Teraz już mogę się pożegnać z pa-'nanie doktorze, na, dobre, Pan pew-jJeWrócić da domu. Ja zaczekam uvjr5two Nie ma sensu, ażeby dwie ^ traciłv czas Tym bardziej, ze ja :i mam pod dostatkiem, a pan dok^ 'na pewno nie ma go za wiele. S^liśmv przed wejściem do apteki, a -5r Gawra znow nie wyciągnął ręki
pożegnania ■ L Tak, pani ma rację — powiedział jestem' bardzo zajęty. Ale dlaczego ^ówi o sobie, ze ma panr tak wie-oasu'
ftjjaśniłam mu swoją sytuację -A więc jest pani bez zajęcia..;.To „ e, 10 bardzo niedobrze. — W głosiie brzmiała szczera troska. — mam db pani prośbę: ponieważ pani cłice czekać na lekarstwo, a ja Jem się przypadkiem na wagary od mojego wieczornego ślęczenia nad — bardzo proszę, niech mi nie odmówi wypicia teiiaz razem kaw>'. Dobrze? , Po oliwili'siedzieliśmy w dużej, pię-«j kawiarni. Mgła dymu przenikała tej porze cale powietrze, zasnuwała fet wielkie lustra i przygaszała blask ndoli i kinkietów. Panował hałas, ■ly uspraw/edliwjony tym, ze poprze-mgle trudno było ludziom zobaczyć każde zas ciszej wypowiedziane sło-raąkało w mą jak w watę, nie docie-jK uszu sąsiada. .
Usiedliśmy na pięterku, skąd tłum dole wydawał się bardzo śmieszny w e, zbliżającym tak znacznie nogi do ramion i głowy, upodabmają-w len sposób postacie ludzkie do stworów morskich, niezdarnie sz}tko poruszających odnóżami; Kelnerka dość prędko postawiła przed małe szklanki, wypełnione do po-.y brunatnym płynem. Płyn był w i-mokry, dosc ciepły i trochę przy-nał kawę. Doktor Gawra znanym juz 1 zapamiętanym przeze mnie runi zdjął okulary: ..■ , - Pani wybaczy, ze jako lekarz za-'in panią; czy potrafi pani wypełnić le czas, którego ma pani obecnie tak le'
Nie bardzo rozumiałam, do czego rza 1 co wspólnego ma jego pytanie medycyną, ale odpowiedziałam bez ma
-Tak się jakoś złożyło, ze moje zy-od kilku tygodni stało się o wiele wsze, pełniejsze.
; Doktor cofnął się od stohi^ nad którym Sie poch>lał i przylgnął plecami do oparcia knesła
. — Wobec tego neczywiście niepo^ trzebnic sie wtrącam Niech pani mi wt-
Roześmiałam sie serdecznie; Zdanie które wypowiedziałam poprzednio i od powiedz Gawry — wszystko to razem ./.abrzmiało bardzo dwuznacznie-; —.. My,smy: się nie zrozumieU. panie doktorze To me sa żadne sprawy az lak osobiste, żebym o nich nie mogła rozmawiać. Chodzi o pewna zmianę w moim stosunku do zycia, do ludzi o zmia nę /achod/aca pod wpływem pewnych wydarzeń zewnętrznych. Jeszc-ze nad nia zbyt głęboko me zastanawiałam się ale czuję ją bardzo wyrażnie. : Gawra odetchnął głęboko-
— Myślałem przez chwilę, że bvłem niedelikatny. Mnie jako lekarza interesuje położenie, w jakim Się pani znalazła
— Czuję Się zupełnie zdrowa, panie doktorze..
— Otoz to!. Otoz to! — zapalił Się, jak gdybym dotknęła kwestii bardzo go interesującej. — Błąd. pow.szecłmy bład polega na tym, co pani powiedziała Olbrzymia większość ludii traktuje medycynę i lekarzy w podobny fałszywy sposób:.. Ludzie uwazaja. ze lekarze służą tylko do W7ciągania z chorób. Tymczasem medycyna powinna interesować się zarówno choroba, jak i zdrowiem.
