSZE
Tadeasz Dołęga«Mostowicz
Ale po^co;-po co pan prezes kazał tiife-aresztować — rozpaczhwie zawołał [inikiewicz;" wyciągając patetycznie ręczeniu m*e uprzedził mnie pan o
Dość 't^o — szorstko przerwał ktf ••^/■<\fsrtłt!:'rjidczyłem panu raz i po-Pft?ac hle będę. Niech panu wystarczy, [gdył^m, podczas śledztwa doszedł do pekonama, ze. nlnie samego dla dobra r2^vy. należy, zamknąć, . postarałłjym ' I o to. Zresztą nie żądam tego od )ia darmo. Pół miliona piechotą me idzi
Spojrzał na zegarek i dodał tonem azu
— Za dziesięć minut masz się pan eldować w pohcji.
— Oltmanowi daje pan prezes mn — ociągał się Blumkiewiez. ■Jf'go rola jest bez porównania waz-
m.— wzru.szyl ramionami Paweł. . 7 Ale ja przez tyle lal służyłem ^iiiie Dalczów, zdrowie straciłem, si-a jeszcze teraz na .starość w więzienni '•n siedzieć..
— No; dobrze — skrzywił się Paweł pomyślę o tym. Obiecuję panu, zc ?yślę. • Czy.'to pantł wystarcza? . Na twarzy Blumkiewicza zjawił się
'ICCłl.* ..-.i,-.',11 ......
— t)czywi.ście wystarcza, panie pro-i^,"oczywii5ct(*rtft» trudno. Jak trzeba, 'fZGba. Dowidzenia panu prezesowi.
^ ~paiv'<?ylf^^J(Jlć($ny.'^sźy tędnie
^swołtwdbftiHu rękę i odprowadził arzwi. Teraz już wszystkie sprężyny ^. nakr^conei aparat musiał działać ' błędu. Przeświadczenie o tym me 'ylp jednak bynajmniej, że Paweł Sł sobie pozwolić na krótki bodaj od-^ynek.- iNiemal 2 minuty na jninutę ^ło czuwać nad realizacją precyzyj-. ohmyślanego planu. Lada chwila ^a było spodziewać się: z każdej stro-•^ebezprecznych podejrzeń. Wówczas ^?^%. Jtwu^czność' tłumaczenia; się; fu me przed ^władzami, to_ chociażby ^ ppmią publiczną,. a tego należało wszelką cenę uniknąć, ^zią Większość pozorów przema-«^ przeciw tym obawom; Od chwili 'Paweł za^dał.aresztowania Ottma-praói*zajęłai jednomyślne stano-^ po stxonie znakomitego przemy-^.przeciw f^szywemu wynałazey, tkające/do ^władoInoSci .publicznej
szczegóły śledztwa wzmagały jeszcze bardziej oburzenie na Ottmana. który nieudolnie i wykrętnie tłumaczył się. rzeko: mą nieświadomością w tak ważnej kwestii, jak w kwestii psucia się syntetycznego kauczuku. Mowił o jakimś błędzie, który musiał wkrasc się do prac laboratoryjnych; Ładny błąd! Błąd ten przecie dziwnym wypadkiem zarwał Pawła Dalcza i finansistów zagranicznych na kilka milionów inwestowanych w .bezwartościowym wynalazku, a człowiek, który ten "błąd" popełnił, kupił sobie wielką wille, urządził w niej kosztowne laboratorium (Widocznie dla opracowywania dalszych fałszerstw) i rozbijał się własnym samochodem! Na wszystkim tym położył teraz rękę sędzia śledczy, by chociaż w części zabezpieczyć straty poszkodowanycłi. .
