iNIE KOŁA POLHC
"Ma się członkinie'ii"; py-2 ZPwK, że-pDsffi
ma, o godz. 8 wieaaw
Iwi^owym; 644-BatS! • zebraniu wybór ńdSk' i na rok 1962. 'T*
'0d_będ2ie się ciągnieJ,-gwidarikę C2h>rtirfra szystKie członkinie m przybycie. ,•
Jankowska.-4aL.
NIZUJEMY NOWA iLSKĄ SZKOŁf .
ręg Hamilton przystaną »wania 5-tej.w"(W jkiej na Górze. Do^
jano już IS^rodziecLT^' ków, mieszkający^ j,
lie zwldcali z zapiśanieiii-eci,do szkoły polśkij!
lecku. polskiemu-^ ■wzbogacając jego kanadyjskie.
ia przyjmuje,?, H.<ik
\ FU 5-9168, 0Tai'm
lUiton, P.O. Box "42; Si Hamjlton.
9 gruidnia, w s(M' ieki Spcfecznej upńjj.' >za na koi^ojc>do sa: i. Giepła-koJacja iwd*: e od godz. 6'<o 10,.^ ód z kolacji nk pojmt • ion^esu Polonii'Kai:
a Zarząd KPK ■,
Jeay WioBciyddi«
♦ . * ■ ■■
lEDIT UNION poty plenicint? 'cxkl? Chcea złoiyi( JM
> .Domu ZwMunoti; Street e»t. Co Mi, wieczorem irtwarti-idt Inia KredyłwM jCrf py 2 ZPwK. Ponwb i rnif ciu z .tFudnsici'|i*> •sz liczyć—M4bMg>
^coRTonnrttf:
Błon St. Eait.LlMBft
5 ■. WYROBY MĘSNE liturtowa i detalicm..
:e furniture co.
nowym idmom. :
ibli domowego luyuL - Kupno - Wymiam. St. E. - JA 2«H
E.KOWAI^I.BA
CAT T- OBRWCA |«OTAfclUSr -,
sclw Court Bwm. I Biur*: JA f'}\n izk. FM f*.
'^ZWIAZKOWlfC'' LISTOPAD (NovemlMr) Sra(la/29 ^ 1961
ferzy Seweryn
iiiiiittmiiiMiiiitiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii
r
B B a
(Cop>Tight "Związkowiec", Toronto, Dńt.)
iiiiiuiiHiiiiiiiJiiiiiiiiiiiiiiiii»iiiiiiiiiHiiiiiinniMriini»iiiiniiiiuiiiiP'=
Injczej, inaczej, inaczej wyobrażała to spotkanie. Były dwa warianty, dwa warianty rozmyślań o tym które kiedyś przecież będzie. „jo pożegnalnego pocałimku na Dworca Gdańskiego w prżed-jpierwszych bomb na Warszawę, do dzisiejszego telefonu — tylko dwa
, nty.
[Jeden: stanie przed nim, takim bar-ym, rosłym i silnym, o wiele niż-.ńildejsza od ni^o. Podniesie nań; ^i uśmiechnie się do swego szczęś-'a on takim szerokim ruchem rozło-. frece. (Znała ten ruch: tak: witał ją żale w przedpokoju, gdy wracał do do-r jeszcze przed wojną). Rozłoży rę-[wgamie ją w siebie i zamknie w mu-arnej obręczy: I ten leniwy głos wo-"No, jak się masz, mała?!' 1 żar-ny dotyk męskich warg. na powie-
Ith.
[Wariant drugi: stanie przed nim, ta-1 barczystym, rosłym i strasznym. Nie patrzyła mu w oczy, nie śmie. Jjn takim powolnym ruchem .sięgnie I kieszeni, wyciągnie rewolwer! zacz-.dó niej celować. Będzie patrzyła tyl-[wćzame oczko lufy. (Znała to: wtedy Zideniaku, gdy Ukrainiec: celował do Ij z rewolweru. Patrzyła: w otwór lufy )iyflała: "To wcale nie jest takie stra-Tak samo celowałby Wiktor". Ura-ją,wtedy Marek, '1)0: rzucił się ż na: Ukraińca. "Nie śmiej: strze-mojej mamusi, 'bydlaku". Ukra-osłupiał, mrU'knął: "wot czort — ^Icziszka" i schował rewolwer). Będzie yła tylko w czarne oczko lufy i ala, aby ostatnią jej, żywej jeszcze; fślą było: "Boże, zmiłuj się nad Marii Izą".