— No tak, higiena na przykład, profilaktyka... -—wtrąciłam. - . \
Doktor Gawra przytaknął i ciągnął dalej swoją myśl:
,. — Oczywiście. Ale me tylko to. Widzi pani, w psychice ludzkiej istnieje cos, co najbardziej powinno interesować lekarzy. To coś; co decyduje o zdrowiu. i chorobie. A czasem 1 o zyciu.—r- Zdawało mi się; ze cien przebiegł przez twarz i zaciemnił na chwalę jasne, niebieskie o-czy. Ale to trwało tylko chwilę. -— Nazywam to coś wolą zycia. Lekarze znają te wolę zycia Jej siła, jej natężenie pomaga im w wydobyciu pacjenta z najcięższych nieraz tarapatów.; Bez woli zycia chorego — na nic czasami wszystkie zabiegi, najlepsze leki, nasza najdoskonalsza wiedza... Ale to jeszcze me wszystko. Wola zycia stanowi istotne zagadnienie me tylko u. i.stot chorych, choć zwłaszcza wtedy trzeba brac ja pod uwagę Staje się czę.sto-tak, ze człowiek u-miera w pełni sił, me powalony chorobą. Tu w^edhig mnie ukryty jest klucz doza-
gadki pewnych samobójstw, dokonanych; rzekomo bez przyczyny: brak woli życia.! Gdy brak woli zycia, a zdrowy organizm j daleki jest od śmierci, wówczas czło^j wiek sięga po sztuczne środki, zadaje f sobie śmierć... I W głosie Gawry zabrzmiała nuta, na-1 dająca ton bardzo osobisty i tragiczny te-! mu lekarskiemu wykładowi. |
— Pan doktor poświęca się liadaniui takich przypadków? To musi być bardzo; ciekawe... — pytałam, me chcąc, by dok-1 tor na tym skończył swoj wywód. i
Badam takie przypadki. Dlategol właśnie ośmieliłem się panią zagadnąć u stałem się natrętny Widzi* pani, ta kij wstrząs, jak utrata posady może się na j człowieku odbić bardzo niekorzystnie! Tu chodzi me o sprawy matenaJne, o: środki do; zycia. To ostatecznie zawsze jakos Sie układa, lepiej czy gorzej, ale się wybrnie. Chodzi natomiast o wjira-cenie z normalnego biegu. zycia, zajęc. o utratę celu w zyciu; wyelinunowame ze środowiska, o poczucie niepotrzeb-nosci
— Wie pan, panie doktorze — zaprzeczyłam żywo—ja tez się obawiałam takiej reakcji. Stało się jednałc maczej. Ostatnie tygodnie wzmogły moje zain-teresowame życiem. Więcej nawet: te moje poprzednie zajęcia, choć straciłam na mch tyle lat, wydaje nu się właściwie błahe 1 nieważne wobec tego, co mme teraz coraz blizej otacza . -
Spojrzał na mme uważnie, oczami hei szkieł, mruzac oczy krótkowidza. Nie nadawało mu to jednak jak niektórym ludziom o krótkim wzroku, piętna imper-tynenta. lecz przeciwnie, sprawiało wra-, zenie zbliżenia do rozmówcy i głębokiego zatroskania:
— Byłbym.bardzo szczęśliwy, gdyby nu pani zechciała opowiedzieć, co spowodowało te przemianę... oczywiście, jeśli to możliwe... .\żeby mówić zupełnie szczerze, ja przedtem opowiem pani o jednym bhskim mi przypadku utraty woli zycia
— Bardzo chętnie panu wszystko opowiem, łw w ten sposób I ja sama lepiej może zrozumiem; co dzieje .się ze mną ostatnio...