Z drutjiej strony asekurowało Pawła stanowisko Williama Willisa. Miliarder amerykański udzielił wywiadu, w ktor rym wyraźnie o.swiadczył, ze zarówno on sam. jak i pan Dale? został oszukani przez nieuczciwego chemika. Za-znaczył przy tym, że obaj ponieśli .straty do.^ć dotkliwe
Oczywiście mogło komukolwiek pnyjść na myśl, że ci.dwaj bogacze oszukali jednego biednego wynalazcę i zmusili go do odegrania haniebnej roli. Podejrzenie to jednak zjawiłoby się tyłk;7 w wypadku, gdy ktokolwiek wiedział d sTd pieiTiir T5rz5i' • TiidT iikcyr-minm' wych W ołjecnym wszakże układzie sprawy, jeżeli podejrzewano ich o cy to o ukrywanie rozmiarów strat. Ogólnie bowiem przyjKiszczano, ze straty muszą być tak iWielkie iz zachwieją finansami, jeżeli nie Willisa, to w każdym razie Dalcza A nikt nie mógł wiedzieć, ze, w fruńcie rzeczy straty były minimalne. Przede wszystkim akcje "Optimy"' me znajdowały się jeszcze.jia rynku Poza tym nie dokonano am jednej poważne; inwestycji Place zakupione pod budowę fabryk "Optimy■' utrzymały swoją realną wartość, na zapasach terpentyny i kazeiny tracili raczej producenci tycłrźe, gdyż nagłe zwolnienie wielkich zapasów
obniżyło ceny. ^ ;
Tymczasem oczekiwać należało jedynie wzburzenia w kołach byłych 'wla-ścicieli akcyj kauczukowych. Ci jednak siedzieli cicho Najezynniejszy i najniebezpieczniejszy ze wszystkich, Brighton, nie iyŁ toni słracłU swoje majątki, a
tym .samym znaczenie. Zres-zią mc mieli powodu do podnoszenia larum. Wbrew jednogłośnym przepowiedniom ekonomi: stow prasa gospodarcza zaobserwowała dziwne zjawisko: oto upadek "Optimy'' iiynajmniej me wpłynął na zwyżkę akcyj kauczuku naturalnego.
■Zjawi.sko to polegało wszakże na bardzo prostych, przyczynach. Wszystkie akcje znajdowały się w rękach Dalcza i Willisa. W portfelach drobnych posiadaczy pozostały wprawdzie tU: i owdzie małe pakiety ocalałe zbiegiem okoliczności podczas niedawnej paniki, nie mogły one jednak wpływać na. zwózkę kursu..Nie mogły tym bardziej, ze na giełdach bynajmniej nie ustały transakcje w tych papierach Gdyby wiedziano, że transakcje polegają na fikcyjnej wymianie akcyj sprzedawanych dla pozoru przez jednych agentów Pawła Dalcza innym jego agentom — może by było znacznie gorzej. W obecnych jednak warun kach wszystko zdawało się gwarantować utrzymanie spokoju i doprowadzenie oh braymiej afery do pomyślnego finału.
Przez pewien czas opinia pubhczna interesowała się uwięzionymi oszustami, inżynierem Ottmanem i dyrektorem Blumkiewiczem Pozniej-uwaga jcj zajęta zo.stała wysoce . ołiywatelskiiii po.slą-pieniem Pawła Dalcza, który nit' Iwcząc na I tak jnonicsione straty, gorliwie zaopiekował się roł}otnikami zamkniętej fabryki,. za])owniając im zarol)(4; w in-iiycłi pr/ed.sicbiorstwacłi.
Z tym wszystkim Paweł zajęty był pracą po ui-zy. Z trudem tylko mógł wyrwać się na dwa dni do Paryża. Wyjazd ten jednak był nieodzowny ze względu na konieczno.sć osobistego porozumienia się z Willisem, który w tym właśnie celu przyjecłiał do Europy.
Układ między nimi został zawarty według dawno -mówionych zasad ogól-nycH; W* rękach ^Willisa miał pozostawać cały przemysł przetwórczy w Ameryce Południowej, P^ocnej, w Afryce, Au-strahi 1 Azji, Pawłowi zaś przypadał wytwórczy na całym świecie I przetwórczy w Europie.
W-małej willi na jednym z przedmieść paryskich w ciągu niemal dol^y bez przerwy toczyły się pertraktacje i nikt by nie był przypuścił, że podzielono (u na dwie ^ści jedną z najwazniejszycłi gałęzi przemysłu.
