"TT,
ł -
wm
"ZWIĄZKOWIEC^ MAKZie JMÓM hsiz. 18 — 1964
UST Z LONDYNU
siarmjeh panach
ero. od któ-jest William 23 kwietr -J-Badnie 400 lat •^e^ail -Pozo-
olomeka na którego imię 'obce; który me niej jednej z je-
uwazaja, że -"ii' największym
t failtur)' powszech-mistrza szcze-■^spira znajdu-m^ttoniu, wiersze .się tu jaku nas ; sztuki-Szekspir . szczególnym, pie-ną dbałością
wspaniałym słoń-offskiego w An-plamki.
MI.-^STO
się w Strat-jym i wciąż jesz-jft-tków z tamtej . nad neka. nazy-
^. nad Awonem [dMii, w k-tórym ja-[jjc geniusz. Jakoby r 1)0 nie ma żadne-I na potwierdzenie tylko legenda i
, Stratford wy-rodzaju miasto-tu piękny ne są przede Szekspira, o-muzeum, a ż organizuje .się
, gdy tylko zaczai, Stratford na-jtoystów, przyja-. Lfjstawę, zobaczyć |i wielu zapowie-; przyjadą na kon-ki«t, na wieczory t poważne naukowe
jedzie? Na pewno jeteli nie milion. I świata, cieka-i ogrom-.ków. Wszyst-Śtratford i za-ćdttoy, liry, fran-kie złote na pa-skie i bilety de i restauracje, kilku miesię-larobi majątek. Po-
winien więc chyba być zadowolony.
Ale jaikoby nie jesL Ojcowie miasta niewiele robią, aby u-świetnić festiwal. Kaszty i or-gaiuzacja iiroczystośd ąwczywa-ją na barkach Szekspirowskiego Funduszu i jego dyrektora Levi Foota. Pieniądze płyną z prywatnych źródeł. •
Mieszczuchy stratfordzcy uważają, że lepiej byłoby rozbudować ich, miasto, przekształcić je w nowoczesne centrum przemy-słowe,_ a nie trzymać w postaci muzeum.^
Kiedy zaczęto budować nowe centrum szekspirowskią dzieci ze Stratfordu wysdy na ulice z plakatami, na których było napisane: Zbudujcie mma lepiej basen pływacki.
Ha, nie chcą opływać w historię, sławę i piękne słowa Szekspira. Wolą zwykłą wodę w basenie; .
KTO LEŻY W TYM GROBIE?
W kościele Św. Trójcy w Stratfordzie znajduje się grobowiec
kościelnej. Niestety, proboszcz otoowd;: i przeciął
wszelkie : domysły. Wrogowie więc działają tylko przez rozmaite^ publikacje. Ale przeciw nim IMyme lawina propagandy szekspirowskiej. Gdzie nie spojrzeć, wszędzie dziś widać Szekspira Na pudełkach zapałek, na znaczkach pocztowych, na pudełkach z poridżem i na mydle toaletowym.
rną pewno gdzieś tam w Kanadzie już dzisiaj szykują się turyści, któny w tym roku jadąc do Anglii, powiadają: Jedziemy zobaczyć Szekspira. ~
MASl NIEŚMIERTELNI
; My też mamy nieśmiertelnych 1 to urodzonych o wiele później niż Szekspir i wciąż wróżących wiele nadziei.
W uznaniu ich talentów i za-shig już dzisiaj wieńczymy ich Avawrzynem i ogłaszamy laureatami.
Ostatnio do rzesz laureatów, jakich tradycyjnie co roku stwa-^amy, przybyły cztery pozycje.
jako redaktor książek wydawa- znany jest od dawna: jako wy-nych przez Związek Pisany. O- ciąg z gniowłów płciowych był stataiowydj* swoją książkę pŁ- • • • *- -Pióropusz i szaada, będącą ri>ło-rm w^x»nmen i doświadczeń ze shiżby w dyplomacji Guenther
z płytą, na której napis, głosi: IZwiązęk Pisarzy Polskich na Ob-
'Tu leży William Shakespeare
Wykorzystując roiłoś 400-le-cia urodzin poety zwrócono się do prolx)szcza z prośbą o (kwarcie grobu. Chciano się przekonać, kto w nim leży i czy w ogóle leży w nim ktxjkolwiek.