— Czy lubi pani rozmawiać idąc'' — zapytał Gawra. j
Czy lubię rozmawiać chodząc? Nie; zastanawiałam się nad tym nigdy. W o-i gole zresztą niewiele zastanawiałam, się; JUZ od lat nad tym, co lubię i czego nie lubię. Bywa bowiem przeważnie tak w| zyciu,.ze do uświadomienia sobie swych! skłonności trzeba, by był bhsko ktos.' kto o to pyta, wychodząc jakby na spotkanie tym naszym choćby małym i nieważkim upodobaniom. Od dawna nikt me kwapił się, by mi w ten sposób dogadzać, czy choćby żartować pobłażliwie z moich słabostek, więc i ja sama czyn-no.ści dnia pow.szedniegowykonywałam obojętnie, jakby biernie, poddając się tokowi zycia bez zbytecznych analiz. Czy lubię więc rozmawiać chodząc? Nie. me
unuałam pomyśleć o tym w sposób oder^ wany. Pomyślałam sobie i o Gawrze, o nas. idących me w nulczenlu jak niedawno, ale przy akompamamencie rozmowy, wśród wymiany myśli
— Ta k; lubię.., — powiedziała m, mydląc, ze to może byc imefesujące- iść i tym cdowiekiem i rozmawiać nadal, bo tutaj hałas i konsystencja dymu wzmo-gł>: się tak bardzo, ze trzeba już było do siebie krzyczeć poprzez wąski stolik 0--zy łzawiły 1 duszność dławiła krtań
Wyszliśmy z kawnami. a powietrze .MDM-u wpłynęło nam do phić fają tak czystą I orzeźwiającą, jakbyśmy się znaleźli na polanie w wysokich gOraćh, a me na placu w wuelkim mieście. Gawra ^now ujał mnie pod.ramię Szliśmy w milczeniu.Piękna do Aler Ujazdowskich NiC bylo_Jo JUZ jednak tamto poprzednie milczenie. Mieliśmy za sobą dość dziwną ale ważna rozmowę. Czekałam aż ją \\7iiowi doktor-Gawra
Oto znaleźliśmy się pod nagimi je.<jz-cze gałęziami kasztanów, kryjących chodnik krata fantastycznych cieni. Zwolniliśmy kroku i doktor zaczął mówić:
—■ Ktos bardzo mi. bliski, najbardziej bliski, umarłniedawno. Wie pani przecież.;. Żona moja; otruła się..Mówi się: l>o})ełniła samobójstwo. Tak to WTglada dla patrzącego z zewnątrz. Naprawdę o-iia umarła wobec zaniku woli zycia Gia-clys przyjechała ze mną do Polski, bo mme^ kochała-.'oś _mpgłby s-ą&i^Ye obcosc kraju, łudzi, języka, obyczajów zle na ma wpłynęła. To.byłby blad: Anglicy stanowią dziwny naród: prowincjusze, którzy się, dobrze czują w każdym miejscu świata. Posiadają głębokie przy-.wiazanie do"sw\>j ojczyzny-r— bez potrze-liv przebywania w tej ojczyźnie. Z tJla-dys — to było co innego niz nostalgia.■ trawił ją zanik instynktu zycia, woli zycia. Prze'z-kilkalatnie dawano jej możności wyjazdu do Anghi z wizytą do rodziny. Czy pani wie, kiedy nastąpiło to samobójstwo? Nazajutrz po otrzymaniu przez nią :pa.szportu do Londynu i z powrotem. Gladys nie pozostawiła anr jednego słowa tłumaczącego jej czyn. Napi-.sała tylko: ".Nie i)oi>ełniam omyłki. Nikł mnie nie otruł. Świadomie zażywam \nir ciznę"..Postąpiła jak zawsze, po dzentel-nieńsku. To rozegrało sięwyłącznie między ma, życiem 1 .śmiercią. Pomyślała i o tym, ażebym ja nie miał żadnych przykrości, zeby nie padł na mme cien podejrzenia. Do mojej szafki lekarskiej po truciznę włamała się przy pomocy kuchennego noza. P/Oze, wyobrażam sobie skrupuły tej kobiety! Gladys clokonywu-jaca włamania;.. To uniemozhwiło jej chyba odwrót: Jakże mogła dalej zyc, popełniw'.s'/.y takr niegodny czyn! Pani nie zna Anglików. Om bywają: zabawni w tych swoich skrupułach. Czasami zu pełnie nie pojmujemy, o co chodzi, a taki Anglik miota się jak w kotle pie kielnvm w.srod wyrzutów sumienia; A Gladys była Angielką; Tylko nie miala woli zycia. Tutaj jakoś jeszcze trwała!