tylko te dwa warianty rozmyś-10 spotkaniu z Wiktorem, które kie-będzie. A ten trzeci?, Nigdy, nigdy I mogło jej iprzyjść do głowy, że tak spotkają.- Ten okropny, nieprzewi-ny nigdy, trzeci wariant... Co to
[siedzą oto w cukierni, rozdzieleni aścią małego stolika, naprzeciw e, na odległość oddechu. Za wielką-obok, z lewej — chodnik, ludzie, a, skośne światło słońca. Z prawej [ciasna pnestrzeń nie wielkiej sali, ne, gwar, obce twarze^ półmrok, dym. 1 nieustanny, bolesny jak rana Gho-, Rozdzieleni przepaścią stolika. Tak ownie daleka — on. Dalszy, niż [ wspomnieniu, dalszy, niż w oflagu, y, niż w ;tym swoim jakimś Ham-u, dalszy, niż w okrutnej tęsknocie
siedmiu, niewypłakanych nigdy lat, dalszy. 1 nieuch^-ytniejszy, niż w okrutnych snach — oni On, ten sam — Wiktor Te same rysy, trochę tylko ostrzejsze i starsze, niż dawniej. Trochę siwizny na skroniach, której nie było. Te^same surowe, orle oczy. Nowe: bohaterska^ blizna ną czole ku skroni. Skąd? Nie znała jej. I nowe:'ten mundur, elegancki, ślicznie dopasowany, z wąską amarantową naszywką. na ramieniu "Poland" Wiec to — on?
Wiedziała od samego rana, że coś się stanie. Serce biło niespokojnie i złowrogo. "To 2 gorąca", — myślała, ale wiedziała, że coś się stanie. Pojechała przed południem do doktora na cotygodniowy zastrzyk. Gdy wróciła, bardzo niespokojna — drzwi otworzyła Józia. Z łajdackiego jej spojnenia wywnioskowała od razu, że znów w domu zdarzyło się coś pnykrego i brzydkiego. "Pan inżynier jest?" — zapytała od progu.— "Nie ma -r-. odpowiedziała zagadkowo, — i .na obiedzie nie będzie. Zostawił list dla pani". — '-Gdzie?" — "A, ot, — wyjęła z kieszonki wymięty. świstek papieru. List? Nie było w zwyczaju Tola pisywać do niej listy. List? Szybko, jeszcze na progu, przebiegła spojrzeniem kilka słów: ''Przyjechał twój mąż. Telefonował tu. Gzeka na ciebie dziś o piątej w cukierni na Mokotowskiej między Piusa i Wilczą".
To, że nogi nie ugięły się pod nią.i nie .upadła na podłogę, to; że zupełnie lekko przeszła z tym świstkiem w ręku przez przedpokój, a po drodze zapytała Józi, czy Marek już wrócił od kolegi; to że w przejściu poprawiła jeszcze w jadalni obsunięty lauferek na stoliku i zau-ważyła,> że na.konsolce jest pełno kunu, a w przelocie przyjrzała się uważnie dalekiej przestrzeni nad dachami i zielenią Szustra — to tylko dlatego, że doskonale wiedziała: dziś coś się stanie. Coś straszliwego. Wiedziała od rana, widocznie śniła o tym. Wiedziała. Lawina, która toczyła się od lat — nadlatywała. Poczuła jej bliski, lodowaty podmuch na policzku. .
Nie zdawała sobie, dokładnie sprawy z przebiegu tych kilku godzin od tego "przyjecliał twój mąż".^ Przyszedł Ma^ rek od kolegi. Patrzył na nią uważny i zatroskany. — "Ty pewnie dziś się bardzo żle czujesz, mamusiu?" —"Nie, synku, to z tego upału. No i brałam dziś zastrzyk, a to męczy". — Izy nie było, dopiero jutro ma wrócić z kolonii z Urli, jedli więc obiad we dwójkę z Markiem.