Bowiem tajemnica wciąż otacza Szekspira. Historia jego życia posiada wiele luk, których nie potrafią wytłumaczyć uczeni, ani twórcy legend.
Istnieją trzy liczne grupy przeciwników Szekspira. Baconiści, twierdzący, że dramaty pisał słynny filozof i mąż stanu Franciszek Bacon; zwolennicy Krzy^ sztofa Marlowe, poety z Canter-bury, utrzymujący, że daeła Szekspira należą do canterbu-rejczyka; wreszcie najmniej liczni, ale najciekawsi piod przewodnictwem pana Humphrey'a, znanego buddysty londyńskiego, wyznawcy teorii oksfordzkiej, przypisującej twórczość szekspirowską Edwardowi de Vere, hrabiemu Oksfordu. ■ W^yscy oni w t3nn roku poświęconym pamięci Szekspira zmobilizowali siły i wspólnie planują przeciwdziałać pracy szekspirologów. Żądanie otwarcia grobu wyszło właśnie od tych wrogów Szdcspira i przez pewien CEa& Anglia zastanawiała się, co odkryje wnętrze krypty
cz>T3iie nagrodził Mariana Pankowskiego, Aleksandra Jaiitę, Władysława Guenthera i pośmiertnie Krystjmę Krahelską.
Każda z nagród wynosi około 50 funtów; to nie wiele, ale dla człowieka piszącego na emigracyjnym pustkowiu ważniejsze jest uznanie i pamięć, niż pieniądze.
*■*.#. Marian Pankowski, mieszkający w Brukseli, jest znanym poetą, a obecnie bardzo wysoko o-cenianym prozaikiem. Jego o-powiadajiia wywołują wiele kontrowersji przez swój realizm i tematykę, ale pisane są wspaniałą polszczyzną i z ogromnym temperamentem; . wszystko przepowiada w nim wielkiego i niezwykłego prozaika.
Aleksander Janta znany jest wsaystkim jako pisarz i podróżnik, który kilka razy okrążył kulę ziemską w poszukiwaniu tematów do swych książek i reportaży. Napisał już kilkadziesiąt tomów i nagroda za całokształt pracy należała mu się od dawna;
Władysław Guenther, najstarszy z nagrodzonych -wiekiem, ale młody twórczością, zasłużył się tutaj jako historyk literatury polskiej i świetny pedagog. Wykłada na Uniwersytecie Polskim na Olx2yźnie, oisze do wszystkich pism polskich, czynny jest
karierę swoją w MSZecie rakoń czył jako ambasador polski przy dworze łiolenderskim.
Czwarta nagroda ufundowana przez K(rfo AK w Detroit zosta-b przeznaczona na opublikowanie wierszy i piosenek Krystyny Krahelskiej, znanej pieńiarki, walczącej Warszawy, poległej w pierwszych dniach Powstania.
Charakterystycznem dla tegorocznych nagród są dwie rzeczy — pierwsza, że zostały ufundowane przez ludzi prywatnych l mec. M. H. Chmielewski, płk. Frandszek Raczek i kilku czytelników Dziennika Polskiego), drugie, to fakt. że nagrodzeni^ pisarze są w większości mieszkańcami innych krajów niż Anglia; Ta pozalondyńska działalność Związku Pisarzy przynosi mu zaszczyt.
Na zakończenie sprawy naszych nieśmiertelnych nasuwa się smutne pytanie — Irto na przyszły rok ufunduje nagrody? Coraz mniej ludzi interesujących się słowem pisanem, coraz bardziej stajemy się zmaterializowani i nieuczynni.
Ciekaw byłbym, czy w Kanadzie myśli się o złożeniu ofiary na rzecz piszących? I w Kanadzie są pisarze warci nagrody. A przede wszystkim nie brak tam szczerych patriotów i ludzi kochających słowo poMcie; Tylko widać jeszcze nie pomyśleli o.możliwości ofiary na rzecz literatury.