34
Jerzy Seweryn
Za jeden twój uśmiech
(Copyrlg)it "Związlcowlec", Toronto, Ont.)
Został .sam na .sam — z echem wspo-ema, z echem śmiechu, z echem o-'osci Barbary
H(Kejrzal sie uważnie po ścianach, po pętach. Nie v/iedział na pewno, ale 3 było przypuszczać, ze niewiele się aiięnilo. 'Piłam, śmiałam się, tańczy-
- Nie byłam juz taka, do niczego..." aUo tego żyrandola migotało w jej 'X3ch, Ten sam fortepiani połyskują-. waz milcząca bielą klawiatury. ;
Cttho, na palcach, po złodziejsku pod-
- do fortepianu. Nadsłuchiwał Niko^ Gdzięs bardzo daleko, za wieloma
^ami slyc-hac było piskliwy sopran • Zza kotary głucho szumiała Puław-
''fz)ciinql n.ogą. lewy pedał fortepiani 2o> stjumic d-żwięk. Był trochę muzy-..'').\Vięi. lalwo znalazł potrzebne kia-Zabrzmiał zduszony tłumikiem, pi-"^^'<?hro\\aty — motyw tego kuja-
^^dzie ciocia ? wujaszkiem na przedzie"
kJ^^ał. .Nadsłuchiwał. Echo żabulgo-
"Jcichb: .Jeszcze raz, ogarnięty co-
.tt.eLszą goryczą i smutkiem, prze-.
^palcami po klawiaturze. To samo...
nla tańczyła śmiała sH? .Wszystkich
'zmieszała z inżynierem tańczyła ku-•iJKa
_^-zlaniala sie kałamaszka, wpadła P'^ wujaszka "
mocniej I w lej chwili noga uchn^i '^^ •'"^ 2 pedału, [kujawiak nagle na cały głos, bezczelny, ~Snn złodziejski gwizd na
>bszał skrzypnięcia otwieranych " J^^^'^ ^az z pasja, z goryczą — nulaszczy, gwiżdżący motyw, Ktonm "A jeden doktór to aż dostał "
^-ujaszek jedzie, jedzie, jedzie..." to taki był ostatni wieczór jej . .^-^^'^♦"^stemczne, ciężkie łzy schwy-J° za gardło Odwrócił się od forte-je-%cze dźwięczącego echem Or ^*ego, zuchwałego gwizdu. Na u rta^a Irena. "2«Praszam — powiedziała, u-
miechając się — weszłam tak bez pukania; Byłam pewna, ze to:Marek... Nie spodziewałam się pana.,.
; Szła do mego z wyciągniętą ręką i naraz zatrzymała się: i spojrzała zaniepokojona. — Ach, co panu jest?
Nie wiedział, co jest. Ciemne faliste spirale okrążały cały pokoj i podłoga chwiała się pod mm. Echo fortepianu rosło mu w uszach, jak grzmot, jak tępy łoskot obsuwającego się żelastwa. Dzwoniło coś i brzęczało, jak rozkołysana, stalowa szyna nad proznią wypalonych .ścian Było tak niezmiernie duszno...