Wszystko odbyło się jak najciszej, bez najmniejszego rozgł<»u. Ponieważ zaś me dało się ukryć przyjazdu do Pa^ ryża dwóch tak wybitnych ludzi interesu, ograniczyh się oni do podania prasie wiadomości, iż celem -tkania było przekazanie przez Wtłiisa Dalczowi ge-ner^Inego zastępstwa ewoich przedsię-wzię6- na • SUry konitynent; Nie mijało się to zresztą z prawdą. WiUis od pierwszego epotkama « Pantou poznał sif na
jego geniuszu linansowym i nabrał don zaufania. Przeprowadzenie olbrzymiej afery kauczukowej jeszcze łianlziej u-Iwierdziło między nimi stosunek wzajemne) życzliwości. »
; : — Gdybyś chciał mnie wystrychnąć na dudka — powiedział pewnego razu Willis, odsuwając kwit podany mu pi-żCz Pawła — zrobiłbyś to juz dawno. Między nami le świstki .są niepotrzebne
— Dziś me mam tego zamiaru — roześmiał się Paweł ale. bądz ostrożny; Mogę zmienić projekty!
— Moj: drogi — wydął wargiAmcry kanin — pozwól, zxj ci przypomnę: przysłowie polskie, ktoi-ym.mnie kiedyś czć* stowales;: lepiej z mądrym stracić, niż z głupim zarobić. Ale mam wrażenie. •/( my we dwójkę me stracimy, c^, staiy?.
:— Nie mam żadnych w tym wz^^lc (Izie obaw —.z przekonaniem pot:wi('i--dził Paweł 1 jednocześnie pomyślał:
— Przekonasz się, głupczei ze przy; słowie się sprawdzi.
Istotnie Paweł miał teraz w ręku wszystkie atuty, by por/ądme askubać Willisa. Jadąc do Paryża nawet nie pr/y-pu.szczał, ze tyle zxloła uzy.skać. Mów po pro.stu, Willis sam dobrowolnie w.s7.cdl.w slopą uliczkę, 7xlając się na łaskę 1 niełaskę l-»awła. Oddanie -niii ca łcgo przemysłu wytwórczego me było jH-zeciez niczym innym; jak .stworzeniem monopolu produkcji surowca, monopolu, od którego pr/.emy.sł przetwórczy zależny był. jmd każdym wzglede/ii
— Co za głupiec, co za głupiec — powtarzał I^aweł. rozmyślając o tym-me tylko ze zdumieniem, lecz i z pewną doza niezadowolenia.
Irytowała go naiwno.śc dotycłic7.asor wogo w;łpolnika i ołjiecywał sobie należycie go za tę lekkomyślność ukarać: Ukarać chociazł)y za . rozczarowanie, jakie spiawił. Paweł spodziewał się gry o wiele ciekav-'szej i bardziej wyrafinowar nej. Miał opracowany plan podziału zdo-łiyczy wprawdzie również na swoją ko-rzy.ść, lecz kor/yśc ta była .starannie ukryta; Polegała ona na drobiaz>gowo przewidzianycłi szc-zegółacłi praktycznych, jak względna 1 faktyczna j)x>|acal-nośc produkcji w różnych obiektacłi, jak koszfy transportów, i>odałków, cła 1 m-ł)Ocizny. Większii tez czułby satysfakcję, gdyby w Willisie spotkał gracza godnego siebie 1 pomimo to osiągał nad nim przewagę; Takie zwycic.stwo ł)yło.zł)yt łatwe.
Do uzyskania tego zwycię.stwa dopomógł wprawdzie Pawłowi jego stale używany a niezawodny sposób; Mianowicie w trakcie wstępnych rozmów o podziale zdobyczy nadmienił, że jest do: zrobienia interes znacznie większy i znamię lepr szy; ■■ ■
— Na przykład? — zamłeresował aę Wiilis.
W. D. AUGUST
(AUGUSTOWSKI)
ADWOKAT— OBROrtCA NOTARIUSZ UOA LakflUior* Rd., Naw Toronto CL »-04SJ
S2-W
E. H. LUCK. B.A., LLB. (ŁUKOWSKI}
IR. H. SMELA, BA.; LL.B. ADWOKACI, OBROACY, -^NOTARIUSZR
Wspólnicy rirniy prawnlciej Blaney, Paitarnak, Luck, Smalą ■. ;6fłfllalłon A Włłłon. 57 BLOOR ST. W. róg Bay WA S-3M5
Oddział w Thl-seletown.— . Wlecioraml za telefonicznym
porozumieniem. 1.S
STEFAN A.