Cl CO NIE CHCĄ BYĆ STARYMI
Naturalnie, że my Polacy me chcemy się starzeć; Nie starze^ jemy się i coraz zdarzają się sprawy, jak choćby te nagrody pisarskie, które wyraźnie przeczą naszemu wiekowi.
Ale nie o nas będzie teraz mowa, a w ogóle o staruszkach.
Pewnego wieczoru wyczytałem w gazecie londyńskiej sensację: Tajemnica wiecznej młodości została odkryta! Londyński lekarz wynalazł pigułki odmładzające!
Podniecenie mnie ogarnęło i wielka nadzieja. Czytałem artyr kuł z wypiekami na twairzy, już prawie odmłodzony.
Niestety, sprawa przedstawia się nie zupełnie tak. iaik zapowiadają tytuły w gazecie.
Doktór Tyberiusz (piękne i-mie) Reiter leczy starszych panów pigułkami hormonowymi, tzw. testosteronem. Testosteron
używany od łat pny dMrołtarfa przemiany materii. Pierwszy zastosował wyciąg r gruczołów byka jako lekarstwo fi^^og fran-iki Brown-Seąuard w 1889 ro-
CUSli
ku. Było to w owym cz^e sensacją. Nikt wtenczas nie tylko nie myśl^, ale i nie mówił o takich t)ezeceństwach, jak gruczoły płciowe i sprawy z nimi związane. D<^iero później prace dra Kocha, MuhIbocka, a przede wszystkim działalność WortMio-wa i Steinaclia spopularN-zowidy te sprawy.
Było wielu różnych "cudotwórców" twierdzących, że potrafią człowieka odmładzać, ale niestety, żadnemu z -nich nie udało się tego cudu sprawić.
Pacjenci Steinacha, ' Worono-wa, Niehana i innych odraładza-czy po każdej kuracji odczuwali pewien przypływ wigoru i młodości, ale szybko to się kończyło i nadchodziło przykre rozczaro-wanie i jeszcze gorsze objawy starości niz przedtem.
Testosteron jako lekarstwo; stosowane jest przez wielu lekarzy, ale raczej należy się wystrzegać kuracji hormonowej na własną rękę. Kuszą do tego różne firmy jak i ta. która od roku 1941 -ogłasza się w Dzienniku Polskim, proponując swoje pigułki.
Doktór Tyberiusz ten sam testosteron stosuje inaczej. Za-, miast doustnie, wprowadza go domięśniowo i to operacyjnie. Robi głębokie nacięcie na por śladku pacjenta i wszywa tam pigułkę, która rozpuszcza się w ciągu sześciu miesięcy. Naturalnie przez pierwszych kilka dni pacjent ma trudności z siadaniem, ale później podobno czuje się wspaniale;
Może to i prawda, ale młodości nie przywróci nic, nawet taka operacja.
Swoją drogą, muszę pilniej obserwować starszych panów, któ-i*zy niechętnie siadają w auto^ busie. Może spotkam jakiego naprawdę odmłodzonego? POD PIGUŁKC
Już widzę, jak wstrząśnięci wiadomością o czynach doktora Tyberiusza <aynniki autorytatywne naszej emigracji zastanawiają się nad przywróceniem e-nergii naszym żohiierskira. szeregom. , •■
Nie, lepiej nie. Siedźmy sobie spokojnie i wygodnie. Panowie, zostawcie nasze pośladki w spoczynku..
Nie Dozwalam. Niech nasza młodość spoczywa w krvocie pa-niięci.iak szczątki Szekspira w Stratfordzie.
KITNESZYNSZYLE
mi W; wydawnictwe byminataych, a z jed-l.reportaży robię teraz sce-Wpłacę za samochód ipotem ze sjrfatami mi<B-sobie radę* jH-awda
H-dzić" — pomyślćńa An-[ *Jos nie powiedziała tego "".ze mną dzieje?. Chyba " Otuliła się szczelniej r znów zrobiło się-jej "Ij^a tematu narzuconego i go do mówienia o Kai-
Ale... eliciałabyni . o co cię pytałam na po-'IMieźle zrozumiałeś. Ja |«ce tak ogólnie. Ja chcę "ś mi opowiedział o so-' Karolinie.