— Nic Duszno — wykrztusił Melodia kujiiwiaczka rosła mu w u-
szach, jak lawina, jak wiatr huczący w rezonatorach pionowych murów — gardłowym przeciągłym echem wsrod nm(t-wisk
— Czekaj — powiedział Marek — właź tu, tylko uważaj na druty. Tam pod płotem; pewnie są jeszcze maliny.
— Na pewno zeżarli juz wszystko — mruknął Wacek — widziałem dzis rano z okna, jak wszystkie łobuzy z Falenckiej tu właziły. Patrz, jaka ścieżka wydeptana
— Nie- Cliodżmy. Tam me znaleźli pewnie One schowane są za łopianami. O, tu
Przedzierali się pnez gęste.wybujałe krzewy. Pielęgnowane kiedyś igra-' ćówane ścieżki, zarosły teraz zielskiem i piękne ogródki podobne były do leśnej/ egzotycznej kniei Na dawnym klombie piiiT-śię ku górze zagajnik malw. a białe mury wypalonej wewnątrz williokrj-ły dzikie wino i bluszcz, splecione rozrosłymi akacjami. Soczyste zapachy wisiały nieruchomo w gorącym i dusznym powietrzu, gorzki oddech piohinu mieszał się z finezyjna wonią zdziczałych róz i perfumami spóźnionych jaśminów, nad którymi drgały brzęczące roje much. a jakieś wielkie żuki uparcie i. monotonnie krążyły nad kępami strzelistych dzie-wann. warcząc, jak miniaturowe samolociki , ■
~ A wiesz, takiego nie mogę złapać
— powiedział;Wacek — wczoraj ganiałem; jednego z poł godziny chyba, az nar ciąłem się na drut kolczasty i całe portki podarłem A w domu były potem krzyki. Ciekawe, czym on tak burczy?
. — .la widziałem takiego z bhska. On buczy- skrzydłami jak chrabąszcz. Ale one kąsają, jawiem: Jednego chłopaka z naszej klasy w czoło uciął, to laka gula mu wyskoczyła od razu.
Brnęh dalej w maliniak, a na poplątanych, kłujących gałęziach czerwieniły się wielkie, soczyste maliny. Wc-zołgali się, sapiąc, w sam miąższ zielonej, bujnej dżungli, gdzie aż dusiło od słodkich zapachów, rozgrzanej ziemi I ckliwego zaduchu zwarzonych upałem lisci. Migiial jaskrawymi skrzydłami motyl, przelatując zygzakowatym, niespokojnym lotem. Muszy chor dzwonił jednostajną, unisonową nutą, a gdzieś niedaleko pojawiły sie w upale leniwe, ludzkie głosy. Cos śmignęło nieopodal, jakis wąski bury kształt kota czy łasicy. Marek cisnął za mm kamykiem, lecz to cos zapadło się w krzaki i pisnęłow gęstwinie. Najedli sie malm do syta i powędrowali dalej. Gdzieniegdzie znać było ślad wydeptanej .sciezki. gdzieniegdzie but wiały szczątki ogrodzenia, jeszcze me podebrane w ziniic. na opał." Dawne alejki porastały chwa.stami 1 zielskiem^ gęstą i pachnąca trawa Natknęli się na resztki altanki czy wartowni. Wewnątrz było trochę zgniłej .słomy, zardzewiała manierka żołnierska i r>c In o wystrzelonych łusek. Zbierali je ze znawstwem i fachowo, dzieląc sie spostrzeżeniami. — Patnaj, to od ."Visa' -r- .A to od pi-stolełu Iłelgijskiego.. — Wacek wypychał sobie co ciekawszymi okazami kieszenie; — Rzuć to — perswadował Marek przyniesiesz do domu i znow będzie awantura, ze śmiecie znosisz i kazą wyrzucić. — Nie, teraz mi me znajdą. Wymy.ślił€m nową skrytkę: u dziadziusia w łozku [KKł materacem. Nikt się nie domyśli...