BALICKI, LL^a
ADWOKAT. OBROŃCA NOTARIUSZ Biuro łel.: AT 9-0301
W pomedziałkr 1 środy od
, 6.30 do 9 wIcCz. W .soboty od 10 do 12 w poł. 363 Roncesvallei Av«. LE 4-8825
G. HEIFETZ, B.A.
ADWOKAT I NOTARIUSZ
S. HEfFETZ
NOTARIUSZ SS Wallln«to«i S». W.. Torontoi, Ont. EM witcłoraml WA >4«M
DO POLSKI
PIENIĄDZE. PEKAO^ ~~ LEKI. lYWNOfć
NBJlepioii Naiłani«|r
JAIilQUE TRADIHfr
J. KAMIEŃSKI Toronto 3. 835 QuMń St. W^; tal. EM, ĄJiOiS
Edmoiiłon. \tlM9 . 97th Słl tel. GA. 2^839 4it.
DEMTYSCI
E. V. tflATURA, LLI^
ADWOKAT — OBROŃCA NOTARIUSZ 10 Ailelalda Sł. Eaił, Torinio 1, Onf. Tel. Biura — EM 4 MJ$ Mlejzk. — lE ł-S4?J. ;
100 W
GEORGE BEf34 B.A.
ADWOKAT I NOTARIUSZ Mowi po polsku 1134 Dondat Sł: W; - Toronfo Tel. LE 4-8431 I LE 4-8432
JAR L. Z. GORA
ADWOKAT — OBROŃCA NOTARIUSZ Tli Uiiir.i LE 3 1211 1479 Que«n St. W. — Toronto
BIELSKI & BIELSKI
Adwokaci - Nolariujie - Obrońcy Załatwiamy wszelkie sprawy
cywilne I karne. CM. BitLSKt, BA., BCL. V.W. BIELSKI, B. COMM. SoltB <04 Board oł Trada Bulld. n ADELAIDE ST. W. - TORONTO TEL,: EM J-17H TEL.: CH iTi\* 2W
Dra W. SADAUSKA$
LEKARZ DENTYSTA
((■runi dom od Ronc»svallei)
Przyjmuje za uprzednim telefo^ nicznym porozumieniem Telefon LE 1-4^50 129 Gr*n«dlor Rd.
B
Dr. S. D. BRIGEL
LEKARZ DENTYSTA
CHIRURG - STOMAtOLOO Spacjalitta chorób. |amy uiłiM| Vhyi>lclan's & .Siirspons* BUUdiaR Kancelaria No..170-
B6 Błoor Sł. W. — Toronto ToUfon WA 2^5A
IW
Dr. E.
DENTYSTA
Cod/ihy; 10i"l2 1 2^-8 386 Bałhursł Sł. — EM 4-4515
OKULIŚCI
Okufitłka Br. BUKOWSKA ftEJNAR O.D.
" 274 RoncesYalUt Avo.
{p^-zy Geoffrey)
T«L LE 2-5493
Oodiinf itriy\<:6: codzienni* «4 U rniiii dij II tvl«er.. w Kiitioly:' od 10 do 4 wle()x.
Jan Alexandrowicz — Notary Public
POLSKIE BIURO INFORMACYJNE
Pomoc V ,s7)njw'.i(li .ro(l/.imiv<łi. .spjdkowych i mu]ntkovfych w K roKscc. Koiiir.ikiy i jniie (lokin/icnty. IniiL'ircj;i. Jncome Tax. jj I łiiriwi(:*/ł'rii;i;
Toronto, Ont.
618 A Oueon St. Wett.
Tel. EM 8-5441
NIC TAK NIE ODŚWIEŻA JAK
COLA GINGER ALE
ORANGE CREAH SODA
Jodyny napój, który imakiem tak iywo przypomina napo)*, używano przoi Wat W "Starym Kraju". ;
Z.'K:hwyL rod/iny! . . Dla (Jzieci wy(feir/x'nic'! ^ Najjfij iiK^ inujący .V)bie równego!
CZTERY NIEDOŚCIGNIONE SMAKI
2B.K/4.70
OZIENNE LOTY
bez załrzymania
■ ■• do i z----■
EUROPY
Szybkim - Odrzutowcem DC-8
., . albo .
Ekonomicznym — DC-7C
-.'it^ot.Odwiedi swego "'i' AGENTA PODRÓŻY '4'fBo zadzwoń do KLM
nmra w J2 głównycłi ' mianach Kanady