I ? fotela. Jego regularne straszny, zły ^ymas. węziły się i błj^źcz^ padającym świetle Wysnęło coś, co kurczo-
e zabije" — pomyślała Jejętnie, z lekką tylko r^^we, że nie dostrzegła dłoni jego znalaa się nóż do przecinania ,.^"yp ostrzu na ciężkim ' ntmiku. Kiedy zbliżał się '^tę uderzyć; w twarz, ^oążyłyjej.jak z ołowiu, oronić. Musiała tak ° i patrzeć w oczy [■.'f^ojej śmierci Przem-^Jasna mya o pozosta-■ Paszcza rewolwei^.
teęfc To Marcin z c^ei l"5?toliL Zadzwoniło '•^ansowy dzganusKsk cytrynowa esencja '
igAnną jak gdyby iiał Ł?^^ i zmiażdżyć ją ^0 mocnego iciMa: j^0irę<»:
lecz już zamierał, już zmieniał się kolejno w gorycz i rezygnację: — Olga... Powiedziała ci Olga, prawda? Nie powinienem ci może mówić, ale skoro już znasz... Oldze nie trzeba zbytnio wierzyć. To dawne nasze dzieje: dzieciństwo, młodość. Olga...; Olga i ja przyjaźniliśmy się. Ale ona chciała ode mnie, oczekiwała ode mnie czegoś więcej niż przyjaźni: Była bardzo zazdrosna o Karolinę, nie mo^ wybaczyć ani mnie, ani jej naszego małżeństwa. -■Gała: pewność siebie Marcina Kira iiagle gdrieś znikła. Opuszczone Ł»ezwła-dnie wzdhiź ciała ramiona nadawały mu pozór bezradności i /zagubienia. Mówił z coraz większym trudem, daremnie czekając, by Anna jakimkolwiek pytaniem ułatwiła mu wyznanie: ; — Bó ja wiem;... może zresztą Olga miała rację. Ale ja bardzo... bardzo kochałem Karolinę. Tkwiła w niej jakaś niewyczerpana żywotność, zachłanność w stosunku do życia, coś, co i mnie zmuszało do stałego pięcia się w górę, nie-
ustannego wysiłku w zdobywaniu pozycji wśród ludzi. Nie wiem; czy możesz to zrozumieć;.. Dużo jej zawdzięczam, choć może nie była zbyt mądra. Potem...
To "potem" zawisło w powietrzu nieruchome i 0:oźne. Annie nagle, nie wiedzieć czemu, przypomniało się. Powstanie. Niemieckre bomby, gdy o#yw^ się od niosącego je samolotu, zdawały się taik właśnie nieruchomo zawisać na chwilę w przezroczystjm pogodnym niebie, zainim istaw^ się wybuchem siejącym śmierć i zniszczenie. Jaki sens wkłada
Marcin w i^wo "potem"? Jaką daje,mo graińcę w czasie? Oczy jego patrzyły na Anhę, jak jej się wydało, obce, cłiłodne i czujne. Tak, diyte przede wszystkie
w groźne pTęśd. *sz o Ka«]finie?!.'co
i'^ jej kolej na "nf
czujne. Uważnie śledzące każde drgnienie jej rysów.