Spoceni 1 zziajam jnyszkowah djlej po zaroślach. Natknęli się na rumy malowniczej altanki, a w niej pod .stołem na rozbitą skrzyneczkę apteczki polowej. Zfiizwojów spróchniałej ligniny wydobyli jakieś dziwaczne, niezrozumiałe ampułki-Na poczekaniu sporządzili strzelnicę: na barierze altanki ułozyL ampułki i ci-. skali wnickamieniami, kto celniej trafi Trafili wszystkie i do miodnych, miętowych zapachów ziemi 1 ziół dołączył się szpitalny^ chłodny zapach chloretj lu, — Tedy — prowadził dalej Marek
— obejdziemy te akacje. Szkoda prze» dzierać się, bo znów się pokaleczyn^. O, widzisz tamten komin? To dom. gdzie się urodziłem. O, tu...
Przedarli się przez gęstwinę ku gruzowisku. Nad bezładną masą kamieni i
cegieł zwarły .Sie gałęzie drzx}wa. Osmalone szczątki .scian oplatało dzikiewino I powoje- Jeszcze zachował się kształ szerokiego tarasu i resztki pięknych barokowych schodów, a czę.śćwilli sterczała ku niebu .strzępami pogruchotanych murów i scian z pustymi oczędałami okien tiez futryn i ram. Kilka granitowych, omszałych kolumn podtrzymyw^ało nieistniejący juz balkon pierw.szego piętra, a nad owalem dawnego hallu zwi.sało poplątane kłcl>owisko wiazan i -.szyn; Z otworów piwnic ciągnęło zgnihziią r wih gocia, a w głębi poły.skiwala nieruchoma, mazista woda.
— 'Iii byliśmy ~ pokazał czarną gro-iKiwą jaiiię .Marek — kiedy-uderzyła ta bymba. Tedy wydcstala się mamusia z Iza. A tam. w tamtym kącie w.szy.stkich przygniotło. .V tam, o widzi.sz, tam był pokoj mamu:-! i tatusia, a tu—r kuchnia. O, a tu zabiło na.szą nianię. Widzi.sz .— tym łjlokiem. Stąd ją wyciągnęli.
— Bujasz A skad ty to wiesz? -r-z^pytał nieufnie Wacek — przecież to byłohardzo dawno.
. — .\'ie bujam, bo .mi to wszy.stko mamu.sia niedawno pokazywała. Uwazaj.j ktos id/ie I Od strony ulicy słychać; było zgrzyt; 7.ardzewiałej furty. r>otom. szelest roz-suwanycli gałczi i kroki,na zwirzo. Chłop-cy zamarli w oczekiwaniu.
— 'lu id/ie s/epnął Wacek strii chlały - boje sio .Jes/c/e nas pr/cgoni
Zza kr/aka wyłonił sie i stanat w słońcu ktos obcy. wysoki, w mundurze.. Zbliżał .Sic powoli ku.gruzowisku. Wacek chciał cofnac s,c za rog
— \ieboj się — powiedział Marek jakimś przejmującym szeptem. — To mój tatuś. .Naprawdę moj tatuś,..
Ix;nkiewic-z przystanął, me wadząc ich jeszc-ze ftozgladał sie. Powoli wyjął cłiu-.Slec7kę / kies/eni i wytarł c/oło
Pr/es/edł jeszcze kilka kroków niezdecydowany. Skręcił za rog, przedzierając .się przez szpaler zdziczałych, roz pąsowiejących w gęstwinie i: zauważył icłi. Spojr/al zdziwiony i ii.^miechnął się .s/.e-roko:
— Marku' Ty'' Co lu rohis/''
— .Jj tatusiu I>/ien dobry Podszedł do ojca. U-nkiewicz r>ochy-
lił się i pocałował go w.czoło,.
— A to'' — .skinął na Wacka, — kolega? ■;,
— Tak tatusiu, z mojej kla.sy. Wacek,
— No. dzień dobry koledze Wackov w-j^ wyciągnął rękę I>enkiewicz. — A cóż tu rołiicie, chłop<y? Bawicie się?