Coś tam przełknęła, wypiła ikilka Jyków herbaty, o czymś rozmawiała z Markiem, nic nie rozumiejąc, zaczadzona i ojdurzo-na. Serce biło niebezpiecznie i dowrogo. Unikała badawczych spojrzeń Marka i łajdacko - kpiących Józi. Jóoda, oczywiście, wie. Jeżeli inżynier sam nie powie-dział jej o tym telefonie — na pe\vno przeczytała. kartkę. A Marek? Nie, Marek chyba nie wiedział. Był jak zawsze — miły, usłużny, zatroskany o nią: Gdyby wiedział, że wrócił ji^o ojciec — coś dałby znać po sobie, mimo całego swego niedziecinnego opanowania. Nie, na pewno nie. wie. W pewnej chwili mignęło jej przez myśl: powiedzieć. Nie; Nie umiałaby sformułować tej wiadomości. Jak? "A wiesz, Mareczfeu,' twój tatuś wrócił do Warszawy". Nie, nie potrafiłaby tak: powiedzieć, nie powie na razie nic. Trzetja ipoprosić Józię, aby nic Markowi nie mówiła o tym.
. O czwartej, gdy miała iść na Mokotowską, opadła z sił. Zrozumiała. I nagłe postanowienie; — "Nie pójdę. Niech się dzieje, co chce.i;Nie pójdę. Nie chcę". Przysiadła na tapczaniku w sypialni, bez-radna,, straszliwie .biedna, straszliwie samotna. Wiedziała, że jeżeli teraz zajrfa-cze — przybiegnie Marek i znów popłoch, waleriana, coramina, serce. Nie! Uparcie, mrużąc oczy, patrzyła w czarodziejską jasność upalnego dnia nad Warszawą. Na Puławskiej brzęczały klaksony aut, gdzieś nie daleko grało radio i tęskna zalotna piosenka migotała lekko, jak motyl: Wsłuchała się i r— nagle: Wiktor! Jest tu? Za niecałą godzinę? I nagle -— pierwszy wariant: rozłoży szeroko, ramiona, wgarnie ją w siebie. I ten niski władczy głos: "no, jak się masz,, mała?" I tych siedem straszliwych lat runie w przepaść na zawsze.
Zerwała się z tapczanu. Już czas: kwadrans po czwartej. Szybkodo lustra, ogarnąć się, poprawić włosy. Zmienić sukienkę? Nie, niech-'będzie ta. On lubił jasne i proste..Marek siedział na balkonie z książką. Podeszła do niego na pożegnanie. Marku...'
Chciała powiedzieć ."a wiesz, twój tatuś wrócił do Warszawy" ale powiedziała: —."Co,czytasz, Marku?". '
Podniósł ku niej znad książki spokojne, stalowe, orle oczy — oczy ojca pod skrzydlatymi łukami brwi — ł.uśmiech-nął się. — "Robinzona, mamusiu; Cudowne to..."
Pocałowała go w czołO; i, całując, zobaczyła drugi wariant; czarne, okrągłe oczko lufy. "Boże, zmiłuj się nad Izą i Markiem". ■ ■ . .
— Bądź grzecajy, Marku: Nie vv chodź nigdzie już. Ja pręcMco wrócę, » —^ szepnęła, a w my^ dokończyła mimo woli: — "Jeżeli nie umrę za pół go^ dżiny..."
Dopiero na Puławskiej przypomniała sobie, że nie uprzedziła Józi, aby ta nić mówiła nic Makowi. Ach, wszystko teraz jedno. Przez słoneczne, gwarne, jasne ulice szła —w śmierć. Ldcko, jak na skrzydładi — w śmierć.
Nie pamiętała tej drogi. Niejasno przypominała sobie, że gdzieś za Piusa jest jakaś cukiernia. Przechodząc obok sklepu zegarmistrza, zauważyła, że jest pięć po piątej. Przyśpieszyła fcroloi i zupełnie juź Uędna, słysząc tylko, jak rzuca się i kamienieje_serce; skręciła do drzwi jakiegoś sklepu' spożywczego. Cofnęła się, wyszła na chodnik i natychmiast z sąsiedniego wejścia posłyszała dźwięki fortepianu. To tam. Weszła i instynktownie, zaraz za progiem, od wróciła się na lewo; Gn!...
Powoli podnosił się od stolika. Trwało straszliwie długo, aż wstał. Czekała,
Trwało straszliwie długo — to czekanie. Ktoś, wchodząc za nią, potrącił ją i bąknął 'przepraszam". Nie usunęła się, nie słyszała: Wrosła, jak kamień. Czekała na...
...rorfoży szeroko ramiona? -r-...powoli sięgnie do kieszeni?...