^'Potem Kandina odesda. Po prosta, moje zaniki nie wystarczadbr na takie życte, jakiego pragnęła. No i ja sam, pracując dmana i nocami, jiie mo^em
poświęcać jej zJ^yt wiele czasu. Kiedy m powiBdział^ie odchodzi, powiedziała .ror wnież^ że od' dawna z tym męzcQ^-ną... że.., iCLbędzie mi^ z nim dziecko. Twarz msA bladą, zadętą. Annie
pizys^ na my^ iż 'widocznie .d4§ jeszr cze:iURlsełioIeć-ałe nKće i wtaBw; wdUztrfiao się jej agroinnie żal to.tijFio jej wiaśówie
Nie powiedział nic nowego, a jednak czuła się tak, jak gdyby pierwszy raz sły-, szała tę historię banalną, podobną do wielu innych, lecz odzywającą wciąż, za każdym razem, natężeniem ludzkiego, cierpienia. Gotowa była w tej chwili wybaczyć Kirowi wiele, może nawet wszystko. Gotowa była z prokuratora przemienić się, w obrońcę, dopóki Marcin me wypowiedział następnych słów:
— Rozeszliśmy się. Zmieniła nazwisko z powrotem na swoje panieńskie. Spotkałem ją przelotnie : raz czy. dwa. Nie wiem, co się z nią teraz.dzieje. Ot i wszystko. Wystarczy ci?
Anna chciała zakrzyknąć: "Nie! Nic wystarczy mi! Kłamiesz. Dobrze wiesz, co się stało z Karoliną. Do końca wiesz wszystko, do samego końca!" — ale słowa te nie mogły się wydobyć ze ściśniętej krtani. Gdyby był niewinny, powiedziałby jej wszystko to, o czym wiedziała, i o to, o czym mogła jeszcze nie: wiedzieć. Mi^. ochotę płakać i krzyczeć, a może po dziecinnemu tupać nogami albo cisnąć jakimś przedmiotem :o ziemię. Co.zrobi Marcin, jeżeli powie mu: "Przecież byłeś u Karoliny w Brzozowej!"
Krążył teraz po; pokoju bezszelestnie, płynnie, zataczając koła. Poły jedwabne-: go, brązowego szlafroka rozwiewały się lekko. Prz3T)omin'ał tymi ruchami dużą zabłąkaną ćmę,, szukającą wyjścia z pułapki a zarazem nie zdolną do oderwania się od kręgu światła. Nagle znów zatrzymał się przed Armą. Klęknął i poczuła jego dłonie na swoich kolanach:
— Anno, Anitko, co ci jest? Prze^ Icież chyba nie masz, nie możesz mieć iżalu do mnie o tamto... To przesdość. Nie istniejąca przeszłość; Nie ma już Karoliny... dla mnie nie istnieje; Tylko ty. Tylko jedna ty. Czyż nie wiesz? Przecież wiesz <5 tym dobrze... jak nikt; Anit-ko- Nie męcz mnie. Och, żebyś ty wiedziała jaki ja jestem zmęczony;
. Przytulił głowę do jej kolan i ostat nie słowo zabrzmiało, prawie jak głuchy szloch. Anna wcisnęła się jeszcze głębiej w fotel, jak by pragnęła zniknąć w jego miękkim oparciu. Nerwy -mirfa napięte do ostatnich granic,, czuła, że cała drży. Ostrożnie dotłmęła dłonią cz(^ Marcir na. Perlił się na nim pot; Podniósł na nią oczy. Podobne były do oczu skrzywdzonego i gorąco Wstającego didecka. Pomyślała przelotnie i wbrew ;logice: "Wygląda zupełnie jak mały Knyś..." W pamięci Anny przemknęło, niby w momencie śmiertdnego ni^)e^ieczęńśtwa, nrazystko, cb zdarzyło się międ:^,iaą i Marcinem, niczym pr^pieszody fihn: Aż do bólu, ostrego, dławiącego, pożałowała tych vrepomnłeA i zapragttęła; raz jessicze jednej tałdej v chwiH, ^ra; już nigdy więcej w ^rciu nie zdangr się, jeże^ Anna pfzemówi. A poteuL.; Potem z2K]awać:mul)ędzie pytania, z którymi tn^josiysda. Ostatni raz. Ostatni raz mu-si^rilbEĆiaa^mieć pny sobie. Podąjlfla
.-■'ii.