— Przyszliśmy uzbierać trochę. mięty A przychodzimy tu c7.csto.: tatusiu. Tu zupełnie jak u Karola Maya. Wiew latusiu, "co to są prene?
Zwi^iek Polaków w Kanadzie to organizacja służąca ponad 50 lał Polonii. Wiele tkorzysfan gdy będziesz jej członkiem. STANISŁAW J. LACH, 0.C Doktor Chiroprakter Leczymy iMleAd, kofeł. nemy i mięsnie. . 124 Roncesvalle« Av.. LE $-1211 1174 Bloor St. W. . LE 3-0374 at Dufferin. P
JEŚLI CIERPICIE wskutek uporczywych bólów 1 eumatycmych lub innych bólów mięśni używajcie znaną od lat maść "Radfords spttial nib*^. Maść ta jest skutecznym środkiem przeciw bólom mięsni. Juł po pierwszym użyciu przyniesie .szybkq, koJqcą ulgę w cierpieniu. Maść tę można nabyć w LANDIS PHARMACY 462 Que«n Sł. W. EM (M)584 i EM S-2129. Zamówienia przyjmujemy oso . biście telefonicznie lub listownie. 87 p
DENTYŚCI
OR. MARA JINDRA DR. V. JINDRA LiKARZE • DENTYtCI przyjmuje takte wieczorami 1 » -toboty z4 uprzednim porozumieniem telefonlCfnym. 310 Bloor S». Wetł . WA 2-0844 (przy Spadlna) 49P
DR. W. SADAUSKAS LEKARZ DENTYSTA Prryjmiijr za uprzednim te1erolile» nym porotumlentem. Telefon LE 1-42S0 129 Grenadier Rd. (drud dom od Roncenalles)
OKULIŚCI
OKULISTKA J. T. SZYDŁOWStCa co., F.B.O.A: Radanie 00711, dobieranie szkieł l do . pasoNwwanle "rontai-t lenses" .v-codritMiiile od i0--7, soboty wł^crnle, w iiinyi'h godzinach za . ii|łrzi-diilni puro/uinteiticm. 1063 Bloor St. West • LE 2-8793 .(rńg ll:iv<>k>ck) 171?
Dr. V. J. Meilut LEKARZ DENTYSTA frzyjinuje od godz. 10 do S l'od 5 do 8. W soboly od 10 do 3. 282 Ronćesvalles . LE 5 7025 37P
OKULISTA S. BR060WSKI, O.D., 420 Roncesvallet Ave. ibll.sko Howard Park) Cod/lny przyjfć od 10-6.30 oraz la Ifli-rontr/nYin poroziinileniiMii TeL LE M251 - CL 9 8029 ■■|*-
Dr. T. L. Granowski DENTYSTA CHIRURG Mńwi po pol.sku. 292 Spadina Avt. — Toronto TeL 368-9038 IP
Lunsky
WA 1-3924
Okulista
470 College SI.
Oczy badanu', okulary do.sto.soHiijemy do w.szystkich defektów w/rokii. iKi iierwowo.^ć-. na ł)()l głowy. Mowmiy po polsku.
Luck Chiropracłic Clinics
BRACIA ŁUKOWSCY
DOKTORZY CHIROPRAKTYKI
Zdrowie. jrst największym skarłM>m człowieka ...
y.anicdhjiiie /drowia kosztuje drogo. Frześwió-. tl('iii;r HcninciiowskH- ' X Ityy" tylko za •zgło.sze-. nirmii^lcfonic/in-ni:. ■
1848 BLOOR ST. W.. TORONTO. ONT. TEL. RO 9-2259
V40 CHURCH ST. ST. CATHARINES
TEL. MU 4-3161 IP
EM 6-0584
APTEKA LANDISA
EM 8-2129
462 OUEEN ST. W. TORONTO, ONT.
Ot)słii«iij;)(a I'{;loniv Kimudyjską od lat.Wysyłamy lekarstwa do' I'ol.ski oraz: innydr kruj(;w ł.uropy, wulrie od cła Wykonujemy TC(c[)|v kaiiadyj.skił; liiI) krajowe. — Szybka;. fachowa olisługa.