Blizna nad lewą brwią. Stalowe, orle oczy Marka. 'Toland". Usta, Takie znajome, sarkastyczne kąciki warg. Opalony na złocisty brąz. Zapach amerykańskich papierosów. Patrzyła teraz na jego rękę, zawieszoną w połowie drogi między... > ■
...rozłoży szeroko ramiona? — ..jpo-woli sięgnie do kieszeni?...
Zauważyła pierścień, nieznajomy zupełnie. W odblasku słońca od szyby zamigotał niespodziewanym drżącym refleksem. W połowie drogi między...
Jlęka z pierścieniem zawisła. nad fotelikiem napneciwko. Teraz chyba sięgnie do kieszeni. ("To wcale nie jest takie straszne" — pomyślała — "Boże, zmiłuj się...).
Znajomy głos powiedział spokojnie i wyraźnie:
— Proszę łaskawie usiąść.
Osunęła się odrazu, 'bezwładnie i posłusznie. Powoli usiadł również. Guzik przy rękawie munduru sucho i cicho trzasnął o blat stolika. Obok czekała wysoka, ładna, cienmowłosa pani w czerwonej sukni. Zbliżyła się o krok.
— Czym mogę państwu służyć?
— Proszę o dwie kawy, powiedział odwrócony 'profilem i przyjrzał się uważnie, ustom ciemnowłosej.. Gdy odchodziła, odprowadził ją spojrzeniem i dopiero potem odwrócił się do Ireny. Przyglądał się z bardzo daleka.
Czekała.
Zaczął się tneci wariant. Nigdy, nigdy nie przyszło jej nawet na myśl, że tak się spotkają; jeżeli to wszystko jest naprawdę. Westcłmęła kurczowo. Widocznie sądził, że chce coś powiedzieć.
URZĄDZACIE
PRZYJĘCIE?
SPRÓBUJCIE
PONCZ
I miodu (wina miodowego)
do nabycia w Ontario 2 butelki Rod Ck}ver 532 • Ś
Brand HoneyWine
3 uncje Can. Pink. Lemonade 4 małe butelki 7-UP Oraz kilk^ plasterków pomarańczy lub cytrjoiy. Oziębić przed podaniem — Porcja na 12 otób —
Strawa Honey Wines
LTD.
90-w-96
DENTYŚCI
I
eEORee iią ii.
ADWOKAT r NOTARIUSI
M6rl po polsko , 1is4 DuikLj Sł. W. • Teranie Tal. LB^«431 i Li «mss
s
0. HEIFETZ, B.i.
ADWOKAT I NOTARIUSZ »4f Ootn Ił. Wtł • Ttl. M>4aU
S. HEIFEH
NOTARIUSZ Hf «UMn tt. W., TOrwiło. Oltf T»l. 34Vai«. wUcsoranl WA»4«M
IS
OR. W; SADAUSKAS
LEKARZ DENTYSTA
Przyjmuje za uprzednim telefonlczi . ■ nym porozumieniem
Telefon le M250 129 Grenadier Rd.
(drugi dom od Runcesvalles)
■ S
E. H. 1UCK,_BA, LLB.
(tUKOWtKI)
I R. H. SMEtA« BA.. LŁ.B;
ADWOKACI, OBRMCY. NOTARIUtlB Wspólnicy flrmy: prtwnieMj •lamy, PaiłtmaR, Lwek, tmela
InglalMn A WatMn. a BLOOR CT. w. róg B«rWAl4Ml Oddział w Thlsaletown, Wlecsoraml la telefontcsnyin
porołumlenlem. 14
Dr. S. D. Brigel CHIRURG —.LEKARZ DENTYSTA — STOMATOLOG
.Spaclallsta chorAb jamy uctnai . Ptayilclan'1 & Surseons* Bulldlnf Kancelaria No. 170
96 Bloor St. W. — Torenłó Talefofl WA 2-0054
Dr. E. Wachna
DENTYSTA
Godziny: 10—12
386 Bathurst Śt.— EM 44515
m
OKULIŚCI
Okulistka I Sr, BUKOWSKA BEJNAR 0.0.
274 Ronce*v«l!e« Ava.
(P'xy Geoffrey) . '
T«l. LE 2-5494
ObOtlnj pnyięi: codzlennla od M rano do 8 wiecz.^ toboty: od 10 do ł wlaea.
nw
STEFAN A.
HALICKI, LLi.
ADWOKAT, OBROŃCA NOTARIUSZ Biuro tal.: 277*0301 W poniedziałki i środr od
6.30)do 9 wiecŁ W soboty Od 10 do 12 w poŁ SS3 RoncatvallM Ava.