się ku niemu całym ciałem i przykryła go ramionami, jaik by pragnęła osłonić sobą przed niebezpieczeństwem, które było naą samą. . ;
Kiedy Anna się ocknęła; Vv dalszym ciągu trwałą noc. Stojąca lampa paliła się nadal. Zapomnieli wyłączyć radia. Coś w nim syczało: i trzeszczało cichutko, dawno już chyba skończyło się nadawanie programu. Jedyny znak istnienia jakiegoś świata poza tym pokojem, podobnym do zamkniętej muszli morskiej. Marcin spał na wznak z ramieniem podłożonym pod głowę. Patrzyła na niego długo, jak gdyby zamierzała utrwalić sobie w pamięci na zawsze obraz tej twarzy, której głęboka bruzda koło u.st nadawała wyraz; goryczy. Dziwne, że za /Ima bruzda ta była mniej widoc/na. Marcin tak często maskował ją ironicznym uśmiechem. Spał niespokojnie. Sen nie rozprężył jego rysów. Powieki drżały lekko, jak by za chwilę miał się obudzić. Anna uniosła się i oparła na łokciu. Drgnął, lecz nie przebudził się. Wargi Jego poru.szyły.się, coś szeptał pr/w son. Anna [wcliyliła się nad śpiącym; Trzeba się pożegnaćj Marcinie. •
-r- Karolino... .— szepnął Marcin i 7\nnę zdumiało natężenie jego głosu.. Ton stanowił mieszaninę zdumieniai bólu, błagania i groźby. 1 chyba Jeszcze czegoś, ale: Anna nie potrafiłaby się zdecydować w wyborze: nienawiści czy miłości—Och, Karolino.....Przestań... Zabiłbym cię za to... '
Szept umilkł. Kir poruszył się gniewnie, ramieniem zasłonił oczy, widocznie raziło go przyćmione światły lampy.
Anna bezszelestnie zsunęła się z tap-czana i zaczęła się ubierać; Drgnęła. Ma--cjn znów coś mó)vił przez sen, wśród niewyraźnych, splątanych sylab wyłowiła koniec zdania. Kir,niemal krzyknął:
--Dlaczego to zrobiłaś, Karolino?
Drzwi wejściowe Anna zamknęła za sobą mocnym szarpnięciem, niebaczna, że ich łoskot może, obudzić śpiącego. Musiało być już po piątej, gdyż kuta brama frontowa stała otworem, W rozpiętym, p.^aszczu i bez czapki, która zapodziała się gdzieś w przedpokoju, sił zaś już zabrakło na jej szukanie,- Anna pędziła r przez ulice zupehiie puste i ciemniejsze i niż kilka godzin temu, najciemniejbo;vi wiem bywa przed świtem; Biegła Jak} sj^oszone i gonione zwierzę, choć dawno już mm^a ulicę Kubusia Puchatka,
Kiedy wródła do domu, zanim jeszcze zdjęła z siebie przemoczony płaszcz, skorzystała z pierwszej chwili nieobecności djca w potoju. Pan Hieronim podrąrtał do ioichni, bo kipiało na gazie mleko, Anna zaś sjybkim, niecierpliwym ruchem wyszarpnęła szufladkę nocnego stolika, wyjęła z mej kopertę, którą włożyła tam .wieczorem przed wyjściem, i jeszcze raz przed podarciem na dn*ne strzępki- i,«^niem w popidniczce rzuciła okiem na kartkę zapisaną
snym, - stei^ .
t,j_..- ^^^^^ ^^^^^
Wracając do tego wielUego angielskiego barda, to: powiem sjKzerre, że postSKrwttem go też uczcić. Oto w City londyńskim jest dziebuca poświęcona jego pamięcL Domy nowoczesne zbudowane są w stylu dżbietań-skim, uliczki k<dorDweJ_czaniją-
ce, a na skrzyżowaniu stoi pię-kny bar "Pod^zekspirem"7T)ar ją w nim wspaniałą pcriędwicę z rusztu i do tego piękny w kształcie, chłodny w dotyku, złoty w kolorze kielich whisky.
Pod tego Szekspira, panowie, i pod tę pigułkę.
Jeżeli chodzi o przywrócenie młodości na chwilę, to nie ma jak kielich whisky!
OKULIŚCI
OKULISTKA
BR. BUKOWSKA BEJNAR OJ). 274 Ronc«svallM Av«l
(pnar Geoffiey) T«I.LE 2-5493
Godiiiijr .przyje«: coddennh od lA ' wlecŁ W soboty od 10 do 4 wleoL
rmno
% S
FARTUCHY
Btale i kolorowe dU sióstr w szpitalach, frrtierdc. kebierek itp. poleca po cenach tniioojreh .sklep polskL. 34S Birtłium 5». napmcŁw .Wett ag«lUL
DR. w. lADAUSKAt^^ _ UKAM NNTTSTA
■ Łym pononiimlwii^ia, Ttltfoti LI 142S0 m Or«M«w Rd. (*iicł dom od Ri<«BMnnM)
ADWOKACI I NOTARIUSZE
BIELSKI & BIELSKI
Adwokaci • Notariutn . Obraóćr Załatwiamy wntlkla «#rawy
cywilna I karna. C. M. BIELSKI, BA., BCL. V. W. BIELSKI, B. COMM. Siliła 307 NaHonal BwiMin» ' Sa BAY ST. — TORONTO TIU: IM M2S1 ni-: CH 4^I«
lOO-W
fiEORfiE BEN, B,A.
ADWOKAT I NOTARIUSZ Mówi po polsko. 1134 DundM Sł. W. • TofWit* Ttl. LR 44431 . LB 44432
Dr. S. D. Bri9Bl CHIRURO — LEKARZ DENTYSTA _ STuMATOLOO -Spaciaima Oierdb lam* mmai RuntciaB'1 A SturMona* KaneeUria No. STO
•6 Bloer S>. W. — Tof«nlo Tsitfon WA 240Si
DR. A. MEDWECKA
LEKARZ DENTYSTA
70 SptdiiM Rd. • WAInut 24511
(S bloki na pMnoerod ul. Bloor) Priyjrauje codziennie od 3-«J do >«j wlecz., w aoboty od 1(MJ do ł-«J po przednim poroiunUenlcm telefonica-nym. 1S>W-«B
Dr.B.WKlini DENTYSTA
Godziny: 10-12 i 2^ 3M Bathunt S». - BM 44S1S
DR. ANDRZEJ DUKSZTA
LEKARZ-DENTYSTA
objQł praktykę po Dr. A. Wollln
10; Howard Park Ava.
. (bUsko RoncesvallM) ' Ttl. LB 1-2005
it-s
JAN ALEXANDROWICZ LLM.
NOTARIUSZ OLA PROWINCJI ONTARIO ' Kontrakty, Pałnomecnictwa, Tatłamanty oraz Akty CiyiUwM PTBWM okrallone w "Ontario NołarlaaAcr. -Pomoc Prawna, we wszelkich (prawach Rodilnnyel), Sl^adkowjreli . 1 Majątkowych w Polace I Zagranicą.
Wlerzytelne Thimaczenla Dokumentów. — Pomoc'w Imlpaejl do UAA. , t odszkodowaniach hltlerowtklcb. — Income Ta>. ...
Biuro* 618A Quoen Sh W., Toronto, On»., Conoda
Tal. RM 14441. — Wlaaorems Scarbereosh AM 1'Ma*
UO-W
RZECZYWIŚCIE ODŚWIEŻAJĄCE
Jedyny napój, który (makiem tak iywo, przypomina napoją, uiywa« m przaz Waa w "starym kraju".
Robiąc zakupy zawtto paniift*lr cia o znaku jak na ttj ijułtic*
GWARANTUJEMY, 2E WASZE PRAGNIENIE ZOSTANIE ZASPOKOJONE
— Zachwyt rodzlnyl
— Dla dzieci wydarzenlel
— Napój nie znający łotte ■ równego!
wie jak zrobić prawdziwi KAPUSTĘ NSZ0N4
prpc-
łOWl-
f)ecu
mltm rwot-
WSPANIAŁA Z KAtZKĄ
Ubby, McltaUl « Utby tUjCmtU, UnlM«r ^Oiafl^; Pntarta^-
iOde-. K ty-
llfl
II
Mi
mm