Dla Pań połiadamy na składzie wielki wyb6r najlepłiego gatunku kosmełykiów ' orai priyborów toaletowych po cenach nainiłszych:
W.s/(>lkic zani^wifnia przyjmujemy osolii.^icm — listownie lub
teictoniczme. MILA POLSKA OBSŁUGA
6-P
Spółdzielnia SPOŁEM
687 Oueen St. W., Toronto, Tel. EM 4-3855
PRZEKAZY PKO — PACZKI iWlATECZNE ORAZ WSZELKIE PRZESYŁKI ŚWIĄTECZNE BEZ CŁA:
zywnoic, materiały ubraniowe, budulec, rowery^ samochody, meble itd.
Cenniki na żądanie. — Pi.scmnc zamówienia załatwiamy o<lwrotnie,
NA SKŁADZIE MATERIAŁY UBRANIOWE, CHUSTKI ... I'inne towary.
Income Tax Formt — wypełniamy tanio-
lDr.43
DOMINION TRANSLATION filia DOMINION TRAVEL OFFICE
T«l. 363481^
249 Oueen Wetł — Toronto —
.ZAŁATWIAMY. SPRAWNIt 1 SOLIDNIE:
.Siirowadzanie krewnych I nar/fC/onvch/, Polski. • Wyjazdy do PolnU. • Kmlprac.jł- do t;.SA. • Spraw} mai^lkout.- w kraju, akly darowi/ny,-. ■ ;ji-lni)ir)i/c(rlrlwa; iriał/i-n^iwa vTfT (iclnornufiiika Itp. • r..war*ntuivana |)r/<■^vt^.:l plcnn.fl/y.. • (łld ai!e (>ł-nM<in • IncoriK' lad.. • Tlumary^nla iii/lirla!ii<- w.s/i-lkK-li dukiiriii-iilou.'• (ib.stiiKa w jf/yku. pulNkłm. ....
BILETY NA MS. BATORY I WSZYSTKIE LINIE LOTNICZE. KUPONY "ORBISU". NOTAKY PUBLIC-:*
WYJAZDY W RAMACH SAMOLOTOWYCH WYCIECZEK ZBIOROWYCH 0 ZNiiONEJ CENIE, bezpoiridnio Z KANADY 00 EUROPY
fr. Kennedy Travel Bureau Ltd.
kf Oficjalne przedstawitiel.słwo "ORBISU" ■ 296 Oueen Street W. — Toronto 2 B
FACHOWO ... SPRAWNIE ... SZYBKO .. . tOLIONIt . . . TANIO . , . Wyiazdy tamolotowe i okrftowt, . indywidualne i iblofowe, równiet n« SPŁATY MIESIĘCZNE, przy wpiaci* 10%. — Sprowadzanie krewnych I narzeczonych.- Notarialne ttumaczenia. • WYBABIANIE WIZ, PASZPORTÓW, DOKUMENTÓW. WYSYŁKA PACZEK IPIENltOlY PRZEZ PEKAO (P.K.O.I 'AKtiHzjiiciit- «ic a zfMtanlecle obłlu>enl .u-jczyku poUkIm przez kierownik*:
•JERZEGO ŁUCKIEGO BIL'RO CZY.SNK od jffwlz S.OfJrano do fi.aO wlecz, cały tydzień, wUczaj^c .SOI!OTV._;j|a wygody l'.T. KUtnUw w ciwarXUi-~do utidz. 9.00 w not-y.,
EM. 2 3226
ŹJt<lajcic na.szydi prospektów.
EM. 24226 %
Wyjazdy - Wycieczki • Dokumenty
FOUR SEASONS TRAVEL