LE Ą-am
B. L. OGRYZEK, BA.
ADWOKAT - NOTARIUSZ
OBROACA 57 Bloor Sł. W. — Toronto
Ttl. MMtM
przyjmuje wieczorami 1 w sobotę.
8S4I
E. V. MATURA, LLi
ADWOKAT OBROŃCA NOTARIUSZ to Adalalda St. laił, Torinto 1, Oa*. Ttl. Biura - IM 4-SSU Mlaizk. - LR 1-S4ła
aiELSKI & BIELSKI
Adwokaci • Notarluno . • ObroAey Załatwiamy wnalkloiprawy cywilne I kama. CM. BIELSKI, BA., BCL. V,W. BIBLSKI, B. COMM. Suito ^ Board of Trada Bulid. 11 ADELAID8 ST. W. . TORONTO TBL.: IM M»1 V< TIL.: CH 4-7314 IW
UktĄ Slg LOSY INTEMATKMIALIIHION OF MIHE, MIŁL AND SMEŁ-TEB mim W STAWACH ZJEDNOCZONYCH I W KANADZIE.
W dniach 4-go, 5-go i 6-go grudnia 1961 r. robotnicy INCO w Port Colborne w tajnym, przez rząd przeprowadzonym glosowaniu zadecydują, czy clicą, aby ich nadal reprezentowała Mine Mili, czy United Steelworkers of America.
W Stanach Zjednoczonych komisja senacka nakazała zarządowi tamtejszego Mine Mili przedstawić sobie na dzień 7 grudnia br. wszystkie księgi kasowe z dowodami na co zostały użyte 100,000 dolarów pożyczone od Teamster Union. Ten dzień może się okazać dla Mine Mili zdaniem prasy amerykańskiej, początkiem końca. Może to być dla Mine, MHI "Pearl Harbour".
W najbliższym czasie górnicy w Sudbury będą również mieli możność zadecydowania, kto ma ich reprezentować, Mine Mili czy Unia StałowGÓw. WJlad źa górnikami w Sudbury pójdą niezadługo górnicy w Thompson Łake, Uranium City etc. Wynik głosowania w Port Colborne zada decydujący cios kłamliwej propagandzie ki^ równików Miie MIII, że Słalowcy nie mają poparcia w »ereg»fa •ómików w całej Kanadzie. ^
Jan Aleiandrowlet — Notary Public
POLSKIE BIURO INFORMACYJNE
Pomoc ł sprawach rodzinnych. spadItouTcb 1 inaj8tkowveo « Polsce. — Konlrakly i inne doltumeniy;.Imieircja. Income TtŁK
. Tłumaczenia.
Toronto, Oni.
il8-A Ounn SI. W.tt.
Tal. IM M44ł
NA RATUNEK FAUNY
Przez 20 wieltów wyginęło całkowicie .ponad -100 rodzajów ssalcówi tyleż rodzajów ptalcdw —. a wielu dalszym grozi zagłada.
ełicąc temu zapobiec 171 państw utworzyło "światowy Fumlusz Dzikiego życia" — dla ratowania fauny — i.zwróciło się z apelem do całego świata o pomoc materialną. I
GLENLAKE
SERVICE
STACJA BENZYNOWA
Włak. C. T. KRANTZ
2486 Dundas Sł. W., Toronto — LE 6-1315
©Opony O Baterie © Pełna obsługa samochadowa BEZPŁATNE KUPONY --5% OSZCZCDNOSCI
KLM... najniższe ceny oraz beziroska wygoda^
Obecnie linia KLM daje Ci do wyboru następujące loty: z Montrealu, 5 razy w tygodniu {(amolotami zwylcłymi oraz 3 odrzutowcami; ponadto codzień samolot zwykły i 2 razy dziennie odrzutowiec z Nowego Jorku ., po cenach najniższych jakie kiedykolwiek były do Europy kontynentalnej! A dla większej oszczędności skorzystaj z ekonomicznych biletów na 17-to dniowe wycieczki Jinią KLM. Odwiedź agencję podróży jeszcze dziś i dowiedz się o wygodny plan KLM—- "Leć-Teraz-Płać-Potem" (tylko 10% wjiaty wstępnej) oraz o zawsze popularne przeloty rodzinne (z oszczędnością do $150,00).
ODWIEDŹ AGENCJA PODRÓŻY LUB BIURO KLM ' Biura w 14-głównych miastach Kanady.: